<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Przygoda w Marokko
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 5.10.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Napad

Charley powiódł za nimi roześmianym spojrzeniem.
— Czy spostrzegłeś z jaką kocią zręcznością ten zuch uciekł przed twym rewolwerem?
Lord Lister schował broń do kieszeni.
— Nie uważam sytuacji za pomyślną. Ci dwaj będą bezwątpienia buntowali Emira przeciwko nam i postarają się przypisać nam plan, który powstał w ich głowach. Nie wiem co z tego wyniknie.
Na szczęście, nasi przyjaciele z „Meteora“ znajdują się w pobliżu. Zechciej łaskawie Charley z nimi się skomunikować. Oddziela nas od nich tylko przedsionek. Muszą być w każdej chwili gotowi do ataku. Gdyby natomiast walkę rozpoczęto od nich, sternik da nam znać przy pomocy gwizdka. Przyjdziemy im z pomocą.
— Czy uważasz sytuację za niebezpieczną — zawołał zdumiony Charley. — Sądziłem, że wszystko szło jaknajlepiej.
— Tak było dotąd istotnie. Możliwe zresztą, że się mylę. Nie mam zaufania do tych dwuch emisariuszy sułtana. Oczernią nas jak tylko będą mogli i wątpię, czy Bu Hamara zorientuje się w ich kłamstwie. Nie jestem pewny, czy Roghi jest dobrze dla nas usposobiony. Musimy postępować ostrożnie. Idź do naszych marynarzy.
Charley wyszedł drzwiami, za którymi przed chwilą znikli wysłannicy maghzenu.
Lord Lister napróżno łamał sobie głowę, chcąc znaleźć jakieś wyjście z tej niebezpiecznej sytuacji. Nagle nastawi! uszu. Usłyszał jakiś lekki odgłos kroków. Włożył rękę do kieszeni...
Nie omylił się.
Czerwona zasłona rozsunęła się i ku swemu wielkiemu zdumieniu lord Lister ujrzał na progu zawoalowaną kobietę. Była to ta sama, która w trakcie jego rozmowy z Emirem namawiała wodza, aby usłuchał prośby cudzoziemca. Gruby woal osłaniał tak, jak i wówczas jej oblicze. Uczyniła ręką ruch nakazujący milczenie. Na widok uśmiechu, który pojawił się na twarzy śpiącego dziecka, złożyła ręce na piersiach i uklękła przy tapczanie.
Głębokie westchnienie wyrwało się z jej piersi.
— Biedne dziecko — szepnęła cicho. — Jak spokojnym jest twój sen! Mimo to będziesz musiał obudzić się, gdyż napastnicy są już blisko. Znajdujesz się pod opieką męża wielkiego serca. Bóg mu pomoże i pozwoli mu zabrać ciebie, radość twej matki, do twej ojczyzny.
Lord Lister nie wierzył własnym uszom.
Rzekoma marokanka mówiła najczystszą angielszczyzną.

— Nie stawiaj mi żadnych pytań, panie, — rzekła. Uciekaj i zabierz z sobą to dziecko gdyż za chwilę wpadnie tu Bu Hamara, wraz ze swymi żołnierzami. Hiszpanie was zdradzili, a wysłannicy maghzenu złożyli na was kłamliwą skargę. Nie pytaj mnie o nic. Musisz działać szybko, gdyż inaczej będzie zapóźno. Bu Ismail Marabut oczekuje was na dworze i będzie wam służył za przewodnika. Ja sama zaprowadzę was do niego.

— Droga rodaczko! — zawołał lord Lister. — Nie wiem jak pani mam podziękować. Jak to się stało, że zjawiła się tutaj jak anioł, ostrzegając nas przed grożącym nam niebezpieczeństwem?
W jednej chwili lord Lister zebrał swoje rzeczy i broń. Chwycił swój kask kolonialny i zwrócił się do Jacka. W tej chwili w sąsiedniej sali dały się słyszeć wystrzały, po których nastąpiła salwa. Do uszu lorda Listera dochodziła wrzawa i strzępy słów hiszpańskich i arabskich.
Lord Lister znieruchomiał przez chwilę, wkrótce jednak odzyskał przytomność umysłu.
— Zapóźno — szepnęła zawoalowana kobieta.
— Na Boga! Co dalej robić?
— Co się stanie, gdy Bu Hamara znajdzie mnie przy was — jęknęła kobieta. W przystępie złości zabije mnie, lub w najlepszym razie uwięzi.
Rzuciła pełne rozpaczy spojrzenie na dziecko, które zbudziło się na dźwięk strzałów. Raz jeszcze uśmiechnęła się do lorda Listera i znikła za zasłoną.
Lord Lister, trzymając rewolwer w każdej ręce, chciał wybiec do przedsionka, aby przyjść z pomocą swym walczącym towarzyszom. W tej samej chwili wpadł do pokoju Charley Brand, ostrzeliwując się z rewolweru przed swymi napastnikami. Lord Lister stanął przy jego boku.
Ujrzał w drzwiach piętnastu Riffenów. Strzały Charleya przez czas jakiś zatrzymywały ich w miejscu. Nie pozostały one jednak bez odpowiedzi. Nastąpiła gęsta strzelanina.
Dwaj odważniejsi rzucili się do pokoju ze sztyletem w ręku. Lord Lister strzelił dwa razy i obydwaj napastnicy rażeni w ramię wypuścili z ręki broń.
Nagle lord Lister i Charley usłyszeli za sobą krzyk dziecka. Był to głos Jacka. Odwrócili się, aby pobiec mu z pomocą. Zapóźno! Banda Riffenów wpadła przez tylne drzwi. Obydwóch przyjaciół obezwładniono i rzucono na ziemię. Zanim zdołali stawić jakikolwiek opór, pozbawiono ich broni. Jakiś człowiek wydobył z za pasa sznury i po chwili nasi przyjaciele leżeli pokotem na ziemi ze związanymi rękami i nogami. Lord Lister nie myślał o sobie. Pochłaniała go jedna myśl: co stało się z dzieckiem?
Charley leżał na prawo od niego. Odwrócił, się z trudem w lewą stronę. Jack leżał na ziemi związany, jak i oni.
Powrócił do poprzedniej pozycji. Jakiś człowiek w białej czapce pochylił się nad nim
Był to sierżant hiszpański, Ramiro.
— Oko za oko, ząb za ząb, senor — rzekł. — Generał Marini polecił mi oddać wam od niego ukłony. Spełniam tylko polecenie...
Nie zdążył wypowiedzieć tych słów, gdy na sali powstało zamieszanie. Ramiro zasalutował.
Wszedł Roghi.
— Szlachetny Emirze, wrogowie twoi znajdują się w twojej mocy — rzekł Hiszpan. Czy muszę dodawać, że ja i moi żołnierze przyczynili się walnie do ich schwytania. Czy mam prawo prosić o przyobiecaną mi nagrodę, i przypomnieć o obietnicy odesłania nas pod dobrą eskortą do Melilli?
— Dotrzymam swej obietnicy — odparł Bu Hamara. — Zwrócono już wam broń, Hasanie, — dodał, zwracając się do swego czarnego niewolnika — weź moją kiesę i daj każdemu Hiszpanowi po sztuce złota. Sierżantowi wręczysz trzy sztuki.
— Dzięki wam, potężny książę — odparł Ramiro.
Hassan zabrał się do rozdawania sztuk złota.
— Czy jesteś gotów? — zapytał niecierpliwie Bu Hamara.
— Skończyłem, panie!
— Ramiro! — rzekł Roghi. — Obiecałem jeszcze jedną rzecz i zamierzam dotrzymać również tej obietnicy. Hej, Riffeni! Czy widzicie tych Hiszpanów? Przybyli tutaj, aby zawładnąć skarbami, znajdującymi się w naszych górach — Odbierzcie im broń i pieniądze.
Ramiro skoczył w tył.
— Bandyto! — zawołał. — A więc tak wyglądają twoje słowa. Dowiesz się wkrótce, że prawdziwy kastylianin nie lęka się śmierci. Naprzód, dzieci! Wyjmijcie wasze rewolwery i ognia.
Jedenaście rewolwerowych wystrzałów huknęło jednocześnie. Riffeni jednak padli plackiem na ziemię. Hiszpanie nie posiadali automatycznych rewolwerów i dlatego nie mogli wystrzelić po raz wtóry. Na znak wielkiego Roghi Riffeni stanęli po dwóch za każdym Hiszpanem i zanim ci zorientowali się w podstępie odebrali im broń.
Hiszpanie mimo dzielnej obrony zostali obezwładnieni i związani podobnie jak lord Lister, Charley, Jack Lubton i marynarze „Meteora“.
Mimo rozpaczliwej sytuacji lord Lister nie mógł powstrzymać się, aby nie zawołać w kierunku sierżanta:
— Zapomniałeś o starym przysłowiu, które mówi „kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada“.
Ramiro zrobił kwaśną minę.
— Pańskie żarty są nie na miejscu — odparł.
W tej chwili Roghi zbliżył się do Hiszpanów.
— Mężni senoris — zawołał, — druga obietnica, którą wam dałem, będzie również spełniona. Jutro o świcie zostaniecie rozstrzelani na podwórcu kazby. Zwłoki wasze pod silną eskortą zostaną odstawione do Melilli. Nikt nie powie, że Bu Hamara nie dotrzymuje swych obietnic. Zanieść więźniów do lochów! — dodał, zwracając się do swych ludzi.
Zaczęto od Hiszpanów. Po dwóch ludzi chwyciło każdego z więźniów i wyniosło ich z pokoju.
Roghi zwrócił się wówczas do lorda Listera.
— A teraz na ciebie kolej, mój przyjacielu z za oceanu. Szlachetność twoja jest zbyt wielka, aby nie wzbudziła we mnie uczucia sceptycyzmu. Prawda wyszła na jaw: nie chęć zrehabilitowania sidi Lubtona i jego rodziny zwabiła cię w głąb tego kraju. Przywiódł cię zamiar porwania mego wojennego skarbca i miliona, który wpłaciło mi towarzystwo kolei. Zaprzeczanie nic ci nie pomoże. To zostało dowiedzione. Jestem jednak dobrym księciem i pragnę dać ci możność wprowadzenia twego projektu w życie.
Lord Lister słuchał z zainteresowaniem.
— Twoi ludzie i twoi przyjaciele spędzą dzisiejszą noc w lochach, aby przygotować się godnie do jutrzejszej egzekucji — rzekł Bu Hamara. Ty, zaś, którego cenię specjalnie, przeniesiony zostaniesz związany tak, jak teraz do lochu, w którym przechowuję mój skarb. Jeśli uda ci się nim zawładnąć będzie należeć do ciebie. Jeśli zaś mimo mej ku tobie życzliwości wykonanie twego planu ci się nie powiedzie, nie będę mógł nic dla ciebie zrobić. Zostaniesz rozstrzelany wraz z innymi więźniami.
— Nie miałem najmniejszego zamiaru, wielki Roghi, pozbawiania ciebie skarbu wojennego — odparł lord Lister. — Przyjmuję jednak na serio propozycję, którą uczyniłeś mi drwiąc. Biorę jednocześnie na świadków wszystkich tu obecnych, że w wypadku jeśli uda mi się wykraść skarb, będzie on należał do mnie. Przed jutrem dokonam kradzieży! Możesz być tego pewny, potężny Emirze!
Bu Hamara nachylił się do leżącego na ziemi Anglika. Spojrzał na niego ze zdumieniem, poczym zaśmiał się tak serdecznie, że zgromadzeni wojownicy odpowiedzieli mu gromkim echem.
Dał znak ręką, aby się uciszyli. Chwyciła go znów wściekłość.
— Jutro, gdy staniesz się celem dla naszych strzelb, odejdzie cię ochota do żartów, — rzekł groźnie. — Rzucić tych giaurów do lochów — dodał — a tego tam przenieść do skarbca. Skończyłem!
W chwili, gdy Riffeni gotowali się do wykonania rozkazów swego pana, rozległ się głos pełen przerażenia.
— Zatrzymajcie się, zatrzymajcie — się!
Bu Hamara odwrócił się i drgnął. Na progu stała dzielna nieznajoma.
— Zatrzymajcie się! — wołała. — Co zamierzasz uczynić z tymi ludźmi, Roghi? Padli oni ofiarą potwarzy. Wierz moim słowom. Nie popełniaj czynu, którego będziesz w przyszłości żałował. Jeden z tych ludzi, to Amerykanin pan potężny i wpływowy. Mógłby ci być pomocny więcej, niż możesz przypuszczać. A to dziecko jakie przestępstwo mogło popełnić?
Nieznajoma uklękła przed Emirem i wyciągnęła ku niemu błagalnie dłonie.
— Litości, o wielki Roghi! Zwróć wolność temu dziecku. Daj mi je. A jeśli chcesz obdarzyć mnie największą radością w życiu ułaskaw tych ludzi i odeślij ich do domu.
Roghi zdradzał niezwykłe zdenerwowanie. Zagryzał mocno dolną wargę i patrzył ponuro w ziemię. Podniósł z klęczek zawoalowaną kobietę.
— Daruję im wymość tylko pod warunkiem, o którym wspomniałem — rzekł. — Spełnienie tego warunku jest konieczne.
— Nie jest godnym ciebie panie, wykorzystywanie swej sytuacji wobec słabszych — odparła nieznajoma. — Łaska twoja nie powinna być zależna od spełnienia jakichkolwiek warunków. Byłam lepszego pojęcia o Tobie. Nie jesteś pozbawiony szlachetności. Zważ, że należę do tej samej rasy, co twoi więźniowie i nie odrzucaj mej prośby.
Roghi zacisnął pięści.
— Dość już długo byłem zabawką w twoim ręku — zawołał. — Jesteś w mojej władzy i żadne względy nie powstrzymają mnie od wykonania mych rozkazów. Zapamiętaj to sobie dobrze, moja piękna Angielko.
— Chcesz mnie zmusić do posłuszeństwa groźbą Bu Hamaro? Zły to sposób na zdobycie kobiecego serca. Zapamiętaj sobie, jeśli o tym nie wiesz, że kobiety z mego kraju wolą śmierć, niż niewolę. Jeśli najmniejsza krzywda stanie się moim rodakom, więzy, które mnie z tobą łączą zostaną zerwane na zawsze.
Spojrzała z niepokojem na sierotę, który zachowywał się mężnie z godnością wśród tych niezwykłych okoliczności.
Roghi tupnął nogą.
— Czegóż stoicie nieruchomo? — zawołał do swych żołnierzy. — Wolicie słuchać rozmów, niż wykonywać dane wam rozkazy. Rozkazałem wam zabrać jeńców.
— Dokąd, panie? Czy do skarbca?
— Czy jeszcze nie wiecie? Wszystkich, z wyjątkiem wodza, odprowadzić do lochów. Samego zaś wodza — do podziemi, w których znajduje się mój skarbiec.
Niechaj pęknie z zazdrości na widok moich bogactw. To będzie moja zemsta!
— Uczynię wszystko, co będzie w mojej mocy, aby ci je zabrać — zawołał lord Lister.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.