[359]Porządek.
Monotonią w przemianach wszechświata
Fatalnie się nużę:
Pedantyczny, okropny porządek
Panuje w naturze.
Noc po dniu, a dzień znowu po nocy
Nadchodzi z kolei;
Rok po roku, jak każe kalendarz,
Wybornie się klei.
Rankiem słońce się zjawia na wschodzie,
Z uśmiechem półgłówka;
Wieczór gwiazd swych brylanty wystawia,
Jak stara żydówka.
Zmiana ciepła i zimna dostarcza
Uciechy dość błahej, —
[360]
A godziny luzują się zwolna,
Jak czujne szyldwachy.
Zjesz śniadanie, zjesz obiad, kolacyją,
I leziesz do łóżka;
Ten sam system powtórzy się jutro;
Powiadam, jak wróżka!
Kiedyś bębnem, zazwyczaj cię ciastko
Najmocniej zachwyca,
Później bajka zajmuje cię mocno,
A później spódnica.
Z niejednego wprzód pieca kosztujesz
O woców miłości;
I sterawszy już siły się żenisz, —
A żona się złości.
Kiedy-ś młody, o szczęściu ludzkości
Rozprawiasz z zapałem,
Starszy — myślisz jedynie o sobie:
Przestajesz na „małem“!
W szkolnych latach z religią wojujesz
I jesteś jej wrogiem;
Czekasz życia ostatniej godziny,
By jednać się z Bogiem.
[361]
Pókiś żywy, w szerokim fotelu
Rozpierasz się dumny,
A gdyś umarł, wyciągasz się sztywnie
I w łazisz do trumny.
Tam cię zaraz czereda robaków
Na własność zagarnie…
I to w świata porządku się zowie,
Żeś żył regularnie!