Podróż na wschód/Podróż konna
1
Czytałem kiedyś wielkie porównanie...
Jak wystawiony na niebieskie rosy
Pielgrzym, gdy ze snu głębokiego wstanie,
Listek uwiędły, co mu spadł na włosy,
5
Odrzuca z czoła: — takeś Ty skaliste
Nakrycie grobu precz odrzucił, Chryste!
2
Lecz kiedy przyjdzie zmartwychwstanie ludu,
Kiedy się skończy sen pełny omamień,
Jakiegoż trzeba będzie wtenczas trudu,
10
Aby odwalić nasz grobowy kamień?...
Ów marmur, pełny naszych cierpień rytych,
Na którym modlą się dzieci — zabitych?
3
Patrząc na oczy pełne błyskawicy,
Na czoło króla płomieni brązowe,
15
Pytałem znanej mu już tajemnicy,
Bo sam odwalał kamienie grobowe
Z grobu uśpionej głęboko ojczyzny;
Musi znać leki — bo zna wszystkie blizny.
4
Pytałem Greka — ale w nim już nie ta
20
Z kradzionym ogniem pierś Prometeusza!
Moje pytanie było, jak Hamleta
Metafizyczne słowo — czy śni dusza?
Kładzione zawsze na grobach od wieka,
Nierozwiązane dotąd przez człowieka.
5
25
Chciałem mu nadać wielkość Waszingtona,
Mojem pytaniem na zbawcę pasować;
Bo też mu złotych brakło milijona,
A mógłby spalić Stambuł, zamordować
Tylu wezyrów, tyle krwi wytoczyć,
30
Że Sułtan miałby gdzie pióro umoczyć,
6
I czem podpisać na wolność firmany,
I Kanarisa odesłać z krainą
Temistoklesa, przez drewniane ściany
Zdobytą. Dzisiaj Bigny — Navarino
35
Kanarisowi wykradły jak Paris
Helenę sławy. — Czy cierpi Kanaris?
7
Nie wiem... Czy orzeł kiedy myśli o tem,
Że kiedy w zimie słońce zda się nizko,
Mógł o południu natężonym lotem
40
Dolecieć — patrząc oczyma w ognisko
Niebieskich krain? — myśl głupia dla ludzi,
Lecz może dręczyć orła, co się nudzi...
8
Ale powtarzam, myśl głupia dla świata
Mogła się przyśnić orłowi na skale,
45
Lub temu z ludzi, co jak orzeł lata...
Dosyć! — cygaro hawańskie zapalę
Temi strofami, które nie są odą
I do niczego mądrego nie wiodą.
9
I właśnie takie ciężkie i nietrafne
50
Z ust wychodziły moich parabole,
Kiedy żądałem, by słowa, jak Dafne,
W laur przemienione kładły się na czole
Zapomnianego przez ludzi Greczyna;
Lecz że świat taki — to nie moja wina.
10
55
Możebym także chciał, (to wszystko mary),
By jaki człowiek, spotkawszy w ulicy
Moją figurę... włożył okulary...
Po dyabła nosić sławę w tajemnicy?
Cieszył się Dante, gdy przekupka rzekła:
60
Patrzcie! ten człowiek dziś powrócił z piekła.
11
Ja bardzo lubię sławę popularną,
Lękam się bardzo wymuskanej sławy;
Dlatego każę na bibułę czarną
Bić nowe dzieło — gołe, bez oprawy;
65
I wyjdzie na świat książeczka pokorna,
Jak gdyby z pod pras Bogumiła Korna.
12
O moja głupia Muzo, zapominasz
Uszanowania winnego księgarzom!
Ja nie znam Korna — mówią, że luminarz...
70
A zaś skład jego podobny cmentarzom,
Gdzie sobie cicho autorowie leżą,
Co lato ziemią przysypani świeżą.
13
A czasem zajrzy Bogumił na cmentarz,
Patrząc, czy kiedy nie zjadł się w letargu
75
Jaki kalendarz albo elementarz;
A kogo kocha — tego na świat targu
Drukiem prowadzi... i stawia za kratą,
Wieńcząc go świeżą laurową erratą.
14
O mój księgarzu wrocławski, o Kornie,
80
Dokończ tej strofy!... dalibóg zaczęta
I pindarycznie, żywo i wytwornie;
Lecz moje pióro nigdy nie pamięta
O drugim wierszu... wbrew dawnej przestrodze
Nim pierwszą stawisz, myśl o drugiej nodze.
15
85
Tak chciał Feliński; wiersz skomponuj drugi,
A potem pierwszy dosztukowuj zgrabnie;
A będą mocne — i łańcuch się długi
Nie przerwie nigdzie, nigdzie nie osłabnie;
Na takim niańki uwiązani pasie
90
Chodzą dawniejsi wieszcze po Parnasie.
16
Lecz ja... Dobranoc!... Jutro zorza złota
Ujrzy mię w siodle i na Rossynancie,
Tam, gdzie Cerwantes, autor Donkiszota,
Utracił rękę — mój obraz w Lepancie
95
Będzie odbijał się tak lazurowie,
Jak cień Quichota w Cerwantesa głowie.
17
Naprzód malować trzeba kawalkadę,
Która nad brzegiem Lepantu pomyka.
Guid jedzie przodem, a ja za nim jadę...
100
Lecz wam opiszę pierwej przewodnika,
Który albańskie rozwiawszy wyloty,
Jechał na koniu, gdyby motyl złoty.
18
Na kapeluszu słomianym miał mycę.
Do roziskrzonych podobną płomyków;
105
Ze sztuki płótna marszczoną spódnicę;
Gadał mozajką dziesięciu języków;
Śmiał się jak dziecko — a dzieckiem był prawie,
Śpiewał — jak polny konik śpiewa w trawie.
19
Twarz jego młodą gdzieś widziałeś we śnie,
110
Może na jakim widziałeś rysunku,
Gdzie młody Greczyn, wysłany zawcześnie
Z ojcowskiej chaty w wojennym rynsztunku,
Patrzy na Turków oczyma tygrysa...
Na litografii zgonu Botzarisa.
20
115
Są twarze w ludach powszechne, c'est tout clair —
Tłómaczyć przyczyn byłoby to wstydem;
Wreszcie opisze go wam książę Pückler-
Muskau — co z naszym podróżował guidem
I pokazywał swą karykaturę
120
Grekom, wylazłszy na Parnasu górę;
21
Który się nie kładł spać, aż biła czwarta;
Który chciał' ogród założyć niemiecki
W guście angielskim tam, gdzie była Sparta;
Dla Bawarczyków pozawieszać niecki,
125
By się hojdając, z krainy Likurga
Mogli przenosić myślą — do Strasburga;
22
Który — to zawsze mówię o tym księciu,
Niechaj pamięta autor o autorze —
Który zasnąwszy wieczór w przedsięwzięciu,
130
Zbudzony — spytał się: w jakim kolorze?
A rząd bawarski, myśląc o sadzonym
W Sparcie ogrodzie — powiedział: w zielonym...
23
Który się na to obraził... i chwilę
Zastanowiwszy się — po kilku chwilkach
135
Tak zadrżał gniewem, że wszystkie motyle
Na kapeluszu siedzące na szpilkach
Zaczęły spadać i kłuć w nos Ottona.
O zemsto... mówią, żeś słodka — ty słona!
24
Zwłaszcza, gdy ciebie Pückler w sól attycką
140
Całą osypie... i da na zabawkę
Figurę wroga — pod Momusa mycką,
Osolonego solą — jak pijawkę —
Tak się zapewne kręcić i wić będzie
W dziele... pan Otton... na króla urzędzie.
25
145
Lecz kłaniaj za to ogrodowi w Sparcie;
Ziemia gruzami pozostanie skalna...
Sparta zostanie na światowej karcie
Spartą... historya straci naturalna
Na jakim kwiatku, co ma kształt pantofli,
150
Lub na rodzaju spartańskich kartofli.
26
Adieu, Pücklerze, bo mi nie do uszu
Twe imię, w rymów sadzone ogrodzie;
Podróżuj w twoim wielkim kapeluszu,
Co tak wygląda, jak żagiel na wodzie,
155
W górach jak tarcza okrągła Pelida,
Nad ruinami bogów... jak egida...
27
Bądź zdrów! — a jednak miałbym prośbę małą
Do Waszej Mości książęco-autorskiej,
Ażebyś także moje grzeszne ciało
160
Na koniu skreślił — na szkapie cecorskiej...
Tak musiał niegdyś Żółkiewski ponury
W trzy dni po zgonie straszyć grzeszne ciury...
28
Trudno znać siebie, powiada przysłowie;
A ja powiadam: trudniej widzieć siebie
165
Przez te szkła biedne, które w naszej głowie
Oprawił Stwórca — kryjąc się na niebie
Tak, że choć błękit przenikniecie do dna,
Skryta wam jedna rzecz... widzenia godna...
29
A druga także rzecz bardzo ciekawa
170
Dla nas — my sami... także nam ukryta;
Szczęściem, że wierne zwierciadło i sława
Często niewierna — wszak wiecie kobiéta —
Dopomagają nam szkłem i umysłem
Patrzeć na siebie... i są szóstym zmysłem.
30
175
Dlatego bardzo i gorąco żądam
Widzieć się kiedy w gazet artykule
Takim, jak jestem — albo jak wyglądam...
Tymczasem muszę całą ziemską kulę
Przebiegać sobie samemu nieznany
180
Z twarzy i z głowy... niewymalowany.
31
Szczęśliwy Józef Poniatowski (czyli
Szczęśliwy, gdyby nie umarł), że widzi
Siebie samego w najciekawszej chwili
Na każdej ścianie. — A niech nikt nie szydzi
185
Z tej strofy, bo ją skończy myśl Solona:
»Nie mów, że człowiek szczęśliwy — aż skona.«
32
Zaprawdę ja wam powiadam, co rzekły
Przedemną usta filozofów wielu,
Ze... Lecz nadzwyczaj staję się rozwlekły;
190
Więc nic nie powiem — i prosto do celu,
Nie zatrzymany strofą ni morałem
Na moim koniu biednym pędzę czwałem.
33
Hop! hop... jak upior... obracam tak nogi,
Że kwadratowe tureckie strzemiona
195
Kolą w bok konia jakoby ostrogi,
A moja szkapa z wiatrami puszczona
Pędzi, jak gdyby czuła żłób koniczyn;
Lecz wtem zwolniłem kroku... dla trzech przyczyn.
34
Primo: towarzysz mój, (a tu mi skłonno
200
Aż do łez, pomnąc na konia strukturę),
Był jako człowiek, który idzie konno;
A kiedy biedne zwierzę szło pod górę,
I chociaż mogło iść o własnej mocy,
Jeździec udzielał mu swych nóg pomocy.
35
205
I tak się razem nieśli. O widoku
Rozczulający! łez nie pojmie profan.
A jako niegdyś w błękitnym obłoku
Sokrata skreślił błazen Arystofan,
Latającego po niebieskim sklepie
210
Na żółwia nogach, w szyldkretu czerepie, —
36
Tak ja po greckich w gimnazyum naukach
Mógłbym podobną ubawić was sceną,
Wymalowawszy na głębokich jukach
Ukochanego filozofa Zeno...
215
Który w tej chwili przez niemożność skoku
Był pierwszą z przyczyn, że zwolniłem kroku.
37
Druga z tych przyczyn była także cnotą
Filantropiczną: właściciele koni
Za kochanymi końmi szli piechotą;
220
Jeden, jak Turek, miał turban na skroni,
Drugi, jak ojciec podobny do syna,
Belwederskiego miał twarz Apolina.
38
Trzecią z tych przyczyn, dla których wstrzymana
Wietrzność mojego była wiatronoga,
225
Oto że nagle ja i karawana
Przyszliśmy, gdzie się zakończyła droga
Przeszkodą — wprawdzie dla Mojżesza małą:
Z tej strony morzem, a z tej strony skałą.
39
Więc wszystkich świętych wezwawszy i biesa,
230
Rzucam się w morze... czy w cuda wierzycie?
Z fali stracona ręka Cerwantesa,
Jak cień wielkiego nosa na suficie
Wyszła, figowe pokazując godła
Światu — a mnie zaś przez fale przewiodła.
40
235
I opryskani falą o brzeg bitą,
Na popas w małym stanęliśmy khanie;
Tam z głową senną, cieniem drzew nakrytą
Inni spoczęli przy chróścianej ścianie,
A ja, niespity napojami maku,
240
Znalazłem grotę — w rododendrów krzaku.
41
Na samej wstążce srebrzystego żwiru,
Co się nad morzem pod krzakami winął,
Jak sztuczna biała oprawa szafiru,
Spocząłem... i wzrok na błękicie zginął
245
I myśl smutniejsza przyszła mię kołysać,
Niż myśli, które chcę i mogę pisać.
42
Smutna! Myślicie, że grzechów siedmioro
Przyszło mię dręczyć — lub łza emigranta?
Nie! — Ach, myślałem, że już madreporą
250
Stało się ramię biednego Cerwanta,
Ramię nieszczęsne, które zaczynało
Czuć, że się jakiś duch oblekał w ciało...
43
I urodzony w Cerwantesa głowie
Będzie radością wstrząsał wszystkie nerwy;
255
Ramię, co było w romansu połowie,
Potem doznało takiej wielkiej przerwy,
Jak kiedy zabrzmi trąb dziesięć tysięcy,
Potem milczenie... nic nie słychać więcej.
44
Dziwnie utracić jaki ciała członek
260
I myśleć potem, że już leży trupem,
Ze już w nim żadna z kosteczek ni z błonek
Nie myśli o nas... i stała się łupem
Robaków — a zaś dusza pełna sromu
Do ciaśniejszego przeniosła się domu.
45
265
Dziwnie być musi płakać nad cząsteczką
Własnej mogiły i czyśca męczarnie
Od niej odwracać... bo jeszcze jest sprzeczką,
Czy dusza za nas płaci solidarnie;
Czy członek, co się na ciała pogrzebie
270
Nie znajdzie, w piekle zapłaci za siebie...
46
A tu-bym bardzo mądrze i głęboko
Dowiódł, że kiedy nasz Zbawiciel kazał
Wyłamać rękę lub wyłupić oko...
Więc trzeba, abym tę strofę przemazał,
275
Bo jej dokończyć, jak chcecie, nie mogę,
Bo osiodłany koń... i ruszam w drogę.