Pisma Jakóba Bojki

>>> Dane tekstu >>>
Autor Antoni Chołoniewski
Tytuł Pisma Jakóba Bojki
Pochodzenie Świat R. I Nr. 13, 31 marca 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pisma Jakóba Bojki.

(„DWIE DUSZE“ napisał Jakób Bojko. Kraków. Str. 107. „PISMA I MOWY" Jakóba Bojki z przedmową Wł. Orkana. Lwów. Str. 181).

„Chłopskim Skargą“ nazywa p. Władysław Orkan Bojkę w przedmowie do zbioru pism jego i przemówień i niema może w tem nazwaniu przesady. Postać wielkiego kaznodziei rysuje się na tle historyi kultury narodowej tak wyjątkowo, że ścisłych porównań z nim właściwie przeprowadzać nie sposób. Ponadto występuje ona na ogromnem tle przestrzeni i czasu, wywiera wpływ swój na dziesięć pokoleń, oddziaływa na całą umysłowość narodu. Nowoczesny „Skarga chłopski“ jest w zestawieniu z nim skromną postacią. Ale odnajdujemy w nim z przedziwną dokładnością te same drogocenne składniki, które wypełniły moralną, umysłową i literacką treść natchnionego kaznodziei Zygmuntów. Jest w nim ta sama szczerość i bezpośredniość wypowiadania się, ten sam majestat prostoty, ten sam żar uczuć obywatelskich. Jako pisarz wskrzesza Bojko najpiękniejsze tradycye naszej literatury politycznej. Tylko akcesorya zewnętrzne zmieniły się. Na miejscu dawnego ziemianina-pisarza, który tak charakterystyczny stanowi typ w dziejach naszej umysłowości, występuje w nim po raz pierwszy na widownię chłop-obywatel, imający się pióra dla wypowiedzenia swych myśli o naprawie rzeczypospolitej. Ubogi rolnik gręboszowski, własną dłonią orzący skromny zagon ziemi ojczystej, tą samą twardą, pracowitą dłonią ujmuje pióro i w długie wieczory zimowe spisuje przędzę swych myśli, natchnionych troską o dobro publiczne. Przebija się w nich dusza czysta, jak kryształ, obok hartowności męża i prostoty dziecka. Jako obywatel kraju jest ten wójt z Gręboszowa postacią nową i piękną. Ucieleśnia w sobie idee nowoczesnej Polski i okazuje naocznie przebogate skarby moralne i umysłowe, jakie spoczywają na dnie wielomilionowej duszy polskiego chłopa, oczekując wyzwolenia.
Bojko jest samoukiem, sobie zawdzięcza przedewszystkiem wzniesienie się na wysoki poziom, na którym znajduje się, jest atoli także wykwitem tej pracy narodowej, jaką odradzająca się Galicya podjęła po stuletnim okresie jarzma niemczyzny. Jest to chłop-polak, chłop-patryota w każdem drgnieniu swego gorącego serca i pięknej duszy. Jak zły sen majaczy się obok niego dawna, zamierająca w naszych oczach, a typowa kiedyś postać „chłopa cesarskiego“, dla którego Polska była symbolem pańszczyzny i upośledzenia. Nie trzeba go już podnosić na wyżyny narodowych ideałów. On jest polakiem w każdym calu, takim samym, jak ci, co dźwigają nieprzerwaną tradycyę polskości od wielu pokoleń i przyjmuje z tęsknotą i miłością dobrego syna nie jakąś Polskę doktrynerską, ułamkową, specyalną, ale całą, z jej całkowitym spadkiem dziejowym, z jej błędami nawet i ciężarem grzechów, czuje się solidarnym z nią i pragnie ponieść dla jej szczęścia każdą ofiarę. Przebija się to z każdej karty jego pism. „Myśmy już nie cesarscy, jak nasi ojcowie — wyznaje Bojko — ale głośno się przyznajemy do tej matki ojczyzny, która nam tyle wieków była straszną macochą i z chlubą zwiemy się ludem polskim“.
Nie jest mu obcem nic, co jest polskiem. Pociąga go cała ojczyzna, której poznanie staje się jednem z najgorętszych jego pragnień. I płynie z orylami wzdłuż Wisły, wita królewską Warszawę, poznaje łany kujawskie, ze wzruszeniem oddycha powietrzem starej Polski nad Wartą. We Wrocławiu dopytuje się o Psie Pole, które radby zobaczyć dla nabrania otuchy, „że nas przecież niemcy nie pożrą, mimo, iż od tylu wieków pracują nad zagładą słowiańskiego szczepu“. Nad Gopłem, u stóp Mysiej wieży, nasuwa mu się uwaga, że „nie zbłądziła Polska, gdy się oparła niegdyś na chłopie i obrała go królem, ale przeciwnie poszła na służbę do obcych, kiedy lud odepchnięto od wszelkiego udziału w życiu publicznem". Wszędzie towarzyszy mu gorące, niewyrozumowane, instynktowne umiłowanie swojszczyzny. Poznał niemały kawał świata, lecz nigdzie nie podobało mu się tak, jak w Polsce, wszystko nasuwało mu wspomnienia oddalonego kraju. Gdy idzie na Hradczyn czeski, uderza go przedewszystkiem że „nie jest tak odarty i zniszczony, jak zamek naszych królów“ i wzdycha: „Stary, drogi Wawelu! czy doczekasz się, by cię przywrócono do pierwszej świetności?“ Chwali kościoły praskie, ale dodaje, że „ani w połowie nie mogą iść w porównanie z naszymi krakowskimi“. A gdy na wystawę czeską 1891 r. sprowadzono z najodleglejszych okolic kosztem kraju setki dzieci włościańskich, i gdy koło głównego pawilonu dziatwa ta zaśpiewała „Kde domow muj“, „to i myśmy — mówi — mieli łzy w oczach i patrzyliśmy na to i rozumiemy teraz, dlaczego czesi stanęli tak wysoko“.
W ludzie polskim pragnie Bojko wyrobić poczucie godności osobistej, odwagę cywilną i niepodległość sądu, a zabić do reszty starą „pańszczyźnianą“ duszę. Dokładnej analizie tej duszy poświęca książeczkę swą, jedną z najciekawszych, jakie zna nasza literatura polityczna wogóle, napisaną z świetnem zacięciem, pełną obrazów śmiałych i barwnych, a obok tego będącą wspaniałym dokumentem obudzenia się duszy polskiego ludu. „Pokutuje w nas — mówi Bojko, zwracając się do włościan-wpółobywateli — dusza bardzo starej, brzydkiej pani, która zmarła w roku pańskim 1848, a zwała się pańszczyzną... Tej pani darowaliśmy wszystkie jej wybryki, jako że broiła na całym świecie, a powtóre, że tak ona, jak i ci, których gnębiła, pomarli, i nie masz z nich ani proszku. Ale całkiem o niej nie można zapomnieć mimo woli. Bo cóż, że skapała, jak ten śnieg od południowego wietrzyka, skoro dusza jej tak się wpiła w chłopski kadłub, że ani się jej śni go opuścić!!. Tego ducha pańszczyźnianego, ducha niewolniczego, który „nie boi się ani święconej wody, ani krzyża, jeno najbardziej boi się książki i gazety“, zwalcza Bojko z całym zapałem wolnego obywatela. I jest tak szczery, tak prosty, że wyznaje, iż sam nie zdołał wytępić go w sobie do reszty. „Mimo, że się człowiek ogładził — pisze — i może nawet z organistą wziąć się do gadania, mimo, że styka się z ludźmi, którzy paragrafy uchwalają, to czuje jakąś tremę, gdy się wypada chwycić za bary z wyżej urodzonymi... Wiem, żem równy wobec praw boskich i ludzkich, a jednak ta czarownica z przed roku 1848 staje mi często przed oczyma i szepce: za małyś!.. ojciec twój jego ojcu pańskie odrabiał, był jego niewolnikiem“... Ale choć tak jest, musiała dusza pańszczyźniana ponieść przecież niemałe klęski, skoro ten sam nieporównany pisarz ludowy zapisał w książce swej słowa, które z najwyższą odczytujemy radością, słowa piękne i godne zapamiętania: „Dziś słowo ostre, a niesłuszne, bardziej chłopa boli, niż ojca jego bolały kije“.
Zawód swój pisarski pojmuje Bojko, jako szczytne posłannictwo i obowiązek i głęboko odczuwa powołanie swe do niego. Oto jak pięknie i z jaką prostotą sam się o tem wyraża: „Pisać będę, bo mnie ból serdeczny nad sobą i swymi braćmi do tego całą siłą popycha. Pisać będę, bo widzę tysiączne rzesze ludu, które tego pisma łakną, które mnie o to proszą, a które mi mówią prawdę nieobłudnie i którym wierzę, których jestem rzecznikiem, których jestem posłem, którzy mnie kochają i sądzą, że i o mej duszy po śmierci nie zapomną... A zatem — grzmij Waluś, Bóg się rodzi!..."
I grzmi swoim siermiężnym braciom rzeczy, od których serce rośnie każdemu, co zrozumiał, że przyszłość ojczyzny zawisła od podniesienia się tej masy szarej, w której ciemnota powstrzymała rozwój nieoszacowanych skarbów duchowych.
„Nadszedł czas — prawi „Skarga chłopski" — że chłopi muszą się skupić i radzić o swej doli, jeśli chcą się liczyć do narodu polskiego, jeśli chcą, by się z nimi liczono i jeśli pragną szczęścia i lepszej doli dla ojczyzny i dla swych potomków. Nie macie się na kogo oglądać i stać zapomocą czyichś podpórek, tylkoście powinni raz na zawsze o tem wiedzieć, że najlepiej ten stoi, kto stoi o własnej sile. Broń Boże, by być dla innych stanów butnym, dumnym, mściwym, zazdrosnym. Należy ludzi wyższego stanu kochać, jak braci, ale bez upadlania się i pochlebstwa. Mów śmiało w oczy, co myślisz, a powiedzą o tobie, żeś nie bałwan, ale człowiek myślący, z wolną duszą. A choćby ci przyszło pocierpieć za twe przekonania, to znieś to cierpliwie, a od swego, gdy masz słuszność, nie odstępuj. Nie tyle cierpieli ci, co przed nami torowali drogę lepszą dla ludzkości, dla narodu — i dla nas“.
Obok tego jest też Bojko ciętym polemistą. Na zarzuty, czynione swoim przyjaciołom politycznym, iż rozbudzili apetyt i chęć rządzenia w ludzie, odpowiada: „Apetyt... Czy nie słuszny? Czy chłop po tylu wiekach niedoli nie ma prawa do tego apetytu? Czy z chwilą, kiedy nikną ci, którzy rej wodzili w gminie, w powiecie i w kraju, a dwory nie zawsze w polskie ręce się dostają, mamy być my, chłopi, bezwiedni, nie umiejący nie bez czyjejś podpórki pomyśleć, zrobić i zająć ten posterunek w życiu politycznem, który oni opuścić chcieli, czy też musieli? Nie, to byłoby dopiero zbrodnią. Chłopa gnuśnego i nieprzywykłego do polityki i urzędowania musiano popchnąć do tej pracy i w tem jest zasługa, którą potomni słuszniej z pewnością osądzą..."
Jako pisarz jest Bojko jednem z najpiękniejszych i najciekawszych w swoim rodzaju zjawisk, jakie zna literatura polska. Tej prostoty niewysłowionej, tej tężyzny, tej jędrności, tej powagi i swobody stylu niema się poprostu dość, gdy się czyta jego listy, artykuły i przemówienia na sejmie i przy różnych okolicznościach. Jest Bojko, jak niewielu dziś ludzi w Polsce, potomkiem w prostej linji pisarzy Zygmuntowskich. Jest wielkim talentem pisarskim i krasomówczym i za szczęśliwy należy poczytać ten zbieg okoliczności, który uchronił go od niwelującego wpływu kultury książkowej, a pozwolił czerpać przedewszystkiem z przeczystych źródeł duszy narodowej. Są istne klejnoty ducha, języka i stylu w tem, co z pod prostego tego pióra wychodziło od lat piętnastu, klejnoty, które wzbogaciły bogaty już skarbiec duchowy narodu i godne są stanąć w rzędzie najświetniejszych, tem świetniejsze, że w swoim rodzaju jedyne. Na pismach Bojki, gdy czas otrząśnie z nich pył aktualności politycznej, gdy obróci się w popiół to, co drażliwe i drażniące, a pozostanie to, co dotyka najogólniejszych i niezmiennych spraw narodowych, będą mogły pokolenia dalsze nietylko uczyć się, myśleć szlachetnie, ale i pisać pięknie, jak na autorach złotego okresu naszych dziejów.
Przytoczymy na zakończenie przecudny, do głębi przejmujący ustęp z „Kolendy“ Bojki, przesłanej ludowi polskiemu.
„Że ludzie nasi pracują w pocie czoła rękami raźno, to prawda, ale że są leníwi do oświaty, to pożal się Boże! Wypada nam się z takich różnych grzechów i wad wyleczyć, aby nas inni szanować musieli. Jeżeli będziemy ludźmi uczciwymi, to choćby nas kto i nienawidził, szanować jednak będzie musiał. Nic nie róbmy, coby nas upadlało, czembyśmy sprawie naszej szkodzić mogli. Bądźmy wobec wszystkich i siebie samych szczerzy i nie oglądajmy się na niczyje łaski. Powiedzmy każdemu prawdę, tak jegomości, jak panu, ale i sobie — jeno bez zgrzytu i złości. Niech będzie między nami mniej dewotek, fanatyków, zelatorów, ale coraz więcej uczciwych ludzi. Niech ojczyznę miłą mamy nie na języku, ale w czynach niech się miłość nasza objawia. A Ty, Boża dziecino, podnieś swą rączkę, pobłogostaw całej naszej ojczyźnie, wszystkim stanom, daj nam to, co wola Twoja święta, a pobłogosław też i mnie, biednemu Kubie"...

Ant. Chołoniewski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Chołoniewski.