Prozodya życia
Nie, w życiu niema rytmu i prozodyi!
Dni nasze — niby rozerwane nuty
Jakiejś złowróżbnej — zgrzytliwej molodyi —
Spazmatycznemi miotają się rzuty.
Próżno układasz zamiary niepewne,
Rytmując w duchu lata czy półrocza:
Bo oto wichry zahuczą rozwiewne,
Rytm twoich marzeń poniosą w zamrocza.
Próżno chcesz wiązać smutne dni i noce
Jednodźwięcznemi końcówkami rymów:
Jak motyl w sieci dusza się szamoce,
Lub potępieniec śród piekielnych dymów.
Idą szeregiem dni takie rozdarte,
Jakby stronice rozerwanej księgi!
I próżno chciałbyś złożyć jednę kartę
Zginęły rytmów harmonijne wstęgi.
Tak kląłem życia nierówne przypadki,
Kiedy mi naraz zabrzmiały nad uchem
Z pobliskiej izby — u mojej sąsiadki
Dźwięki, miarowym kołysane ruchem.
Jakaś tam biedna mieszka wyrobnica,
Mąż jej nad ciężkim pracuje warsztatem...
I u nich pieśń ta? Dziwna tajemnica.
Ach, czyliż dla nich życie poematem?
Słuchałem... Matka w tej izbie tak bliskiej
Kołysze dziecko! Śpij, aniołku śliczny!
Zgadłem muzykę!... Był to ruch kołyski —
Jedyny w życiu naszem dźwięk rytmiczny.
Staw. 1892.