Sędziwój/Prolog
W POŚRODKU EDENU STAŁY DWA cudowne drzewa świata: drzewo wiadomości i drzewo życia. Owoce jednego z nich dozwolono pożywać ludziom, tamtego kosztować dla ich niewinności było im wzbronione. Jeden Feniks, ówczesny król skrzydlatego rodu, gnieździł się śród konarów, on jeden żywił się drzewa mądrości nieśmiertelnym bogów owocem.
Pożądliwie przysunęła się Ewa i chciała go zerwać, gdy Feniks, przedwiecznej prawdy świadek, głos swój wzniósł i wieszczo jej rzekł: "Uwiedziona, gdzież błąkasz się? Co ujrzysz, gdy oczy twoje otworzą się? Rozumiesz, że będziesz boginią, a ujrzysz się nagą, ujrzysz się ubogą!" - Lecz spojrzenie Ewy tkwiło w łudzących owocach i w chytrym zwodzicielu; przestąpiła zakaz Twórcy nie zważając na wieszczy głos ptaka.
A oto wnet na wszystkie twory przyszła śmierć - oddzielony Feniks na wieki pozostać miał niewinnym raju świadkiem. Lecz i on ze wszystkim, co żyło, ustąpić musiał z siedliska niewinności, jak ci, co uwiedzeni byli. Królem nieprzyjaznych już między sobą ptaków pozostać nie żądał; jego szczęsny, spokojny tron zajął srogi, krwiożerczy orzeł. I nieśmiertelność w grubym, zatrutym powietrzu ziemi tylko przemianą utrzymać mógł, przemianą, która go co lat sto szybko i spaniale odmładza.
Gdy godzina jego się zbliża, wolno mu do Edenu przylecieć. Z drzewa życia i drzewa wiadomości obłamuje stare i suche gałęzie, a płomień stosu ciało jego rozwięzuje. Drzewo mądrości zadaje mu śmierć, płomień z drzewa życia nową młodość. I wtedy znów cofa się do pustyni, bolejąc nad utratą raju, do nowego zmartwychwstania - ten piękny, jedyny, na świecie naszym tak rzadko widziany, jeszcze rzadziej słuchany, świadek nieśmiertelnej prawdy. [1]
- ↑ Jeżeli każda książka potrzebuje przedmowy, a przedmowa ma być tylko rekomendacją i uniewinnieniem się autora przed czytelnikiem, co teraz często w użyciu, to zaiste szkic ten dłuższej od siebie wymagałby obrony przed kartkami krytyki. Będąc jednak zanadto przekonanym o pośredniej tylko wartości podobnych utworów, wolałem zamiast wstępu lub przedmowy umieścić na początku tę piękną i pełną znaczenia legendę Herdera, która całe duchowe dążenie tego pisma dostatecznie wskazuje. Alchemia, nauka tajemnicza, przez tyle wieków zapalająca ciekawość i namiętność ludzi, uważana z jakiego być stanowiska, otwiera niezmierzone pole wyobraźni. Granice rzeczywistości giną tu roztapiając się w cudowności, która znowu - uświęcona podaniami historycznymi - nabiera prawdy artystycznej, zadowalniającej wszystkie wymagania sztuki. Zbytecznym byłoby wykazywanie, iż podobny przedmiot dla poezji romantycznej nadzwyczaj jest pociągający: z tej przyczyny każda literatura oświeceńszych ludów posiada utwory, których alchemia lub spokrewnione z nią nauki są treścią lub podstawą. Autorowi niniejszego pisemka mniej chodziło o oryginalność szczegółowych pomysłów, dlatego nie unikał już objawionych myśli, gdzie mu się nastręczały z tychże samych źródeł czerpane, ponieważ całość usnuta jest wiernie na szczupłych podaniach, jakie nam historia przekazała o rodzinnej naszej postaci tyle sławnej swego wieku, z nadaniem jednakże własnego samodzielnego dążenia pojedynczym danym. Życie Michała Sędziwoja, dziś jak przez mgłę rysujące się, przedstawia właśnie owe warunki bytu w połowie do tajemniczej nauki, w połowie do rzeczywistości należące; a jeżeli zarzucić słusznie można, iż autor nie umiał z tej poetycznej postaci korzystać, to przynajmniej sumienności rysowania wszystkich zewnętrznych szczegółów nikt zarzucić nie zdoła.