[3]krzysztof k. baczyński
RZEKA
WIERSZ PRZE-
PISANY RĘCZ-
NIE PRZEZ A-
UTORA NA-
PAPIERZE K-
REDOWYM *
1942
❋
[4]RZEKA
Płyń ziemio. Góry ciemne. Rzeka wszystko niesie.
Lądy wzdłuż wody pękną. Jak wiosło milczenia
rzeka wszystko podzieli na wiosnę i jesień,
na zimy siwe, pory wszystkich lat.
Niosą się ptaki, a brzegi tajemne
Świat smutku otwierają i radości świat.
To taka waga srebrna, uśmiech nieba w ziemi
ujrzy nas i uniesie w rękami ciemnymi
od pracy, utrudzonych przygarnie i z odbić,
gdzieś, na krańcu żywota może się odczyta
nasze twarze milczące. Będziemy podobni
sami swoim odbiciom w niej, albo podobni
ciemnościom, które niesie, albo nieskalane
twarze w srebrze zostaną, a niepokonane.
Płyń ziemio. Długi wieczór i ptaki u lic,
zdaje się rzęsy trzepot przyjacielskich oczu
i jaskółki cieniami ciepłymi migoczą
i noc zapada ciężko i pierzasty świt
podnosi chmur powiekę. Tratwy suną w mrok,
owoce ciężkie niosą: — jabłka — jakby grad
burz dostałych, opadły z drzew minionych lat.
Cóż będziemy czynili? Domki na wybrzeżu
jak zabawki czekają na dziecinną dłoń,
a wokoło zwierzęta utrudzone leżą
i na biegunach cieni, wgłąb pastwiska, koń —
przebiega. Ludzie oczy unoszą zdaleka,
[5]
uśmiechają się, ręce w powitania kwiat
wznoszą jakby mówili: — płyńcie. Tyle lat.
I z uśmiechem zostają pogodni i sami
z tym sercem rozdzielonym na światło i kamień.
A ta rzeka unosi nie trwając ni chwili,
a czasem takie ręce żelazne unosi,
a czasem w niej westchnienie, co o oddech prosi
i myją krwawe dłonie ci, którzy zabili.
I czasem łza upadnie jakby popiół padł
powitaniem: — o płyńcie! Ileż jeszcze lat? —
A to tych ziem spalonych włosy albo dym,
a to skrwawionych chłopców, których zcina kat
matki ciała obmyją; nim oczy zczernieją
jeszcze rzeka wskrzeszeniem, daremną nadzieją;
albo dziewczątka ciche o oczach z ołowiu
jakieś serca rozdarte i trumny w niej łowią;
a to przebite ręce upiory zanużą,
oczy powydzierane jak kamienie — dnem
potoczą się, zahuczą nim się staną różą,
co nad wodą wyrośnie i jak skrzepła krew
u hełmów złych zwycięzców przypięta — przepali
i będzie jako grot z żelaza i ze stali.
Płynie rzeka spokojna. Dobra ziemio płyń
rzeka wszystko rozdzieli na zbrodnię i czyn
i spokojna, żelazna, uniesie, pogodzi
dymy splątanych odbić na kwiaty narodzin
na barki trumien głuchych. Zapomniany głos
jeszcze w niej woła cicho, jeszcze bieli włos
zapatrzonych na brzegu. Jeszcze trawy długie,
jeszcze jaskółki przetną i zważą powietrze
maleńkim ruchem skrzydeł. Jeszcze westchnie przestrzeń.
Kończy się ciemna rzeka i zapada czas.
Warszawa 9.VII.1942 r.