Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego/Krótka wiadomość o życiu Tomasza Kajetana Węgierskiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tomasz Kajetan Węgierski
Tytuł Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego
Wydawca Jan Nep. Bobrowicz
Data wyd. 1837
Druk Breitkopf et Haertel
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło skany na Commons
Indeks stron
KRÓTKA WIADOMOŚĆ O ŻYCIU

Tomasza Kajetana Węgierskiego.





Tomasz Kajetan Węgierski, urodził się na Podlasiu 1755. roku. Za pierwszem wejściem na świat w Warszawie, żywy jego charakter, wesoły lubo nieco uszczypliwy dowcip, ujmujące rysy i postać, i znakomity do poezyi talent, który z dzieciństwa okazywać zaczął, zaleciły go wprędce królowi, i pierwszym towarzystwom stolicy. Król mianował go szambelanem, i policzył w poczet gabinetowych swych pracowników, przeznaczywszy od razu, przywiązaną do tego obowiązku pensyą.

Szkoda, że wtenczas właśnie zaczynająca się szerzyć w polszcze, nakształt raka, moda francuzczyzny, i zdań ówczesnych filozofów francuzkich, zajęła zbyt żywo umysł i serce młodego poety, i sprowadziła go z drogi kształcenia się w duchu narodowym, na drogę obecnego naśladownictwa. Pierwsza młodość Węgierskiego przypadła właśnie na tę epokę, gdy chwała Fernejskiego Filozofa, stała w południu zgubnej swojej potęgi, oślepiając umysły, i wysuszając dusze. Uległ jej wpływowi Węgierski, mniej w tem winny od drugich, którym młodość jego i niedoświadczenie za wymówkę służyć nie mogą. Ufny sam w swoim dowcipie, chciał nim słynąć za polskiego Woltera, i zapatrując się na mistrza, trefne szyderstwo ze wszystkiego, choćby nawet z obyczajów i wiary, poczytał za oznakę wyższego talentu i filozoficznego rozumu. — Poezye jego w tym rodzaju nigdzie dotąd drukowane nie były, one to jednak więcej od drukowanych, rozchodząc się w rękopismie po rękach, imie autora po stolicy i po kraju rozniosły. — Nic nie zdoła i niepowinno usprawiedliwić człowieka, który wziąwszy z natury większą władzę myślenia, czucia i talentu, korzysta z niej na zgorszenie swych bliźnich, i najszlachetniejszych darów ducha, używa na poduszczenie w ludziach namiętności zwierzęcych by w nich tegoż ducha zabiły. Zarzut ten w całej swej mocy nie ściąga się do Węgierskiego, lecz do całej owej przeszłowiecznej szkoły pisarzów francuzkich, którzy nadużywając swej sławy słusznie z kąd inąd nabytej, dziełami takiemi jak Kandyd, jak Faublas, i t. p. prostotę dusz i serc niewinność na długo w całym świecie zatruli. — U nas, pomimo chwilowej mody w wyższych społeczeństwach stolicy, poczciwość i bogobojność ducha narodowego, nie dopuściły zarazie rozszerzyć się dalej, i wkrótce nawet samychże zarażonych mniej więcej z niej uleczyły. Sam wtem Węgierski może nam posłużyć za przykład. Pomimo znakomitego talentu, pomimo podobającego się dowcipu, lubieżne i uszczypliwie pisma jego, chociaż z chwilowem może upodobaniem czytane, nie zjednały mu szacunku współziomków i skończywszy krótki swój obieg, nazawsze pewnie w niepamięci zginęły. Lecz na usprawiedliwienie jego powiedzieć należy, że źródłem ich było, nie tak skażone własne serce poety, jak raczej jego chęć podobania się skażonego gustowi publiczności; nie złość człowieka, lecz próżność młodego pisarza; gdyż osobiste postępowanie jego za świadectwem współczesnych którzy go znali, było zawsze proste i szlachetne, tak w towarzyskiem jak i w obywatelskiem życiu. Jeźli zaś przypomnimy, że w tymże czasie Naruszewicz, Kapłan, Biskup, Senator, poważny pisarz historyi Narodu, tylą nieprzystojnemi płodami pióro swoje i imie zabrudził, przebaczyć musim dwudziestoletniemu młodzianowi, że dał się uwieźć natchnieniem cudzoziemskiej mody. Nigdzie przynajmniej w pismach Węgierskiego nie widać ani śladu płaszczącego się dworactwa, ani przesadnych adoracyi magnatów; częstokroć raczej wpadał w błąd przeciwny, i śmiałością zbyt ostrej, niekiedy osobistej satyry wykraczał. To, jak się łatwo domyśleć, wiele nań nieprzyjaźni i nieprzyjemności ściągnęło; i chociaż nie przestał być ulubieńcem towarzystw do których uczęszczał, i które swą wesołością i dowcipem ożywiał, sprzykrzywszy jednak Warszawę, największem jego było życzeniem, aby mógł zwiedzić Francyą i Paryż, uważany naówczas za stolicę europejskiej oświaty. Długo stan skromnego majątku, nie dopuszczał mu odbyć tej podróży, a przynajmniej odbyć jej tak świetnie, jak sobie zamierzał i pragnął; aż nakoniec następujące zdarzenie, które nam jeden z jego dawnych znajomych za rzecz pewną opowiadał, ułatwiło mu pożądaną sposobność. Pewnego razu, na balu u Pani Hetmanowej Ogińskiej, lubiące grę niektóre damy, wezwały Węgierskiego aby im dla zabawy bank w faraona założył. Nie raz już czynił to przedtem, a dowcip i grzeczność bankiera, więcej niż gra lub żądza wygranej, liczne zawsze koło do stolika ściągały. Tak właśnie było i wtedy, gdy jedna z dam, młoda i piękna, zniecierpliwiona ciągłem nieszczęściem, rzuciła grę, i chcąc odejść do tańca, ujrzawszy stojącego blisko jednego z najbogatszych naówczas Panów polskich, poleciła mu żartem aby za nią jej marki odegrał.
Magnat przyjął zlecenie, i chciał wszystko od razu na jedną kartę odegrać. Lecz szczęście tak dziwnym sposobem Węgierskiemu sprzyjało, iż zabiwszy raz poraz kilkanaście kart z podwajaną stawką ujrzał się przy końcu gry panem przeszło dziesięciu tysięcy dukatów. Z temi pieniędzmi niezwłocznie wybrał się w podróż, i przechwalał się przed przyjaciołmi, że go w nią sama przyjazna Fortuna posyła.
Nie przewidywał niestety, że ta zwodna łaska Fortuny drogę mu do zguby otwiera. Za przybyciem do Paryża, stopień szambelana króla Polskiego; otworzył mu wstęp do dworu i do pierwszych społeczeństw. Nieszczęściem zabawy Paryzkie zbyt wielki miały powab dla niedoświadczonego młodzieńca, a nieszczęsne pieniądze, które z gry owej posiadał, ułatwiły mu sposobność wylania się na zbytki: skutkiem tego osłabione zdrowie zmusiło go udać się do ciepłego klimatu południowej Francyi, gdzie pomimo usiłowań lekarzy, umarł w Marsylji r. 1787. w kwiecie wieku, bo zaledwie w 32. roku życia, właśnie, gdy dojrzewający jego talent, najpiękniejsze dla literatury ojczystej obiecywał owoce. — Podczas podróży swojej, pisał, jak powiadają każdodziennie swój dziennik, który z wielu innemi rękopismami, ma się jakoby znajdować w ręku jego rodziny. Jeżeli to jest prawdą, życzyć i prosić należy aby ich dłużej w ukryciu trzymać nie chciano. Sam wydawca niniejszego zbioru, chętnie się ich nabycia i wydania podejmie.
Zbiór niniejszy jest podług edycyi Mostowskiego, i zawiera wszystkie znajome dotąd pisma Węgierskiego.

O***


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tomasz Kajetan Węgierski.