Quo vadis/Tom III/Rozdział 22

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Quo vadis
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXII.

Pewnego wieczora odwiedził Petroniusza senator Scewinus i począł z nim długą rozmowę o ciężkich czasach, w których obaj żyli, i o Cezarze. Mówił zaś tak otwarcie, że Petroniusz, lubo zaprzyjaźniony z nim, począł się mieć na ostrożności. Narzekał, iż świat idzie krzywo i szalenie, i że wszystko razem wzięte, musi się skończyć jakąś klęską, straszniejszą jeszcze, niż pożar Rzymu. Mówił, że nawet augustianie są zniechęceni, że Feniusz Ruffus, drugi prefekt pretorianów, znosi z największym przymusem ohydne rządy Tigellina, i że cały ród Seneki doprowadzony jest do ostateczności postępowaniem Cezara, tak ze starym mistrzem, jak i z Lukanem. W końcu począł nadmieniać o niezadowoleniu ludu, a nawet i pretorianów, których znaczną część umiał sobie Feniusz Ruffus pozyskać.
— Dlaczego to mówisz? — spytał go Petroniusz.
— Przez troskliwość o Cezara, - odpowiedział Scewinus. — Mam dalekiego krewnego w pretorianach, który zwie się Scewinus, tak jak i ja, i przez niego wiem, co dzieje się w obozie... Niechęć rośnie i tam... Kaligula, widzisz, był także szalony, i patrz, co się stało! Oto znalazł się Casiusz Cherea... Straszny to był uczynek i zapewne niemasz między nami nikogo, ktoby go pochwalił, a jednakże Cherea uwolnił świat od potwora.
— Czyli — odrzekł Petroniusz — mówisz tak: „Ja Cherei nie chwalę, ale to był doskonały człowiek i oby bogowie dali nam takich jak najwięcej“.
Lecz Scewinus zmienił rozmowę i począł niespodzianie wychwalać Pisona. Sławił jego ród, jego szlachetność, jego przywiązanie do żony, a wreszcie rozum, spokój i dziwny dar jednania sobie ludzi.
— Cezar jest bezdzietny — rzekł — i wszyscy widzą następcę w Pisonie. Niewątpliwie też każdy pomógłby mu z całej duszy do objęcia władzy. Kocha go Feniusz Ruffus, ród Annaeuszów jest mu całkiem oddany. Plautius Lateranus i Tuliusz Senecio skoczyliby za niego w ogień. A toż samo Natalis, i Subriusz Flawiusz, i Sulpiciusz Asper, i Atraniusz Quinctianus, i nawet Vestinus.
— Z tego ostatniego niewiele Pisonowi przyjdzie — odrzekł Petroniusz. — Vestinus boi się własnego cienia.
— Vestinus boi się snów i duchów — odrzekł Scewinus — ale to człowiek dzielny, którego słusznie chcą zamianować konsulem. Że zaś w duszy przeciwny jest prześladowaniu chrześcijan, tego nie powinieneś mu brać za złe, albowiem i tobie zależy na tem, by te szaleństwa ustały.
— Nie mnie, ale Viniciuszowi — rzekł Petroniusz. — Ze względu na Viniciusza, chciałbym ocalić jedną dziewczynę, ale nie mogę, bom wypadł z łask Ahenobarba.
— Jakto? Czy nie spostrzegasz, że Cezar znowu zbliża się do ciebie i poczyna z tobą rozmawiać? I powiem ci, dlaczego. Oto wybiera się znów do Achai, gdzie ma śpiewać pieśni greckie własnego układu. Pali się do tej podróży, ale zarazem drży na myśl o szyderczym usposobieniu Greków. Wyobraża sobie, że może go spotkać albo największy tryumf, albo największy upadek. Potrzebuje dobrej rady, a wie, że lepszej od ciebie nikt mu nie może udzielić. To powód, dla którego wracasz do łask.
— Lukan mógłby mnie zastąpić.
— Miedzianobrody nienawidzi go i zapisał mu śmierć w duszy. Szuka tylko pozoru, bo on zawsze szuka pozorów. Lukan rozumie, że trzeba się śpieszyć.
— Na Kastora! — rzekł Petroniusz. — Być może. Ale miałbym jeszcze jeden sposób prędkiego wrócenia do łask.
— Jaki?
— Oto powtórzyć Miedzianobrodemu to, coś przed chwilą do mnie mówił.
— Ja nic nie powiedziałem! — zawołał z niepokojem Scewinus.
Petroniusz zaś położył mu rękę na ramieniu:
— Nazwałeś Cezara szaleńcem, przewidywałeś następstwo Pisona i powiedziałeś: „Lukan rozumie, że trzeba się śpieszyć“. Z czem to chcecie się śpieszyć carissime?
Scewinus zbladł, i przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
— Nie powtórzysz!!
— Na biodra Kiprydy! Jak ty mnie znasz dobrze. Nie! nie powtórzę. Nic nie słyszałem, ale też i nie chcę nic słyszeć... Rozumiesz! Życie jest za krótkie, by warto było coś przedsiębrać. Proszę cię tylko, byś odwiedził dziś Tigellina i rozmawiał z nim równie długo jak ze mną, o czem chcesz!
— Dlaczego?
— Dlatego, abym, jeśli mi kiedyś Tigellin powie: „Scewinus był u ciebie“, mógł mu odpowiedzieć: „Tego samego dnia był także i u ciebie“.
Scewinus, słysząc to, złamał laskę z kości słoniowej, którą miał w ręku i odrzekł:
— Niech zły urok spadnie na tę laskę. Będę dziś u Tigellina, a potem na uczcie u Nerwy. Wszakże będziesz i ty? W każdym razie, do widzenia pojutrze w amfiteatrze, gdzie wystąpią ostatki chrześcijan!... Do widzenia!
— Pojutrze! — powtórzył, zostawszy sam, Petroniusz. — Niema zatem czasu do stracenia. Ahenobarbus potrzebuje mnie istotnie w Achai, więc może będzie się liczył ze mną.
I postanowił spróbować ostatniego środka.
Jakoż na uczcie u Nerwy Cezar sam zażądał, by Petroniusz spoczął naprzeciw niego, chciał bowiem rozmawiać z nim o Achai i o miastach, w których mógłby z widokami największego powodzenia wystąpić. Chodziło mu najbardziej o Ateńczyków, których się bał. Inni augustianie słuchali tej rozmowy ze skupieniem, aby, pochwytawszy okruszyny zdań Petroniusza, podawać je później za swoje własne.
— Zdaje mi się, żem dotąd nie żył — rzekł Nero — i że narodzę się dopiero w Grecyi.
— Narodzisz się dla nowej sławy i nieśmiertelności — odrzekł Petroniusz.
— Ufam, że tak się stanie i że Apollo nie okaże się zazdrosnym. Jeśli wrócę z tryumfem, ofiaruję mu hekatombę, jakiej żaden bóg nie miał dotąd.
Scewinus począł powtarzać wiersz Horacyusza:

„Sic te diva potens Cypri
sic fratres Helenae, lucida sidera,
ventorumque regat Pater...“ [1]

— Okręt stoi już w Neapolis — rzekł Cezar. — Chciałbym wyjechać choćby jutro.
Na to Petroniusz podniósł się i, patrząc wprost w oczy Nerona, rzekł:
— Pozwolisz, boski, że wpierw wyprawię ucztę weselną, na którą ciebie przed innymi zaproszę.
— Ucztę weselną? jaką? — spytał Neron.
— Viniciusza z córką króla Lygów, a twoją zakładniczką. Ona wprawdzie jest obecnie w więzieniu, ale naprzód, jako zakładniczka, nie może być więziona, a powtóre, sam zezwoliłeś Viniciuszowi poślubić ją, że zaś wyroki twoje, jak wyroki Zeusa, są niecofnione, przeto każesz ją wypuścić z więzienia, a ja oddam ją oblubieńcowi.
Zimna krew i spokojna pewność siebie, z jaką mówił Petroniusz, stropiły Nerona, który tropił się zawsze, ilekroć ktoś mówił do niego w ten sposób.
— Wiem — odrzekł, spuszczając oczy. — Myślałem o niej i o tym olbrzymie, który zadusił Krotona.
— W takim razie oboje są ocaleni — odpowiedział spokojnie Petroniusz.
Lecz Tigellinus przyszedł w pomoc swemu panu:
— Ona jest w więzieniu z woli Cezara, sam zaś rzekłeś Petroniuszu, że wyroki jego są niecofnione.
Wszyscy obecni, znając historyę Viniciusza i Lygii, wiedzieli doskonale, o co chodzi, więc umilkli, zaciekawieni, jak skończy się rozmowa.
— Ona jest w więzieniu przez twoją pomyłkę i przez twoją nieznajomość prawa narodów, wbrew woli Cezara — odrzekł z naciskiem Petroniusz. — Jesteś, Tigellinie, naiwnym człowiekiem, ale przecie i ty nie będziesz twierdził, że ona podpaliła Rzym, bo zresztą, gdybyś tak nawet twierdził, Cezar by ci nie uwierzył.
Lecz Nero ochłonął już i począł przymrużać swe oczy krótkowidza z wyrazem nieopisanej złośliwości.
— Petroniusz ma słuszność — rzekł po chwili.
Tigellinus spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Petroniusz ma słuszność — powtórzył Nero — jutro otworzą jej bramy więzienia, a o uczcie weselnej pomówimy pojutrze, w amfiteatrze.
— Przegrałem znowu — pomyślał Petroniusz.
I, wróciwszy do domu, był już tak pewien, że nadszedł kres życia Lygii, iż nazajutrz wysłał do amfiteatru zaufanego wyzwoleńca, aby ułożył się z przełożonym spoliarium o wydanie jej ciała, chciał bowiem oddać je Viniciuszowi.










  1. Niech Cię prowadzi potężna bogini Cypru i bracia Heleny, gwiazdy świetne i Ojciec wichrów... (Przyp. Red.).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.