Pan Jodła (Heine, 1906)

>>> Dane tekstu >>>
Autor Heinrich Heine
Tytuł Pan Jodła
Pochodzenie Świat R. I Nr. 13, 31 marca 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Weyssenhoff
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pan Jodła.
(Parafraza z Tannhäusera Heinego).

I.

Pobożne dusze, strzeżcie się
W szatana popaść sidła!
O panu Jodle śpiewam pieśń,
By wam niecnota zbrzydła.

Szlachetny Jedliniec, rycerz zdrów,
Miłosnej żądny uciechy,
Na górze Zezylii z duszą grzązł
Lat siedem w lube grzechy.

„Zazulo, piękna żonka ma,
Żegnaj mi skarbie drogi!
Nie mogę dłużej z tobą żyć,
Wezmę już za pas nogi".

„Jodło, rycerzu zacny mój,
Nie dałes mi dziś całusa —
Pocałuj wnet i powiedz skąd
Ta wędrowania pokusa?"

„Czy kiedy wysechł tęgi miód
W pisanym twoim dzbanie?
Czyliś w słodyczy moich ust
Nie zaznał, co kochanie?"

„Zazulo, piękna żonko ma,
Od miodu i wesela
Dusza ci we mnie chora jest;
Trza mi gorzkiego ziela.

„Dosyć mam śmiechu, dosyć gier,
Pątnika kosztur chwycę
Miast złotogłowiu wezmę wraz
Pokutną włosienicę".

„Jodło, rycerzu zacny mój,
Poczynasz ze mną swary —
Przysiągłeś wszak potysiąc kroć,
Że mi dochowasz wiary.

„Pójdź! zaśpiewamy tajną pieśń
W komory naszej cieniu —
Lilje mych ramion, usta z róż
Ulżą twojemu cierpieniu".

„Zazulo, piękna żonko ma!
Twój czar na wiek ostanie,
Jak dawniej wielu lgnęło doć,
Lgnąć będą znów chrześcijanie.

Lecz że je chwiwie ten i ów
Całował już przed laty,
Lilje twych ramion, usta z róż
Obrzydły mi zakaty!

Lilje twych ramion, usta z róż
Przejmują mnie aż ohydą,
Gdy widzę przyszły szereg tych,
Co paść się na nich przyjdą.

„Jodło, rycerzu zacny mój!
Tego mi już zawiele.
Wolałabym, żebyś mnie zbił,
Jak jeszcze w zeszłą niedzielę.

„Wolałabym, żebyś mnie zbił,
Niewdzięczny chrześcijaninie,
Niż tę obelgę zimnych słów,
Za to, co dla cię czynię.

„Za miłość mą, za tyle łask
Taką mam dziś zapłatę?
Bądź zdrów — i możesz sobie iść —
Sama otwieram ci kratę."


2.

I dzwon i śpiew ze świętych bram
Rozlega się w Rzymie, w Rzymie;
Procesyę wiedzie papież sam,
A Urban mu na imię.

Wspaniale stąpa Boży mąż
W potrójnej, złotej tyarze,
Purpury jego niosą kraj
Najwyżsi dygnitarze.

„Urbanie, Ojcze święty, stój —
Nie dam postąpić ci kroku,
Zanim spowiedzi zbędę mej —
Ratuj od piekieł uroku!

I wszerz i wstecz odstąpi lud!
Zamilkną zbożne pienia —
Kto pielgrzym ten, co tarza w proch
Twarz dziką od cierpienia?

Urbanie, ojcze święty mój,
Rozwiązań moc ci dana —
Ach wybaw mnie z piekielnych mąk
I z właści złej Szatana!

Rycerzem Jodłą zowią mnie;
Miłosnej żądny uciechy,
Na górze Zezylii z duszą-m grzązł
Lạt siedem w lube grzechy.

Zezylia gładka pani jest,
Figlarna i pieściwa;
Jak słońca blask i kwiatów woń
Jej głos tak słodki bywa.

Jak motyl, gdy chce miody pić
Z wiosennych kwiatów kruży,
Tak dusza moja dąży wciąż
Do ust jej słodkiej róży.

Jej zacne liczko pełne kras
W warkoczy czarnej klamrze,
A spojrzą na cię oczy — skry,
Aż dech ci w piersi zamrze.

Gdy spojrzą na cię oczy — skry,
To jakby cię okował;
Jam tylko z wielkę biedą raz
Z tej góry się salwował.

Salwował ja ci się z tych gór,
Lecz gończym za mną lotem
Ściga mnie lubej pani wzrok
I woła: śpiesz z powrotem!

Upiorem marnym błądzę w dzień,
A życiem tylko mi noce;
O pięknej żonie wtedy śnię:
Przysiada się do mnie, chichoce.

Chichoce na szczęście, ochotę i szał!
Ząbkami tak białemi!
Kiedy przypomnę ten jej śmiech,
Źle mi i pusto na ziemi,

Miłuję bo ją z całych sił,
Nic miłowania nie strzyma!
To niby potok z górnych skał,
Ustanku dlań już niema.

Z kamienia na kamień leci w głąb,
W przapaści tonie i w pianie,
I żeby stokroć skręcił kark,
W impecie nie ustanie.

Gdybym tych niebios panem był,
Jej bym i słońca krąg złoty
Jej bym i księżyc słał do stóp
I wszystkie gwiazd klejnoty.

Miłuję bo ją z całych sił,
Płomieniem, który mnie chłonie?
Czyli to żar piekielny już,
Czy wiecznych ogni tonie?

Urbanie, Ojcze święty mój,
Rozwiązań moc ci dana —
Ach wybaw mnie z piekielnych mąk
I z właści złej Szatana"!

Żałośnie Papież ręce wzniósł,
Żałośnie bardzo biada:
„Jodło! nieszczęsny z ciebie człek!
Na urok trudna rada.

Ten czart, co się Zezylią zwie,
A Venus u Auzonów,
To mocny czart — nie wyrwę cię
Z różowych jego szponów.

Twej duszy ceną płacić masz
Pragnienia żądz wszeteczne —
Przeklętyś jest, skazanyś jest
Na piekieł męki wieczne".


3.

Pan Jodła wędruje tak szybko, aż mknie,
Piechotą, nie w złotej karocy —
Na górę Zezylii z powrotem się wspiął
Tak jakoś około północy.

A pani Zezylia zbudzona ze snu
Z łożnicy wyskoczy uprzejmie,
Białemi ramiony za szyję co tchu
Rycerza miłego obejmie.

Pan Jodła cicho do łoża szedł
Zdziewając szmaty odzieży,
Zezylia poszła do kuchni wnet
Zakrzątać się koło wieczerzy.

Daje polewkę, daje mu chleb.
Karmi go, poi do syta,
Zwikłany mu zczesuje włos
I słodko tak go pyta:

„Jodło, rycerzu miły mój,
Bardzoś mi długo nie wracał —
Gdzie też to bywał mój pan mąż?
W jakich się krajach obracał"?

„Zazulo, piękna żonko ma,
Byłem pomiędzy Auzony —
Wypadła droga mi na Rzym
I śpiesznie wróciłem w te strony.

Na siedmiu wzgórzach stoi Rzym,
Tyber tamtędy się kręci;
Papieża-m w Rzymie widział też —
Poleca się twej pamięci.

Józef Weyssenhoff.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Heinrich Heine i tłumacza: Józef Weyssenhoff.