Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem grubym a sprosnym/Rozmowy...
Fragment I
edytujGdy Salomon był na stolcu ojca swego Dawida, pełen mądrości i bogactw, uźrzał niektórego człowieka, imieniem Marchołta, przychodzącego od wschodu słońca, na obliczu żadnego i grubego, ale barzo wymownego. A żona jego była z nim, która była barzo straśliwa i głupia; które gdy Salomon kazał przed się przywieść, tedy stanęli oboje przed nim, społem na się patrzając. A wzrost Marchołtów był krótki, mały a miąszy, głowę miał wielką, czoło szyrokie, czyrwone a zmarszczone, uszy kosmate a zwieszone do pół lica, oczy miąsze a płynące, wargę spodnią mało niejako u wałacha, brodę smrodliwą a kosmatą jakoby u kozła, ręce jakoby klocki palce krótkie a wiąsze, nogi okrągłe, nos miąszy a garbaty, wargi wielkie a wiąsze, oblicze jakoby u osła, włosy jakoby na koźle, obów nóg jego była chłopska a barzo gruba, skóra jego kosmata a błotna, suknia jego krótka telko do lędźwi, nogawice jego fałdowne, odzienie jego farby barzo grubej. Żona też jego była malutka a barzo miąsza, z wielkimi cyckami, włosy jej były jakoby szczeciny, brwi wielkie, ostre a smrodliwe jakoby na grzbiecie u wieprza, brodę jakoby u kozła, uszy jakoby u osła, oczy pochmurne a płynące, wzrok wężowy, ciało czarne a zmarszczone, cycki sinie jakoby ołów, pałce miała krótkie, mając na nich żelazne pierścienie, nozdrze oboje, wierzchnie i spodnie, miała nieboga barzo wielkie; goleni krótkie a miąsze, a kosmate jakoby i u niedźwiedzia; suknia jej była kosmata a rozerwana.
Król Salomon weźrzawszy na nie rzekł:
Którzyście wy a skądeście, a który jest rodzaj wasz?
Marchołt odpowiedział: Powiedz ty nam drzewiej swój rodzaj i ojców twoich, tedy ja też powiem tobie rodzaj nasz.
Salomon: Ja jestem ze dwunaście rodzajów prorockich: Judas porodził Fares, Fares porodził Ezron, Ezron porodził Aram, Ara porodził Aminadab, Aminadab porodził Naazon, a Naazon porodził Salmon, Salmon porodził Boos, a Boos porodził Obet, Obet porodził Izai, Izai porodził króla Dawida, Dawid porodził króla Salomona, a ja jestem król Salomon.
Marchołt też odpowiedział: Ja jestem ze dwunaście rodzajów chłopskich: Chłoptas porodził Gruczoła, Gruczoł porodził Rudka, Rudek porodził Rzygulca, a Rzygulec porodził Kudmieja, Kudmiej porodził Mózgowca, Mózgowiec porodził Łypia, Łyp porodził Potyrałę, Potyrała porodził Kuchtę, a Kuchta porodził Trzęsiogona, Trzęsiogon porodził Opiołkę, Opiołka porodził Warchoła, a Warchoł porodził Marchołta, a ja jestem Marchołt. A żona moja jest ze dwunaście rodzajów kurewskich: Kudlicha porodziła Pomyję, a Pomyja porodziła Wardęgę, Wardęga porodziła Przepołudnicę, Przepołudnica porodziła Wieszczycę, Wieszczyca porodziła Leżuchnę, Leżuchna porodziła Niewtyczkę, Niewtyczka porodziła Chwycichę, Chwycicha porodziła Mędygrałę, Mędygrała porodziła Suwalankę, Suwalanka porodziła Nasiemkłę, Nasiemkła porodziła Powaliszkę, a toć jest Powaliszka, żona moja.
Salomon rzekł: Słyszałem, iżeś wielomowny a chytry, aczkolwieś chłop a gruby, przeto gadajwa się; ja ciebie będę pytał, a ty mi odpowiedaj.
Marchołt odpowiedział: Ten ci pirwej rad poczyna, który żadnie i źle śpiewa.
Salomon odpowiedział: Jesli mi na wszytko będziesz odpowiedał, tedy cię wielkimi bogactwy ubogacę a będziesz znamienity w moim królestwie.
Marchołt: Obiecuje. zdrowie lekarz, gdyż nie ma mocy, a w tym jest łgarz.
Salomon: Dobrzeciem rozsądził miedzy dwiema swowolnyma niewiastoma, które w jednym domu udawiły dziecię.
Marchołt: Gdzie są sprawy, tam bywa słuchanie, gdzie są niewiasty, tam bywa swarzenie.
Salomon: Pan Bóg dał mądrość w uściech moich, gdyż nie masz mnie równego po wszytkiej ziemi.
Marchołt: Ten, który złe sąsiady miewa, o swej chwale przed wszytkimi śpiewa.
Salomon: Rad zły ucieka, choć go nikt nie goni.
Marchołt: Kiedy koziełek bieży zawodem, tedy się mu bieli pod ogonem.
Salomon: Dobra niewiasta a cudna jest okrasa mężowi swemu.
Marchołt: Garniec mleka napełniony dobrze ma być przed kotką strzeżony.
Salomon: Niewiasta mądra buduje sobie dom, ale szalona zbudowany kazi rękami.
Marchołt: Garniec dobrze wypalony lepiej trwa niźli namoczony. A kto dobre dobrym roztwarza, rad się czystego napija i jeszcze powtarza.
Salomon: Niewiasta, która się Boga boi, będzie chwalona.
Marchołt: Kotka, która dobrą skórę ma, będzie obłupiona.
Salomon: Niewiasta sromieźliwa ma być miłowana.
Marchołt: A mleko ubogiemu ma być pożądano.
Salomon: Kto kiedy niewiastę mocną najduje?
Marchołt: A kota kto u mleka wiernego widuje?
Salomon odpowiedział: Żadny.
Marchołt: Takież ci niewiastę rzadko.
Salomon: Niewiasta cudna a poczliwa ma być szanowana nad wszytki ine znamienitsze dary.
Mar chołt: Niewiasta ciała tłustego rada dawa żywota swojego.
Salomon: Cudna rzecz jest biały czepiec na głowie niewieściej.
Marchołt odpowiedział: Pisano jest: Nie są takie rękawy jako kożuch cały.
Często pod białym czepcem bywa mól niemały.
Salomon: Kto sieje złość, będzie żął nędzę.
Marchołt: Który człowiek plewami sieje swoję rolą, taki nędzę będzie żął i swoję niewolą.
Salomon: Nauka i mądrość ma być w uściech ludzi świętych.
Marchołt: Osieł, kędy syt może być;
tamo na to mieśce ma ić.
Gdzie mu jedna noga tyje,
tamo drugą w ziemię bije.
Kędy kaka, tam bywa gnój,
a gdzie siuśka, tam bywa zrój.
Kędy lega, tam się kruszy,
z ciężkością się z ziemie ruszy.
Salomon: Niechaj cię kto iny chwali.
Marchołt: Kiedy się ja będę ganił, nie będzieć mię żadny chwalił.
Bo ktokolwiek się sam gani, bywa chytry i mierżony.
Salomon: Nigdy nie jedz wiele miodu.
Marchołt: Kto pczoły rad podrzazuje ,
ten swój palec oblizuje.
Salomon: W duszę złą nie wnidzie duch mądrości.
Marchołt: Kiedy ty klin bijesz w drewno,
zawsze się strzeż tego pewno,
być nie wypadł z drzewa tego
a nie wybił oka twego.
Salomon: Trudno się tobie przeciwić niewoli.
Marchołt: Wół, który się przeciwi, ma dwa razy bit być
iżby w jarzmie powolniej oraczowi mógł ić.
Salomon: Nauczaj syna twego z młodości ucząc go dobrze działać.
Marchołt: Ten, który swą krowę doi,
ten na targu nie postoi.
Najada się mleka dosić,
nie potrzeb mu go z targu nosić.
Salomon: Wszelki rodzaj obraca się ku swemu przyrodzeniu:
Marchołt: Obrus na nici rozebrany,
na kądziel może być obrócony.
Salomon: Cokolwie wie sędzia sprawiedliwy a prawdziwy, to mówi.
Marchołt: Biskup, który jest milczący, jest jako wrotny siedzący.
Salomon: Cześć ma być dawana mistrzowi, a miotły się ma być bano.
Marchołt: Kto maże gębę sędziemu,
ten wyschnienie działa osłowi swemu.
Salomon: Człowiekowi bogatemu a mocnemu, a wodzie nawalnej nie przeciw się.
Marchołt: Sęp dlatego łupi ptaka,
iżby go zjadł nieboraka.
Salomon: Polepszmy się z tego, cochmy niewiadomie zgrzeszyli.
Marchołt: Kiedy ty dupę ucierasz,
zaż co inego w ten czas działasz?
Salomon: Łagodną mową nie zdradzaj nikogo.
Marchołt: Ten się z chytrością najada,
który jedzącego pozdrawia.
Salomon: Z człowiekiem zwadliwym nigdy nie miej towarzystwa.
Marchołt: Sprawnie tego jedzą świnie,
który się miedzy otręby winie.
Salomon: Wiele jest tych, co sromu nie mają.
Marchołt: Wiele ich z ludźmi mieszkają,
którzy się psom przyrównają.
Salomon: Wiele tych, którzy swym dobrodziejom oddawają złość za dobroć.
Marchołt: Kto cudzemu psu chleba dawa,
żadnej zapłaty nie uznawa.
Salomon: Nie jest prawdziwy przyjaciel, który niedługo trwa w przyjacielstwie.
Marchołt: Niedługo się gówno kurzy,
które w cielęcej dupie burzy.
Salomon: Rozmaite przyczyny wymyśla, który się z przyjacielem rozstać chce.
Marchołt: Niewiasta, która nie chce przyzwolić,
mówi, by miała krostawą rzyć.
Salomon: Mowa królewska ma być nieodmienna.
Marchołt: Który wilka w pługu wodzi,
rychło k teskności przychodzi.
Salomon: Rzodkiew dobra jest na gody,
ale smrodliwa jest do rady.
Marchołt: Ten, który rzodkwie pożywa,
rad obiema końcoma rzyga.
Salomon: Nie chce się powiedać,
kiedy nikt nie chce słuchać.
Marchołt: Nie najduje ten strzały w czas,
który strzela na gęsty las.
Salomon: Kto odwraca słuch swój od ubogiego, taki gdy będzie wołał, Pan Bóg go nie wysłucha.
Marchołt: Próżno już przed sędzią ma ten płakać,
który się drzewiej nie chciał uznać.
Salomon: Powstań a wiej, wietrze północny i wietrze południowy, a wiej po ogrodzie moim, a będą płynąć wonności jego.
Marchołt: Kiedy wiatr z północy wieje,
wysoki dom się tedy chwieje.
A jesli dom wątły bywa,
na ziemię się rad urywa.
Takież kto ma w goleniach bolenie,
taki nie ma zdrowia, ale częste cirpienie.
Salomon: Śmierci a ubóstwa nigdy nie taj.
Marchołt: Komu się wrzód w goleni włoży,
zawsze się mu boleść mnoży.
Salomon: Kiedy siędziesz za stołem bogatego, tedy patrzaj pilno, co przed cię położą.
Marchołt: Wszelka posługa brzuchowa
do brzucha wchodzi i w brzuchu się chowa.
Salomon: Gdy siędziesz u stołu, patrzaj, by ty pirwej w misę nie sięgał.
Marchołt: Który na wyższym siedle posadzon bywa,
taki pirwego miesca nabywa.
Salomon: Kiedy mocniejszy zwycięży mdlejszego, tedy bierze wszytko imienie jego.
Marchołt: Z tym kot rad mieszka we zgodzie,
kto mu się da lizać po brodzie.
Salomon: Czego się zły człowiek boi, to rado przychodzi nań.
Marchołt: Ten się sam zdradza i zniszczeje,
który, źle czyniąc, ma dobrą nadzieję.
Salomon: Leniwy dla zimna nie chciał orać, potem będzie żebrał, a nie będzie ten, kto by mu co dał.
Marchołt: Temu, który ma nagą rzyć,
nie trzeba mu się przed złodziejmi kryć.
Salomon: Pilność czyni mistrza przyjemnego.
Marchołt: Do czego się ręce zwyczają,
do tego rady zawsze sięgają.
Salomon: Ludzie zwadliwi a swarliwi mają być od towarzystwa ludzkiego odłączeni.
Marchołt: Pani gniewliwa, dym i panewka dziurawa,
ta troja rzecz, jest skaza domowa.
Salomon: Każdy człowiek ma być miłowan dla Boga.
Marchołt: Jesli tego miłujesz, kto cię nie miłuje,
ty swą miłość tracisz, a on z ciebie błaznuje.
Salomon: Gdy co przyjacielowi możesz dać dziś, nie mówże mu: jutro przydź.
Marchołt: Kto nie ma dobrej wolej dać,
nauczył się na dalszy czas odkładać.
Salomon: Człowiek, który się upija winem, ten nie chowa czasu w mówieniu.
Marchołt: Ktokolwiek ma sytą rzyć,
trudno ją ma zatworzyć.
Rada się mu dupa puka,
gdy mu w brzuchu barzo buka.
Salomon: Wiele ludzi bogactw żądają,
aczkolwie w ubóstwie mieszkają.
Marchołt: To zawsze jedz, cokolwie masz,
coć zostanie, to też schowasz.
Salomon: Wiele jest ludzi, co w ubóstwie trwają,
a wszakże z żonami mieszkają.
Marchołt: Nędzny człowiek chleba nie miał,
wszakże sobie psa nabywał.
Salomon: Odpowiedaj głupiemu podług jego głupości, aby go nie miano za mądrego.
Marchołt: Co opoka usłyszała,
to dębowi powiedała.
Salomon: Gniew nie ma miłosierdzia; przeto kto w gniewie mówi, źle czyni.
Marchołt: Nie łaj przyjacielowi twemu, gdy się rozgniewasz,
byś tego nie żałował, gdy się z nim zjednasz.
Salomon: Nie mówią prawdy usta nieprzyjacielskie.
Marchołt: Ten, który cię nie miłuje,
on cię zawsze prześladuje.
Salomon: Śpi, pókić się chce.
Marchołt: Po tym ci leniwego znać,
który nie śpi, kiedy by miał spać.
Salomon: Nasycenichmy, podziękujmyż Panu Bogu.
Marchołt: Śpiewa drozd, a sojka świegoce,
niejednako śpiewa syty z tym, któremu się jeść chce.
Salomon: Jedzmy i pijmy, bo wszytcy zemrzemy.
Marchołt: Tako rychło łaczny umiera
jak syty, któremu się dupa otwiera.
Salomon: Kiedy człowiek chrzypie, tedy nie może mówić.
Marchołt: Kiedy pies poczyna kakać,
w ten czas nie może szczekać.
Salomon: Już się żywot napełnił, pódźmy spać.
Marchołt: Choć to działasz albo to, choć ci kto co daje,
nie zachcewać się nigdy spać, gdy się brzuch [nie naje.]
[Salomon:] Małego daru, któryć dawa ubogi przyjaciel, nigdy nie gardź.
[Marchołt:] Na co stać trzebieńca, tym darzy sąsiadkę.]
[Salomon:] Nie chodź ze złym człowiekiem a zwadliwym, byś nie podjął czego złego albo szkody dla jego.
[Marchołt:] Nigdy pczoła umarła nie daje miodu.
[Salomon:] Jesli z człowiekiem chytrym albo złośliwym uczynisz przyjacielstwo, barziej ci się będzie przeciwić,. niż udzieli ci pomocy.]
[Marchołt]: Cokolwiek wilk czyni, wilczycy się podoba.]
[Salomon:] Kto nie wysłuchawszy rzeczy drzewiej odpowieda, taki ukazuje się głupim.
[Marchołt:] Gdy cię kto szczypie, podciągnij nogę swoją.]
[Salomon:] Wszelkie zwierzę miłuje sobie równego.
[Marchołt: Gdzie się trafi koń parszywy, szuka sobie równego i wzajem drapie i pociera jeden drugiego.]
[Salomon:] Ten człowiek dobrze czyni swej duszy, który jest miłosierny.
[Marchołt:] Próżno tego człowieka karać,
który się sam nie chce uznać.
[Salomon:] Kto się chroni wilka, rad się styka ze lwem.
[Marchołt: Od złego do złego, od kucharza do piekarza.]
[Salomon:] Wystrzegaj się, by kto czego złego nie uczynił; a jeslić kto źle uczyni, ty mu zasię nie czyń.
[Marchołt:] Milczącego człowieka i też cichej wody
zawsze się strzeż, pókiś żyw, tako wynidziesz [z] szkody.
[Salomon:] Nie wszytcy mogą być godni na wszytko. [Marchołt:] Kto nie ma konia, ten niechaj chodzi piechotą, kto imienia nie ma, żyw ma być robotą.
[Salomon: Chłopię stuletnie będzie przeklinane.]
[Marchołt:] Próżno jest psa starego na powrozie więzać,
gdy tego dla swej woli nie będzie mógł strzymać.
[Salomon: Miernie mającemu będzie dano i będzie miał w obfitości.]
[Marchołt:] Kto prosi przyjaciele na kolacyją, a nie ma ich czym uczcić, słuszno, by go z mantyką na żebranie puścić.
[Salomon:] Biada mężowi dwojakiego serca i dwiema drogoma chodzącemu.
[Marchołt: Kto dwiema drogoma chce chodzić, musi porwać rzyć albo portki.]
[Salomon:] Z obfitości serdecznej usta rady mówią.
[Marchołt: Z pełności brzucha tryumfuje rzyć.]
[Salomon: Dwa woły równo ciągną w jednym jarzmie.]
[Marchołt: Dwie żyły równo biegną do jednej rzyci.]
[Salomon: Niewiasta cudna ma być przez męża swego miłowana.]
[Marchołt: Na piersiach jest biała jako gołębica, na rzyci czarna i włochata jako kret.]
[Salomon: W pokoleniu Juda jest zbytnia myśl moja, a Bóg ojca mego ustawił mię księciem ludu swego.]
[Marchołt:] Obrus bywa z kądziele pewnie.
[Salomon:] Potrzeba niegdy przypędza człowieka ku grzeszeniu.
[Marchołt: Wilk jęty i w łańcuch posadzon albo kaka, albo gryzie.]
[Salomon: Dość by mi było czci doczesnej, a ono Bóg cały świat podał władaniu mojemu.]
[Marchołt:] Nie może tyle nikt szczenięciu dać,
ile raz może ogonem margać.
[Salomon: Kto późno k stołu przychodzi, nie dostaje jadła.]
[Marchołt: Zbytecznik nigdy nie może być wszędy.]
[Salomon:] Gdy się na cię gniewa twoja żona, nie bój się, abowiem tyś jest mężem, ona niewiasta.
[Marchołt: Miękkiemu owczarkowi wilk nie osra kudłów.]
[Salomon: Nie przystoją głupiemu słowa układne.]
[Marchołt:] Nie słyszano to nigdy, aby psa siodłano, ale iżby go na łańcuchu więziono.
[Salomon:] Karz a chlustaj syna twojego; póki młody jest, a córce nie dopuszczaj też swojej woli.
[Marchołt:] Kto całuje jagnię, kocha też barana.]
[Salomon: Wszystkie ścieżki zmierzają ku jednej drodze.]
[Marchołt: Do jednej rzyci zmierzają wszystkie żyły
[Salomon:] U dobrego męża dobra bywa niewiasta.
[Marchołt: Po dobrej kolacyji dobre bywa gówno,
które depcą nogami; tak i złe niewiasty winny być deptane.]
[Salomon: Potrzebna rzecz jest niewiasta cudna podle męża swego.]
[Marchołt:] Potrzebna rzecz jest konew piwa dobrego podle pragnącego.
[Salomon:] Barzo słusza cudny miecz podle boku mego.
[Marchołt:] Takież też gromada drew podle mego płotu.
[Salomon: Im jesteś większy, tym bądź we wszystkim pokorniejszy.]
[Marchołt: Dobrze jedzie, kto z równymi jedzie.]
[Salomon:] Syn mądry uwesela ojca, ale syn swowolny jest smętek matce swojej.
[Marchołt:] Niejednako śpiewa smętny i wesoły.
[Salomon:] Kto skąpie sieje, skąpie będzie żął.
[Marchołt:] Im więcej mróz zimnem ściska, tym więcej nagi od zimna piska.
[Salomon:] Cokolwiek czynisz, wszystko czyń z poradą, a potem tego nie będziesz żałował.
[Marchołt: Dosyć jest na słabego, kto słabego ciągnie]
[Salomon:] Wszystkie rzeczy mają swój czas.
[Marchołt:] Od dzisia dnia do jutra wół zająca goni, a wżdy go nie może doścignąć, ugonić.
[Salomon:] Jużem się teraz umęczył, odpoczniemy.
[Marchołt:] Jać jeszcze przez długi czas nie opuszczę gadania, aza u ciebie nabędę imienia.
[Salomon:] Jać już teraz dalej nie mogę.
[Marchołt:] Jesli, królu, nie możesz już się ze mną gadać, tedyś już zwyciężon, a coś ty obiecał, toż daj!
[Poborcy Salomona rzekli Marchołtowi]
[Na to Bononias, syn Joady, i Zabus, przyjaciel króla, i Adonias, syn Abdy, którzy przybyli z daniami, rzekli do Marchołta:
— Nie będziesz ty wcale trzecim w królestwie pana naszego, lecz będą ci wydarte twe złe oczy z twojej niegodziwej głowy. Albowiem bardziej ci się godzi leżeć ze świńmi pana naszego, niż być wyniesionym czcią jakową.
Marchołt im rzekł: — Cóż się przylepia do rzyci, jeśli nie wiechcie? Przecz król zezwala?
— Wtedy Wentur i Benadach, i Benadchar, Benesia, Bena, Benanudab, Benthaber, Achinadai, Achimaab, Bomia, Josefus Semes i Sarner, dwunastu naczelników królewskich, rzekli: —. Przecz ten błazen obraża pana króla naszego? Dlaczego nie rozbija się go kułakami, dlaczego wychłostanego kijami nie wyrzuca się od oblicza króla? — Na to król Salomon rzecze: — Nie tak ci będzie, ale dobrze syt niech będzie odpuszczon w pokoju! — Wtedy Marchołt odchodząc rzecze ku królowi: — Dosyć cierpię. Co rzekłeś, ja zawsze mówić będę: Gdzie nie ma prawa, tam nie ma króla.]
[Król Salomon, gdy wracał z łowu, wejrzał w dom Marchołtów
Król więc pewnego dnia, z łowcami swymi i łajami psów, z łowu jadąc przypadkiem koło domu Marchołta, zwrócił tam konia swego i pochyliwszy głowę w progu zapytał, kto jest wewnątrz.
Marchołt odpowiedział królowi: — Wewnątrz jest człowiek cały i połowa, i łeb koński, i im wyżej wychodzą, tym niżej schodzą. — Na to król Salomon rzecze: — Cóż to jest, co mówisz? — Marchołt odpowiedział: — Owo całym człowiekiem jam jest doma siedząc; połową człowieka tyś jest, który na koniu siedzisz zewnątrz, a wewnątrz zaglądasz pochylon, łeb zaś koński jest głowa kania, na którym siedzisz. — Wtedy Salomon rzekł: —A kto są ci, co wchodzą i schodzą? — Marchołt odpowiedział i rzekł: — Ziarna bobu gotujące się w garnku.
Salomon: Gdzie jęst twój ociec i twoja matka, twój brat i twoja siostry?
Marchołt: — Ojciec mój robi w polu dwie szkody z jenej. Matka moja czyni sąsiadce swej to, czego jej więcej robić nie będzie. Brat zaś mój, siedząc za domem, zabija to, co znajdzie. Siostra moja opłakuje w łożnicy śmiech łoński.
Salomon: Co to wszystko znaczy?
Marchołt: — Ojciec mój jest na swym polu i chcąc zagrodzić ścieżkę, co przez pole biegnie, wtyka w nią tarninę, a ludzie przechodzący dwie ścieżki robią z jednej, a — tak czyni z jednej dwie szkody. Matka maja zamyka oczy umierającej sąsiadce, czego jej więcej robić nie będzie. Brat zaś mój siedzi za domem w słońcu i trzymając przed sobą skóry; bije .wszy, ile ich tylko znajdzie. Siostra zaś moja łońskiego roku pokochała niejakiego młodzieńca i wśród igraszek, śmiechów, miękkich uścisków i pocałunków, z czego się wtenczas śmiała, teraz opłakuje brzemienność.
Na to Salomon rzecze: — Skąd ci to przyszła ta chytrość twoja?
Marchołt odpowiedział: — Czasu Dawida, ojca twego, gdym był dziecięciem, lekarze twego ojca dnia pewnego dostali sępa dla przyrządzenia lekarstwa, a gdy członki jego niepotrzebne wyrzucili, Bersabea, mać twoja, serce jego wzięła i położywszy na placku przypiekła na ogniu i tobie zjeść dała, mnie zasię, którym natenczas był w kuchni; placek na głowę rzuciła. Ja zasię placek, krwią sępa polany, zjadłem. I stąd ci, jak, mniemam, przyszła chytrość moja, jako i tobie ze zjedzenia serca sępa mądrość.
Salomon: — Niech Pan Bóg strzeże! W Gabata ukazał mi się Bóg i napełnił mię mądrością.
Marchołt: — Ten ci wydaje się mądry, który samego siebie uważa za głupca.
Salomon: — Zaliś nie słyszał, jakie bogactwa dał mi Bóg? A nadto i samą mądrość.
Marchołt: — Słyszałem. Wiem bowiem, że tam, gdzie chce Bóg, deszcz pada.
Na to Salomon uśmiechnąwszy się rzecze: — Ludzie moi czekają mię za domem, nie mogę dłużej zostać z tobą, lecz powiedz matce twej, by od najlepszej, jaką ma, krowy przysłała mi garniec mleka, a sam garniec niech ma przykrywkę od tej samej krowy, a ty mi go przynieś!
Marchołt rzecze: [U]czynię, coś rozkazał, byś tym mlekiem jedno piąt sobie nie pomazał.
Fragment II
edytujMarchołt królowi Salomonowi garniec pełen mleka przyniósł. Tedy król Salomon z wielkim zastępem swych ludzi przyjechawszy do Jeruzalem doprowadzon na pałac jako mocny i bogaty pan. A matka Marchołtowa, imieniem Floscemia, na przykazanie królewskie nalała garniec czystego mleka i placek czysty z mleka upiekła i na mleko włożyła, a tak Marchołta z onym do króla posłała. Marchołt trochę poszedszy i uźrzał odchody krowie, od słońca uschłe, a postawiwszy garniec z mlekiem na ziemię, zjadł placek a onym krowińcem garniec przykrył. A gdy przyszedł przed króla z garncem mleka, krowińcem przykrytym, rzekł król Salomon: Czemu tak ten garniec przykryto?
Marchołt: Zażeś nie przykazał, iżby mleko krowie było z krowy przykryto, .i tak się stało.
Salomon rzekł: Nie takiem ci ja był przykazał.
Marchołt rzekł: Takiem ci ja rozumiał.
Salomon: Lepiej by było, iżby placek z mlekiem był upieczon.
Marchołt: Tak ci też było uczyniono, ale głód przemienił mój [zamiar].
Salomon: Jakoż to?
Marchołt: Wiedziałem [iżeś nie] potrzebował chleba, a mnie głód [zmusił, przeto] zjadłem placek, a miasto placka przykryłem] garniec krowińcem.
Salomon: [Teraz ci] odpuszczamy, ale jeźli ty nocy [nie będziesz czuwał] jako ja, tedy swą głowę, stracisz...
Król Salomon i Marchołt nie spał w nocy
Tedy Salomon i Marchołt siedli, a po małej chwili, Marchołt począł spać i chrapać. Któremu Salomon rzekł: Marchołcie, śpisz?
Marchołt odpowiedział: Nie śpię, ale myślę.
Salomon: Co myślisz?
Marchołt: Myślę, iż tyle stawów zając ma w ogonie jak w chrzepcie.
Salomon: Jeźli tego nie doświatszysz, będziesz winien śmierci. — Potem, gdy Salomon milczał, Marchołt począł spać. Któremu Salomon: Spisz, Marchołcie?
Marchołt: Nie śpię, ale myślę.
Salomon: Co myślisz?
Marchołt: Myślę, iż sroka tyle ma pierza białego, ile czarnego.
Salomon: Jeźli też tego nie dowiedziesz, tedy będziesz 'winien śmierci. — Potem, gdy zasię Salomon milczał, Marchołt począł spać i chrapać.
Któremu Salomon: Śpisz, Marchołcie?
Marchołt: Nie śpię, ale myślę. Salomon: Co myślisz?
Marchołt: —Myślę, iż nie masz tak nic świetlejszego nad dzień ani cudniejszego.
Salomon: Zaż dzień jest bielszy niż mleko?
Marchołt: Tak jest.
Salomon: I tego też masz doświatszyć. — Potem, gdy Salomon milczał, a czuł, Marchołt począł spać a chrapać.
Któremu Salomon: Marchołcie, już śpisz?
Marchołt: Nie śpię, ale myślę.
Salomon: Co myślisz?
Marchołt: Nic nie ma być takiego niewieście wierzono tajemnego.
Salomon: I tego też masz doświatszyć. — Potem zasię, gdy Salomon milczał, Marchołt począł spać i chrapać.
Któremu Salomon: Już zasię śpisz?
Marchołt: Myślę, iż. więcej waży przyrodzenie niźli wychowanie.
Salomon: Jeźli tego nie doświatszysz, tedy jutro umrzesz. —
Potem, gdy przeminęła noc, Salomon, zmęczony o czucia, położył się na swym miescu. Tedy Marchołt, opuściwszy króla, z kwapienim bieżał do swej siostry, imieniem Fudazy, a ukazując się barzo smutnym rzekł do niej: Król Salomon barzo mię prześladuje a już nie mogę jego krzywd a prześladowania cierpieć, ale oto już biorę ten nóż pod moje odzienie i zdradą go przekolę i zabiję. Ale miła siostro, proszę cię, nie powiadaj na. mię, ani memu bratu Bufridowi, ale taj! — Któremu Fudaza odpowiedziała: Namilejszy bracie, Marchołcier wierz mi, iż bych ci też miała umrzeć, tedych bych cif nie oskarżyła.
Marchołt wszytko, co przedtem powiedał, wywodził królowi Salomonowi być prawdziwe.
Potem Marchołt z roztropnością przyszedł na dwór królewski, a gdy słońce wzeszło, naszło się ludzi pełen dwór, a Salomon, wstawszy z łożnice, siadł na swym stolcu. —Tedy, [z] przykazania królewskiego, zająca szukano i przed króla przyniesiono, i dowiódł, i zliczył Marchołt, iż tyle stawów było w ogonie, ile w końcu chrzepta. Potem szukano sroki i przyniesiono przed króla, a Marchołt zliczył, iż tyle miała pierza białego, ile czarnego. Tedy Marchołt milczkiem garniec pełny mleka postawił w łożnicy królewskiej i zatkał, by tam światłość nie była, i zawołał króla. A gdy król chciał wnić do łożnice, wstąpił na garniec mleka i padłby był, by się był obiema rękoma nie zachwacił. — Tedy król rozgniewawszy się rzekł: Ty, zginęły synu, coś to uczynił?
Marchołt: Nie masz się gniewać dla tej rzeczy, zażeś nie rzekł, iż mleko jest świetlsze niż dzień? Czemużeś tak od mleka nie widział, jako od dnia? Rozsądź to sam, jeźliciem krzyw!
Salomon: Bóg ci odpuść, odzienie moje pomazało się mlekiem a dla twego uczynku małom szyje nie złamał, a wszakożeś nie krzyw; boś sprawiedliwie uczynił.
Marchołt: Przeto się potem strzeż, a teraz siądź a uczyń mi sprawiedliwość o to, o co przed tobą będę skarżyl. A gdy król siadł, Marchołt jął skarżyć mówiąc: — Panie, mam jednę siostrę, imieniem Fudazę, która się skurwiła i dopuściła się dziecięcia, tak iż zesromociła mój wszytek rodzaj, a wszakoż chce mieć dziedzictwo a ojczyznę. — Tedy Salomon rzeki: — Niechaj będzie wezwana siostra twoja przed nas, a będziem słuchać, co też ona będzie mówiła.
Przed króla siostra Marchołtowa była wezwana
A gdy była wezwana Fudaza, siostra jego, przed króla, uśmiechnąwszy się król Salomon rzekł: — Prawie to jest siostra Marchołtowa! — A wzrost i wyobrażenie Fudazy było krótkie, a była miąsza a brzemienna, brzuch [miała rozdęty i kudłate a krzywe golenie, i kulała na obiedwie nogi, a oblicze i oczy miała żadne, a wzrost podobny k Marchołtowemu.
Król Salomon rzecze k Marchołtowi: Powiedz, o co skarżysz swą siostrę!
Na to Marchołt powstawszy rzekł: — Panie królu! Skargę czynię przed tobą i siostrą moją, iże kurwą się stała i jest brzemienna, jako widzieć można, i bezcześci cały rodzaj mój. A nadto chce mieć część dziedzictwa mego. Dlatego proszę, byś przykazał; aby nie miała części dziedzictwa.
Słysząc to Fudaza, napełniona gniewem, wybuchnęła w te słowa i rzecze: — Niegodziwy łotrze! Dlaczegoż nie miałabym mieć części dziedzictwa? Czyż nie zrodziła mnie Floscemia, Marchołcie, która była macierzą moją jako i twoją?
Marchołt: — Nie będziesz mieć dziedzictwa, abowiem wskutek twej winy będzie ci odjęte dziedzictwo.
Fudaza na to rzecze: — Nie będzie mi odjęte dziedzictwo, abowiem, jeslim zgrzeszyła, poprawię się. Ale przysięgam na Boga i na moc jego, jesli mnie nie odpuścisz z pokojem, powiem rzecz taką, a którą król każe cię powiesić.
Marchołt: Obrzydła małpo! Co możesz powiedzieć na człowieka, który nie zgrzeszył?
Fudaza rzecze: — Wiele zgrzeszyłeś, zły niegodziwcze! Abowiem chcesz zabić pana i króla. A jesli mi nie wierzą, niech poszukają noża pod szatą twoją.
A gdy dworzanie szukali noża i nie naleźli go, Marchołt rzecze do króla i do przytomnych: — Zali nie rzekłem prawdy? Nie można nic powierzyć niewieście. —Gdy wszyscy wybuchnęli śmiechem, Salomon rzekł: —Rozumnie czynisz wszystko, Marchołcie! — Marchołt: —Nie jest ci to rozum, lecz co z chytrości zwierzyłem siostrze mojej, powiedziała zdradziecko, jak gdyby to była prawda. — Salomon: — Przecz powiedziałeś, iż przyrodzenie więcej waży niż wychowanie? — Marchołt: —Poczekaj maluczka, a nim pójdziesz spać, dowiodę ci.
Marchołt na stole królewskim wypuścił myszy z rękawa swego
Na odwieczerzy dnia, gdy nadeszła godzina kolacji, król siedział za stołem w otoczeniu swych domowych. A Marchołt siedząc z innymi wsadził trzy myszy w rękaw szaty swojej, albowiem na dworze króla Salomona był kot tak ćwiczony, iż każdej nocy w czasie posiłku króla trzymał świecę, stojąc na dwu łapach przed wszystkimi, a w dwu innych dzierżąc świecznik. Gdy się już wszyscy zabrali do jadła, Marchołt wypuścił jedną mysz. Kot ją ujrzał, ale biec za nią nie chciał, powstrzyman' skinieniem króla. I wobec drugiej myszy zachował się takoż. Marchołt puścił trzecią mysz, a skoro kot ją obaczył, nie dbając więcej o świecę, puścił się za nią i pochwycił ją. Widząc to Marchołt rzekł do króla: — Oto; królu, wobec ciebie doświadczyłem, iż przyrodzenie więcej waży niż wychowanie. — Rzekł zaś Salomon: —Wyrzućcie go precz ód obecności mej! Jesli zaś jeszcze przyjdzie, wypuśćcie nań psy moje!
Marchołt: — Teraz za pewne wiem i powiedzie mogę, że zły tam jest dwór, gdzie nie ma sprawiedliwości.
Tutaj Marchołt wypuścił zająca. Psy zasię pognały za zającem, jego zaś zaniechały
Gdy go precz wypędzono, Marchołt jął mówić do samego siebie: — Ni tak, ni siak nie będzie miał Salomon od łotrzyka Marchołta pokoju! — Nazajutrz zaś powstawszy z łoża myślił, jakoby wejść na dwór królewski, tak by go psy króla nie pożarły. I wyszedłszy kupił żywego zająca i ukrył go pod swą szatą, i tak wybrał się na dwór królewski. Którego gdy słudzy królewscy obaczyli, psy nań poszczuli. Marchołt tedy zająca wypuścił. Natychmiast psy zaniechawszy Marchołta pognały za zającem. I tak Marchołt przyszedł przed króla. Gdy go zaś król ujrzał, rzekł: — Kto cię tutaj wpuścił? — Marchołt odpowiedział: — Chytrość niemała. — Salomon: — Bacz, byś nie wypluł dzisiaj śliny z ust twoich chyba na gołą ziemię. — Pałac zaś był zasłany kobiercami, a ściany były pokryte kołtrynami.
Marchołt splunął na oblicze łysego
Gdy zaś Marchołta napadł kaszel, a w czasie rozmowy nagromadziło mu się w ustach wiele śliny, rozglądając się dokoła spostrzegł człowieka łysego stojącego obok króla. Wówczas nie widząc innego sposobu, jako że nie było gołej ziemi, na którą mógłby splunąć, zebrał ślinę w ustach i z całej siły plunął na czoło człowieka łysego. Łysek, krwią nagle zapłoniony; ledwie twarz obtarł, rzucił się do nóg królewskich i skargę na Marchołta uczynił.
Salomon: — Przecześ zanieczyścił oblicze tego łysego?
Marchołt: — Nie zanieczyściłem lecz użyźniłem, na płoną bowiem ziemię nawóz kładziemy, aby się na niej żyźnie rodziło.
Salomon: — A cóż to ma do człeka łysego?
Marchołt: —. Zali mi dzisiaj nie przykazałeś, bym nie pluł chyba na gołą ziemię? Ujrzałem głowę bez włosów i biorąc ją za gołą ziemię, splunąłem na nią. Nie winieneś się gniewać, królu, bo może by włosy odrosły, gdyby głowę częściej tak użyźniano.
Salomon: — Bogdajbyś przepadł! Wszak łysi są lepsi od innych, bo łysina to nie wina, ale zaszczytów przyczyna.
Marchołt: — Łysina to krotochwila dla much. Zali nie widzisz, królu, że muchy bardziej rzucają się na głowę tego łyska niż na głowy inne, pokryte włosami, zdaje im się bowiem, że jest to okrągłe naczynie pełne dobrego płynu albo niejaki kamień pomazany czymś słodkim, i dlatego lecą ku łysej głowie.
Na to rzekł łysy wobec króla: — Skoro niegodziwy nicpoń dostał się. przed króla, by nas ganić, należy go wyrzucić precz!
Marchołt: — Pokój z cnotą twoją, już milczę!
Rozsądek Salomonów o dwu niewiastach swowolnych
Onego czasu przybyły dwie niewiasty przynosząc z sobą dziecię, o które przed królem spór wiodły. Abowiem jedna mówiła: — Moje jest dziecię! — Druga: — Nie! moje jest! — abowiem jedna śpiąc udawiła swego syna. Dlatego przed Salomonem spierały się o żywe chłopię. A gdy jedna rzekła: — Mój ci jest! — Salomon rzekł sługom swoim: — Przynieście miecz a rozetnijcie dziecię na połowę, a niechaj każda z tych niewiast część tego dziecięcia weźmie.
Słysząc to niewiasta, [której] było ono dziecię żywe, rzekła do króla: — Proszę, miłościwy królu, dajcie tej niewieście żywe, a nie rozcinajcie go!
Odpowiedziała druga niewiasta: — Ani tobie, ani mnie. Niechać je kat rozetnie!
Odpowiedział Salomon: — Dajcie tej niewieście płaczącej to dziecię, boć to jest matka jego; a tę drugą z dwora psy wyszczujcie!
I pytał Marchołt od króla, j akoby poznał matkę prawą onego dziecięcia.
Salomon odpowiedział: — Z miłości tej niewiasty ku dziecięciu, i z przemienienia oblicza, i z płakania. Marchołt odpowiedziął: — Niedobrześ poznał! Azaż ty będąc mądry wierzysz płakaniu,[oczu] niewieścich? Bo kiedy niewiasta płacze, tedy się sercem śmieje; ukazuje to obliczym, czego nie ma w żądzy. Mówi ustami; czego nie ma w umyśle; to obiecuje, czego nigdy wolej nie ma napęłnić. Ale dla rozmaitych chytrości mieni się jej oblicze, a myśl inędy lata. Niewymowne chytrości ma niewiasta.
Salomon — Ile ma chytrości, tyle ma dobroci.
Marchołt: — Nie mów: dobroci, ale złości a zdrady. Salomon: — Zaiste to była kurwa, która porodziła takiego syna.
Marchołt: — Czemu to mówisz, królu?
Salomon: — Iż ganisz niewieścią płeć; bowiem niewiasta jest rzecz poczesna, pożądliwa, chwalebna i miła.
Marchołt: — K temu też możesz przydać, iż jest krewka a przemienna.
Salomon: — Jeźli jest krewka, tedy jest dla człowieczeństwa krewka; a jeźli przemienna, tedy jest takowa dla lubości. Bowiem niewiasta z kości człowieczej i człowiekowi dana na dobre wspomożenie i na rozkosz, i na lubość. Abowiem niewiasta wykłada się: niewiadoma stania 1, to jest: przemienna jakoby miękki wiatr.
Marchołt: — I owszem, niewiasta może być rzeczona: miękki błąd.
Salomon.: — Kłaniasz, nędzny człowiecze, bowiemeś zły, przeto wszytko złe mówisz o niewiastach: Bowiem z niewiasty się rodzi człowiek; przeto kto sromoci niewiasty, ten jest ganiebny; dla tego co za rozkosz są bogactwa? co królestwa? co imienie? co złoto? co srebro? co drogie odzienie? co drogie kamienie? co godowanie? co wesołe czasy? co rozkosz jest przez niewiasty? Zaprawdę, taki może być wezwan umarły światu, który jest odłączon od niewiast. Bowiem niewiasta rodzi dzieci i wychowawa, i miłuje; obłapia; żąda ich zdrowia. Niewiasta rządzi dom; pracuje się o zdrowie mężowe i czeladź. Niewiasta jest rozkosz wszytkich rzeczy; niewiasta jest słodkość młodzieńców; niewiasta jest pocieszenie starych, podweselenie dziecinne, wesele dniów, wesele nocne, zelżenie pracej, zapamiętanie wszytkich smętków. Niewiasta służy krom zdrady i strzeże wyglądając mego odeścia i przyścia.
Marchołt: — Prawdę mówi ten, co rzekł: Co jest w sercu, to też jest w uściech. Ty barzo miłujesz niewiasty, dlatego je też chwalisz. Bogactwa, cudność, szlachetność i mądrość — toć wszytko tobie służy; przeto też miłości niewieście godzą się tobie. Ale ja tobie powiadam, iż teraz chwalisz niewiasty, przed tym niż pójdziesz spać, będziesz je ganił.
Któremu Salomon rzekł: — Skłamasz, bowiem ja wszytkiego czasu żywota mego miłowałem .niewiasty i miłuję, i będę miłował. Przeto teraz idź ode mnie precz, a patrzaj, byś przed moją ablicznością nie mówił złe o niewiastach.
Tedy Marchołt wyszedszy z pałacu królewskiego zawołał do siebie onej niewiasty swowolnej, której było wrócono syna żywego, i rzekł do niej: — Wiesz; co się stało na dworze królewskim?
A ona odpowiedziała: — To wiem, iż syna mego żywego wrócono mi. — Ale co by się innego działo, nie wiem.
Której Marchołt rzekł: — Król przykazał, iżby ty i twoja towarzyszka jutro była wezwana. A dadząć połowicę syna twego, a onej drugiej też połowicę.
Na to niewiasta odpowiedziała: — O jakoż to zły król, i jako jego zła rada i skazanie!
Tedy Marchołt rzekł: — Jeszczeć druga cięższa a gorsza rzecz jest. Bowiem panowie jego uradzili, iżby każdy mąż miał mieć siedm żon. Przeto rozmyślaj sobie, co z tym będzie działać, jeźli jeden mąż będzie miał siedm żon. Bo nigdy dom nie będzie w pokoju; bowiem jedna będzie miłowana, a druga będzie wzgardzona; bowiem ona, która będzie miła mężowi, będzie częściej z mężem bywała. Przeto jedna dobrze będzie przyodziana, a druga będzie naga. Ona, którą będzie miłował, będzie miała pierścienie, sponki, złoto, srebro, jedwab, będzie miała klucze w ręku, będzie czciom od czeladzi, będzie zwana panią, wszytki bogactwa mężowy będą jej polecony. A gdyż tak jedna będzie miłowana, ony drugie sześć, co k temu będą mówić? Jeźli dwie będą miłowany, cóż rzeką k temu drugie pięć? Jeźli czterzy, cóż drugie trzy jemu rzeką? Jeżli pięć, cóż dwie rzeką? Jeźli sześć, cóż jedna? Bo milsza będzie całowana, miłowana od męża, i będzie siadała z mężem. Ony drugie widząc to, co k temu będą mówić? Bo będą ani wdowy, ani mężatki z mężem, ale prawie będą jakoby przez męża; tak, iż będą żałować, iż kiedy straciły swe dziewictwo. Gniewy, roztyrki, zwady, prześladowanie, zazdrość będą miedzy imi. Też wieczna nienawiść będzie królowała miedzy imi. A jeźli tej złej rzeczy nie opatrzą, jedna drugą otruje. Dlatego, iżeś niewiasta, a znasz niewieście położenie, kwap się to powiedzieć wszytkim ganiam tego miasta, którym możesz; a radź im, iżby na to nie przyzwalały, ale iżby tego broniły u króla i u jego rady.
A gdy Marchołt cicho a roztropnie wszedł na dwór króla Salomona i siadł w kącie na pałacu, ona niewiasta mnimając, by była prawda, co Marchołt powiadał, biegając po mieście, łamiąc rękami i narzekając, to co słyszała od Marchołta, to wszędy powiedała. Tak, iż się panie jęły schodzić; sąsiada powiedała sąsiedzie; i była wielka gromada niewiast, a w krótkiej godzinie prawie wszytki panie wszytkiego miasta zebrały się. A gdy się zebrały, nie miła im była ta rada, a tak wszytki gromadą szły na pałac króla Salomona.
Potem jako ony niewiasty weszły na pałac przed obliczność króla Salomona
I przyszły na dwór króla Salomona, jakoby siedm tysiąc niewiast. I obtoczyły pałac króla Salomona a gwałtem połamały drzwi jego i wiele ciężkich mierziączek czyniły jemu i jego radzie. Jedna barzo, druga jeszcze barziej jęły wołać przed królem.
Tedy król, ledwy uprosiwszy u nich milczenie, pytał, która by była przyczyna tak wielkiego zebrania?
Na to jedna, która była miedzy imi zstalsza i wymowniejsza, rzekła do króla: — Tobie królu noszą złoto; srebro, drogie kamienie. i bogactwa ziemskie. Czynisz wszytkę wolą twoję, a żadny się nie przeciwi wolej twej: Masz królową i inńych królowych wiele: Przywodzisz też niewymownie wiele innych niewiast pełniących twą wolą. Dawasz każdemu, co chcesz, bo masz, co chcesz. Tegoć wszytcy czynić nie mogą.
Salomon odpowiedział: — Pomazał mię Pan Bóg na królestwo izraelskie, a więc nie mogę czynić wolej mojej?
Na to ona niewiasta odpowiedziała: — Czyn wolą twoję z twoich, ale z nas czemu chcesz czynić? My jestesmy ślachetne, z rodzaju Abramowego i trzymamy zakon —Mojżeszów. Czemuż ty chcesz zakon nasz przemienić, który byś miał czynić sprawiedliwość?
Na to Salomon rozgniewawszy się barzo rzekł: — Co za niesprawiedliwość czynię, nieszczesna niewiasto? —
Odpowiedziała ona niewiasta: — Wielkać to jest niesprawiedliwość, iż to chcesz ustawić, iżby każdy mąż w miał siedm żon. Zaprawdę, tego żadnym obyczajem nie dowiedziesz. Nie jest taki pan albo król, albo które książę, które by było tako bogate a tako mocne, który by mógł jednej swej żmie wolą napełnić. A cóż dalej uczyni, gdy będzie miał siedm żon? Nad moc ludzką chcesz ten uczynek uczynić. I owszem ci to lepiej jest, iżby jedna niewiasta miała siedm mężów.
Na to Salomon uśmiechnąwszy się rzekł do swych: —. Zaiste, więcej tych niewiast jest niż ludzi.
Tedy wszytki niewiasty jerózolimskie jednakim głosem zawoławszy [rzekły]: Zaisteś ty przeklęty król a naśmiewca, a niesprawiedliwe twoje skazanie. Przeto już teraz wiemy, iż to jest prawda, cochmy słyszeli, iż źle o nas mówisz, naśmiewasz się z nas przed nami. O jakoż ten Salomon jest zły król i źle króluje!
Tedy król rozgniewawszy się rzekł: — Nie masz głowy gorszej nad głowę wężową, a nie masz gniewu nad gniew niewieści. Lepiej jest mieszkać ze lwem albo ze smokiem niż mieszkać ze złą niewiastą. Krótsza jest wszelka złość i strach nad złość niewieścią. Złość grzechów pada na nie. Jako ostra a kamienna droga przykra fest staremu, takież ci niewiasta języczna. Gniew niewieści i niepoczliwość wielka jest. Niewiasta, jesli moc będzie miała, zawsze jest przeciwna mężowi swemu. Niewiasta jest początek grzechu, a przez nię wszytcy mrzemy. Boleść serdeczna i żałość jest niewiasta fryjowna. Niewiasta niewierna jest omawiająca każdego. Nieczystota niewieścia będzie uznana po oczu a po powiekach ich. Oczy niewieście są niesromieźliwe, a nie dziw, iż nierady na męża patrzą.
A gdy to tak król mówił, Natan prorok powstawszy rzekł: — Czemu pan mój, król, sromoci wszytkie panie jerozolimskie?
Salomon odpowiedział: — Zaś nie słyszał, jako mi łajały przez mojej winy a nagle?
Natan odpowiedział: — Ślepy, głuchy a niemy ma być na czas, który w pokoju chce być z poddanymi. Odpowiedział Salomon: — Ma być odpowiadano szalonemu podług jego szaleństwa.
Tedy wyskoczywszy Marchołt z miasta, na którym siedział, rzekł do króla: — Dobrześ tu, Salomonie, mówił ku mojej woli, bowiemeś dziś chwalił barzo niewiasty, a teraz je barzo ganisz. Tegociem ja chciał, bo i ja — we wszytkim chcę dowieść prawdy.
Salomon odpowiedział: — Co to jest, szybieniczniku? Za wiesz ten giełk i zaż snać uczynił to zebranie niewieście?
Marchołt rzekł: — Nie ja, ale ich lekkość. Nie masz wierzyć wszytkiemu, co słyszysz.
Tedy Król rzekł: — Idź precz, a patrzaj, bych ci więcej nie patrzał w twoje oczy!
Natychmiast Marchołta wyrzucono z pałacu.
A oni, którzy około króla stali, rzekli: — Racz, miłościwy królu, mówić co łagodnego do tych niewiast, iżby odeszły precz!
Tedy król obróciwszy się do niewiast rzekł: — Wiedzcie, miłe panie, iżem ci ja niewinnie oskarżon przed wami. Ten ci to błazen zmyślił, któregoście widzieli. Wszelki mąż ma mieć jednę żonę, którą z wiarą, w i z poczciwością ma miłować. A com mówił o niewiastach, nie mówiłem, jedno o złych, bo o dobrej niewieście kto ma co złego mówić? Łaska jest Boga niewiastę rozumna a milcząca. Łaska nad wszytki łaski niewiasta sromieżliwa. Jako słońce na wysokości, tako cudność niewieścia jest okrasa jej domu i jest jakoby świeca w lichtarzu. A cudność jej nad stałość wieku. Słupy złote na spodku śrzebrnym są mocne nogi stałej niewiasty. Fundament wieczny na opoce mocnej jest przykzanie boże w sercu niewieścim. Pan Bóg Izraelski, ten was niechaj błogosławi, a rozmnoży rodzaj wasz na wiek wieków!
—A gdy wszytki. odpowiedziały: Amen; dawszy chwałę królowi szły precz.
A Marchołt pamiętając krzywdę, która się mu. od króla stała, iż król przykazał mu precz z oczu nie chcąc mu więcej w oczy patrzać, myślił, co by miał czynić.
Potem jako Marchołt, jakoby jakie zwierzę; na czterzech nogach począł chodzić
Potem w nocy spadł wielki śnieg. Tedy Marchołt wziął w jednę rękę rzeszoto, a w drugą rękę nogę niedźwiedzią; a buty swoje na nogach opak obrócił i jął łazić po mieście na czterzech nogach jakoby jakie zwierzę. A gdy przyszedł przed miasta, nalazł w pustkach piec, wlazł w on piec. Potem, gdy był dzień, dworzanie królewscy naleźli ślad Marchołtów, a mnimając by był ślad jakiego dziwnego zwierzęcia, powiedzieli królowi.. Tedy król z wielkością psów i z łowcy jechał onym śladem.
Potem jako Salomon przyszedł przed piec; gdzie Marchołt leżał
Gdy zaś przyjechał przed piec, a już śladów zabrakło, .zsiadł król i spojrzał w piec. A Marchołt leżał na twarzy u progu i spuściwszy spodnie pokazywał mu rzyć [i] jajca.
Którego widząc król rzekł: — Kto jest ten, który tu leży?
Marchołt odpowiedział: — Jam jest.
Odrzekł król: — Czemu tak leżysz?
Marchołt: — Dałeś mi poznać, że nie chcesz mi więcej w oczy patrzeć, skoro zaś nie chcesz mi patrzeć w oczy; patrz w moją rzyć!
Na to król zawstydzony rzekł do sług swoich: —Schwyćcie go i zaprowadźcie go na szybienicę!
A gdy był jęt Marchołt, rzekł do króla: — Miły królu, czyń, co chcesz; telko mi to raczy dać, iżbych był obieszon na tym drzewie, które ja sobie wybiorę!
Odpowiedział Salomon: — Niechaj tak będzie, jako żądasz. Mnie to za mało stoi, na którym drzewie będziesz wisiał.
I przykazał król Salomon sługam swoim pod gardłem, iżby go na tym drzewie obiesili, które sobie wybierze.
Potem Marchołt był wiedzion na szubienicę
Tedy słudzy jąwszy Marchołta chodzili po rozmaitych lesiech pytając go: — Chcesz na tym drzewie wisieć? A on odpowiedział: — Nie chcę.
— A na tym chcesz? — Nie chcę.
A tak nachodziwszy się po rozmaitych lesiech, dąbrowach, borzech, nie mogli żadnego drzewa naleźć, na którym by Marchołt chciał się biedzić z wiatrem. A tak słudzy nachodziwszy się z nim puścili go. A tak Marchołt uszedł rąk Salomonowych. Potem wróciwszy się do domu mieszkał w pokoju.
A potem na ostatku insza figura znamionuje.