Pasły się owce pod borem, przybieżał wilczek z ferworem,
Rozproszył owieczki, one do ucieczki
Za Panem, za Panem.
Skarżą się przed nim w stajence, ukazując rany panience,
Wilczek nas pokąsał, jeszcze się natrząsał,
Nad nami, nad nami.
Na pastuszków też skarżyły, że długo w szopie bawili,
A my niebożęta i nasze jagnięta,
Giniemy, giniemy.
Prosimy Państwo łaskawe, wejrzyjcie sami w tę sprawę,
Bo krzywdę cierpimy, wynijść się boimy,
Na pole, na pole.
Kazał Pan wilka zawołać, pasterzom sprawę obwołać,
Zbiegło się co żywo, patrzyć na to dziwo,
Do szopki, do szopki.
Idzie wilk z płaczem do Pana, niosąc na sobie barana,
Prosi o pokutę, Pan mu też w chałupę,
Dać kazał, dać kazał.
Położyli go na gnoju, bili potężnie do znoju,
Owce pomagały, kijów dodawały,
Pasterzom, pasterzom.
Aż się go sam Pan użalił, owieczkom tego nie chwalił,
Że bez kompasyi krzywdy się swej mściły,
Nad wilkiem, nad Wilkiem.
Idźże ty wilku do jamy, pamiętaj o coś karany,
Nie rusz mi owieczki, ani jagniąteczek,
Kochanych, kochanych.
Poszedł wilk z płaczem po chłoście, spotkał kompanów na moście,
Bieżcie prędko bracia, tam jest szumna płaca,
W stajence, w stajence.
Oni pobiegli z ochotą, popisując się z robotą,
A pasterze po nich, w ostatku psów do nich,
Puścili, puścili.
Wnet wilcy z gniewem na brata, takaż to szumna zapłata,
O zdrajco! nie bracie, będziesz miał w zapłacie,
Śmierć za to, śmierć za to.
Obskoczyli go do koła, a on nieborak zawoła,
Ra ra, ra ta ta, Stwórco wszego świata,
Już ginę, już ginę.
Zlecam me sieroty dziatki, teć wszystkie moje dostatki,
Wyznawam zgrzeszyłem, sto owiec zdławiłem,
I więcej, i więcej.
Ci mnie sprawcy podwiedli, sami ich z tysiąc pojedli,
Proszę cię mój Panie, niech też za karanie,
Śmierć wezmą, śmierć wezmą.