Wiem, że jak gwiazda w ciemną noc, I moje zgaśnie świtanie,
Lecz niech się gniew mój wśród was tli, Jak płomień w zgasłym wulkanie,
Niech trwa, dopóki grzmotów huk I morza ryk nie ustanie.
I niech rozleje się mój ból Na cały widnokrąg siny,
Niech żywi obszar nieb i pól, Niech poi gwiazdy, rośliny.
Niech rośnie, więdnie, kwitnie znów I wyda płodne nasienie,
I niech mu obcym będzie kształt, I nazwa i pochodzenie,
Niech długo trwa, po wieczny czas, Ostatni ród, pokolenie.
Niech szuka kary, msty u nieb I piekła porusza moce,
Niech wyzwolenia wstrzyma dzień I wolność ludów zdruzgoce.
A jeśli świt na schyłku dni Fałszywej zabłyśnie cnoty,
I sztandar, barwy naszej krwi, Swobodne rozwinie wzloty;
Zuchwale zadrwi z naszych ran I z mordów minionej doby,
I pląs wolności, z hukiem trąb, Przydepcze męczeńskie groby, —
Niech wówczas niebo zginie w mgle I zamknie ze wstydu oczy,
Niech słońcu się zapłonie twarz I w naszą krew przeistoczy.
Niech znak Kaina hańbi świat I głosi o wiecznej plamie,
Niech głosi, że Bóg stracił moc I skruszył wszechmocne ramię.
Niech gwiazda gwieździe szepnie drżąc: Oto ból wielki, potężny,
A oto kłamstwo w szatach pstrych, W obłudzie swej niebosiężnej.
A Bóg? Bóg prawdy i Bóg msty, Przyjrzawszy się tej ohydzie,
Na ludzkość zwali gniewu grom I z wielkim swym mieczem wyjdzie…