<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Przeklęty śpiew
Pochodzenie Czyhanie na Boga
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

PRZEKLĘTY ŚPIEW.



Oto jest przeklęty śpiew mój, przyjaciele!
Oto jest nerwowe, pospieszne, niecierpliwe pisanie,
Ze łzami w oczach, skurczem w gardle i wykrzywioną twarzą,
(Spojrzeć do lustra — a będzie śmiesznie przez tę brzydotę dzikiego smutku...)
Oto jest głośny krzyk nieszczęścia i zawodzenie żalu i chwytanie się za czoło i bicie pięścią w stół, że aż boli!
(Wiedzcie, że tak się właśnie pisze).
Krzyk i krew! Krzyk i krew!
Pierwszy raz: krzyk tęsknoty i krew, którą naiwny chłopiec napisał kilka słów przysięgi.
Drugi raz: krzyk i krew w noc czerwcową — — —
Trzeci raz: ten krzyk dzisiejszy i krew, co może jutro już tryśnie na tapetę.
(Uch! Ryk, kałuża krwi, łapanie, trzaskanie drzwiami, krzyki na schodach, zapach jodoformu...)
Przeklęty śpiew, który rośnie i rozsadza zrozpaczone serce i wyrywa się purpurą gniewu!
Przeklęty śpiew o zrywaniu się w nocy i nadsłuchiwaniu!
Przeklęty śpiew o martwem dziecku, wyciąganem z łona jasnej, świętej kochanki!
Przeklęty śpiew o pijanej, bezgranicznej, mętnej białości, którą się widzi, zamykając oczy. Biały ocean melancholji.
Rodzą się, umierają, boją się, cieszą, — ruch, wrzawa, pęd świata, — a tu siedzi jeden i krzyczy!
Miał, stracił, chorował, błagał, groził, aż mu źrenice zaczęły błyszczeć niesamowitym blaskiem śmierci. I czeka.
Przeklęty śpiew i warjackie patrzenie w jeden punkt, gdzie widzi się trawę wiosenną, złoty piasek, brunatny dół, smutnych ludzi i kobietę, mdlejącą nad grobem z krzykiem: „Jak wy możecie?!!“
(Mogą, mogą! Oni wszystko mogą!)
...Jasna, młoda kobieta...
Teraz się chodzi po błocie, po słocie, w deszcz, z podniesionym kołnierzem...
Teraz siedzi się w domu, przy książce, przy pisaniu, w cukierni, śród ludzi...
Teraz rozmawia się z różnymi ludźmi o różnych sprawach...
Teraz zasypia się z chaosem pogmatwanych myśli...
A zawsze, wszędzie, bezustannie, dzwoni w uszach wrzawa, wrzawa, wrzawa, zgiełk, symfonja tylu dni minionych... Jęczy, upomina się o coś, krzyczy daleka wrzawa modlitw, tęsknoty, szeptów, wyznań, radości, błagań — — huczy, wikła się, spokoju nie daje...
Kto potrafi rwać powrozy, niech mnie nauczy.
Ciągnę je, naprężam, ale wcierają się jeszcze bardziej w ciało i nie pękają. Trzeba je ostrym nożem przeciąć. (To przenośnia, lecz nóż jest prawdziwy).
Przeklęty śpiew! Nagromadzone są wielkie zapasy Ducha, nagromadzone są najcudowniejsze możliwości, a zaczną gnić. Tułać się zaczniesz, chodząca kloako!
Albo stężeją, skamienieją, zmartwieją żywe pąki i nasiona. Będzie głaz, w granit zastygły ogród.
Przeklęty śpiew o wywróceniu oczu w słup i głupkowatym uśmiechu upadłego.
Przeklęty śpiew o świątyni, gdzie przybito tabliczkę: „Tutaj nie wolno się modlić”.
Uparta myśl, manjackie powtarzanie imienia i mętno-biały ocean melancholji.
Przeklęty śpiew! Wstyd nazwania rzeczy po imieniu i ukrywanie świętych szczegółów!
Ach, ta megalomanja myśli: „Jakto? mnie nie będzie?”
Rozbrat człowieka współczesnego z tradycją bohaterstwa duszy! (Szczerość, tragiczna szczerość!)
— I już rozmach — i już patos — i już alkohol poezji, gotowy upoić mnie, aż wtem znów uderzenie obuchem w głowę i krzyk, krzyk, szamotanie się z tą jedną myślą:

„Przeklęty, przeklęty śpiew!”





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.