<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Przygoda w Marokko
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 5.10.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZYGODA W MAROKKO
Ekspedycja w okolice Riff

Szaro-srebrny yacht „Meteor“ na pokładzie którego lord Lister i jego sekretarz Charley Brand zrobili piękną wycieczkę po morzu Śródziemnym, odwoził obu przyjaciół w kierunku ich ojczyzny. Znajdowali się w pobliżu kontynentu afrykańskiego. John Raffles stał wraz z kapitanem Wheelerem na pokładzie yachtu. Przez lornetkę polową przyglądał się błękitnawym wypukłościom, które migotały na horyzoncie.
— Wycieczka w głąb Riffu, to po prostu samobójstwo — rzekł kapitan.
Od kilku minut starał się odwieść swego pasażera od tego szaleńczego projektu.
— All right — odparł lord Lister. — Jest to jedyna rzecz, która mnie pociąga. Zawiniemy więc do Melilli. W charakterze wysłanników specjalnych „Timesa“ zwiedzimy te słynne góry Afryki północnej i dotrzemy tam, dokąd żadna ekspedycja jeszcze nie dotarła. Trudno pogodzić się z tym, ażeby kraj ten, tak bliski Europy pozostawał niezwiedzony.
Kapitan nie podzielał entuzjazmu swego pasażera.
— Powinien się pan zastanowić przed powzięciem tej decyzji. To, co zamierza pan zrobić, to szaleństwo. Chciałbym, aby zgodził się pan zmienić kurs i ruszyć bardziej na północ.
— Pod żadnym pozorem, mój kapitanie — odparł. — Jedziemy w dalszym ciągu w stronę Melilli, którą widzę już na horyzoncie. W Melilli wysadzi nas pan na ląd, to jest mnie i mego przyjaciela. Przez czas trwania naszej ekspedycji, będzie pan krążył w pobliżu brzegów afrykańskich.
— Niech i tak będzie — zgodził się kapitan.
„Meteor“ zbliżył się do Melilli. W porcie, zarzucił kotwicę w pewnej odległości od innych okrętów.
Lord Lister kazał wciągnąć amerykańską banderę na maszt yachtu oraz szalupy, którą przybili do brzegu.
Kierownik portu wyszedł na ich spotkanie i przejrzał papiery. Rafres oświadczy! urzędnikowi, że pragnie zgłosić się do generała Mariny, gubernatora miasta. Wyjaśnił, że jest korespondentem dzienników amerykańskich i angielskich i że wysłany został specjalnie dla zwiedzenia Riffu.
Kierownik portu otworzył usta ze zdumienia.
— Pan chyba żartuje — odparł. — Wyjaśniam panom, że generał nie poprze waszej imprezy, która musi zakończyć się tragicznie.
— Drogi kapitanie — odparł lord Lister. — Impreza ta nie jest tak niebezpieczna jak się panu wydaję. Jestem pewny, że generał udzieli nam pomocy i cennych rad.
Kierownik portu potrząsnął z niedowierzaniem głową i kazał zaprowadzić obu cudzoziemców do pałacu gubernatora.
Siedziba gubernatora, którą kierownik portu nazwał szumnie pałacem, stanowiła skromny kwadratowy budynek. W środku tego budynku znajdowało się niewielkie podwórko z basenem i fontanną w środku.
Ponieważ nikt nie wyszedł na ich spotkanie, Lord Lister usiadł na ławeczce w pobliżu wodotrysku.
Przez kilka minut palił spokojnie papierosa wraz z Charley Brandem. Nagle odgłos zmieszanych głosów, dochodzących z pierwszego piętra, doszedł do ich uszu. Obydwaj przyjaciele wymienni między sobą porozumiewawcze spojrzenia. „Tajemniczy Nieznajomy“ rozejrzał się dokoła i skinąwszy na Charleya prześlizgnął się aż do kamiennych schodów, wiodących na galerię, która biegła dokoła całego domu. Bez trudu odnalazł po prawej stronie otwarte okna, skąd dochodziły go echa rozmowy. Drzwi tego pokoju były zamknięte. Lord Lister przyłożył ucho. Zdawało mu się, że słyszy groźby wypowiadane pod adresem jego rodaka lub rodaczki. Ktoś, pochodzący z tego samego co i on kraju, znajdował się w niebezpieczeństwie.
Widząc co się dzieje, Charley podpełzł na czworakach do okna. Ukryty za kolumną pilnie nadstawiał ucha: niestety znał język hiszpański tak słabo, że mógł podchwycić tylko poszczególne słowa. Pozostał jednak w dalszym ciągu na swym posterunku. Obawiał się, że ktoś może nadejść, chciał więc przestrzec w porę swego przyjaciela przed niebezpieczeństwem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.