[111]ROLNIK I BYK.
»Codzień większe miewam szkody«,
rzekł staremu rolnik młody,
»każdej pory byk sąsiada
pola, łąki mi napada.
I acz zbiję, acz wygonię,
koniczyny na zagonie
jak ubywa, tak ubywa,
pustką wkrótce będzie niwa.
Na to stary rzekł młodemu:
»Poradzimy, synu, temu,
tylko nie płosz w każdej dobie,
daj mu pokój, niech źre sobie«.
Jak powiedział, tak się stało.
Byk w koniczu buja śmiało,
depce, grzebie, chwyta, łyka,
na trzy piędzie rośnie byka.
Rolnik płacze, ale czeka,
Czej odpłata niedaleka...
I w istocie, była bliską —
koniczyną party w górę
jakby mu czart dął pod skórę,
[112]
padł byczysko,
ryknął, jęknął
i jak bomba w troje pęknął.
Niechże łupieżca truchleje,
ciemiężony ma nadzieję,
bo w samej złego już przebranej mierze,
wolność i zemsta razem życie bierze.