Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych/Tadeusz Kościuszko

<<< Dane tekstu >>>
Autor Longin Pastusiak
Tytuł Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych
Wydawca Wiedza Powszechna
Wydanie II
Data wyd. 1992
Druk Zakłady Graficzne w Katowicach
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1

Tadeusz Kościuszko

Wprawdzie treścią tego rozdziału jest udział Polaków w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, celowe wszakże wydaje się — dla uzyskania pełniejszego obrazu — ukazanie ich losów na szerszym tle wydarzeń, które rozgrywały się wówczas na kontynencie amerykańskim.
W drugiej połowie XVIII wieku najsilniejszą pozycję w Ameryce Północnej mieli Anglicy. Kolonie angielskie rozwijały się gospodarczo, organizowały swój samorząd, ustanawiały swoje prawa. W miarę rozwoju gospodarczego domagały się większej autonomii, większej swobody w sprawowaniu władzy na własnym obszarze i przeciwstawiały się nadmiernej ingerencji rządu angielskiego. Liczba ludności w koloniach angielskich w Ameryce Północnej szybko wzrastała. Jeszcze w 1700 roku zamieszkiwało je ćwierć miliona mieszkańców, a pół wieku później było już około półtora miliona.
Anglia potrzebowała surowców i produktów przemysłowych kolonii, ściągała też pieniądze w postaci podatków. Władze angielskie zastrzegły sobie prawo nakładania podatków na kolonie. Z kiesy kolonii Anglia w znacznym stopniu finansowała swoje wojny, co wzbudzało coraz większą niechęć kolonistów. Aby zdobyć dodatkowo środki pieniężne dla Korony, parlament angielski uchwalał cła na towary przywożone do kolonii. Tak np. w 1764 roku nałożono cło na cukier, a następnie na wina, jedwabie, kawę i inne artykuły uznane za luksusowe. Poczynania władz angielskich napotykały opór kolonii.
Największy sprzeciw wywołała ustawa o tzw. opłatach stemplowych, która przewidywała, że rozmaite dokumenty prawne, gazety, broszury itp. miały być opatrzone znaczkami stemplowymi (rodzaj znaczków skarbowych). Na ulicach Bostonu doszło do demonstracji. Koloniści zaczęli organizować ruch oporu. W 1765 roku przedstawiciele 13 kolonii zebrali się w Nowym Jorku dla oceny sytuacji. Koloniści stali na stanowisku, że parlament angielski nie może uchwalić podatków bez ich zgody, nie powinien też mieszać się w sprawy kolonii.
Władze angielskie nie uznały sprzeciwu oraz żądań kolonii i w 1767 roku brytyjski minister skarbu Charles Townshend przedstawił plan wprowadzenia nowych opłat celnych. Znów wybuchła fala oburzenia w koloniach. W Bostonie 5 marca 1770 roku tłum mieszkańców zaatakował wojsko. Żołnierze otworzyli ogień, zabijając trzech mieszkańców. Incydent nazwano „masakrą bostońską“ i zręcznie wykorzystano dla wzniecenia nastrojów antybrytyjskich.
Wobec wzrastającego napięcia władze angielskie postanowiły pójść na ustępstwa. Parlament angielski uchylił wszystkie podatki, z wyjątkiem cła na herbatę. Niektórzy koloniści uznali to za duże zwycięstwo i gotowi byli na tym poprzestać. Inni jednakże, których zaczęto nazywać „patriotami” lub „radykałami”, nadal utrzymywali, że ustępstwa te przekreśliły zasadę, iż parlament angielski ma prawo ingerować w wewnętrzne sprawy kolonii bez zgody i zasięgnięcia opinii kolonistów. Jedynym rozwiązaniem — twierdzili patrioci — jest pełne uniezależnienie się od Anglii. Do najbardziej aktywnych rzeczników niepodległości w Massachusetts należał Samuel Adams. To z jego inicjatywy w 1772 roku zaczęły powstawać komisje rejestrujące skargi i zażalenia kolonistów na władze angielskie, utrzymujące kontakt z innymi koloniami. Działacze z różnych kolonii zaczęli kontaktować się ze sobą, wymieniać opinie. Stopniowo rodziły się więzy współdziałania.
16 grudnia 1773 roku doszło do sławnego incydentu zwanego „przyjęciem na bostońską herbatkę”. Król angielski nałożył cła na import herbaty przez kolonie w Ameryce. Koloniści ogłosili bojkot herbaty. W nocy 16 grudnia grupa mieszkańców Bostonu przebranych za Indian z plemienia Mohawk podpłynęła łodziami do trzech okrętów angielskich zakotwiczonych w zatoce i wyrzuciła cały ładunek herbaty do morza.
Władze angielskie uznały to za obrazę Korony i nakazały zamknięcie portu w Bostonie do czasu, kiedy miasto nie zapłaci Spółce Indii Wschodnich odszkodowania za zniszczoną herbatę. Miastu, które żyło z handlu morskiego, groziła katastrofa gospodarcza.
We wrześniu 1774 roku w Filadelfii zebrał się I Kongres Kontynentalny. Przedstawiciele kolonii powołali stowarzyszenie, które koordynowało akcje kolonistów przeciw Koronie i stało się zalążkiem organizacji kolonistów. Napięcie wzrastało. 18 kwietnia 1775 roku doszło pod Lexington do wymiany strzałów między oddziałem żołnierzy angielskich a grupą kolonistów. W maju tegoż roku w Filadelfii zebrał się II Kongres Kontynentalny. Koloniści byli gotowi walczyć zbrojnie o swe prawa. Do tego jednak potrzebne było wojsko. Zadanie to powierzono Jerzemu Waszyngtonowi z Wirginii. Koloniści liczyli wówczas jeszcze na kompromisowe rozstrzygnięcie sporów z Koroną brytyjską. Niektórzy, jak np. Tomasz Paine, autor pamfletu Common Sense (Zdrowy rozsądek), byli zdania, że jedynie wywalczenie niepodległości może rozwiązać problemy trapiące kolonistów amerykańskich. Liczba zwolenników niepodległości rosła.
11 czerwca 1776 roku Kongres Kontynentalny powołał pięcioosobową komisję, której dziełem był dokument zwany później Deklaracją niepodległości. Projekt Deklaracji został opracowany przez Tomasza Jeffersona.
4 lipca 1776 roku Deklaracja niepodległości została przyjęta. Powstało nowe niepodległe państwo — Stany Zjednoczone.
Anglia oczywiście nie pogodziła się z tym faktem i postanowiła siłą zmusić byłe kolonie w Ameryce Północnej do uległości. Z punktu widzenia Londynu był to bunt, z punktu widzenia kolonistów — sprawiedliwa wojna.
Wojna o niepodległość trwała prawie osiem lat. Przyciągała do Ameryki różnych ludzi. Jedni widzieli w niej możliwość zawodowego zaciągu, przygodę i szansę zrobienia kariery. Drudzy przybywali powodowani przekonaniami politycznymi, umiłowaniem idei republikańskich i wolnościowych. Do nich należał Tadeusz Kościuszko. Skrajne stanowisko zajął Adam M. Skałkowski, który za jeden z motywów wyjazdu Kościuszki uznał to, że nie mając kwalifikacji nie mógł się on odznaczyć w inny sposób niż wyjeżdżając za ocean.[1] Na decyzję Kościuszki zapewne w niemałym stopniu wpłynął pobyt w Paryżu, Francuzi bowiem gorąco sympatyzowali z dążeniami wolnościowymi kolonii amerykańskich. Kościuszko przybył do Ameryki w momencie, gdy wojna o niepodległość dopiero się zaczynała. Nie czekał, aż przesądzą się jej losy, lecz opowiedział się czynnie po stronie idei wyzwoleńczych od samego początku, od najtrudniejszego momentu. Kiedy opuszczał Europę w końcu czerwca 1776 roku, Kongres nie przyjął jeszcze Deklaracji niepodległości. Gdy wyjeżdżał z Ameryki, Stany Zjednoczone miały już za sobą zwycięską wojnę o niepodległość. Chociaż nie był majętny, kosztowną podróż przez ocean podjął za własne pieniądze. Niektórzy historycy uważają, że zaciągnął na ten cel pożyczkę. Karol Falkenstein, Szwajcar, który znał osobiście Kościuszkę w ostatnich latach jego życia, tak pisze na ten temat: „Z szczupłą kasą puścił się w tak daleką drogę, która ledwo koszta podróży okryć mogła, nie mając prócz tego nic więcej, jak tylko podwójne odzienie, pałasz i swe wiadomości, tak iż o nim słusznie powiedzieć można było: omnia mea mecum porto”.[2]
Dokładna data przyjazdu Kościuszki do Ameryki nie jest znana. Pierwsza wzmianka o nim znajduje się w dokumentach Kongresu pod datą 30 sierpnia 1776 roku. Przybył do Filadelfii, ówczesnej stolicy Stanów Zjednoczonych i przedłożył Kongresowi memoriał, który niestety zaginął. Memoriał ten, skierowany do Wydziału Wojny Kongresu, prawdopodobnie zawierał dane dotyczące kwalifikacji młodego, podówczas 30-letniego inżyniera wojskowego. Nie jest pewne, czy Kościuszko posiadał listy polecające. Mógł mieć list od księcia Czartoryskiego do generała Charlesa Lee, który wówczas zajmował wysokie stanowisko w armii amerykańskiej.
Legenda głosi, że wcześnie doszło do spotkania Kościuszki z Waszyngtonem, przekazuje nawet słowa, jakie zostały wówczas wypowiedziane. „Co mogę dla pana zrobić?” — miał zapytać Waszyngton Kościuszkę, gdy ten zaoferował mu swe usługi w walce o niepodległość Stanów Zjednoczonych. „Proszę mnie wypróbować” — brzmiała odpowiedź.
Zanim Kościuszko dostał oficjalny angaż do armii Stanów Zjednoczonych, podjął się fortyfikacji wyspy Billingsport na rzece Delaware. Było to zadanie pilne i o dużym znaczeniu strategicznym. Amerykanie obawiali się, że Filadelfia, leżąca nad Delaware, może być zaatakowana przez flotę angielską od strony ujścia rzeki. Kościuszko otrzymał właśnie zadanie obmyślenia systemu obronnego, który by uniemożliwił flocie angielskiej taką operację. Opracował plan zapory przeciwdesantowej i energicznie wziął się do jego realizacji. Nurt rzeki przegrodzony został zaporą z palisad, w której pozostawiono dla okrętów amerykańskich przejścia bronione bezpośrednim ogniem z fortu nadbrzeżnego, również zaprojektowanego przez Kościuszkę. Powstał więc zasługujący na uwagę prototyp dzisiejszych zapór przeciwdesantowych wzbraniających dostępu do brzegu, powiązanych w jeden system z obroną ogniową fortyfikacji nadbrzeżnych. Musi budzić uznanie nowatorstwo Kościuszki, który w obliczu konkretnych potrzeb taktycznych zerwał z upartą doktryną fortyfikacyjną. Pod Filadelfią po raz pierwszy ujawniła się też tendencja Kościuszki do rozwiązywania zadań fortyfikacyjnych poprzez wychodzenie naprzeciw nieprzyjacielowi. Tu również w pełni przejawiła się giętkość jego koncepcji, umiejętność wykorzystywania specyficznych właściwości terenu przy wznoszeniu budowli fortyfikacyjnych. Było to obce ówczesnym formalistycznym koncepcjom fortyfikacyjnym.
Rozwiązanie było więc śmiałe, dobrze pomyślane i dobrze wykonane.[3] Spotkało się z uznaniem władz Pensylwanii oraz Kongresu, który przyjął Kościuszkę do służby w wojskach inżynieryjnych w stopniu pułkownika z pensją 60 dolarów miesięcznie.
Oficjalny akt nominacyjny dla Kościuszki, noszący datę 18 października 1776 roku, podpisany został przez przewodniczącego Kongresu Johna Hancocka i głosił m.in.: „My, pokładając szczególną ufność i zaufanie w Pański patriotyzm, dzielność, zachowanie się i wierność, niniejszym pismem mianujemy i ustanawiamy Pana inżynierem w randze pułkownika w armii Stanów Zjednoczonych, utworzonej dla obrony amerykańskiej wolności i dla odparcia wszelkiej nieprzyjacielskiej inwazji. Ma Pan przeto starannie i pilnie wykonywać urząd inżyniera, czyniąc i wykonując wszelkiego rodzaju sprawy doń należące. I my ściśle polecamy i żądamy od wszystkich oficerów i żołnierzy będących pod Pana rozkazem, aby byli posłuszni Pańskim rozkazom jako inżyniera. A Pan ma stosować się i trzymać się takich rozkazów i wskazówek, jakie od czasu do czasu Pan otrzyma od obecnego lub przyszłego Kongresu Stanów Zjednoczonych albo od Komitetu Kongresu ustanowionego w tym celu, albo w danym czasie naczelnego wodza armii Stanów Zjednoczonych, albo innego przełożonego oficera, stosownie do reguł i dyscypliny wojny, odpowiednio do zaufania pokładanego w Panu. To zlecenie pozostaje w mocy aż do odwołania przez obecny lub przyszły Kongres”.[4]
Kościuszko nie brał bezpośrednio udziału w działaniach na głównym froncie wojny, uczestniczył w nich wszakże przez swe prace inżynieryjne. Wydarzenia wojenne rozwijały się wówczas nie całkiem po myśli Amerykanów. Wczesnym latem 1776 roku angielski generał William Howe na czele 32-tysięcznej armii zjawił się w okolicach Nowego Jorku. W bitwie pod Brooklyn Heights 22 sierpnia zadał on ciężkie straty wojskom amerykańskim pod dowództwem gen. Israela Putnama. W tej sytuacji Jerzy Waszyngton, by uniknąć poważniejszej klęski, wycofał się z Nowego Jorku do New Jersey i przekroczył rzekę Delaware. Potrzebował czasu, aby zebrać siły i skoncentrować wojska. W grudniu 1776 roku zaskoczył Anglików pod Trenton, 3 stycznia 1777 roku Amerykanie odnieśli kolejne zwycięstwo pod Princeton.
Kolejnym zadaniem, jakie powierzono Kościuszce, była budowa umocnień w Red Bank na rzece Delaware, na jej odcinku przebiegającym przez stan New Jersey. Podlegał on wówczas generałowi Putnamowi, którego w lutym 1777 roku zastąpił generał Horatio Gates. Wkrótce Gates i Kościuszko zaprzyjaźnili się.
W jednym z późniejszych listów (z 3 sierpnia 1778 r.) Kościuszko tak pisał do Gatesa: „Kochany Generale! Nie możesz sobie wyobrazić, jaką przyjemność sprawił mi twój list. Myśl o tym, że pamiętasz o mnie, będzie zawsze obecną w pamięci mej i przywiązuje mnie tak do ciebie, że ani czas ani żadne okoliczności nie będą mogły zmienić moich uczuć, mojej wdzięczności, mojej rzeczywistej przyjaźni”.[5] Gates szybko poznał się na kwalifikacjach zawodowych i zaletach osobistych Kościuszki i kiedy w marcu 1777 roku objął stanowisko komendanta fortu Ticonderoga, zaproponował mu przejście wraz z sobą. Kościuszko przybył do Ticonderogi 12 maja 1776 roku i natychmiast rozpoczął prace nad fortyfikacjami tej miejscowości. Gates wkrótce został przeniesiony na inne stanowisko — Kościuszko pozostał. W lipcu wojska angielskie pod dowództwem gen. Johna Burgoyne’a zdobyły Ticonderogę, mimo że obóz ten był ufortyfikowany.
Koncepcje fortyfikacyjne Kościuszki nie zawsze spotykały się z uznaniem jego zwierzchników, przywykłych do bardziej tradycyjnych rozwiązań obronnych. Dowództwo wojsk inżynieryjnych w armii amerykańskiej było w rękach generałów francuskich. Tak np. odrzucono opracowany przez Kościuszkę plan fortyfikacji wzgórza Sugar Loaf, leżącego nie opodal Ticonderogi. Kościuszko m.in. proponował wciągnąć na szczyt wzgórza ciężkie działa. Następca Gatesa, gen. Schuyler, uznał jednak projekt Kościuszki za niewykonalny i polecił ufortyfikować jedynie samo miasto. To, co proponował Kościuszko, zrealizowali później Anglicy. Wprowadzili działa na Sugar Loaf i zajęli fort. Wojska amerykańskie zostały zmuszone do odwrotu na południe. Kościuszko dwoił się i troił, zabezpieczając odwrót wojsk od strony inżynieryjnej. Gdyby Schuyler posłuchał rad Kościuszki i ufortyfikował wzgórze, Amerykanie prawdopodobnie nie ponieśliby takiej klęski. Schuyler został zresztą postawiony przed sąd wojenny i pozbawiony dowództwa armii północnej. Ponownie objął je Gates w dniu 9 sierpnia 1777 roku. Ten zaś dobrze współpracował z Kościuszką. Miał do niego zaufanie i potrafił w pełni wykorzystać jego zdolności inżynieryjne.
Tymczasem Amerykanie przeżywali ciężkie chwile. Wojska angielskie zostały przerzucone drogą morską na południe, aby zaatakować Filadelfię. We wrześniu 1777 roku wojska gen. Howe’a zdobyły stolicę Stanów Zjednoczonych. Kongres przeniósł się do miejscowości Lancaster w stanie Pensylwania. W tym czasie z północy, z Kanady posuwała się na południe inna armia angielska pod dowództwem gen. Johna Burgoyne’a. Istniała obawa, że trzy armie: Burgoyne’a, Howe’a i pułkownika St. Legera połączą swe działania i wojska amerykańskie, okrążone ze wszystkich stron, znajdą się w poważnym niebezpieczeństwie. Toteż plan strategiczny Amerykanów polegał na maksymalnym utrudnianiu ruchów trzech armii i niedopuszczeniu do ich połączenia się. Pułkownik St. Leger napotkał znaczny opór w Fort Schuyler i zmuszony był wycofać się do Kanady. Należało teraz powstrzymać marsz gen. Burgoyne’a. W realizacji tego zadania niezwykle ważną rolę odegrał właśnie Tadeusz Kościuszko.
Spośród wszystkich dokonań Kościuszki w amerykańskiej wojnie o niepodległość niewątpliwie Saratoga należy do najważniejszych. Takiego zdania są historycy, którzy oceniali wkład Kościuszki w rewolucję amerykańską. Nie jest zatem przypadkiem, że na pomniku Tadeusza Kościuszki, który stoi w Waszyngtonie na skwerku Laffayette’a przed Białym Domem, znalazły się nazwy dwóch miejscowości: Saratoga i Racławice.
Kościuszko otrzymał zadanie budowy umocnień na zachodnim brzegu rzeki Hudson, na obszarze dzisiejszego stanu Nowy Jork. Po dokonaniu inspekcji przystąpił do ufortyfikowania wzgórz Bemis Heights w pobliżu Saratogi (niestety, nie zachowały się plany tych fortyfikacji). Tu właśnie 17 października 1777 roku rozegrała się słynna bitwa, w wyniku której armia angielska dowodzona przez Burgoyne’a poddała się Gatesowi. Bitwa ta miała duże znaczenie nie tylko wojskowe, zaważyła także na rozwoju sytuacji politycznej. Francja zdecydowała się wówczas zawrzeć sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, co przyspieszyło zwycięski koniec wojny niepodległościowej. Gates przyznał, że prace inżynieryjne Kościuszki w decydującym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa pod Saratogą. W oficjalnym raporcie do Kongresu pisał, że to „pułkownik Kościuszko wybrał i oszańcował pozycje“. Potwierdzają to opinie historyków amerykańskich. Naczelny dowódca wojsk amerykańskich, Jerzy Waszyngton, po bitwie pod Saratogą pisał 10 listopada 1777 roku do przewodniczącego Kongresu, Henry’ego Laurensa: „Jestem dobrze poinformowany, że w Armii Północnej jest inżynier, zdaje się, że nazywa się Cosieski, który jest człowiekiem o dużej wiedzy i zasługach (a gentleman of science and merit)”.[6] Nazwisko Kościuszki pojawiło się wówczas po raz pierwszy w korespondencji Waszyngtona. Inna rzecz, że błędnie napisane: „Cosieski”, ale to nie ma znaczenia.
Woodrow Wilson, uczony i prezydent Stanów Zjednoczonych, w swym dziele History of the American People (t. IV, s. 110) wspomniał o Kościuszce i właśnie Saratogę uznał za największe jego osiągnięcie: „Sławny patriota polski Tadeusz Kościuszko był tym, który pokazał gen. Gatesowi, jak się okopać pod Bemis Heights”.
W dziele Life and Time of George Washington, opublikowanym w 1932 roku przez Federalną Komisję Dwusetlecia Urodzin Waszyngtona, czytamy: „Historycy wskazują wielką rolę, jaką odegrał Kościuszko w bitwie pod Saratogą i w przygotowaniach do niej; a czyniąc to wykazują, jaką nieocenioną wartość stanowił on dla sił amerykańskich. Gdyby w tym czasie odniósł był zwycięstwo Burgoyne, to w następstwie mogło ono z wielką łatwością spowodować zupełne pobicie kolonistów, a tym samym historia świata byłaby przybrała zupełnie inny obrót“.[7]
Gates był niezadowolony, że Kongres nie awansował Kościuszki bezpośrednio po bitwie pod Saratogą. Laury zebrali natomiast jego zwierzchnicy, francuscy przedstawiciele wojsk inżynieryjnych. Kościuszko, choć zapewne miły byłby mu awans, w liście do pułkownika Roberta Troupa towarzyszącego podówczas Gatesowi prosił go, aby generał nie robił ze sprawy awansu problemu, jeżeli wywołać by to mogło złe nastroje w wojskach inżynieryjnych.
Po zwycięskiej bitwie pod Saratogą Kościuszko pozostał przy Kwaterze Głównej Armii Północnej w Albany w stanie Nowy Jork. Wraz z 57 swoimi ludźmi zajmował się zadaniami, które przydzielono jego oddziałowi inżynieryjnemu. Główna część armii amerykańskiej przebywała wówczas w Valley Forge. Ponieważ zarówno Kościuszko, jak i Pułaski byli w Valley Forge, niewykluczone, że spotkali się tam, choć nie ma na to pewnych dowodów.[8]
W 1847 roku Konstanty Gaszyński opublikował Reszty pamiętników Macieja Rogowskiego, rotmistrza konfederacji barskiej. Niektórzy historycy uznali tzw. pamiętnik Rogowskiego za autentyczny tekst spisany przez towarzysza broni Pułaskiego. Większość jednakże jest zdania, że jest to raczej utwór literacki, być może oparty na autentycznych wspomnieniach kogoś, kto towarzyszył Pułaskiemu w jego wyprawie za ocean. W książce tej znajdujemy taki opis spotkania Kościuszki z Pułaskim: „Jakoś w końcu Decembra, na święta Bożego Narodzenia, zdarzyła nam się pociecha. Tadeusz Kościuszko, będący w obowiązkach inżyniera przy północnej armii, na granicach Kanady, dowiedziawszy się, że Pułaski konsystuje w Trenton, przyjechał do nas za urlopem w gościnę. Kościuszko nie miał miny zawiesistej jak pan Kazimierz, ale widać było na jego twarzy poczciwość i otwartość szlachecką, przy tym był człowiek niezmiernie słodki i pełen wiadomości, kompania więc jego i dyskursa wielką nam przyjemność sprawiły. Choć równego wieku z Pułaskim, nie znali się z sobą w kraju (bo pierwszy jeszcze ślęczył nad książką, kiedy już drugi Rosjanom pensa zadawał), ale tu oto, na cudzoziemskiej ziemi, pokochali się mocno, przyjaźń dozgonną sobie obiecując. Po dziesięciu dniach zabawy, podczas których, mimo biedy, wysadziliśmy się na traktament staropolski, odjechał Kościuszko do swego korpusu i odtąd go już oczy moje nie spotkały, dopiero w bitwie pod Dubienką w 1792 roku“.[9]
Przytoczyłem fragment pamiętników Rogowskiego raczej jako ciekawostkę niźli dokument historyczny. Opierając się właśnie na tym fragmencie Józef Ignacy Kraszewski odmalował w powieści Tułacze scenę spotkania Kościuszki i Pułaskiego.
W marcu 1778 roku Kościuszko decyzją Kongresu został przeniesiony do West Point w stanie Nowy Jork, gdzie znajduje się dziś sławna amerykańska akademia wojskowa. Otrzymał zadanie budowy umocnień nad rzeką Hudson. Kościuszko przebywał tu ponad dwa lata i był to najdłuższy okres, jaki spędził w Ameryce Północnej w jednym miejscu. Tu po raz pierwszy zetknął się osobiście z Jerzym Waszyngtonem. Jadąc do West Point, miał rekomendacje gubernatora stanu Nowy Jork, George’a Clintona, który polecał go generałowi Patersonowi jako „młodzieńca zdolnego i gotowego uczynić wszystko w swej mocy w sposób najprzyjemniejszy”.
Kościuszko przybył do West Point 14 marca 1778 roku. Dwa dni później zjawił się tam nowy komendant tego rejonu, gen. Alexander Mc Dougall.
Obszar, który miał fortyfikować Kościuszko, położony na północ od Nowego Jorku, nad rzeką Hudson, posiadał duże znaczenie strategiczne. Obawiano się, że tu mogą połączyć się wojska angielskie działając na terenach dzisiejszego stanu Nowy Jork z wojskami, które mogłyby być przerzucone z Kanady. Aby zapobiec takiej ewentualności, postanowiono silnie ufortyfikować ten rejon. Zadanie to powierzono Kościuszce, przydzielając mu oddział inżynieryjny. Jerzy Waszyngton przywiązywał dużą wagę do ufortyfikowania West Point jako miejsca, które miało zapewnić kontrolę strategiczną nad całą doliną Hudsonu.
Początkowo sprawy układały się niezbyt dobrze dla Kościuszki. Waszyngton nie wiedząc, że Kongres zlecił umocnienie West Point Kościuszce, powierzył to samo zadanie Francuzowi, pułkownikowi Louisowi de la Radiere. Przy dwuosobowej odpowiedzialności współpraca nie układała się najlepiej i w końcu Waszyngton odwołał Radiere’a uznając, że Kościuszko nie tylko ma wyższe kwalifikacje, ale również lepszy stosunek do ludzi, a ponadto został przeniesiony do West Point decyzją Kongresu. Konflikty z francuskimi inżynierami wojskowymi były wówczas w armii amerykańskiej dość częste. General Louis Duportail, naczelny dowódca wojsk inżynieryjnych w armii amerykańskiej, powoływał się na ustalenia Kongresu, na mocy których specjaliści francuscy przybyli do Ameryki wraz z nim nigdy nie mieli podlegać innym inżynierom, wcześniej zaangażowanym do armii niepodległościowej. Jerzy Waszyngton był przeciwny takiemu postępowaniu. W liście do Kongresu z 27 sierpnia 1778 roku pisał: „Trudno oczekiwać, aby pułkownik Kościuszko, który jest dobrym specjalistą i którego praca cieszy się uznaniem i przyjmowana jest z zadowoleniem, zgodził się podporządkować któremuś z Francuzów z wyjątkiem generała Duportaila”.[10] Była to sprawa prestiżowa dla Kościuszki. Młodszy, niższy rangą i o krótszym stażu w armii amerykańskiej Francuz czuł się nie tylko równorzędny Kościuszce, ale wykazywał nawet ambicje komenderowania nim. Posunięcie Waszyngtona — odwołanie Francuza, uzdrowiło sytuację i pozwoliło Kościuszce na energiczną realizację zadania.
Jerzy Waszyngton w połowie lipca 1778 roku dokonał inspekcji fortyfikacji w West Point, wyrażając się o nich z uznaniem. Kościuszko oprowadzał generała, pokazując umocnienia, które zbudował wraz ze swoimi ludźmi. W czasie nieobecności Kościuszki (wyjechał na krótko do miejscowości Whiteplains) przybył gen. Duportail. Chociaż nie był on życzliwy Kościuszce, na ogół zaaprobował jego urządzenia fortyfikacyjne, proponując tylko pewne zmiany. Nie wszystkie one zyskały aprobatę Jerzego Waszyngtona, który podówczas przeniósł swoją kwaterę do West Point. Forteca mogła pomieścić około 2500 żołnierzy.
Kościuszko uczynił z West Point potężną twierdzę, toteż Anglicy nawet nie ważyli się jej zaatakować, jak twierdził major John Armstrong, towarzysz broni Kościuszki. Podobnie oceniał fortyfikację West Point wybitny historyk amerykański w XIX stuleciu, George Bancroft.
W czasie pobytu u Gatesa w Whiteplains Kościuszko był jego sekundantem w pojedynku z gen. Jamesem Wilkinsonem (Gates i Wilkinson od pewnego czasu byli ze sobą skłóceni). Przy tej okazji poróżnił się z sekundantem Wilkinsona, Johnem Carterem i zażądał od niego satysfakcji, Carter jednak nie przyjął wyzwania. W następstwie między obu sekundantami wywiązał się długi pojedynek listowny.
Kościuszko pragnął przyłączyć się do armii generała Gatesa, który udał się na północ, by prowadzić działania wojenne w rejonie Nowej Anglii, tym bardziej że życie w West Point było monotonne i nie stwarzało okazji do działania.
W liście do Johna Taylora z 14 września 1778 roku skarżył się m.in., że najlepsi jego amerykańscy przyjaciele zostali przeniesieni gdzie indziej, a jemu pozostało tylko towarzystwo „nieuprzejmych Szkotów i Irlandczyków”. Gates również chciał zabrać Kościuszkę, ale Waszyngton nie wyraził na to zgody, był bowiem zdania, że obecność Kościuszki w West Point jest niezbędna. Kościuszko ubolewał, tym bardziej że od dawna opowiadał się za rozszerzeniem działań wojennych na Kanadę. Niektórzy historycy twierdzą nawet, iż był zwolennikiem likwidacji kolonii angielskich na całym kontynencie północnoamerykańskim i przekształcenia go w niepodległe państwo. Faktem jest, że 3 sierpnia 1778 roku Kościuszko pisał do swego przyjaciela i protektora, generała Gatesa: „Wierz mi, Panie, jeśli nie owładniemy Kanadą, Brytania będzie dla Was źródłem nieustannych kłopotów. Nie powinniście znosić nie tylko jej, lecz w ogóle żadnej obcej potęgi w Waszej północnej części Ameryki”.[11] Przewidywał, że między monarchistyczną Kanadą a republikańskimi Stanami Zjednoczonymi będą stałe konflikty i póki nie zlikwiduje się reszty brytyjskiego imperium kolonialnego w Ameryce, republikańskiemu ustrojowi w Stanach Zjednoczonych zagrażać będzie niebezpieczeństwo.
Wróćmy jednak do West Point. Wkrótce okazało się, że Waszyngton miał rację. Anglicy szykowali się do ataku na twierdzę. Kościuszko ze swoimi ludźmi pracował dzień i noc nad umocnieniem fortyfikacji. Anglicy nie odważyli się jednak wówczas zaatakować West Point. Tutaj 7 listopada 1779 roku do Kościuszki dotarła wiadomość o śmierci Pułaskiego w wyniku ran odniesionych w bitwie pod Savannah.
Kościuszko w czasie pobytu w West Point miał opinię człowieka dobrego serca. Kiedy któryś z żołnierzy został surowo ukarany za jakieś przewinienie, wstawiał się za nim u dowódcy. Dzielił się swymi racjami żywnościowymi z jeńcami angielskimi przetrzymywanymi w twierdzy. Założył ogród kwiatowy, osobiście znosząc ziemię w koszykach na skaliste podłoże. Miejsce to do dziś nazywa się Ogrodem Kościuszki. Ze zbudowanych przez Kościuszkę fortyfikacji, niestety, nic się nie zachowało do dnia dzisiejszego. Ogród Kościuszki zaś posłużył amerykańskiemu autorowi Samuelowi L. Krappowi za inspirację do cyklu nowel Tales of the Garden of Kościuszko (Opowieści Ogrodu Kościuszki), które ukazały się w 1834 roku w Nowym Jorku.
Humanitaryzm Kościuszki ujawnił się także w toku późniejszej kampanii południowej. Podczas bitwy pod Eustaw Springs powstrzymał żołnierzy amerykańskich przed masakrą kilkudziesięciu jeńców angielskich.
Karol Falkenstein tak opisuje scenę zaskoczenia pogrążonych we śnie Anglików:
„W niesposobności bronienia się, pozbawieni orężów zabranych, pełni jeszcze snu i nieprzytomni sobie, nie zostawała im nawet i ta pociecha, aby jako żołnierze z orężem w ręku umierali. W tym uciśnieniu okropnym błagali o pardon, ale daremnie. Nieporuszeni ich prośbami, srożyli się nad nimi rozdrażnieni Amerykanie, tak długo kłując bagnetami, póki już w ofiarach swoich żadnego znaku życia nie widzieli. Mała tylko liczba tych nieszczęśliwych, i to ranami okryta, zdołała ujść zagłady. Widziano podczas tej okropnej sceny wielu Szkotów i Anglików pomimo gęstych ran walczących z rozpaczą, którzy zawijając rany swoje, rzucali się znowu w szeregi nieprzyjaciół i aż do ostatniej kropli krwi wylanej bój zacięty prowadzili. Blisko trzechset nieprzyjaciół legło pod orężem, a około 40 prostych żołnierzy z kilku podoficerami zabrano w niewolę; ci ostatni winni życie swoje Kościuszce, który przeciwko rozkazowi jenerała swego działając, pod karą śmierci zalecił, aby każdemu proszącemu o pardon takowy był dawany. Od tego momentu szanował Waszyngton Kościuszkę jako mężnego bohatera i jako zacnego, pełnej ludzkości człowieka. Oprócz pierścienia, którym go wódz na znak szacunku udarował, czuł się Kościuszko jeszcze bardziej nagrodzonym rzetelną i serdeczną przyjaźnią tego godnego męża”.[12]
O humanitaryzmie Kościuszki świadczy również inny drobny, ale charakterystyczny dla niego fakt. Kiedy w bitwie zginął jeden z oficerów, pułkownik L. C. Laurence, Kościuszko napisał 2 września 1782 roku list do generała Greene’a proponując, aby część jego rzeczy przekazać Murzynom, którzy usługiwali pułkownikowi, są bowiem „nadzy i potrzebują koszul, ubrań, spodni, a ich nagie ciała potrzebują dobrych okryć podobnie jak nasze”.
Wydarzenia wojenne zaczęły przybierać obrót pomyślny dla Amerykanów. Wojska angielskie pod dowództwem generała Cornwallisa prowadziły działania wojenne głównie w Wirginii, Cornwallis uważał bowiem, że podbój tych ziem zmusi Amerykanów do kapitulacji. Anglikom stawiały opór wojska pod dowództwem markiza Lafayette’a. W sierpniu 1781 roku Cornwallis zajął pozycje w pobliżu Yorktown w Wirginii, u ujścia rzeki York.
W tym czasie Waszyngton otrzymał od francuskiego admirała Francisa de Grasse wiadomość, że gotów jest on przybyć ze swoją flotą z Indii Zachodnich do wschodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych i współdziałać z wojskami amerykańskimi w ataku na Anglików. Waszyngton natychmiast wyruszył do Wirginii, aby połączyć się z wojskami Lafayette’a. Równocześnie z Newport w Wirginii na spotkanie Waszyngtona wyruszył oddział Francuzów pod wodzą hrabiego Rochambeau.
Ponieważ część wojsk angielskich, dowodzona przez generała Clintona, pozostała w Nowym Jorku, Waszyngton zostawił część swych sił, aby kontrolować ruchy Clintona, i z sześcioma tysiącami żołnierzy wyruszył w długi marsz do Wirginii. Clinton przez pewien czas sądził, że Amerykanie szykują się do zaatakowania Nowego Jorku i ruchy wojsk amerykańskich mają na celu wprowadzenie Anglików w błąd.
Waszyngton połączył się z wojskami francuskimi i siedmiotysięczna armia Cornwallisa w Yorktown została otoczona przez dwukrotnie liczniejszą armię amerykańsko-francuską. Równocześnie w początku września 1781 roku francuska flota pod dowództwem admirała Francisa de Grasse wpłynęła do zatoki Chaspeake. 28 okrętów francuskich odcinało teraz Cornwallisowi możliwość ucieczki morzem. Generał Clinton, zorientowawszy się w sytuacji, pospiesznie wysłał flotę angielską pod wodzą admirała Thomasa Gravesa. 5 września obie floty starły się. Większe straty ponieśli Anglicy i Graves rozkazał okrętom zawrócić do Nowego Jorku, zwłaszcza że Francuzi otrzymali posiłki i już zdecydowanie przeważali nad flotą angielską.
Z kolei Clinton na czele 44 okrętów wojennych udał się na pomoc Cornwallisowi. Zanim jednak przybył do Wirginii, pod Yorktown rozegrała się bitwa, w której Anglicy ponieśli klęskę. 19 października 1781 roku Cornwallis skapitulował wraz z całą 15-tysięczną armią.
Zwycięstwo Amerykanów pod Yorktown otworzyło możliwości rokowań pokojowych angielsko-amerykańskich. Rozmowy, rozpoczęte na wiosnę 1782 roku w Paryżu, prowadzili z ramienia Stanów Zjednoczonych John Adams, Benjamin Franklin oraz John Jay. Wstępny układ pokojowy podpisany został 30 listopada 1782 roku. Ostateczny — dopiero 3 września roku następnego, po osiągnięciu przez Francję porozumienia z Anglią. Kongres jednomyślnie ratyfikował układ pokojowy.
Tak więc zakończyła się prawie ośmioletnia wojna — Anglia uznała niepodległość 13 kolonii w Ameryce Północnej.
Nie wyprzedzajmy jednak faktów i wróćmy do naszego bohatera. W ostatniej fazie wojny Kościuszko przebywał również na południu Stanów Zjednoczonych. Klęska pod Yorktown nie oznaczała końca wojny. Chociaż Anglicy nie byli w stanie prowadzić większych operacji, okupowali ważny port Charleston w Karolinie Południowej. Kościuszko nie miał teraz pola do działania jako inżynier wojskowy, toteż chętnie podejmował zlecone mu przez gen. Greene’a zadania. W lecie i na jesieni 1782 roku kierował operacjami wywiadowczymi w okolicach Charlestonu. Obserwował ruchy wojsk angielskich, zasięgał języka, zajmował się kontrwywiadem, opracowywał plany mniejszych operacji wojskowych itp. Starał się również kontrolować ruch ludności i towarów między otoczonym przez Amerykanów miastem a okolicą. Raporty ze swej działalności przesyłał generałowi Greene’owi.[13]
Dzięki dobrze zorganizowanemu wywiadowi Kościuszko miał trafne rozeznanie w poczynaniach wojsk angielskich. W porę zorientował się, że Anglicy zamierzają ewakuować Charleston. 6 grudnia 1782 roku poinformował generała Greene’a, iż należy przygotować się do zajęcia miasta.
Wreszcie 14 grudnia wojska angielskie opuściły miasto. Wojska amerykańskie na czele z generałem Anthonym Waynem wkroczyły do Charlestonu, entuzjastycznie witane przez mieszkańców. Kościuszko wraz ze swym oddziałem uczestniczył w triumfalnym wjeździe do miasta.
Z rozkazu generała Greene’a Kościuszko organizował teraz zaopatrzenie dla wojsk amerykańskich drogą morską. Napotkał wszakże trudności w wykonywaniu tego zadania, gdyż wśród właścicieli statków transportujących żywność było wielu lojalistów, którzy odmawiali pomocy wojskom amerykańskim.
Ostatnim zadaniem wojskowym Kościuszki była inspekcja fortu Moultrie. 11 kwietnia 1783 roku towarzyszył swemu przełożonemu, generałowi Greene’owi. Kilka dni później do Charleston dotarła wiadomość o podpisaniu wstępnych warunków pokoju z Anglią. W maju 1783 roku Kościuszko opuścił Charleston, udając się do stolicy Stanów Zjednoczonych Filadelfii. W sumie spędził na froncie południowym dwa i pół roku.
Kościuszko przybył do Filadelfii licząc, że teraz Kongres zwróci mu należne za służbę pieniądze, których potrzebował na opłacenie drogi powrotnej do Polski, oraz ureguluje sprawę awansu.
Kościuszko służył w armii amerykańskiej siedem lat, był lubiany i szanowany. Pułkownik Robert Troup w liście do generała Gatesa z 26 marca 1778 roku pisał:
„Jeśli przestanę kochać tego młodzieńca (Kościuszkę), muszę przestać kochać zalety, które stanowią najświatlejszy i najdoskonalszy z charakterów.”[14] Te osobiste i towarzyskie zalety Kościuszki skłoniły nawet A. M. Skałkowskiego do krzywdzącego sądu, że sympatię, jaką zdobył w Ameryce, zawdzięcza Kościuszko nie tyle swej fachowości i wiedzy, ale właśnie zaletom towarzyskim. O tym, że było inaczej, świadczą choćby przytoczone w tym szkicu opinie o Kościuszce generałów: Waszyngtona, Gatesa, Greene’a, a także innych osób, które się z nim zetknęły.
Samuel Richards, który mieszkał razem z Kościuszką w West Point, tak pisze w swych wspomnieniach: „Mieszkałem przez długi czas z Kościuszką w tym samym domku i wkrótce odkryłem w nim wzniosłość umysłu, który już wtedy rokował wielkie obietnice tych świetnych czynów, jakich miał potem dokonać. Obejście się jego było łagodne, a równocześnie pełne godności”.[15]
Amerykanie, którzy stykali się osobiście z Kościuszką, podkreślali przede wszystkim jego skromność, Henry Lee zaś pisał w swych Memoirs of the War, że „był uważany za zdolnego w swym zawodzie i bardzo szanowany za łagodny charakter i ogładę towarzyską”.[16] Zainteresowanie wzbudzały jego rysunki, m.in. portrety, które rysował w wolnych chwilach.
Co w tym czasie działo się na froncie wojennym?
Decydujący wpływ na przebieg wojny wywarł sojusz amerykańsko-francuski. Francuzi udzielali teraz Stanom Zjednoczonym efektywnej pomocy militarnej. Tak np. przy udziale floty francuskiej można było zablokować dostęp do portu filadelfijskiego i odciąć dostawy dla wojsk angielskich okupujących miasto. Wiosną 1779 roku wojska angielskie zmuszone były ewakuować miasto i wycofać się do Nowego Jorku. Naczelnym dowódcą armii brytyjskiej został mianowany generał Henry Clinton. Amerykanie pod dowództwem Charlesa Lee próbowali zaatakować Anglików, ale uczynili to nieudolnie i wojska angielskie uniknęły porażki.
Anglia proponowała wprawdzie pokój, ale w dalszym ciągu nie godziła się na niepodległość kolonii. Kongres oczywiście odrzucił te propozycje. Uzyskanie niepodległości było przecież głównym celem tej wojny, a im bardziej się ona przeciągała, tym bardziej Amerykanie byli zdecydowani cel ten osiągnąć.
Główne działania wojenne koncentrowały się teraz na południu Stanów Zjednoczonych. Anglicy liczyli na poparcie licznych tu lojalistów. 29 grudnia 1778 roku wojska angielskie wylądowały w pobliżu Savannah w stanie Georgia i zajęły to miasto. Kilka miesięcy później Anglicy rozpoczęli oblężenie najważniejszego portu na południu — Charlestonu w stanie Karolina Południowa. Dopiero Pułaski, który przybył ze swym legionem w maju 1779 roku, zdołał odeprzeć wojska angielskie spod Charlestonu. Szczegóły tej operacji opisuję w następnym rozdziale.
We wrześniu 1779 roku na Południu wylądowały wojska francuskie pod dowództwem hrabiego D’Estaing. Wojska amerykańskie pod wodzą generała Benjamina Lincolna połączyły się z wojskami francuskimi tworząc armię lądową liczącą około sześciu tysięcy żołnierzy. Armia ta poniosła jednak klęskę pod Savannah, gdzie zginął właśnie Kazimierz Pułaski. Po tej porażce Francuzi zaokrętowali się i odpłynęli. Zachęceni sukcesem Anglicy postanowili jeszcze bardziej nasilić działania na Południu. Generał Clinton ze swoimi wojskami przepłynął z Nowego Jorku, zaatakował Charleston i zajął miasto. W maju 1780 roku armia generała Lincolna w sile pięciu tysięcy ludzi poddała się Anglikom.
Sytuacja Amerykanów stawała się wręcz dramatyczna. Na Południu nie było teraz siły, która byłaby zdolna przeciwstawić się wojskom angielskim. Pojedyncze oddziały amerykańskie typu partyzanckiego tylko kąsały Anglików. W tej podjazdowej wojnie wyróżnili się Francis Marion i Thomas Sunter. Działali oni na terenach zalesionych i bagnistych, których niemało było na Południu.
Chcąc ratować sytuację, Kongres polecił generałowi Gatesowi, aby udał się na Południe i powstrzymał napór Anglików. Gates dysponował armią złożoną w połowie z regularnego wojska oraz kiepsko wyszkolonego i płochliwego pospolitego ruszenia. W sierpniu 1780 roku Gates starł się z wojskami angielskimi pod dowództwem lorda Cornwallisa. Bitwa rozegrała się pod Camden w stanie Karolina Południowa. Amerykanie ponieśli porażkę, stracili dwie trzecie wojsk.
Przebywając w West Point Kościuszko nic nie wiedział jeszcze o niepowodzeniach Gatesa. Nadal zabiegał o połączenie się z nim, uważał go za swego protektora i pragnął służyć pod jego rozkazami. Wreszcie w sierpniu 1780 roku, po 28 miesiącach prawie nieprzerwanego pobytu w West Point, Kościuszko na własną prośbę został przeniesiony do Armii Południowej. Uzyskał na to zgodę Jerzego Waszyngtona, który przy okazji pochlebnie wyraził się o jego umiejętnościach zawodowych. W liście do generała Greene’a datowanym 12 sierpnia 1780 roku pisał: „Korzystam ze sposobności wysłania listu przez pułkownika Kościuszkę, z którym rozłączam się niechętnie, gdyż doświadczyłem wiele zadowolenia z jego ogólnego zachowania się, a zwłaszcza z jego uwagi i gorliwości, z jakimi prowadził roboty powierzone jego opiece w West Point”.[17] Waszyngton wyraził zgodę na przejście Kościuszki, gdyż naczelny dowódca wojsk inżynieryjnych, generał Duportail, został wzięty do niewoli. Armia Południowa w związku z wzrastającą aktywnością Anglików w tych stanach wymagała wzmocnienia. Gates ze swej strony znając umiejętności Kościuszki usilnie zabiegał o ściągnięcie go. W jednym z listów pisał: „Zwracam pierwszą myśl na wybór naczelnego inżyniera [...]. Doskonałe przymioty tego Polaka [...] są już teraz należycie ocenione w Głównej Kwaterze i mogą skłonić inne osoby do stawienia przeszkód jego przyłączeniu do nas”.
Kościuszko chciał jak najszybciej znaleźć się u boku generała Gatesa. Gates jednakże, jak już wspomniano, przegrał bitwę pod Camden i dowódcą Armii Południowej mianowany został Nathaniel Greene. Niektórzy historycy uważają, że głównym powodem, dla którego Kościuszko opuścił West Point, było niezadowolenie z faktu, że Waszyngton uszczuplił jego oddział wojsk inżynieryjnych.[18] Pewne jest, że chciał uczestniczyć w bezpośrednich starciach z nieprzyjacielem, aby odznaczyć się na polu walki.
W drodze do kwatery dowództwa Armii Południowej, która mieściła się w Hillsborough w Karolinie Północnej, Kościuszko zatrzymał się w Richmond, gdzie po raz pierwszy spotkał się z Tomaszem Jeffersonem, podówczas gubernatorem Wirginii. Kościuszkę i Jeffersona łączyły w następnych latach bliskie poglądy oraz przyjaźń.
Początkowo Kościuszko współpracował z Gatesem, a od 4 grudnia 1780 roku z jego następcą, generałem Greene’em. Stosunki z Greene’em układały się bardzo dobrze. Kościuszko darzył swego przełożonego szacunkiem, uważał go za jednego z najlepszych amerykańskich generałów. W kwaterze dowództwa Armii Południowej Kościuszko spotkał wielu znanych mu wcześniej towarzyszy broni, m.in. spod Saratogi. Armia Południowa była po porażce pod Camden w opłakanym stanie. Kościuszko pracował nad fortyfikacjami oraz nad usprawnieniem transportu w tym rejonie, w szczególności rzecznego. Możliwość szybkiego przerzucania wojsk była ważną sprawą. Generał Greene tworzył ruchliwą armię, chciał atakować nieprzyjaciela w miejscach, które sam mógłby wybrać, stoczyć bitwę, szybko się wycofać i przygotować się do następnego ataku. Na tym polegała strategia Greene’a. Omówił ją szczegółowo z Kościuszką, którego kwalifikacje inżynieryjne wysoko cenił i powierzył mu wybór miejsca na obóz, na atak i na fortyfikacje.
Kościuszko dokonał rozeznania inżynieryjnego rzeki Catawba i Pedee. W 1781 roku zbudował specjalne łodzie służące do przerzutu wojsk i materiałów. Odegrały one ważną rolę w działaniach Armii Południowej i choć Amerykanie ponosili tu porażki, Kościuszko w trudnych chwilach zabezpieczał odwrót wojsk. 16 lutego 1781 roku otrzymał rozkaz ufortyfikowania obozu w miasteczku Halifax nad rzeką Roanoke w stanie Karolina Północna. Prace nad fortyfikacją Halifaxu uległy jednak przerwaniu, ponieważ został odwołany, aby wziąć udział w oblężeniu fortu Ninety Six.
Kościuszko, pełniąc w Armii Południowej funkcje szefa wojsk inżynieryjnych, brał również bezpośredni udział w walkach jako oficer liniowy. Uczestniczył m.in. w oblężeniu fortu Ninety Six, który był ostatnim bastionem angielskim w zachodniej części Karoliny Północnej. Nie było to zadanie łatwe. Anglicy otrzymali w trakcie oblężenia posiłki. Niektórzy historycy, opierając się na pamiętnikach pułkownika Henry’ego Lee, krytycznie oceniają operację oblężenia. W rozkazie dziennym generał Greene wyraził jednak uznanie dla Kościuszki, uważając tę akcję za sukces. Relacje innych naocznych świadków potwierdzają opinię, że operacja była dobrze zorganizowana. Anglicy wkrótce zresztą zostali zmuszeni do ewakuacji fortu Ninety Six.
Johann Godfried Seume w pracy wydanej w Lipsku w 1794 roku Kilka wiadomości o wypadkach w Polsce w roku 1794 wspomina o sukcesach Kościuszki w Ameryce i najbardziej eksponuje właśnie jego rolę w oblężeniu fortu Ninety Six: „W Ameryce dał [Kościuszko — L.P.] poznać wielokrotnie swą rozległą wiedzę i odwagę, a amerykańscy historycy nie szczędzą mu pochwał za oblężenie Ninety Six”.[19]
Generał Greene tak pisał o Kościuszce: „Pułkownik Kościuszko jest jednym z najbardziej użytecznych i przyjaznych towarzyszy broni. Jego zainteresowanie służbą publiczną i rozwiązywaniem skomplikowanych problemów jest nieporównywalne. Z problemami takimi spotykaliśmy się nieraz w czasie wojny i nic nie mogło być bardziej pożyteczne niż jego opinie, jego obserwacje i stałe stosowanie ich w praktyce. Zawsze był gotowy do wykonania moich rozkazów, kompetentny i niedostępny dla ciągotek przyjemnostkowych, nigdy nie zmęczony, gdy szło o wykonanie jakiejś pracy, i nieustraszony w niebezpieczeństwie. Jest on niezwykle skromny. Nigdy nie zabiegał o swoje sprawy i nigdy nie pominął okazji, by nagrodzić zasługi innych”. Greene określił Kościuszkę jako „mistrza swojego zawodu” (a master of his profesion) w liście do gubernatora Karoliny Północnej Thomasa Burke z 12 sierpnia 1781 roku.[20] Greene skierował wówczas Kościuszkę do Karoliny Północnej, gdzie na życzenie gubernatora tego stanu miał zbudować umocnienia.
Generał Greene wystąpił do Kongresu o awans dla Kościuszki, o czym poinformował go w liście z 10 lipca 1783 roku. „Znam twoją skromność — pisał — [...] i jeśli nie będziesz nalegał, obawiam się, że nic się nie da w tej sprawie zrobić [...]. Pozwól mi jeszcze raz szczerze podziękować za gorliwość, z jaką służyłeś społeczeństwu pod moim dowództwem, i za twój przyjazny stosunek do mnie. Moja najgorętsza pochwała tyczy się ciebie jako oficera i jako przyjaciela”.[21]
Kongres jednak mimo licznych interwencji i pozytywnych opinii zwierzchników Kościuszki zwlekał z wypłaceniem należnej mu zaległej pensji. „Usługi Kościuszki nie zostały początkowo docenione przez młodą republikę” — pisze biograf Kościuszki, Monica M. Gardner.[22]
8 sierpnia 1783 roku generał Benjamim Lincoln, sekretarz wojny, skierował do Kongresu następujący list: „Pod koniec kampanii 1781 roku Kongres, uwzględniając zasługi generała Duportaila i innych panów oficerów w korpusie inżynieryjnym, awansował ich w armii Stanów Zjednoczonych. W tym czasie pułkownik Kościuszko, będący jednym z najstarszych pułkowników w naszej służbie (jego nominacja datowana jest 18 października 1776 r.), służył wraz z generałem Greene’em, który wyjątkowo pochlebnie mówił o nim w Kongresie. I taki on był od początku wstąpienia do naszej służby, zwracając na siebie uwagę i zyskując uznanie tych, pod rozkazami których służył. Pozwalam sobie dlatego zwrócić się do Kongresu, gdyż jako zasłużony oficer, nie ustępujący tym, co otrzymali awans za służbę inżynieryjną, zasługuje on, by być mianowanym do stopnia generała brygady”.[23]
Kościuszko prosił Waszyngtona o poparcie tego wniosku, co ten chętnie uczynił w liście do przewodniczącego Kongresu z 3 października 1783 roku. Oświadczył, że znane mu są zasługi Kościuszki, potwierdzone także przez wielu innych dowódców.
Tymczasem 20 września Kongres uchwalił niejako zbiorowy awans o jeden stopień dla wszystkich oficerów, którzy nie otrzymali promocji od 1 stycznia 1777 roku. Postanowienie to objęło również Kościuszkę. Kiedy jednak Kongres otrzymał list Waszyngtona, postanowił potraktować Kościuszkę odrębnie i wyróżniająco. 13 października podjął uchwałę uznającą zasługi Kościuszki i nadającą mu stopień generała brygady. W projekcie uchwały była mowa nawet „o wielkich zasługach” i „pożytecznej służbie”, w ostatecznej wersji skreślono jednak przymiotniki „wielkie” i „pożyteczna”. Kongres nie okazał się zbyt szczodry dla Kościuszki za jego zasługi w walce niepodległościowej. Inaczej zostali potraktowani wojskowi francuscy, których ze względu na konieczność podtrzymania sojuszu z Francją hojnie nagradzano w pieniądzach, odznaczeniach, awansach. Kościuszko jednak nie uskarżał się i przyjął decyzję Kongresu bez urazy.
Jerzy Waszyngton wysoko cenił Kościuszkę. Na pożegnanie w 1783 roku podarował mu m.in. miecz i parę pistoletów. Na lufach pistoletów wygrawerowane były nazwisko ofiarodawcy i obdarowanego oraz motto: E pluribus unum („Jedno uczynione z wielu”), nawiązujące do zjednoczenia 13 kolonii.
Kościuszko został również przyjęty do najstarszej wojskowej organizacji amerykańskiej — Stowarzyszenia Cyncynnatów (Society of Cincinnati), które grupowało oficerów uczestniczących w wojnie o niepodległość. Zostało założone w 1783 roku, pierwszym prezesem był Jerzy Waszyngton, Kościuszko zaś był jednym z pierwszych członków. Nosił Orła Stowarzyszenia Cyncynnatów nawet podczas dramatycznej bitwy pod Maciejowicami. Stowarzyszenie Cyncynnatów ogłosiło memoriał poświęcony Kościuszce, stawiający go innym członkom za wzór godny naśladowania.
Kościuszko wykonał wiele szkiców fortyfikacyjnych, które są ważnymi dokumentami rozwoju inżynierii wojskowej. Niestety, większość z nich nie zachowała się do dziś.
Służył lojalnie i ofiarnie. Trzymał się z dala od intryg, których nie brakowało w walkach o splendor, awanse i materialne korzyści. Podkreślali to w swoich opiniach ci, którzy znali go osobiście. W pewnym momencie nawet odmówił przyjęcia pensji, aby nie być ciężarem finansowym dla młodej republiki.
Na początku 1784 roku Kongres uregulował wreszcie sprawy należności dla Kościuszki, przyznając mu 12 280 dolarów i 49 centów żołdu. Suma ta miała być wypłacana w rocznych ratach w Paryżu. Niewielką część otrzymał w gotówce, której potrzebował na opłacenie powrotnej podróży do Polski. Nadano mu poza tym 500 akrów ziemi na lewym brzegu rzeki Scioto w Ohio. Kościuszko otrzymał przed odjazdem wiele podarunków od swych przyjaciół, m.in. murzyńskiego służącego Gryppy, który zniknął jednak przed odpłynięciem statku.
Kościuszko udawał się do Polski, ale nie był pewny losu, jaki go czeka. Nie wykluczał, że będzie zmuszony wrócić do Stanów Zjednoczonych i na wszelki wypadek chciał zabezpieczyć sobie odpowiednie stanowisko. W przededniu odjazdu z Nowego Jorku, 14 lipca 1784 roku, skierował do generała Greene’a list, w którym pisał m.in.:
„Drogi Panie Generale! Wypadki są niepewne i nieraz wśród najświetniejszych widoków znajduje się w końcu jedynie złudzenie lub tylko obraz jak w lustrze, którego nigdy posiąść nie można. Grając na loterii życia przez tak długie lata mam aż nadto dużo doświadczenia, abym polegał na prawdopodobieństwach, kiedy nawet pewność okazuje się tak często wątpliwa. By mniej się narażać na niepewność losu muszę zapobiegać wszelkim możliwym wypadkom, które mogą mnie spotkać choćby nawet przez moją nieopatrzność. Jutro wyjeżdżam do Francji. Upraszam Pana, aby w razie gdyby Kongres zatrzymał wojsko po zawarciu pokoju, zechciał zająć się mianowaniem mnie szefem inżynierii w stopniu, jeżeli to możliwe, generała brygady; będzie to zaopatrzeniem na wypadek, gdybym został zawiedziony w moich nadziejach w ojczyźnie”.[24]
Kościuszko interesował się również rozwojem wydarzeń w Stanach Zjednoczonych; w tymże liście pisał: „Proszę o najdokładniejsze informacje o stanie spraw publicznych, bo przez dłuższy mój pobyt tutaj zżyłem się z krajem tutejszym i jego mieszkańcami i cokolwiek się zdarzy, na równi z nimi, gdziebym tylko się znajdował, będę się czuć dobrym patriotą (amerykańskim)”.
Niepewność przyszłości kraju i osobistego losu podyktowała też słowa listu z 26 sierpnia 1784 roku, skierowanego z Paryża, tuż przed wyjazdem do Polski, do Jonathana Williamsa, komendanta Korpusu Inżynierów: „Czy uwierzysz, jak bardzo czuję się nieszczęśliwy z powodu oddalenia od Twego kraju... wy tam całym pędem idziecie po raz wyznaczonej drodze... przekonywujecie się, że życie domowe i wolność są najlepszym darem, jakimi przyroda mogła obdarzyć ród ludzki. Jutro wyjeżdżam do Polski, ale z pewną trwogą, bo dowiedziałem się od jednego z moich ziomków, że sprawy Rzeczypospolitej, podobnie jak i moje, są w bardzo opłakanym stanie... Muszę przygotować się na najgorsze, może zobaczysz mnie znowu w Twojej ojczyźnie, dlatego to musisz użyć swego wpływu w Kongresie na moją korzyść”[25]. W ostatnim zdaniu prawdopodobnie chodziło o zapewnienie nominacji w armii amerykańskiej na wypadek, gdyby Kościuszko zdecydował się powrócić do Stanów Zjednoczonych.
15 lipca 1784 roku Kościuszko odpłynął do Europy na pokładzie statku „Courrier de l’Europe”. Po 24 dniach wylądował we Francji, skąd skierował się do Polski. Tym samym statkiem udawał się do Francji z ważną misją dyplomatyczną David Humphreys, poeta, dyplomata i adiunkt Jerzego Waszyngtona. Kościuszko poznał go podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych. Teraz wspólna podróż jeszcze bardziej ich zbliżyła i później pozostawali ze sobą w kontakcie.
Będąc w Polsce Kościuszko nie przestawał śledzić wydarzeń amerykańskich. Utrzymywał korespondencję ze swymi przyjaciółmi w Stanach Zjednoczonych. Tą drogą dowiedział się od Davida Humpreysa o śmierci generała Greene’a. Greene miał opinię jednego z najzdolniejszych, jeżeli nie najzdolniejszego generała w armii amerykańskiej. W liście pisanym z Warszawy 15 maja 1789 roku Kościuszko donosił majorowi Haskellowi, że wiadomość o śmierci generała głęboko go poruszyła, i wyraził przekonanie, iż Stany Zjednoczone powinny wznieść Greene’owi mauzoleum. W tymże liście Kościuszko pisał, że jest szczęśliwy, gdy otrzymuje wieści ze Stanów Zjednoczonych, ponieważ jest „bardzo przywiązany” do tego kraju.
Pobyt w Stanach Zjednoczonych nie tylko wzbogacił doświadczenie wojskowe Kościuszki — umożliwił mu również zapoznanie się z ideami amerykańskiego ruchu niepodległościowego i silnymi tam tendencjami republikańskimi. Niewątpliwie wpłynęło to na ukształtowanie jego poglądów i działalność w Polsce.[26] „Kościuszko — pisał Adam Próchnik — wyjechał z Ameryki jako głęboko przekonany republikanin i demokrata”. „Demokracja amerykańska i idea poszanowania człowieka porwały go swą słusznością i prostotą, przekonania jego się utwierdziły, wzmocniły i rozwinęły”.[27]
Późniejsza przyjaźń z Tomaszem Jeffersonem, uważanym za najbardziej demokratycznego spośród ówczesnych przywódców amerykańskich, nie była przypadkowa. Kościuszko utrwalił w Ameryce swoje poglądy na tolerancję i sprawiedliwość społeczną. Był rzecznikiem nie tylko równości stanów, ale i równości rasowej. Opowiadał się za wolnością Murzynów, do czego wielu współczesnych mu bojowników o wolność Ameryki jeszcze nie dojrzała.
Pobyt Kościuszki w Stanach Zjednoczonych, rozpatrywany od strony wojskowej, nie tylko wzbogacił jego doświadczenie inżynieryjne, co jest sprawą oczywistą. Pozwolił mu zarazem przyjrzeć się organizacji i funkcjonowaniu pospolitego ruszenia. Armia amerykańska w swej masie nie była armią profesjonalną. Opierała się na milicji narodowej. Kościuszko z bliska obserwował jej działanie. Pisał później w 1789 roku: „Żołnierz regularny i zwerbowany gwałtem, najwięcej z chłopów, których rodzice i sami nie mają praw i prawa żadnego od rządu zabezpieczającego ich osób i majątek, nie są przywiązani do kraju, nie są zainteresowani w dobru powszechnym, żołnierz taki w subordynacji utrzymywany słucha tylko nad nim starszej zwierzchności, która użyć go może podług swego sposobu myślenia”.[28] Myśli te zrodziły się z doświadczeń amerykańskich, ze zrozumienia źródła zaangażowania Amerykanów w walkę o niepodległość. W swej praktycznej działalności dowódczej w Polsce Kościuszko przywiązywał duże znaczenie do pospolitego ruszenia chłopskiego. Oto co pisał w przypisywanej mu pracy Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość z 1800 roku: „Nieprzyjaciel nazwał kosę bronią straszną. Amerykanie nie mieli armat, lać ich nie mogli, zbijali w kupę szyny żelaza i z nich nieprzyjaciół razili. Nie mieli kul do strzelania, zdejmowali ołów z okien i z niego je lali. Wszystkiego dosiąże gorliwość, a stałość umysłu zwycięży. Lloyd pisze, że wolność najmocniejszą jest sprężyną do wzbudzenia męstwa w bijących się”.[29]
Jerzy Kowecki w studium Pospolite ruszenie w insurekcji 1794 r. duże znaczenie przypisuje doświadczeniu, jakie Kościuszko wyniósł z amerykańskiej wojny o niepodległość. „Doświadczenia „Doświadczenia amerykańskie [...] umacniały wiarę w wyższość żołnierza bijącego się z poczuciem własnego zainteresowania wynikami wojny. Ale przywódcy amerykańskiej wojny o niepodległość też przechodzili ciężkie chwile utraty wiary w siłę idei, jej zdolność do mobilizowania mas. Wiarę tę mogły przywracać lokalne organizacje milicji (militia proper), które nie mogły wprawdzie zastąpić armii, ale niekiedy ratowały sytuację w momentach najbardziej krytycznych, gdy całkowicie zawodziły inne formacje”.[30]
Działanie milicji amerykańskiej, złożonej z przedstawicieli różnych warstw społecznych, niewątpliwie utwierdzało Kościuszkę w przekonaniu, że pospolite ruszenie z udziałem szerokich kręgów społeczeństwa może mieć również duże znaczenie w Polsce. Jerzy Kowecki dochodzi do wniosku, że opracowane przez Kościuszkę zasady organizacji milicji są niewątpliwie spowinowacone ze wzorem amerykańskim.[31]
Odwołując się do amerykańskich doświadczeń Kościuszko zalecał przyszłym przywódcom ruchu niepodległościowego w Polsce tworzenie czegoś, co można by dziś nazwać bazami zaopatrzeniowymi. Chodziło tu o sieć swego rodzaju fortec podziemnych, służących nie tylko do gromadzenia zapasów broni i żywności, ale również chroniących żołnierzy przed ogniem nieprzyjaciela. Mogą one pomieścić od 500 do 1000 ludzi. Zwiększa to znacznie ruchliwość wojska, oddziały bowiem nie muszą przesuwać się z ciężkimi taborami.
Kościuszko chciał, aby w przyszłej polskiej wojnie niepodległościowej wzięło udział jak najwięcej Polaków z wszystkich warstw społecznych. Klasy uprzywilejowane wszakże obawiały się, że walka zbrojna przyniesie również wyrównanie rachunków za krzywdy społeczne. Przykład rewolucji francuskiej straszył polskie ziemiaństwo. Kościuszko dawał więc przykład rewolucji amerykańskiej dla poparcia tezy, że całe społeczeństwo może zjednoczyć się w walce o wspólny cel, jakim jest niepodległość.[32]
Liczne nawiązania do amerykańskich doświadczeń znajdują się we wspomnianym już dziele Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość. „Rewolucjoniści amerykańscy — czytamy tam — nie mieli za powstaniem czwartej części narodu (jak zaświadcza Franklina życie), przy stałości umysłu pociągnęli za sobą cały ogół. Nigdy plan nie robi rewolucji, jak batalii albo kampanii militarnej. Elementa jej wstrząsają naturę, wszystko wychodzi z zwyczajnego biegu, pasje wzruszają się jak wiry powietrza, które póty nie ustawają, dopóki przez pioruny nie oczyszczą i nie oddalą, co im jest przeciwnego”.[33] To poparcie społeczeństwa dla idei niepodległości fascynowało Kościuszkę i w nim widział siłę walczącego o swą wolność narodu. Podkreślał, że przywódcom rewolucji amerykańskiej udało się rozbudzić entuzjazm społeczeństwa i wyzwolić w nim siły zdolne do pokonania nawet takiej potęgi militarnej jak ówczesna Anglia.
Kościuszko żywo interesował się problemem zabezpieczenia finansowego przyszłej wojny niepodległościowej w Polsce. Powołując się na przykład Ameryki proponował m.in. wypuszczenie papierów wartościowych i obligacji, które wykupi się po wojnie. Liczył również na ofiarność społeczeństwa. W jednym z listów do swego przyjaciela Józefa Sierakowskiego, pisanym z Solury 15 kwietnia 1816 roku, powołując się na Tomasza Jeffersona Kościuszko stwierdza, że wojna z Anglią 1812 roku kosztowała Amerykanów 66 milionów, „ale z tego obywatele ochotnie zapłacili już 40 milionów, widzisz, co to za kraj, jak jego nie kochać”.[34]
Opisując kampanię 1792 roku Kościuszko nawiązał do swych doświadczeń amerykańskich: „Rewolucja amerykańska daje przykład wojowania przez lat ośm bez pieniędzy, mając tylko rząd, staranność opatrzenia w odzież i w obuwie żołnierza. Wolność i niedependencja wzniecałyby równie, jak i tam, w każdym sercu żołnierza ofiarę uczynić na czas z wygód swych, a obywatele przez gorliwość wiadomą nieśliby majątki swe łącząc się sami z wojskiem dla obrony kraju”.[35]
Kościuszko liczył, że w walce niepodległościowej Polakom pomoże zagranica. I tu również powoływał się na swoje doświadczenia amerykańskie. Stykał się przecież z licznymi cudzoziemcami walczącymi po stronie kolonistów. A przecież ocean był barierą utrudniającą pomoc zagraniczną. Anglia, mając rozbudowaną flotę, mogła przerzucać swe wojska oraz blokować dostawy ludzi i sprzętu dla walczących kolonistów. Równocześnie Kościuszko przestrzegał, aby nie liczyć zbytnio na pomoc innych, i zdać się przede wszystkim na własne siły. I tu posługiwał się przykładem amerykańskim: „Amerykanie nie patrzeli, czy z kim tyrani ich są w wojnie, nie przeglądali, skąd mają mieć pomoc, czucie zagrzało ich do oparcia się przemocy, walczyli długo, a znalazły się potem same przez się obce wsparcia”.[36] Kościuszko liczył jednakże, że Polakom uda się wykorzystać sprzeczności i rywalizację różnych mocarstw i w ten sposób osłabić pozycje zaborców. Radził więc bacznie obserwować, co dzieje się w Europie i na świecie, aby nie przepuścić sprzyjającej okazji.
Mieczysław Haiman doszukuje się wpływów amerykańskich w treści Kościuszkowskiego Aktu powstania obywatelów mieszkańców województwa krakowskiego z 24 marca 1794 roku. Dokument ten wzywał wszystkich do łączenia się „w duchu narodowym, obywatelskim i braterskim” i mówił o celach powstania. W tych ogólnych sformułowaniach są pewne podobieństwa do amerykańskiej Deklaracji niepodległości. Zbliżony jest początek obu dokumentów. Deklaracja zaczyna się od wyjaśnienia światu przyczyn rewolucji, również pierwsze zdanie Aktu powstania głosiło: „Wiadomy jest światu stan teraźniejszy nieszczęśliwej Polski. Niegodziwość dwóch sąsiedzkich mocarstw i zbrodnia zdrajców Ojczyzny pogrążyły ją w tę przepaść”.[37]
Można doszukać się również pewnych podobieństw funkcji Najwyższej Rady Narodowej i Kongresu Kontynentalnego. Są jednak i różnice w tym względzie. W myśl Aktu powstania Kościuszko był „najwyższym, jedynym naczelnikiem i rządcą całego zbrojnego powstania”, podczas gdy w rewolucji amerykańskiej Kongres miał decydujący głos w sprawach wojskowych. Haiman wysuwa przypuszczenie, że ta różnica wynika z amerykańskich doświadczeń Kościuszki: widział niezbyt sprawną machinę Kongresu, który w sprawach wojskowych nie był w stanie podjąć szybko trafnych decyzji.[38]
Akt powstania stwierdzał, że wszystkie władze ustanowione są tymczasowo, dopóki cel niniejszego powstania naszego uskutecznionym nie będzie, to jest do czasu, w którym kraj polski od obcego żołnierza i wszelkiej zbrojnej siły powstaniu naszemu przeciwnej oswobodzony i całość granic jego zabezpieczona nie zostanie”. Również władze amerykańskie w czasie wojny o niepodległość miały charakter tymczasowy.
W amerykańskich dokumentach wojny o niepodległość i w Akcie powstania jest również wiele podobieństw natury filozoficznej. Zbliżone są argumenty na rzecz walki o niepodległość, wyprowadzone z naturalnych praw człowieka, sformułowania o walce z tyranią, prawie do obalenia rządu, który stosuje presję. W dokumencie Kościuszkowskim mówi się o prawie życia, wolności, bezpieczeństwa i własności. Jefferson zaś używał takich sformułowań, jak prawo do życia, wolności i szczęścia. Być może, Kościuszko zaczerpnął część sformułowań z pracy Samuela Adamsa Rights of the Colonists, opublikowanej już w 1772 roku. Równie dobrze źródłem inspiracji mogła być rewolucja francuska. Wszelkie próby ścisłego ustalenia wpływów zdane są na niepowodzenie i nie mają w gruncie rzeczy większego znaczenia. Najważniejszą sprawą jest sama zbieżność pewnych poglądów filozoficznych.
Nie ulega wątpliwości, że udział w amerykańskiej wojnie niepodległościowej przyczynił się do sławy Kościuszki. Należy jednak mieć na uwadze fakt, że charakter służby i zadań, jakie mu przypadły, nie sprzyjał zdobywaniu sławy i laurów. Nie był przecież samodzielnym dowódcą, oficerem liniowym, nie dowodził operacjami, które dają sposobność do rozsławienia swego nazwiska. Działalność Kościuszki była jednak bardzo ważna, chociaż mało efektowna. W niektórych opracowaniach historycznych nadaje się Kościuszce tytuł ojca artylerii amerykańskiej w uznaniu tego, co zrobił dla zastosowania tej broni w wojnie o niepodległość. „Kościuszko — pisał Adam Próchnik — wykonywał pracę wymagającą dużej umiejętności i zdolności orientacyjnych, ale która autora w cień usuwa, cóż dopiero, gdy ten autor był człowiekiem cichym, skromnym i przeczulonym na punkcie nienarzucania się. A jednak mimo to rola Kościuszki została sprawiedliwie osądzona“.[39]
Z tym ostatnim zdaniem trudno się zgodzić, zwłaszcza gdy chodzi o literaturę amerykańską, z wyłączeniem prac historyków polonijnych. Autorzy polscy na ogół docenili wkład Kościuszki w wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Doświadczenia amerykańskie były częścią składową rysu Kościuszki jako bohatera narodowego — z tym, że dla celów politycznych akcentowano różne elementy tych doświadczeń. Krystyna Śreniowska, która dokonała interesującej analizy porównawczej opinii współczesnych i potomnych o Kościuszce z lat 1794-1946, pisze na ten temat: „Problem amerykańskich wzorów bohatera walki o wolność natomiast wyglądał odmiennie u polskich, odmiennie zaś u obcych autorów. Prawica polska sięgała jedynie do wybranych elementów charakterystyki Waszyngtona — Cyncynnata, obywatela, republikanina trudniącego się rolnictwem, w potrzebie zaś chwytającego za oręż. Dla obcych biografów Kościuszki Waszyngton to wzór bohatera nowych czasów, republikanina nie w sensie ideałów szlacheckiej Rzeczypospolitej, ale w znaczeniu wskazań zarówno amerykańskiej Deklaracji niepodległości, jak francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Tutaj widoczna jest zgodność poglądów np. Julliena z Franciszkiem Paszkowskim czy Joachimem Lelewelem — jednym słowem z reprezentantami polskiej lewicy”.[40]
Prawica polska w różnych okresach akcentowała wkład Kościuszki w samą wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych, w walkę przeciw Anglikom. Przemilczano natomiast społeczną stronę tej wojny i stosunek Kościuszki do problemów społecznych w Ameryce. Ocena lewicy była bardziej wszechstronna i bliższa rzeczywistości. Niektórzy autorzy polscy podkreślali oryginalność wkładu Kościuszki. Tak np. W. Sobieski zwracał uwagę, że to polski szlachcic uczył Amerykanów zasad demokratycznych, opowiadając się za wyzwoleniem Murzynów amerykańskich.[41]
Kościuszce towarzyszyły w Ameryce najlepsze opinie. Miał wielu przyjaciół, ceniono jego kwalifikacje inżynieryjne i żarliwe umiłowanie wolności. „W wielu bitwach i mniejszych potyczkach, łącząc z męstwem i wytrwałością niezłomną przezorność, rozwijając zdolność posiadanej wiadomości wojskowej, zasłużył na powszechne uwielbienie i imię jego z szacunkiem wszędzie wspominane było. Jenerałowie Gates i Greene zaszczycili go swoją przyjaźnią, która nawet i wtenczas nie ustała, gdy już był dawno do Europy powrócił, utrzymując z nim ciągłą i przyjemną korespondencją”.[42]
W historiografii amerykańskiej, niestety, raczej nie docenia się wkładu Kościuszki i Pułaskiego w walkę niepodległościową Ameryki. Choć nazwiska obu generałów są na ogół wymieniane w podręcznikach historii, przeznacza się im niewiele miejsca. Sporo uwagi natomiast poświęca się Kościuszce i Pułaskiemu w Kongresie amerykańskim. Są to jednak na ogół wzmianki okolicznościowe o charakterze uroczystym.






  1. A. M. Skałkowski: Kościuszko w świetle nowszych badań. Poznań 1924.
  2. Karol Falkenstein: Tadeusz Kościuszko czyli dokładny rys jego życia. Wrocław 1827, s. 15.
  3. Leon Tyczyński: Dzialalność Tadeusza Kościuszki jako inżyniera wojskowego w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. W: Studia i materiały do historii sztuki wojennej. t. I, Warszawa 1954. s. 321-338.
  4. Pisma Tadeusza Kościuszki. Wybrał, objaśnił i wstępem poprzedził Henryk Mościcki. Warszawa 1947, s. 258.
  5. Tamże, s. 39.
  6. Monica M. Gardner: Kościuszko. George Allen and Unwin, Ltd. London 1942, s. 24.
  7. Cyt. za: Karol Wachtl: Polonia w Ameryce. Dzieje i dorobek..., s. 44.
  8. Patrz m.in. Władysław M. Kozłowski: Kościuszko w West Point. „Przegląd Historyczny” 1910, t. X.
  9. Reszty pamiętników Macieja Rogowskiego, rotmistrza konfederacji barskiej. Paryż 1847, s. 100-101.
  10. Cyt. za: Miecislaus Haiman: Kościuszko in the American Revolution. Polish Institute of Arts and Sciences in America. New York 1943, s. 52.
  11. Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 39.
  12. Karol Falkenstein: Tadeusz Kościuszko czyli dokładny rys jego życia..., s. 24-25.
  13. Teksty raportów patrz: Memorial Exhibition. Thaddeus Kościuszko the Revered Polish and American Hero, His Patriotism, Vision and Zeal Revealed in a Collection of Autograph Letters by him. The Anderson Galleries, New York, s. 4—12.
  14. Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 259.
  15. M. Haiman: Polacy wśród pionierów Ameryki..., s. 136.
  16. Tamże.
  17. Cyt. za: Tadeusz Kościuszko w historii i tradycji. Oprac. Jan Stanisław Kopczewski. Warszawa 1968, s. 124.
  18. Monica M. Gardner: Kościuszko..., s. 26.
  19. Cyt. za: Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców. Opracował i wstępem poprzedził Wacław Zawadzki. Warszawa 1963, t. II, s. 774.
  20. Thaddeus Kościuszko, the American Revered Polish and Hero..., s. 35.
  21. Tamże, s. 37.
  22. Monica M. Gardner: Kościuszko..., s. 31.
  23. Miecislaus Haiman: Kościuszko in the American Revolution..., s. 154.
  24. Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 39—40.
  25. Tamże, s. 40.
  26. Interesującą biografię Kościuszki napisał David J. Abodaher: Warrior on two Continents, Thaddeus Kościuszko. New York 1969. Patrz również Laura Pilarski: They come From Poland. The Stories of Famous Polish-Americans. New York 1969, s. 37—51.
  27. Adam Próchnik: Francja i Polska w latach od 1789 do 1794. Wyboru dokonał Krzysztof Dunin-Wąsowicz. Warszawa 1964, s. 400.
  28. Uwagi o utworzeniu Milicji Narodowej (1789), w: Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 41.
  29. Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość (1800). Tamże, s. 189.
  30. Jerzy Kowecki: Pospolite ruszenie w insurekcji 1794 roku. Warszawa 1963, s. 38—39.
  31. Tamże, s. 71.
  32. Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość, w: Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 205.
  33. Tamże, s. 173—174.
  34. Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 241.
  35. Tadeusza Kościuszki opisanie kampanii 1792. Tamże, s. 62.
  36. Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 201.
  37. Tekst Aktu powstania patrz: Pisma Tadeusza Kościuszki..., s. 271—278.
  38. Miecislaus Haiman: American Influences on Kościuszko’s Act of Insurrection. „Polish-American Studies”, No 1—2, vol. III, January-June 1946.
  39. Adam Próchnik: Francja i Polska w latach 1784—1794. Warszawa 1964, s. 419.
  40. Krystyna Śreniowska: Kościuszko bohater narodowy. Opinie współczesnych i potomnych 1794—1946. Warszawa 1973, s. 118.
  41. W. Sobieski: Idee przewodnie Kościuszki, w: Kronika Uniwersytetu Jagiellońskiego za rok szkolny 1916/17. Kraków 1918.
  42. Karol Falkenstein: Tadeusz Kościuszko..., s. 26.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.