Przechodzień
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przechodzień |
Pochodzenie | Napój cienisty cykl Spojrzystość |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
PRZECHODZIEŃ
Zgony liljowe w pustce nad drogą,
I nic — i bezbrzeż traw!
Do traw bezbrzeży i do nikogo
Wołałem: „Zbaw mnie, zbaw!“
A szedł przechodzień... Nie wiem, dlaczego
Dłonią mi podał znak.
Może pomyślał, że to do niego,
Do niego wołam tak!
A była cisza, jakby świat minął, —
Trwał jeszcze słońca brzeg, —
A on na ciszę oczami skinął,
Zrozumiał coś i rzekł:
— „Nie mam ni chleba, ni sił, ni domu!
Jak ty, — bez jutra łkam.
To — ja, nieznany z klęski nikomu!
To — ja! Ten sam, ten sam!
Śmierć moja w jarach namiot rozpina.
Zagrodę — spalił wróg.
Gdy przedostatnia bije godzina,
Sny niszczy Bóg, sam Bóg!
Lecz ufam jeszcze jednemu snowi,
Że się wypełni wczas!
Cokolwiek zorza w tym śnie zróżowi,
Podzielę między nas!“
I przysiągł wierność mojej żałobie
Na wszystkie życia dnie!
I dłonie, dłonie podał mi obie,
I zbawił, zbawił mnie!