Przemówienie na czwartym Światowym Kongresie Esperantystów, 1908


Przemówienie w Guildhall, 1907 Przemówienie na czwartym Światowym Kongresie Esperantystów, 1908 • Ludwik Zamenhof Piąty Kongres, 1909
Przemówienie w Guildhall, 1907 Przemówienie na czwartym Światowym Kongresie Esperantystów, 1908
Ludwik Zamenhof
Piąty Kongres, 1909
Przekład: Wikiźródła (lista tłumaczy na stronie historii) (z esperanta).
Źródło oryginału: Johannes Dietterle: Originala Verkaro, s. 384-389 (skany na Commons)

Przemówienie na czwartym Światowym Kongresie Esperantystów

Ludwik Łazarz Zamenhof

¤ ¤ ¤ ¤

Wygłoszone na otwarciu Kongresu 17 sierpnia 1908 r. w Vereinshaus w Dreźnie

Panie i panowie! — Występując przed wami jako ten, który tradycyjnie otwiera kongresy esperanckie, pozwalam sobie przede wszystkim z największym szacunkiem wyrazić podziękowanie od naszego kongresu dla Jego Królewskiej Mości Króla Fryderyka Augusta Saskiego[1] za wielki zaszczyt, jakiego nam udzielił biorąc na siebie patronat nad naszym czwartym kongresem. Wyrażam także głęboką wdzięczność od naszego kongresu panom ministrom i innym znamienitym osobom, które zechciały wejść do grona honorowych przewodniczących i komitetu honorowego naszego kongresu. Wyrażam również nasze podziękowanie tym krajom, które posłały na nasz kongres oficjalnych delegatów, a także zagranicznym konsulom, którzy zaszczycili nas reprezentowaniem swoich krajów na naszym posiedzeniu otwierającym. Dziś po raz pierwszy kongres nasz występuje z oficjalnym usankcjonowaniem władcy i rządu; jestem pewien, iż esperantyści wysoko ocenią wagę tego faktu; mam nadzieję, że będzie to początek tego nowego czasu, kiedy idea nasza przestanie być usiłowaniem jedynie prywatnych osób, a stanie się ważkim zadaniem rządów świata.
W imieniu czwartego światowego kongresu esperanckiego pozdrawiam kraj niemiecki, którego gośćmi jesteśmy wszyscy w tej chwili; szczególnie pozdrawiam królestwo saksońskie, które nam, synom najróżniejszych krajów i narodów, przyszykowało piękne przyjęcie w samym swoim centrum, w swej sławetnej kulturalnej stolicy. Wyrażam nasze serdeczne podziękowanie rządowi saksońskiemu, a szczególnie władzom miasta Drezna za całą pomoc, jakiej udzieliły naszemu kongresowi, oraz za pozdrowienia, które wyraziły pod naszym adresem z pomocą swoich szacownych reprezentantów.
W końcu wyrażam, z pewnością w imieniu wszystkich esperantystów, nasze serdeczne, towarzyskie podziękowanie naszym niemieckim współideowcom, a przede wszystkim naszej Czwórce na Czwarty[2], która wzięła na siebie trudne zadanie przygotowania kongresu właśnie w tym roku, kiedy wystąpiło tyle przeszkód, i która, dzięki swemu ogromnemu oddaniu, załatwiła wszystko w najlepszy sposób i zapisała tym samym bardzo ważną kartę w historii naszej sprawy.
Niemcy, kraj filozofów i poetów, będący niegdyś ośrodkiem humanistów, ma dla naszej sprawy znaczenie szczególne, jako że w tym kraju, dzięki niezapomnianym ważnym zasługom księdza Johanna Martina Schleyera[3], sprawa nasza zaczęła się rozwijać i otrzymała pierwsze mocne pchnięcie naprzód. Przeto są Niemcy kołyską idei języka międzynarodowego. My, esperantyści w szczególności, mieliśmy w Niemczech także swoich pierwszych najważniejszych bojowników, Einsteina[4] i Trompetera[5]. To prawda, że później w przeciągu długiego czasu nasza idea w tym kraju zdawała się być całkiem martwą; jednak w ostatnich latach na nowo żwawo ona ożyła, i mamy pełną nadzieję, iż po trwającym kongresie, gdy Niemcy bliżej nas poznają i przekonają się na własne oczy i uszy, że nie jesteśmy jakimiś teoretyzującymi fantastami, sprawa nasza rozkwitnie nie słabiej, niż w innych dużych krajach, a we wspólnej sprawie ludzkości Niemcy zajmą wkrótce jedno z najbardziej zaszczytnych miejsc.
Drodzy współideowcy! — W przeciągu ostatniego roku sprawę naszą dotknęły fakty, które zaniepokoiły na jakiś czas świat esperancki. Dziś już wszystko się uspokoiło. Nasze drzewo, o którym mówiłem w Cambridge, w minionym roku najbardziej przekonująco pokazało całą swoją siłę i zdrowie, albowiem mimo zupełnie niespodziewanych ataków, które przez czas jakiś powodowały wielkie trzeszczenie, drzewo zachowało całą swą potęgę i straciło jedynie niewiele liści. Pomimo pokątnie przygotowywanych i szybko wyprowadzonych ataków, które nie dały naszym żołnierzom możliwości należnego zorientowania się i porozumienia, każdy z nich na swoim osobnym miejscu stał mocno przeciwko wszystkim zwodzeniom, i obecnie nieliczni dali się złapać sprytnym słowom. Nad mającymi miejsce faktami moglibyśmy przeto w milczeniu przejść do porządku dnia. Jednakże, aby chronić naszych przyszłych bojowników przed podobnymi niespodziankami, pozwolę sobie wypowiedzieć na ten temat kilka słów. Z czasu przeszłego czerpmy naukę dla czasów przyszłych.
Minęło już dokładnie trzydzieści lat od momentu, gdy esperanto wystąpiło po raz pierwszy przed małym gronem przyjaciół; upłynęło dwadzieścia jeden lat od chwili, kiedy esperanto po raz pierwszy wystąpiło publicznie przed światem. Bardzo słabe było ono w początkowym okresie; najsłabszy powiew mógł je wywrócić i zabić. Każde dobre słowo najbardziej pospolitego człowieka albo najbardziej bezwartościowa gazeta dawały naszym pionierom nadzieję i śmiałość; każde atakujące słowo sprawiało im ból. Gdy dwadzieścia lat temu Amerykańskie Towarzystwo Filozoficzne chciało wziąć w swoje ręce sprawy języka międzynarodowego, był to dla autora esperanta tak wysoki i nieosiągalny autorytet, że on, mający wówczas jeszcze prawo dysponowania esperantem, postanowił wnet oddać wszystko w ręce owego towarzystwa, jako że, będąc zupełnie niedoświadczonym, nie wiedział on jeszcze, jak wielka różnica jest między teorią a praktyką.
Na szczęście przedsięwzięcie Towarzystwa Amerykańskiego zakończyło się porażką. Używam zwrotu „na szczęście”, gdyż w rzeczy samej dziś, kiedy jestem bardziej doświadczony, jest dla mnie sprawą całkiem bezsprzeczną, że jeżeli przedsięwzięcie tych teoretyków trwałoby dłużej, cała idea języka międzynarodowego dawno byłaby do reszty zdyskredytowana i pogrzebana na zawsze, a przynajmniej na długi, długi czas.
Nasi pionierzy pracowali, a sprawa rosła. Niebawem wszyscy coraz mocniej dochodziliśmy do przekonania, że po teoretykach możemy się spodziewać niewiele pożytku dla naszej sprawy; że wszelkie pochwały i nagany osób postronnych mają dla nas tylko niewielkie znaczenie; że musimy polegać jedynie na naszych własnych siłach, naszej własnej cierpliwości i stałości; że świat przyjdzie do nas tylko wtedy, gdy zauważy w nas potencjał, kiedy zobaczy, że nie błądzimy po omacku, że nie tracimy dziś tego, cośmy zyskali wczoraj, że nasza droga jest wyraźna i prosta, oraz że nigdy z niej nie zboczymy.
Atoli nie po raz pierwszy doszliśmy do tego mocnego przekonania. W początkowym okresie, widząc, że sprawa nasza postępuje powoli i z trudnością, wielu esperantystów sądziło, iż przyczyna tego leży w samym naszym języku, że gdy tylko zmienimy ten czy inny szczegół, świat zaraz przybędzie do nas w wielkiej masie. Nadszedł wówczas okres wielkich żądań reform. Na szczęście okres ten nie trwał długo. Esperantyści przekonali się wkrótce, że dojście do jakiegoś wspólnego, wszystkich zadowalającego i kończącego dyskusję porozumienia na temat istoty reform jest niemożliwością, a świat zewnętrzny, o który reformatorom chodziło, pozostał całkowicie obojętnym odnośnie do tego, czy ten lub inny szczegół posiada w naszym języku formę taką czy inną; przekonano się wkrótce, że czyniąc reformy jedynie stracimy wszystko, cośmy dotychczas osiągnęli, i nie zyskamy absolutnie niczego. Wtedy to esperantyści stanowczo postanowili nie mówić więcej o jakichkolwiek bądź reformach. Kilku nielicznych niezadowolonych opuściło esperanto i wraz z kilkoma nieesperantystami, uważającymi siebie za najbardziej kompetentnych w sprawie języka międzynarodowego, rozpoczęło pomiędzy sobą dyskusję która nadal się nie skończyła i nigdy końca nie znajdzie, a dotyczącą szczegółów języka, i stoją oni wciąż w tym samym miejscu, w którym znajdowali się czternaście lat temu. Całe pozostałe grono esperanckie w pełnej harmonii mocno skupiło się wokół swojego stałego sztandaru i poczyniło od tego czasu wielki, ogromny marsz naprzód.
Od momentu, kiedy esperantyści przestali dyskutować o reformach, rozpoczął się dla esperanta okres coraz to bardziej pomyślny. Na początku, pod naciskiem wielkich, zewnętrznych trudności, szliśmy naprzód powoli i z trudem. Ale pod wpływem naszej pełnej harmonii wewnętrznej i naszego niezbaczającego kroczenia naprzód, nasze siły rosły coraz bardziej. Obecnie osiągnęliśmy taką siłę, o której wielu z nas dziesięć lat temu nie miało nawet odwagi marzyć, a jeśli dalej maszerować będziemy w takiej samej harmonii jak dotychczas, żadna siła na świecie nie będzie w stanie zatrzymać naszego pochodu, i w pełni osiągniemy nasz cel. Każdej godziny rośnie liczba naszych stronników, każdego dnia powiększa się liczba naszych grup. Literatura nasza rośnie tak bezustannie i szybko, że wiele małych narodów już teraz może nam pozazdrościć. Praktyczne używanie naszego języka staje się coraz częstsze. Jak jeszcze niedawno całkowicie milczano o nas, a następnie z nas kpiono, tak teraz już się nas szanuje, jako wielką siłę. Nawet ci nasi zasadniczy przeciwnicy, którzy ledwie co z pogardą spoglądali na nas z góry, dziś już biją na alarm.
Sam nasz język stale się wzbogaca i staje się giętki. Powoli stale pojawiają się coraz to nowe słowa i formy, jedne umacniają się, inne wychodzą z użycia. Wszystko dzieje się łagodnie, bez wstrząsów i wręcz niezauważalnie. Nigdzie nie pojawiają się podziały w naszym języku w zależności od różnych krajów, a im bardziej doświadczonymi stają się autorzy, tym bardziej zbliżone wzajemnie jest używanie przez nich naszego języka, bez względu na wielką odległość ich miejsc zamieszkania. Nigdzie nie przerywa się ani nie ulega zepsuciu ciągłość pomiędzy językiem starym i nowym, a mimo faktu, iż nasz język mocno się rozwija, każdy nowy esperantysta czyta dzieła sprzed dwudziestu lat z taką samą łatwością, jak esperantysta ówczesny, i nie zauważa on nawet, że dzieła tamte napisano nie dziś, ale w pierwszym, niemowlęcym okresie naszego języka.
Nasza sprawa stale i spokojnie idzie do przodu. Czas teoretycznych sądów i kłaniania się przed pozornymi autorytetami dawno już minął. Jeśli kto teraz wyraża swoją opinię albo poradę w temacie esperanta, nie zadaje się już pytania, czy jest od człowiekiem wielkiej sławy, czy nie, — pyta się tylko, czy jego rady są zgodne z naturalnymi potrzebami i naturalnym ruchem naszego języka, czy też nie. Jeżeli jaka osoba o sławnym nazwisku w pełnej nieświadomości o naszej sprawie wyraża którąś z tych bzdur, jakie już tak często słyszeliśmy, na przykład, że język sztuczny jest utopią, że esperantyści nie rozumieją się wzajemnie itp., lub też jeśli zapominając o stanie obecnym esperanta i strasznym przykładzie akademii volapüku żąda on, abyśmy wypiekli cały język podług jego teoretycznego przepisu, — wtedy my, esperantyści, wysłuchawszy wszystkiego z obojętnością spokojnie idziemy swoją drogą.
Nie dla okazywania dumy z naszej siły mówię to wszystko: nikomu z nas nie wolno być dumnym, ponieważ nasza siła nie jest zasługą kogokolwiek z nas z osobna, lecz jest wyłącznie wynikiem wieloletniej, cierpliwej pracy mnóstwa osób. Chciałem jedynie zwrócić waszą uwagę na to, iż w sprawie naszej wszystko można osiągnąć tylko harmonią i stałością. Jeśli nie wiodłaby nas stałość, nasz język dawno już by nie istniał, a słowa „język międzynarodowy” byłyby dziś największym pośmiewiskiem na świecie.
Długa i ciężka walka zahartowała nas, i nie tylko głosy pojedynczych osób, ale nawet nacisk jakiejś wielkiej siły nie byłby już w stanie odwieść ogółu esperantystów od jego wyraźnej i prostej drogi. Jakaż więc jest tego przyczyna, że w zeszłym roku w naszym obozie nagle zrodził się taki wielki wicher, który przez chwilę groził nam przyniesieniem takiej krzywdy? Czymże była ta pozornie wielka siła, która chwilowo przyniosła tak nieoczekiwane zamieszanie do naszego środka? Dziś, gdy wszystko się już wyjaśniło, możemy przyznać, że nie była to jakaś niezwykle duża siła, a po prostu niewielka garstka ludzi; atoli groźba ich napaści polegała na tym, iż ataku nie prowadzono otwarcie z zewnątrz, lecz był on potajemnie opracowany i niespodziewanie wyprowadzony z wnętrza naszego obozu.
Jest to historia, o której nie chcę mówić. Powiedzieć chcę jedynie to: wszyscy jesteśmy przedstawicielami idei języka międzynarodowego, róbmy z nim, co chcemy, ale działajmy uczciwie i pamiętajmy, że za nasze czyny przyszłość osądzi nas surowo. Pamiętajcie, że esperanto nie jest niczyją własnością, że esperantyści mają pełne prawo robić z nim wszystko, na co mają ochotę, jeśli tylko czynić to będą ostrożnie, lojalnie i w porozumieniu. Jedynie dla ocalenia naszego języka przed anarchią ze strony pojedynczych osób nasz język posiada swój bezstronnie wybrany i z najbardziej kompetentnych osób złożony teraz i w przyszłości Komitet Językowy, który, nie będąc zależnym od żadnego pana, posiada pełne prawo i pełną moc badać i przedstawiać dla przyjęcia przez ogół esperantystów wszystkiego, co zechce. Deklaracja Bulońska zabrania jedynie, aby pojedyncze osoby rozbijały język arbitralnie, powstała ona tylko po to, by zachować niezmiernie potrzebną ciągłość w naszym języku. Jeśli kto z was uważa, że powinniśmy zrobić to czy tamto, niech przedstawi swoje życzenie Komitetowi Językowemu. Jeśli komitet wyda się wam zbyt konserwatywny, pamiętajcie tedy, że istnieje on nie dla spełniania rozmaitych osobistych kaprysów, ale dla ochrony interesów całego ogółu esperantystów; i lepiej, żeby Komitet robił za mało, niżby lekkomyślnie poczynił jakiś krok, który mógłby zaszkodzić całej naszej sprawie. Jako że wszyscy przyznajecie, iż istota naszego języka jest właściwa i dyskutować można jedynie w temacie szczegółów, przeto wszystko co dobre i wszystko co rzeczywiście potrzebne można łatwo czynić w nim na drodze lojalnej, w harmonii i pokoju.
Osoby, które chcą narzucić całemu gronu esperantystów swoje życzenia, mówią zwykle, że mają najlepsze pomysły, które większość esperantystów z pewnością by przyjęła, ale jacyś przywódcy nie chcą ich wysłuchać i nie pozwalają im przedstawić swoich idei dla zbadania. To nieprawda. Wiecie, że zgodnie z nowym porządkiem, który w powszechnym głosowaniu przyjął dla siebie Komitet Językowy, każdy człowiek nie tylko ma prawo przedstawić Komitetowi swoje propozycje, ale jeśli propozycja posiada choćby najmniejszy pozór powagi, jeśli spośród stu członków Komitetu propozycja zdobyła poparcie nawet tylko pięciu osób, wystarcza to, aby Komitet był zobowiązany zbadać tę propozycję. Widzicie przeto, iż nikt nie może żalić się, że się go nie słucha albo że jacyś przywódcy poddają pod głosowanie tylko to, czego oni sami sobie życzą.
Jeśli ktoś wam mówi, że należy wszystko surowo łamać, jeżeli całymi siłami i całymi dostępnymi środkami próbuje się was zawieść; jeśli z drogi ścisłej jedności, tej jedynej drogi, która może nas doprowadzić do naszego celu, stara się was odwodzić, — strzeżcie się! wiedzcie, że prowadzi to do bezładu wszystko, co wiele tysięcy osób osiągnęło dla wielkiej idei ludzkości wieloletnią cierpliwą pracą.
Skończyłem. Wybaczcie mi przykry temat, który wybrałem. To pierwszy i przypuszczalnie ostatni raz w historii naszych kongresów. A teraz o wszystkim zapomnijmy; rozpocznijmy wielkie święto, dla którego zjechaliśmy z rozmaitych krajów świata; w radości spędźmy nasz wspaniały coroczny tydzień czysto ludzkiego święta. Pamiętajmy o tym, iż nasze kongresy stanowią ćwiczebną i kształcącą przedmowę w historii przyszłej, zbratanej ludzkości. Istotne są dla nas nie jakieś bagatelne zewnętrzne detale naszego języka, ale jego istota, jego idea i cel; dlatego musimy przede wszystkim dbać o jego nieprzerwany byt, o jego niezatrzymany wzrost. Duża różnica istnieje pomiędzy człowiekiem-dzieckiem i człowiekiem-mężczyzną; duża będzie zapewne różnica między obecnym esperantem a wyewoluowanym esperantem po wielu stuleciach; ale dzięki naszemu pilnemu czuwaniu język będzie wytrzymale trwał, przeciw wszelkim zamachom, jego duch wzmocni się, jego cel będzie osiągnięty, a nasze wnuki pobłogosławią naszą cierpliwość.

Uroczyste otwarcie kongresu




  1. Przypis własny Wikiźródeł Fryderyk August III Wettyn (1865-1932) – ostatni król Saksonii panujący w latach 1904-1918.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Czwórka na Czwarty (esp. Kvaro por la Kvara) – czteroosobowy komitet organizacyjny kongresu, w którego skład weszli Heinrich Gustav Arnhold, Marie Hankel, Eduard Mybs i Albert Schramm.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Johann Martin Schleyer (1831-1912) – niemiecki ksiądz katolicki, twórca volapüku — pierwszego języka sztucznego, który zdobył światowe zainteresowanie.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Leopold Einstein (1834-1890) – niemiecko-żydowski nauczyciel, volapükista, od 1888 propagator esperanta.
  5. Przypis własny Wikiźródeł Wilhelm Heinrich Trompeter (1839-1901) – niemiecki mierniczy, mecenas esperanta, sponsor gazety La Esperantisto w latach 1892-1894.




Przekład może być udostępniony na innej licencji niż tekst oryginalny.
Oryginał
Znak domeny publicznej
Tekst lub tłumaczenie polskie jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do niego wygasły (expired copyright).
 
Przekład
Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.