Podróż na wschód/Wyjazd z Neapolu
1
Muzo — mdlejąca z romantycznych cierpień.
Przybądź i pomóż! Wzywam ciebie krótko;
Sentymentalna, bo kończy się sierpień,
Bo z końcem sierpnia i koniem i łódką
5
Puszczam się w drogę przez Pulią, Otranto,
Korfu... Gdzie jadę? powie drugie canto.
2
Tymczasem pierwsze opowiedzieć musi,
Skąd się wybrałem, po co i dlaczego?
Chrystusa dyabeł kusił — i mnie kusi;
10
Na wieży świata postawił smutnego
Życia nicością i pokazał wszędzie
Pustynie, mówiąc: »tam ci lepiej będzie«.
3
A jednak, gdyby mniej pamięci bólu,
Zachceń i marzeń a więcej rozsądku,
15
Toby mi dobrze było w Neapolu,
Gdzie przed oknami na prawym przylądku
Widziałem szare więzienie stolicy,
A zaś Wezuwiusz górą, po lewicy.
4
Błękitne morze pomiędzy więzieniem
20
A między górą popiołów i lawy
Czekało ciche, aż góra płomieniem,
A konstytucyą buchnie wulkan prawy.
Tak było niegdyś, nim się na Francuzów
Król i Fra-dyabeł ruszyli z Abruzów.
5
25
To jest za króla ruszał się kardynał,
Za kardynałem Fra-dyabelska banda,
Ta rozgrzeszała, rak czerwony ścinał
W imieniu Boga, Papy, Ferdynanda;
Gdy zaś wyrąbał do Kyrie Elejson
30
Litanią świętych wyręczył go Nelson.
6
Mówiłbym dalej, ale Pan Podstoli,
Dziady, a zwłaszcza tych Dziadów część czwarta,
Uczą porządku w opowiadań roli,
Rysując proste ścieżki. Więc do czarta
35
Mego pegaza wyskoki i liczne
Opowiadania semi-historyczne!
7
Więc do porządku! A jednak mię boli
Dawać odsyłacz do pana Coletty,
Gdzie opowiada, jak trup Caraccioli
40
Z łańcuchem u nóg na morzu... Niestety,
Przyrzekłem trzymać wędzidło na pysku
Apollinowym; lecz powiem w przypisku.
8
A jeśli drukarz znajdzie, że do treści
Z podróży wątkiem zlewa się przypisek,
45
To go pod strofą poprzednią umieści,
Zmazawszy parę skrzyżowanych krések,
I nie dozwoli, by za gwiazdek tropem
Czytelnik gonił z Herszla teleskopem.
9
Przypisek winien być pisany prozą,
50
Lecz ja nie mogę pisać — tylko wierszem.
Ktoby pomyślał, że mnie rymy wiozą,
Że sobie konno usiadłem na pierwszym,
A za mną drugi jedzie krok za krokiem:
Rym z parasolem, z płaszczem i z tłómokiem.
10
55
Wierzcie mi jednak, że leksza od rymu
(Dla śniegów jechać nie mogłem przez Turyn)
Para mnie gnała z Marsylii do Rzymu;
Do Neapolu zaś przywiózł weturyn.
Carozze jego i cabrioletti
60
Zalecam wszystkim — zowie się Paretti.
11
Zalecam nowy hotelik Vittoria,
Który staremu nie ująwszy sławy,
Tak się podzielił famą, jak cykorya
Wmieszana zgrabnie do mokańskiej kawy.
65
I marmurami, wygodą i luxem
Ze starym idzie, jak Kastor z Polluxem.
12
Zalecam także (zostanę Astolfem,
Bo mój hipogryf staje się skrzydlatym),
Zalecam tobie mieszkanie nad golfem
70
Na świętej Łucyi; a jeśliś bogatym.
Jeśli ci kura złote nosi jaja,
Mieszkaj przy Villa Reale, na Chiaja.
13
Dosyć już, dosyć! Wyznaję ze wstydem,
Ze pohamować nie umiejąc weny,
75
Z wieszcza zostanę prozaicznym guidem;
Ja, com zamierzał wypłakiwać treny
Nad Caracciolim i kląć Ferdynanda,
Dziś piszę, jaka gdzie stoi lokanda.
14
Bo też kto dzisiaj jest na stałym lądzie
80
A jutro myśli wędrować po morzu,
A pozajutro jeździć na wielbłądzie,
Nie jedząc mięsa, ani śpiąc na łożu:
Chciałby Europę, co mu z oczu znika,
Unieść, jak Jowisz przemieniony w byka.
15
85
Jeśli Europa jest nimfą — Neapol
Jest nimfy okiem błękitnem, — Warszawa
Sercem, — cierniami w nodze Sewastopol,
Azow, Odessa, Petersburg, Mitawa; —
Paryż jej głową, — a Londyn kołnierzem
90
Nakrochmalonym, a zaś Rzym... szkaplerzem.
16
Gdzieś porównanie podobne w Szekspirze
Na Niderlandach kończy się zamknięte...
Lecz ja wyjeżdżam pod Golgoty krzyże
Po święte myśli i szkaplerze święte;
95
Więc przed wyjazdem robię ślub niezłomny,
Że będę nieco zabawny — lecz skromny.
17
A jeśli kiedy mój przyjaciel Szekspir
Na złą myśl zagna rymy buntownicze,
Położę jaki suspir albo expir;
100
Z muzyki — znaku milczenia pożyczę,
I muzę moją w rymowym balecie
Na zakręconym wstrzymam piruecie.
18
O Neapolu! ty nie pożegnany
Czekasz, aż ciebie pożegnam epicznie.
105
Jak biała Wenus, urodzona z piany,
Wyszedłeś z morza zapłoniony ślicznie
Skrawemi słońca zachodniego łuny,
Cichy, pod górą, co ciska pioruny.
19
O Neapolu, gdzie jest twoja dusza?
110
— Bo duszą twoją nie jest ruch i życie! —
Patrzę na ciebie z grobu Wirgiliusza,
A ty na niebie i na fal błękicie
Tak roztopiony w zorzy malowidła,
Jak upuszczona na brzeg bańka z mydła.
20
115
O Neapolu! wieczorne wyziewy
Twym są rumieńcem, twe dymy są tęczą.
Harmonizujesz się tak, jako śpiewy
Z ciszą powietrza; twe dzwony nie jęczą;
A twój domami okryty pagórek
120
Ma białość lekkich na błękicie chmurek.
21
Tylko po Chiai i po Margelinie
Idą przeciwnie sobie dwa rynsztoki;
Rój mrówek lezie i rząd karet płynie,
Wszystko się rusza. Grób wieszcza wysoki
125
Właśnie tam stoi, dove fa il torso
Ulica; — z grobu patrzałem na Corso.
22
A choć przejeżdżał w prześwietnej osobie
Królewic mały, choć mu się rój kłaniał,
Jam się nie skłonił, bom siedział na grobie
130
Masztalerz jechał i kijem rozganiał
Mrówki idące w przeznaczenia drogę
Z królewicami.... gdzie? zgadnąć nie mogę.
23
Choć bardzo lubię filozofię Kanta,
Gniewam się na nią, że ludzi nie uczy,
135
Gdzie iść po śmierci. Wolę piekło Danta;
Właśnie je czytam podług nowych kluczy,
Które przyczyną może będą schizmu
Mówiąc, że Dant chciał republikanizmu,
24
I w poemacie używał języka
140
Sekretnych związków. A gdy tajemnicze
Kładł majuskule, to podług krytyka
Na końcu rymu położone B. I. C. E.
Wcale znaczyło co innego w pieśni
Niż Beatricze. Wam się o tem nie śni!...
25
145
A ja dowodzę, że Dant o kochance
Nie śnił, a jeszcze mniej śnił o Vororcie
Albo Konwencyi — i nie topił w szklance
Cesarza Niemców, i w piekła retorcie
Nie smażył rządu lepszego, co przyjdzie,
150
Jak niegdyś Platon kiep na Atlantydzie.
26
Z grobowca wieszcza widzę, jak nad głową
Wulkanu księżyc wysunął się biały,
A u stóp góry Castello dell'Ovo,
Zamek podobny do sterczącej skały,
155
Gmach, co się trzyma przez królewską wolę
W morzu, jak jaje Kolumba na stole —
27
Zczerniał przy fali migającej w złocie; —
A gdy na niebie szafirowem ze dna
Gwiazd zapalonych wychodziły krocie,
160
I z okien zamku błysła gwiazda jedna
Czerwona, rubin zamglonych błękitów,
Siostra błyszczących gwiazd — u Karmelitów.
28
O gladyatory, wydarci ludowi
W godzinie zgonu i mrący na słomie!
165
Idę powiedzieć o was Chrystusowi
Pod Jego krzyżem, w Jego męki domie;
Idę zapytać głośno w Oliwecie,
Gdzie się zbudzicie i zmartwychwstaniecie?
29
I tam, gdzie Chrystus zapłakał sam w sobie,
170
Z oliwy bladej gałązki rwać będę;
A jeśli znajdę, że już śpicie w grobie,
Liściami płaczu posypię tę grzędę,
Pod którą będzie cichy sen grobowy —
Kości bez czaszek i trupy bez głowy.
30
175
O bracia moi, łańcuchami zbrojni,
O nie targajcie wy się jak w rozpaczy!
O bracia moi, bądźcie wy spokojni!
Słońce was jutro po kratach zobaczy
Bledszych wilgocią, strawą i myślami,
180
A ja was żegnam... niech śmierć będzie z wami!
31
Żegnam i ciebie, o garsteczko prochów
Leżąca zawsze pod laurem klasycznym;
Turkot powozów z Pauzylipu lochów
Woła pod tobą hymnem romantycznym,
185
Że sława przejdzie, a bryki nie przejdą,
Że ta bryk droga jest wieku Enejdą...
32
Most pod Tamizą jest kupców Iliadą —
1 wiele będzie do sprzeczki powodów,
Czy jeden Rotszyld, jak wieszcz nad Helladą,
190
Czy też brzęczących kompania rapsodów
Autorem mostu, gdzie w oknach przez szyby
Anglikom się w twarz przypatrują ryby.
33
Lecz niech mię ciemność Erebu ogarnie,
Jeśli okłamię Pauzylipu grotę!
195
W ciemny korytarz spadają latarnie —
Jedna za drugą, jak gwiazdeczki złote;
A tam, gdzie nikną i gdzie ciemność krucza,
Światło dnia wpada, jak z dziurki od klucza.
34
I jeszcze wyżej wzniósłszy się na duchu,
200
Powie ci muza w opisaniach szczytna,
Że na uwitym z latarni łańcuchu
Zawisła mała gwiazda dnia błękitna,
A w tej gwiazdeczki lazurowem łonie
Rodzą się ludzie, powozy i konie.
35
205
Rodzą się, rosną i w latarni błyskach
Idą, większejąc długim korytarzem.
Jeżeliś nie był w romantycznych spiskach,
A jesteś przyszłych wulkanów malarzem,
Tu, nie lękając się dyb i powroza,
210
Zbieraj modele, jak Salvator Rosa.
36
Lecz chodźmy w miasto! Już księżyc wysoko,
A golf ubrany latarni przepaską.
Stolico! gdzie nikt nie myśli głęboko,
Gdzie zabroniono nawet myśleć płasko,
215
Niech twój rząd stworzy jakie słowo święte
Na niemy sienie, jak na far-niente!
37
Dyogenesów lud rynki zasiada.
Czego chcesz? pyta wolność lazarona:
Zejdź z mego słońca — nędzarz odpowiada.
220
Jeżeli nie ma karlinów, to skona
Z głodu i pójdzie do łódki, gdzie Charon
Dusze przepławia... wolność czy lazaron?
38
Wolność!... Już dla niej uszyto symarę
Z gazet Giovine Italia... Lazaron
225
Będzie żył, póki ma frutti di mare,
Niebo błękitne i żółty makaron,
I koszyk, w którym leży jak ostryga.
Pytasz się, co w dzień porabia? — dościga!...
39
A młodzież lepsza, co ma grosz w kieszeni,
230
Tytuły contów i w oknach firanki,
W cieniu dopiero się ledwo zieleni...
Kto temu winien? — Neapolitanki!...
One to winne, że się lud nie budzi;
Bo kto z młodzieży umie robić ludzi?...
40
235
Ja wiem, że wiele winienem kochance;
Sama po włosku uczyła mnie czytać,
Improwizować, (ale nie przy szklance),
Brwi smutnie marszczyć, we śnie płakać, zgrzytać,
Na Archipelag uciekać po laur
240
I awantury — jak Korsarz i Giaur.
41
Ona uczyła mię chodzić, jak scenarz
(Lepsze niż aktor słowo niech zostanie);
Wmówiła we mnie, że zamiast Ojcze-nasz
Lepszą modlitwą... księżyco-wzdychanie;
245
Dziś mię nawraca bez żadnego skutku
Na katolicyzm... mam religią smutku!
42
I odpisałem... co? już nie pamiętam —
Coś odpisałem, lecz nie tak gorąco
Jak Russo — ani tak sucho, jak Bentham:
250
»Jako dwie skały, kiedy je roztrącą
Strumienie rzeki, choć je nurt rozdziera,
Patrzą na siebie niebem« et cetera.
43
I znowu wspomnień pieśń dzika, echowa,
Zagrała w sercu i łzy moje płyną.
255
O Ludko! dziecka kochanko, bądź zdrowa!...
Jeżeli kiedy pod tą jarzębiną,
Co nieraz kładła koralowe grona
Na twoje włosy, siądziesz zamyślona;
44
Jeżeli książkę położysz przy sobie,
260
Jeśli szalona ta pieśń z tobą będzie: —
Kart nie odwracaj!... bo nim spocznę w grobie,
Będę ci śpiewał, jak mrące łabędzie,
Tak nieśmiertelnym płaczem, że raz jeszcze
Łez brylantowych osypią cię deszcze.
45
265
I łzy się żywe rozbiegną po łonie
I strumień palce różowe otworzy,
Jeśli spłakaną twarz ukryjesz w dłonie,
Ja wtenczas będę spokojny, jak w zorzy
Gwiazda niknąca, blady — lub z obliczem
270
Pełnem promieni Boskich... albo niczem.
46
Jednak jeżeli Ten, co jest na niebie,
Słyszał o słońca mówione zachodach
Modlitwy moje — wszystkie nie za siebie,
A tak rozlane na świat, jak na wodach
275
Mórz lazurowych rozlewał się cały
Krąg tonącego słońca skrawo biały;
47
Jeśli Bóg wiedział, jak mi było trudno
Do tego życia, co mi dał, przywyknąć
I nie przeklinać... i drogą bezludną
280
Iść po tym świecie szalonym — i niknąć,
Co dnia myśl jedną rozpaczy zaczynać,
Myślą tą modlić się... i nie przeklinać;
48
Jeśli i Boga nie zwiodła udana
Spokojność moja, ta Chrystusa szata,
285
Krwią poplamiona i drugi raz wdziana
Na duszę pełną bólu... i ze świata
Uciekającą na chmurach jesiennych
We dnie tak smutne, jak noce bezsennych: —
49
To mojej duszy, dobytej z popiołów,
290
Da wiele ciszy — i na jaką bladą
Gwiazdę do smutnych krainy aniołów
Przeniesie senną. Trupy prędko jadą,
Mówi poeta ballad w Leonorze;
Więc na niemieckim chciałbym siąść upiorze
50
295
I ruszyć w podróż, bo się pieśń przewlecze
Niejedną jeszcze przerwana ideą.
Jutro kuryerem wyjeżdżam do Lecce,
Jutro więc zacznę śpiewać Odysseą,
Albo wyprawę o Jazona runach
300
Na nowej lutni i na złotych strunach.