[305]
POŻEGNANIE.
O góry moje! toż was jeszcze
Ogląda tęschny wzrok niekiedy,
Poprzez płynące w blaskach słońca
Pajęcze pasma, co po świecie
Zwiastują już milczące święto
Jesiennej odpocznienia ciszy.
I jeszcze ucho moje słyszy
Odgłosy waszych brzmień, i jeszcze
Tajemnic waszych spowiedź świętą,
Szemrzącą zcicha tak, jak kiedy
Przelata po mierzchnącym świecie
Archanioł, pańskich sług obrońca.
Jam was oglądał w chwale słońca,
W błyskawic grozie, w sennej ciszy,
W nadprzyrodzonych zjawisk świecie,
Zdala i zblizka, kiedy jeszcze
Brzmiał w was radości hymn, i kiedy
Zdobiło was dziękczynne święto.
Dziś młodość wasza jest mi wziętą —
Jak niegdyś, przed obliczem słońca,
Wygnańcom raju skarb ich, kiedy,
W zdrętwiałej boską grozą ciszy,
[306]
Mniemali być w tym samym jeszcze,
A już na innym byli świecie.
Dziś mi już zwolna w mgłach mierzchniecie —
Jako więc, w zmroku chwilę świętą,
Światłości błędne, gdy się jeszcze,
W obłoki wzięty, w stronie słońca,
Dokończą Pański dzień wśród ciszy,
Po trudach całodziennej biedy.
O! żegnam was! I jeśli kiedy,
Gdzieś na szerokim błądząc świecie,
Wspomnieniem waszem, w nocnej ciszy,
Gwiazd mię opłynie wieszcze święto —
Niech, jako wiatr od brzasku słońca,
Mam zachwycenia rzeźwe dreszcze.
O! czyż cię jeszcze, tęschny świecie,
Ujrzę ja kiedy, w wiosny święto,
Wśród blasków słońca, w sennej ciszy?