Róża (Naborowski)
Różą, mrozem spłodzoną Tryjonu zimnego,
miej, książę, za kolędę od sługi swojego.
Przed wiosną, przed Zefirem Muza ją rozwiła
i mały dar za wielki tobie poświęciła.
Godna rymu jest róża: sam Tytan, gdy wschodzi,
różaną twarz podaje, lubo też zachodzi,
różane lice kryje w oceańskie morze;
różane są tak ranne, jak wieczorne zorze (...)
Róża nam wyraziła nasze krótkie lata,
bo z słońcem na świat wschodzi, z słońcem schodzi z świata,
i w to nieunoszone zwierciadło patrzajcie,
a czasu – póki płynie – radzę, zażywajcie;
potem godzina minie. Gdy kwiatu nie stało,
starej twarzy już będzie z paciorki przystało.
Że między ciernie roście, ma róża przyganę,
skąd, chciwie ją szczypiącym, czyni w palcu ranę;
lecz próżno – tak mieć chciała bogini miłości,
aby żółć przymieszana była do słodkości
i rozkosz sama nigdy. lecz z troską na poły:
tak miód wespół i żądło mają w sobie pszczoły. (...)
Ta róża, która mi się wśród zimy rozwiła,
daj ci, książę, wesołej wiosny gońcem była,
w którejś bodaj prowadził nieskrócone lata
i w pociechach bez smutku tu zażywał świata.
Bogu służyć, a wiek swój prowadzić w radości
nad wszystko – insze rzeczy fraszki i marności.