[139]
Ponad zakres śnieżycy, ponad wicher i zamieć
Duch mój leci ku tobie w świateł kręgi i smugi.
Czyjaś rozpacz się sili w biały posąg okamieć,
W biały posąg nad brzegiem ociemniałej jarugi.
Odkąd znikłaś w objęciach niedomkniętej w świat bramy
Odkąd zbladłaś, schorzała moich wspomnień bezsiłą,
Tak się dziwnie nie znamy, tak się strasznie nie znamy,
Jakby nigdy i nigdzie nas na świecie nie było.
Znajdźmy siebie raz jeszcze wśród wichury i cienia,
Zakochajmy się w sobie nad otchłanią wieczoru
Tą miłością powtórną, co już nie chce zbawienia,
Tem pragnieniem ostatniem, co już nie zna oporu!
Zakochajmy się w sobie krwawem serca wyzuciem
Z tego szczęścia, o którem nie mówimy nikomu,
Zakochajmy się w sobie naszych śmierci przeczuciem,
Dwojga śmierci, co w jednym pragną spełnić się domu.
Rwie się w strzępy wichura, jakby szumna jej grzywa
Rozszarpała się nagle o sękatą głąb lasu.
Życie, niegdyś zranione, z żył we trwodze upływa,
Coraz bardziej na uśmiech brak odwagi i czasu!
[140]
Ponad zakres śnieżycy, ponad wicher i zamieć
Duch mój leci ku tobie w świateł kręgi i smugi.
Czyjaś rozpacz się sili w biały posąg okamieć,
W biały posąg nad brzegiem ociemniałej jarugi.