<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Leśmian
Tytuł Piła
Pochodzenie Łąka
Wydawca J. Mortkowicz Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIŁA.


Idzie lasem owa zmora, co ma kibić piły,
A zębami chłopców nęci i zna czar mogiły.

Upatrzyła parobczaka na schyłku doliny:
— „Ciebie pragnę, śnie jedyny, — dyny moje, dyny!

„Pocałunki dla cię, chłopcze, w ostrą stal uzbroję,
„Błysk — niedobłysk na wybłysku — oto zęby moje!

„Oczaruj się tym widokiem, coś go nie widywał,
„Ośnij-że się tymi snami, coś ich nie wyśniwał!

„Połóż głowę na tym chabrze i połóż na maku,
„Pokochaj mnie w polnym znoju i w śródleśnym ćmaku!”

— „Będę ciebie kochał mocą, z którą się mocuję,
„Będę ciebie tak całował, jak nikt nie całuje!

„Będę gardził dziewczętami, com je miał w swej woli,
„Bo z nich każda od miłości łka, jak od niedoli.

„Chcę się ciałem przymiarkować do nowej pieszczoty,
„Chcę się wargą wypurpurzyć dla krwawej ochoty!


„Chcę dla twojej dla zabawy tak się przeinaczyć,
„Abym mógł się na twych zębach dreszczami poznaczyć!”

Zazgrzytała od rozkoszy, naostrzyła zęby:
— „Idę w miłość, jak chadzałam na leśne wyręby!”

Zaszumiała po nad nimi ta wierzba złotocha, —
Poznał chłopiec, czem w uścisku jest stal, gdy pokocha!

Całowała go zębami na dwoje, na troje;
— „Hej, nie jedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!”

Poszarpała go pieszczotą na nierówne części:
— „Niech wam, moje wy drobiażdżki, w śmierci się poszczęści!”

Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:
— „Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!

Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,
Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiały.

Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek, —
Niewiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!

Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,
Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku.

Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy,
Uchem, wbiegłem na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy!

Oczy, wzajem rozłączone, tleją bez połysku,
Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku.


Jedna noga po pod lasem uwija się w tańcu,
Druga włóczy się na klęczkach po zbożowym łańcu.

A ta ręka, co się wzniosła w próżnię po nad drogą,
Znakiem krzyża przeżegnała niewiadomo kogo!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Leśmian.