Quidam/XXVII
W podróżnym płaszczu, z ogoloną głową[1]
Jako niewolnik, lub człowiek ubogi,
Mistrz Arthemidor wchodził w Zofii progi,
Postawę nie swą mając, raczej ową,
W którą się rzeźbiarz stroi, kiedy bogi
Przedstawiać każą mu śmiertelni ludzie,
Hojni dość, nie dość rozmyślni o cudzie.
Zofia kończyła właśnie swą rozmowę
Z posłańcem, który miał doń list, a leki
I kwiaty z willi przyniósł niedalekiej.
Od Pomponiusa list, rzeczy nie nowe
Powiadający, tem szczególny w sobie
Że zdał się innej należeć osobie —
I nic o lekach nie mówił od Maga.
Rzuciła go więc, rzekłszy «nieuwaga!»
Skinieniem słudze dając pożegnanie.
Gdy Arthemidor siadł i jak w koronie
Król, za majestat swój, mając wygnanie,
Mierzonym głosem te jej mówił słowa:
«Bądź zdrowa! — więcej niż kiedy, bądź zdrowa —
Wybrzerza Galii[2] dzikiej, niezadługo
Przyjdzie mi oczy oglądać tęsknemi
Rzymie! wołając, sławo i zasługo!
Zniknijcie — ziemio, wracaj się do ziemi!
Laury! suchemi rozmiećcie się pyły —
Brak środków, dwakroć uolbrzymia siły.»
To rzekł — lecz jakby mówił to już pierwej,
Nie dawał uczuć aby krócił żale,
Lub poruszone uspokajał nerwy —
Swobodny owszem, i przytomny wcale
Nim, Zofia z swem się współczuciem ozwała;
Kwiatami począł bawić się niedbale,
Każąc by leków swych nie przerywała,
Solennie nagląc, by niebył natrętny;
By napoj wzięła zbawienny acz mętny —
Co też doraźne dało porównanie
Iż niemniej gorzkie, a przyjął — wygnanie! —
Więc Zofia leżąc rękę mu podawszy,
Chyliła do ust maleńką amforę;
Rumieniec mając co raz to jaskrawszy
Jak, gdy weselą się osoby chore. —
I obraz to był za prawdę ciekawy:
Wygnańca, gdy się z ręką tej kobiety
Leżącej bawił, wzrok mając bez-łzawy,
Lecz nieobecny, po za miejsce wryty —
I tej, z rumieńcem swoim horobliwym
Nadobnej, co mu rękę swą podała —
Leżąc, pomiędzy człekiem nieszczęśliwym
A lirą, która z drugiej strony stała —
Pijąc coś, wzrokiem iskrząc, piersi drganiem
Co raz to silniej odrzucając szaty. — —
Obraz, nie wiedzieć czyjem pożegnaniem
Napiętnowany, zwłaszcza, że tuż kwiaty
I list rzucony najniedbalej leżał;
Jakby tam przeszedł jeden z onych smutków,
Co od nikogo z ludzi nie należał —
Ani należał komu — owoc skutków! —
Po chwili, puste rzucając naczynie,
Ścisnęła ręką dłoń Arthemidora
I przechyliła k'niemu blade skronie,
Mówiąc coś, jakby osoba nie chora,
Lecz jak się dzieci bawią w swej pościeli —
Rękoma, włosy zgarniając na oczy
Z kwileniem płaczu, to, znowu weselej
Do rozpierzchniętych gadając warkoczy,
Jak gdy kto z żywem bawi się stworzeniem —
«Bądź zdrów!» wołając i znowu «bądź zdrowa.»
Liry mi z sobą nie unieś, bo jęknie —
Podsłyszą szpiegi, co się w lirze chowa,
Rozbiją na krzyż, że każda z strun pęknie,
Spadkami pękań tych wyrzekłszy słowa
Wszystkiego — co jest na świecie coś warte —
A ludzie patrzeć będą, jak ta mowa
Odleci w lazur, pierś mając rozdartą.
I jeszcze o drachm założą się parę,
Czy też do Grecyi szczątki jej dolecą? —
— — — — — — — — — — — — — — —
Oh! tak jest — mówię ci — kolosy stare
Z gajów swych cicho wyzierając, lecą —
Orfeusz, Homer! — Patrz —»
I wskazywała
Palcem w zasłony cienie purpurowe —
«Sokrat, z motylem czy liściem na czole —
Pokazuje mi coś[3] — amforka mała —
A taki wielki świat! — tak wielkie bole! —
I śmierć — sen — sen — śmierć — —»
I skonała —
«Oh! niźli pójdę precz» wygnaniec rzecze
«Trzebaż mi było ostatnią z Hellady
Pożegnać pierwej? — Eheu! — nie miecze,
Lecz poniewierka już, a skryte jady
Narodu resztom następują w ślady!» —
Co że zawołał głosem rozpaczliwym,
Służebne wbiegły, Egipcjanka z niemi
I rozpoczęły nad ciałem nieżywem
Szlochać — list, flaszkę, kwiaty brały z ziemi —
Noc nadchodziła: sąsiednie osoby
Wchadzały, mimo niegościnnej doby.
Pochodni kilka, tam i owdzie — długo
Noszono — szepcząc, gdy Mistrz w swej opończy
Wytartej, stał się pogrzebowym sługą:
Przyjaźnią, prawdą i bolem okryty
Nie myśląc jak z nim pocznie wieść i skończy —
Wygnania nawet zapomniał — łez syty.
- ↑ Dotknięci wygnaniem pozbawieni bywali możnosci noszenia togi i nieraz w krótkiej sukni z głową ogoloną, szlachcic rzymski w prowincyi oddalonej szkołę zakładał i uczył.
- ↑ «Wybrzerza Galii dzikiej.» — Lubo państwo Rzymskie obejmowało nieledwie świat, linia jednak od dzisiejszego Krymu do Marsylii przez posadę Europy wyciągnięta dałaby niżej właściwą, Ojczyznę Rzymianina, wyżej zaś kraje do robienia karier wojskowych i miejsce wygnań. — I jako naprzykład Ameryka względem Europy bywała i jest krajem ucieczki z różnych przyczyn, tak był na on czas ów obszar środkowej Europy. — Po ukrzyżowaniu Pańskiem, Herod, Piłat i Śta Magdalena zostawują wspomnienia iż w dzisiejszej Francyi przebywali — było przysłowiem Rzymskim poszedł na ryby do Marzylii» co znaczyło iż wygnany jest albo źle uważany.Prz. aut.
- ↑ Kiedy Sokrates wypić miał truciznę, pocieszany był we śnie przez postać cytującą mu wiersz Homera; widzenie więc to Zofii na tem jest osnute.