Słówka. Zbiór wierszy i piosenek/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Słówka | |
Podtytuł | Zbiór wierszy i piosenek | |
Wydawca | Księgarnia Polska B. Połonieckiego | |
Data wyd. | 1913 | |
Druk | Drukarnia Narodowa | |
Miejsce wyd. | Lwów | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
NAKŁADEM KSIĘGARNI POLSKIEJ B. POŁO- ODBITO W DRUKARNI NARODOWEJ W KRAKOWIE
|
SŁÓWKA.
Gdy coś mnie nadto wzruszy Jak błazenkowie mali
J.E. Prof. Dr Hr. St. Tarnowskiemu poświęcam.
I. Próżno ciotka mu wymienia „A ja — szepleni Ludwiczka — Bajeczka pana Jachowicza. Józio się ząb za ząb kłóci, ACH! CO ZA PRZEŚLICZNE ABECADŁO!
B, b. E, e.
Raz maleńka Fryderyka STEFANIA. Powieść psychologiczna z kajetu pensyonarki.
Kto poznał panią Stefanią Prócz tego natura szczodra Potem jej mówił na raucie[15]: Że to będzie znakomicie ERNESTYNKA. Powieść obyczajowa z kajetu tejże pensyonarki.
Druga znów była dziewczynka Ona płakała cichutko FRANIO. Powieść dydaktyczna.
Franio był to chłopiec mały Powiedział że to dziedziczne Z NASTROJÓW WIOSENNYCH. Niemasz nic milszego ponad Ptaszek ćwierka gdzieś tam z góry NASZYM HYMENOGRAFOMANOM. Literacki nasz ogródek W prochu wielbi nasza małość Wszystko pierzchło, wszystko znikło Pisane w r. 1908.
LITANIA KU CZCI P. T. MATRONY KRAKOWSKIEJ. Inwokacya: O ty, polskiej ziemi chwało, I ty, uroczysta klempo[18] Ty, co głupoty powagą Z jakim czartowskim blekotem Pisane w r. 1908.
PIEŚŃ O MOWIE NASZEJ. Rzecz aż nazbyt oczywista, To, co ziemię w raj nam zmienia, W archaicznym tym zamęcie Niech upadnie ci serweta — Widzę tu zebraną tłumnie LIST OTWARTY KOBIETY POLSKIEJ Pod adresem „Zielonego Balonika”.
Do twych licznych wieńców chwały, Sto lat w lirycznej niewoli Pokazując zgrabne nóżki To wasze górne igraszki, REPLIKA KOBIETY POLSKIEJ,
Nie tobie, mój Sowizdrzale, Od puchu mojej pościeli, No, ten... hrabia... z dużym nosem, I najgłupsza panna z pensyi Pójdź, mój paziu, chwile płyną, JAK WYGLĄDA NIEDZIELA OGLĄDANA PRZEZ OKULARY JANA LEMAŃSKIEGO. By uniknąć ambarasu Oczywista, że i dziatki Franio się przestraszył gęsi, Słońce, wieś, Trawiata, piwo, NOWA WIARA. Zewsząd chóry brzmią radosne: Chyba waryat jeszcze szuka W bohaterstwa nowe szranki KRAKOWSKI JUBILEUSZ. Nie wiem, który to nasz przodek, Podam tu więc przepis cały, Reszta słucha, oczy mruży, Magnificus się podnosi: I tak dalej, i tak dalej, Z PODRÓŻY LUCYANA RYDLA NA WSCHÓD. GRÓB AGAMEMNONA. Niech fantastycznie lutnia nastrojona „I gdy tak błądzę po Hellady błoniach, O TEM CO W POLSZCZE DZIEYOPIS MIEĆ WINIEN.
(Dowiedzieliśmy się z komunikatu krakowskiej Akademii Umiejętności, iż ta, ku wielkiemu swemu żalowi, nie mogła przyznać nagrody imienia Barczewskiego za rok bieżący prof. Aszkenazemu, a to dla jego brzydkiego wyznania, przeciw któremu zastrzegają się wyraźnie statuta fundacyi. Nie wszystkim znane jest jednak wiekopomne a skrzydlate słowo prof. Aszkenazego, zrodzone w następstwie tego wyroku. Mianowicie, skrzywdzony autor „Łukasińskiego”, w chwili pierwszego rozgoryczenia, miał się wyrazić do jednego z najpoważniejszych członków instytucyi, prof. Mor..skiego, że, wobec tego, Akademia powinna oglądać nie książki kandydatów, ale... zupełnie, ale to zupełnie co innego...
Jędrne to oświadczenie uczonego historyka natchnęło nas do zamknięcia niniejszego zdarzenia w ramy znanej fraszki naszego znakomitego protoplasty, Jana z Czarnolasu). Sądziła Akademia dorocznym zwyczaiem, Męże co nayuczeńsze zasiadły do stoła, „TRUDNO INACZEJ...” Impressya poświęcona autorce powieści Urodziłam się z ojca i matki Miałam cienkie rączyny i nóżki LIST PRYWATNY DO KORNELA MAKUSZYŃSKIEGO nakłaniający go do spożycia wieczerzy u Żorża. Zatem namawiasz mnie, miły Kornelu, Myśli zmęczone rozpuścić samopas, Och, gdybyż zakląć te, co w nas są wtedy, I chcę tam z tobą jeszcze iść, Kornelu, GDY SIĘ CZŁOWIEK ROBI STARSZY... Gdy się człowiek robi starszy Z żalem rozważa w swej nędzy I wdecha zwiędłe zapachy SPLEEN. Smutek w sercu mojem mieszka Z tą koleją bywa różnie: POCHWAŁA WIEKU DOJRZAŁEGO. Marzę często o tym wieku Z pokoju, mocą tajemną, Nie zrozumie ta dzicz młoda Inna rzecz, gdy już w nas cudnie Nigdym pojąć nie był w stanie, ZDARZENIE PRAWDZIWE. Siedząc żałośnie nad bakiem W KARLSBADZIE. Marzyło mi się we śnie Tak mi się w nocy śniło Że to me święte prawo, Jak tutaj się ocenia, Kształt blizki w dal ucieka, W Karlsbadzie, we wrześniu 1911 r.
Chce mi się pisać wiersze Ach, tak, pielgrzymem jestem W Paryżu, w marcu 1912 r.
Kiedy za oknem śnieg pruszy Że lecę w nieziemskie kraje Czy jestem tańczącym faunem Wdzięczą się do mnie tak świeże I tak się tułam po świecie,
„ZIELONEGO BALONIKA“
|
KILKA SŁÓW O PIOSENCE.
„Sokrates, warum treibst du keine Musik?...”[32]
(Nietzsche: Geburt der Tragödie)[33].
Było to w Paryżu; któregoś wieczora wałęsałem się wzdłuż bulwarów, gdy nagle zbudził mnie z zamyślenia głos przeraźliwie donośny a zachrypły, który śpiewał,
a raczej mówiąc ściślej, darł się co następuje:
Moi j'aime
La femme
A la folie...[34]
Zdumiony tem niespodziewanym publicznem wyznaniem zwróciłem głowę i ujrzałem następujący obraz: mały sklepik, o ścianach pokrytych od podłogi do sufitu edycyami piosenek, zaś na środku olbrzymi gramofon, z którego mosiężnej gardzieli wychodziły chrypliwe, a bezprzykładnie namiętne dźwięki słyszane przed chwilą. Naokoło tłum ludzi, mężczyzn i kobiet, przeważnie ubogo lub skromnie odzianych i powtarzających półgłosem za tym idealnie cierpliwym i niezmęczonym nauczycielem kuplet piosenki. Za chwilę fala ludzka wydobyła się na ulicę, nucąc już płynnie:
Moi j'aime
La femme
A la folie...
a wraz nowy tłum przechodniów opanował sklepik. W ten sposób „piosenka dnia” znajduje się w przeciągu kilku godzin na ustach wszystkich, aby nazajutrz ustąpić miejsca innej i zginąć w niepamięci.
I nigdy tak wyraźnie jak wówczas nie odczułem, czym jest we Francyi piosenka: jedną z elementarnych potrzeb egzystencyi, artykułem spożywczym tak ważnym i niezbędnym jak wino i mąka. To tło trzeba czuć, aby zrozumieć ów genre[35] literacki, który wykwitł z wrodzonej potrzeby odczuwania nietylko gwałtownych wzruszeń, nietylko wielkich smutków i radości, ale wprost najpowszedniejszych zjawisk życia codziennego w rytm piosenki.
Stworzenie temu kultowi piosenki trwałej świątyni, a zarazem rynku zbytu było dziełem głośnego Salisa, twórcy Chat noir’u[36]. Salis[37], przy całej „bohemie” obdarzony wielką praktycznością i niepospolitym talentem organizacyjnym, przeczuł kopalnię złota w tych fajerwerkach dowcipu i szalonych pomysłów, spalanych codziennie z wielkopańską rozrzutnością wśród koleżeńskich zebrań malarskich pracowni i knajp literackich. Rezultat przeszedł najświetniejsze oczekiwania — i dla niego samego i dla nowego genre’u literatury. Z otwarciem tego krateru z żywiołową siłą wybuchnęły talenty zdumiewająco silne i różnorodne. Sentymentalna, urocza piosenka Delmet'a[38], szerokie, dramatyczne akcenta „Tyrteusza Montmartre'u” Marcela Legay[39] — obok krwawych strof Bruanta[40], w których migota błysk noża apasza, obok niezmordowanego wabienia samiczki u Gabryela Montoyi[41], werwy satyrycznej Ferny'ego[42] i tylu, tylu innych. Każdy z tych twórców-śpiewaków stwarza swój własny, odrębny rodzaj i każdy jest w nim do dziś dnia nieprześcignionym mistrzem. Z czasem wybuch ten uspokaja się nieco i piosenka płynie spokojniejszem, uregulowanem łożyskiem. Szalone improwizacye ustępują miejsca doskonałej literackiej fakturze; znika coraz bardziej rodzaj macabre (Jehan Rictus[43]), a dominuje natomiast chanson d’ actualité[44], będąca najczęściej chanson rosse[45] (Fursy[46], Bonnaud[47], Numa Blés[48], Hyspa[49] i inni). Jest to śpiewana migawkowa kronika bieżącego życia od najdrobniejszych wydarzeń miejscowych aż do największych faktów politycznych, traktowanych co najmniej równie lekko. Ot, bierze się trochę życia na słomkę i wydmuchuje bańki okrągłe, błyszczące i niknące w chwilę po urodzeniu.
Rozumie się samo przez się, że stałym, niejako oficyalnym przedmiotem nieskończonych konceptów i zabawy jest przedewszystkiem pomazaniec narodu, prezydent Republiki. Można by mieć wrażenie, że każdorazowy prezydent tak długo zasiada na swojem quasi[50] królewskiem krześle, dopóki piosenka nie wyciśnie z jego osoby i sytuacyi całej możebnej sumy humoru i komizmu: poczem siłą rzeczy naród musi przystąpić do wyboru nowej głowy. Wraz ze swoim naczelnikiem dzieli ten los każdorazowy rząd, bez względu na jego wartość i istotę. I zaprawdę, niebezpiecznym jest objawem dla osobistości politycznej, jeżeli nazwisko jej nie defiluje stale w szarżach paryskich kabaretów. Nie z byle kogo Paryż śmiać się raczy i nie lada znaczenia i popularności
trzeba, aby na to wyróżnienie zasłużyć. I nie jest to bynajmniej satyra polityczna, wynikła z bólu, z siły przekonania; jest to raczej owa blague[51] w najlepszem paryskiem znaczeniu: obracanie w świetle dowcipu wszystkiemi powierzchniami danego przedmiotu, aby zamigotał całym snopem iskierek wesołości.
A zresztą zdaje się, że te zakłady, w których co wieczora ośmiesza się dobrodusznie a dotkliwie oficyalnych reprezentantów narodu, zdobyły sobie już stanowisko wprost jako instytucye użyteczności publicznej. Jako dowód może świadczyć, że jeżeli jakiś utalentowany piosenkarz engueule le gouvernement[52] przez szereg lat i czyni to ze znacznem powodzeniem, to zostaje nagrodzonym przez ten sam gouvernement palmami akademickimi (mało zresztą szanowanemi na estradzie kabaretowej); jeżeli zaś ataki jego odznaczają się szczególniejszą werwą i dowcipem, to może marzyć i o czerwonej wstążeczce legii honorowej. Być może, że jest w tem traktowaniu rzeczy i głębszy podkład; że piosenka jest tą klapą bezpieczeństwa, którą niewinnie wyładowuje się stale wszelkie niezadowolenie, nie grożąc niebezpiecznem nagromadzeniem. Kto się śmieje, ten nie jest groźny; podejrzani są tylko ci ludzie, którzy się nigdy nie
śmieją.
Będąc przed laty po raz pierwszy w Paryżu, zakochałem się od pierwszej chwili w paryskiej piosence, szukałem jej wszędzie, refeny jej dźwięczały mi bezustanku w uszach. Kiedy po latach kilku znowu danem mi było usłyszeć starą, a tak nieskończenie wesołą, klasyczną nutę Chat noir’u:
Un jeune homm’ venait de se pendre
Dans la forêt de Saint Germain[53]
czułem, że jak Sienkiewiczowskiemu Latarnikowi (jeżeli wolno się tak wyrazić) łzy napływają mi do oczu. Miłość ta byłaby najpewniej zeszła ze mną do grobu bez konsekwencyi, gdyby nie powstanie „Zielonego Balonika”, które wydobyło z każdego z nas jakieś ziarenko wesołości, drzemiące przeważnie dość głęboko wobec niewesoło usposabiających warunków naszego życia.
Pisane w r. 1907.
W ścisłem przyjacielskiem kółku, bez myśli o prasie drukarskiej, rodziły się te piosenki, przeznaczone na zabawę jednego wieczoru. Dziś, kiedy, po kilku latach, przeglądam je przed powtórnem oddaniem do druku, spostrzegam, iż wiele z nich już trąci myszką, wiele, kreślonych na kolanie, razi dotkliwie swem niedbalstwem moje klasyczne zamiłowania; niechaj jednak znajdą się tu razem jako historyczny dokument owego przelotnego okresu, w którym niewinna wesołość i pustota stukały nieśmiało i boczną furteczką do wrót „pałaców sterczących dumnie“ naszej bardzo dostojnej pani Literatury.
WIERSZ INAUGURACYJNY NA OTWARCIE PIĄTEGO SEZONU „ZIELONEGO BALONIKA”. Już się piąta zima znaczy, Weszliśmy w serc naszych bieli Lecz dalej! cobądź nas spotka, NOWA PIEŚŃ O RYDZU CZYLI JAK JAN MICHALIK ZOSTAŁ MECENASEM SZTUKI CZYLI NIEZBADANE SĄ DROGI OPATRZNOŚCI. Nuta: Zdarzyło się raz Jadwidze, Miał se Michalik cukiernię, Chłop w chłopa dziki, kosmaty, Wszystko oglądać ją pędzi w skok Strasznie zmieniły się czasy,
CO MOWILI W KOŚCIELE U KAPUCYNÓW. PIEŚŃ DZIADKOWA.
Posłuchajcie ludkowie, Mówiła mi moja starka, Z harakiem stoi balia, Mówią o nim dochtory, Tak gadali w niedzielę POCHWAŁA OJCOSTWA.
Pieśń napisana na uczczenie radosnego zdarzenia w rodzinie dyrektora „Zielonego Balonika“, a poprzedzona dwiema strofkami treści ogólno filozoficznej. Nuta: Danse du ventre.
Życie ludzkie na pozór Reumatyzmy już łupią Robił numer niedzielny „Laury takie nie skuszą I w wielkiej chwale siędzie OPOWIEŚĆ DZIADKOWA O ZAGINIONEJ HRABINIE.
[62]
Straśna okropność w Warszawie się stała, Wnet ułatwiwszy sprawę bez hałasu, PIEŚŃ O NASZYCH STOLICACH I JAK JE OPATRZNOŚĆ OBDZIELIŁA.
[63]
„Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie”,
Kraków, Warszawa i nasz Lwów prastary, Lwów ma na tydzień jedną defraudacyę, ZUR HEBUNG DES FREMDENVERKEHR’S (Pieśń poświęcona krajowemu Tow. Turystycznemu).
Pewien gość przejezdny, tęskniąc za niewiastą, Zajął pod latarnią dogodną pozycyę, Rozpoczyna zlekka wstępną galanteryą, DZIEŃ P. ESIKA W OSTENDZIE
(na podstawie korespondencyi do „Kuryera Warszawskiego” i na wszelką odpowiedzialność autora tychże korespondencyi skreślony i pod muzykę podłożony).
[66]
Gdy skwar dopieka Rozkosz przenika To znów jak burza Wychodzi letki Studyuje życie Płoną oblicza, Z miną złośliwą PIEŚŃ O STU KORONACH.
[67]
Któż za młodości płochych lat Za chwilę szabes, pierwszy zmrok, Ach, wiem już, wiem, poproszę męża, Przyjacielu, powiadam mu, OPOWIEŚĆ DZIADKOWA O CUDACH JASNOGÓRSKICH.
Melodya jak na str. 112 [68][69]
Niekze to syćkie pierony zatrzasnom: Żył jeden z drugim piknie bez turbacyi, Różnie dopuszcza Bóg w mądrości swojej, PIOSENKA SENTYMENTALNA, KTOREJ JEDNAK NIE TRZEBA BRAĆ ZANADTO SERYO.
Czy pamiętasz jeszcze te wiośniane dni Kiedym się upijał pierwszym dreszczem twym, JOIE DE VIVRE
pieśń ku pokrzepieniu serc.
Wszystko dziś biada: „lepiej wcale nie żyć” Gdyś tego szczęścia przeniknął sekreta, Tu masz bankructwo, tam znów licytacyę, GŁOS ROZJEMCZY W SPRAWIE PANA WILHELMA FELDMANA CONTRA ROSNER, ŻUŁAWSKI, TETMAJER ETC. ETC
..................
Pełna wrzasku ziemia polska Rosner pierwszy śmignął batem Krzyknął Jerzy w wielkiej furyi Bardzo przykry to wypadek Mówią przeto: wszystko racya Będziem jeździć do hetery KILKA SŁÓW W OBRONIE ŚWIĘTOŚCI MAŁŻEŃSTWA.
Melodya jak na str. 107.
[71]
Dziwny jakiś w pojęciach Nikt nie robił grymasów Są i takie wypadki Kto ma interes pilny PIOSENKA W STYLU KLASYCZNYM[72].
[73]
Gdy twej miłości kwiat już zwiądł, Nim pójdę cicho i bez skarg, ZIELONY BALONIK — MUZEUM NARODOWEMU.
hołd jubileuszowy, połączony z ukonstytuowaniem
sal Jana Michalika jako XXII-ej filii tegoż Muzeum. Nuta: La Mattchiche
Dość było w Polsce gratów Pozycja też nie cienka
Dziś doszło do zenitu Tam w sieni będzie stało I – Boże daj,
Obrazów zakupami MISTRZOWI STYCE,
autorowi projektu napełnienia kra-
kowskiego Rondla swoją panoramą. Nuta: Siedziała na lipie.
Zobaczył pan Styka Będziem mieli w Rondlu POBUDKA śpiewana przez banderyę krakowską w czasie
pochodu jubileuszowego w Wiedniu (1908). Nuta: Bartoszu, Bartoszu!
Wojciechu, Wojciechu,
Droga przez Bronowice,
PIOSENKA WZRUSZAJĄCA.
Lecz kiedy ujrzę w twojej twarzy
Przeznaczona na uroczyste przedstawienie na rzecz
budowy domu uczniów Szkoły sztuk pięknych i lekko- myślnie odrzucona przez komitet tejże uroczystości. Melodya jak na str. 107.
[75]
Nie masz nic w świecie ponad Czemuż tułać się musi Nabrał w domu ochoty PROROCTWO KRÓLOWEJ JADWIGI.
(Ze śpiewów historycznych).
[76]
[78]
[79]
(1 melodya). Zrozumże, moja śliczna, Z militaryzmu Literaturę DOBRA MAMA.
[80]
Kiedy nadchodzi wieczór już I w przygodzie złej Ja muszę przecież za mąż iść PIEŚŃ O LWOWSKIM RAFAELU,
zasłyszana na Łyczakowie.
Nuta pieśni narodowej: Jedna baba drugiej babie Ho, ho, ho!
Do batiarki w Łyczakowi Ino krzepko panne chyta HISTORYA „PRAWICY NARODOWEJ”
Król Bolesław, to rycerz był mężny
Jadwisieńka kochała Wilhelma Choć łzy gorzkie zraszają jej lice, Wstań narodzie, użyj swej prawicy, GŁOS DZIADKOWY O RESTAURACYI KOŚCIOŁA PARAFIALNEGO W... PORĘCINIE.
Nuta jak na str. 112.
[81][82]
Niekze se spocznie na kwile dziadzina, Zakradło się to na probostwo chyłkiem, W bidnego Xsiędza konwisyja wpiera KUPLET POSŁA BATTAGLII.
Na każdego sposób Co wypił, to wypił Z NIEWYDANEJ „SZOPKI KRAKOWSKIEJ” NA ROK 1908. STUDENT I STUDENTKA Z „ETHOSU”. RAZEM: STUDENT: KMIOTEK Z BRONOWIC Cóż też na was, dziwki, za cholera padła?
(Napisał Boy & Taper).
Nuta jak na str. 102.
[83]
Posłuchajcie ludkowie I fajeczka Kopernika, Co tu długo pyskować? POŻEGNANIE.
Skąd tu temat wziąć do nowej piosenki? Tych niewiele dni, które mi zostały
|
CZYLI
TUALETKA KRÓLOWEJ MARYSIEŃKI
SCENARYUSZ POPULARNEJ SZTUKI
Z HISTORYI POLSKIEJ, W I AKCIE.
Pozostała jeszcze jedna słaba nadzieja. Sprawczyni tego nieszczęścia, pokojówka królowej, Anusia, ładna i niegłupia dziewczyna, z własnego pomysłu postanowiła oblecieć co najznakomitsze panie krakowskie i próbować, czy nie udałoby się gdzie pożyczyć owego skromnego sprzętu, który obecnie zajmuje wszystkie myśli Królowej Polskej. Marysieńka oczekuje z niecierpliwością jej powrotu, aby zaś skrócić wlokące się godziny, dzwoni i wzywa swej lektorki.
Biblioteka królowej Marysieńki nie jest zbyt bogatą, ani zbyt urozmaiconą. Królowa nie jest modernistką; przeciwnie ma wielką nieufność do współczesnej literatury. Za nic w świecie nie wzięłaby do rąk chorobliwych elukubracyi[89] takiego Corneille’a[90], a nie mówiąc już o rozczochranej poezyi modnego Racine’a[91]. Całą lekturę królowej stanowi kilkanaście tomów starej galanteryi francuskiej, przedewszystkiem zaś ukochany Brantôme, którego Vies des dames galantes[92] są dla Marysieńki ewangelią wszelkiej ludzkiej mądrości.
Królowa Marysieńka, leniwa jak kotka, nie czytuje zwykle sama, ale każe głośno czytać swoim dworkom, z których jedna właśnie z pełnym czci ukłonem wchodzi do pokoju. Jestto najmłodsza córka słynnego zbarażczyka, panna Jadwiga Skrzetuska, śliczna na polski sposób dziewczyna o niewinnym i niezbyt rozbudzonym wyrazie niebieskich oczu, i o pysznych blond włosach, spadających ciężkim warkoczem na krzyże. Ma niezwykle piękny, słodki dźwięk głosu i jest ulubioną lektorką królowej.
Te godziny czytania stanowią ciężką troskę i niepokój miniaturowej duszyczki panny Jadwigi Skrzetuskiej. Przychodzi czytać jej rzeczy, od których, choć je tylko nawpół rozumie, włosy powstają jej na głowie; w tych zaś, których nie rozumie zupełnie, dusza jej i ciało przeczuwają jeszcze bardziej niepokojące tajemnice. Chwilami nie może doczytać zdania, bo głos załamuje się jej nagle ze wstydu czy wzruszenia: czasem — mówiąc po Sienkiewiczowsku — krew napływa dziewczynie do twarzy tak prędką falą, iż czuje w skroniach uderzenia własnego pulsu. Pomimo to, za nic nie odważyłaby się prosić królowej o zwolnienie od czytania; zbyt kocha ją i uwielbia, aby miała jej zrobić tę przykrość. Przytem — rzecz trudna do wytłómaczenia i która chyba tylko interwencyą złego ducha dałaby się objaśnić — ilekroć upłyną dwa lub trzy dni, a królowa nie wezwie swojej Jagusi do czytania, pannie Skrzetuskiej godziny wydają się dziwnie długie i doznaje uczucia, jakby jakiejś nieokreślonej tęsknoty i żalu. Aby uspokoić swoje strapione sumienie, obmyśliła sobie panna Jadwiga taki sposób: oto stara się czytać samym tylko głosem, zaś w myśli nieustannie odmawia w kółko Zdrowaś Marya, Dziesięcioro przykazań i Wierzę. Niekiedy — nie zawsze, niestety — dzięki temu sposobowi, udaje się jej zupełnie nie rozumieć i prawie nie słyszeć słów czytanych. Za to wieczorem, kiedy już odmówi pacierz i spocznie pierwszym półsnem zmorzona, wówczas biedna panna Jagusia w swojem panieńskiem łóżeczku zupełnie jest bezbronna wobec oblegających ją dziwnych rozmarzeń, niewiadomo skąd spływających drobniutkich a delikatnych pieszczot, słodkich i drażniących szeptów, brzmiących jej bezustannie w uszach, a będących echem czytanych mechanicznie ustami wyrazów.
Królowa Marysieńka zbyt jest sprytną i wrażliwą, aby miała nie widzieć tych opressyi biednej Mademoiselle Jagusi — lecz rzecz dziwna, to właśnie sprawia jej jakąś oryginalną, a bardzo mocną przyjemność. Dzięki pośrednictwu panny Jadwigi odnajduje Marysieńka w swoim ukochanym, lecz nazbyt już często odczytywanym Brantômie, źródło nieznanych przedtem wzruszeń. Zdaje się, że te grube i dosadne słowa starego pisarza, któremi jednak naiwna zmysłowość umie się wypowiadać aż do najsubtelniejszych jej odcieni, nabierają jakiegoś nowego i szczególnego wdzięku, kiedy przechodzą przez niewinne usta tej polskiej dziewczyny; te opowiadania rubaszne a wytworne, cyniczne a tkliwe, odsłaniają królowej Marysieńce jakieś nowe i drażniące uroki, kiedy ich słucha recytowanych miarowym głosikiem i bardzo niedoskonałym akcentem francuskim panny Jagusi. Królowa lubi śledzić ten rumieniec, wykwitający raz po raz na licach panienki (w twoje ręce, Henryczku!), lubi przyglądać się spod zmrużonych powiek, jak tak zwana pierś dziewicza faluje przyspieszonym od tłumionej emocyi oddechem. Zresztą, królowa Marysieńka nie analizuje głębiej swoich uczuć; gdyby była bardziej literacko wykształconą, wiedziałaby, że to, czego w tej chwili doznaje, jest znaną perwersyą, właściwą zboczeniu umysłowemu, zwanemu dekadentyzmem lub schyłkowością. Ze względu na zbliżający się koniec wieku siedemnastego, dałby się może ten objaw podciągnąć także pod kategoryę fin-de-siècle’izmu[93].
Dzisiaj królowa Marysieńka rozpoczyna lekturę z podwójnem zainteresowaniem. Marzeniem jej jest oddawna, aby za jej panowania nieśmiertelna książka Brantôma przetłómaczoną została na język polski; pragnęłaby zostawić tę pamiątkę po sobie temu bądź co bądź oryginalnemu narodowi, z którego dziejami przypadek, ucieleśniony w okazałe kształty Jasia, połączył jej losy. Zdaje się królowej Marysieńce, że łatwiej będzie słabej kobiecie rządzić tym dzikim krajem, jeżeli choć cząstka gallijskiej kultury erotycznej przeniknie do wnętrza twardych i okrągłych sarmackich czerepów. Królowa wyrażała niejednokrotnie głośno to życzenie i oto dziś właśnie imć pan Górka, dworzanin Jej Królewskiej Mości, jak fama głosi, ojczystą mową tak wiązaną, jak i niewiązaną z niepospolitym kunsztem władający, złożył w dani u jej stóp królewskich rękopis, zawierający tłómaczenie kilku rozdziałów ulubionej książki.
— Na czem stanęłyśmy ostatnim razem, ma petite Żagussia?
Panna Skrzetuska zarumieniła się jak wiśnia i odparła drobnym niewinnym głosikiem:
— Najjaśniejsza pani, zaczęłyśmy czytać dyskurs czwarty, zaintytułowany: „Sur aulcunes dames vieilles, qui aiment autant à faire l’amour que les jeunes”.
Królowa zamyśliła się chwilę, wsłuchana w melodyę tych naiwnych wyrazów, brzmiącą jakby odcieniem delikatnej melancholii, westchnęła cichutko i rzekła:
— Dobrze. Przeczytaj mi teraz, Jagusiu, jak ten rozdział przełożył na wasz język imć pan Górka.
Panna Skrzetuska wzięła do rąk rękopis, z ponsowej zrobiła się karmazynowa, ale mężnie zaczęła czytać: Rozmyślanie piąte: „O poniektórych matroniech obstarnich, które porubstwem[94] plugawią się rade porówni z młódkami.
Marysieńka z krzykiem przyłożyła rączki do uszu: Dosyć, przez miłość Boga! Quelle horreur! Quelle langue execrable! Mais c’est une brute que ce Gorka! Assez! Żagussia, dosyć!
Królowa rzuciła się zniechęcona na turecką sofę. Czuła, że w tej chwili coś się w niej przełamuje. Prysło ostatnie złudzenie, aby kiedyś mogła zżyć się i zbliżyć z tem dzikiem plemieniem, którego rządy Opatrzność złożyła w jej ręce. Na zawsze miała pozostać dla tych ludzi obca i niezrozumiana, tak jak oni dla niej również obcy i nienawistni. Korona wydała jej się dziwnie ciężką!...
Było jednak widocznie przeznaczone, aby nieszczęsna Pani tego dnia wypiła do dna swój kielich goryczy, gdyż w tejże chwili wbiegła do pokoju zdyszana Anusia i papląc niemiłosiernie poczęła opowiadać swoje peregrynacye:
Najjaśniejsza Pani, ledwo tchu złapać mogę, obleciałam pół Krakowa i wszystko napróżno. Najpierw pobiegłam do Jaśnie Oświeconej Księżnej Gryzeldy Wiśniowieckiej, matki nieboszczyka króla, alem się też wybrała! Wyłożyłam jej o co chodzi, a ta jak nie wypadnie na mnie z pyskiem, to niczem ksiądz Skarga. Wszystko Bóg odjął temu nieszczęsnemu narodowi (powiada), wszystkiemi klęskami go doświadczył (powiada), ale (powiada) jedno mu jeszcze zostawił, to jest wstyd (powiada) i obyczajność. Póki te żywią (powiada), jest jeszcze nadzieja lepszej przyszłości. Dopiero kiedy z cudzoziemskich krajów (prawi) pod pozorem ochędóstwa wkradną się do Polski te wszeteczne i bezbożne praktyki, to będzie znakiem, iż Pan w swoim gniewie postanowił zgubić do szczętu ten obłąkany naród. Nie wierzę (powiada), iżby tak zbezczeszczone wnętrzności niewieście mogły urodzić dobrego Polaka, prawego syna Ojczyzny. W końcu kazała oznajmić Najjaśniejszej Pani, iż przez cześć dla Majestatu będzie się starała puścić w niepamięć tę niebaczną prośbę, ale błaga Ją na wszystko, aby się opatrzyła i nie zapomniała, co jest winna sobie i swojemu narodowi. Księżna się popłakała, tak ją ruszyła własna elokwencya, a ja pobiegłam do Jaśnie Wielmożnej Hetmanowej polnej Barbary Wołodyjowskiej mieszkającej tuż wpodle. Luba kobiecinka, choć do rany przyłożyć. Niebożątko nie mogło ani w ząb wyrozumieć, o co chodzi; jako żywo o czemś podobnem jeszcze nie słyszało. Dopieroż to zaczęło oczka szeroko otwierać, a rączętami plaskać, a wstydać, a chichotać, a zasłaniać, a wypytywać. Trzy razy musiałam jej powtarzać, zaczem uwierzyła. Nie byłaby mnie i do godziny wypuściła, ale szczęściem nadszedł pan Hetman polny, tedy poskoczyła ku niemu i poczęła swojemu Michałkowi o onych zamorskich cudach opowiadać. Potem byłam jeszcze u kilku innych pań, alem już nie wdawała się w długie dyskursy, tylko dla pośpiechu kazałam oznajmiać, że Jej Wysokość Królowa Polska i Wielka Księżna Litewska prosi o pożyczenie tego interesu co pani wie, bo nasz się potłukł, to mnie za niespełna rozumu poczytali i pod kurek chcieli prowadzić, a potem...
Królowa przerwała, zniecierpliwiona tą paplaniną:
— A u pani kanclerzyny Ketlingowej byłaś? Przecież to pierwsza elegantka w stolicy?
— Byłam, i owszem, i po długich certacyach mi wyznała, że w sekrecie przed swym spowiednikiem używa srebrnej salaterki i radzi Jej Królewskiej Mości zrobić to samo.
W tej chwili kiedy Anusia kończyła swoje opowiadanie, a królowa blizka omdlenia po raz wtóry osunęła się na sofę, weszło do pokoju dwóch hajduków, niosąc starannie opakowany i ciężki widocznie przedmiot, a za nimi rękodajny królowej, który oznajmił: „Od jego świątobliwości nuncyusza papieskiego“. Królowa zdziwiona niepomiernie, albowiem o przybyciu nuncyusza do Krakowa nic jeszcze na dworze nie było wiadomo, poskoczyła żywo i nie bacząc na Majestat, własnemi poświęcanemi rękami poczęła otwierać paczkę. Któż opisze zdumienie królowej na widok, jaki się jej oczom przedstawił. Był to ni mniej ni więcej tylko ten właśnie mebelek, który od dwóch dni stanowił przedmiot wszystkich jej pragnień i marzeń. Ba, i jaki jeszcze do tego! Był to ciężki masywny sprzęt, cały wykuty w srebrze, o szerokim brzegu pokrytym wokół rzeźbą roboty tak przedziwnej, iż wyszła chyba z pod ręki samego przesławnego Benwenuta[95]. Było tam po jednej stronie wyobrażone narodzenie z piany morskiej bogini pogańskiej zwanej Afrodytą[96], po drugiej zaś wywczasy starożytnej pani Ledy[97] z ptakiem łabędzim, obie zaś sceny tak misternie były przedstawione, iż Marysieńka swych dostojnych oczu oderwać nie mogła, bo jak żyje, czegoś tak pięknego widzieć nie raczyła. Wewnętrzna powierzchnia naczynia cała była wyzłacana, zaś na samym dnie, znowuż w srebrze wykute, błyszczały białe lilie Burbonów[98]. Ten widok dopełnił miary wzruszeń dnia dzisiejszego. Łzy puściły się z oczu nieszczęśliwej królowej. „O moja Francyo!” — wołała, na przemian śmiejąc się i płacząc (zupełnie jak w powieściach). — „o moja ojczyzno ukochana, czyż nigdy cię nie zobaczę, czyż nigdy nie wrócą szczęśliwe dni mojego dzieciństwa?”
Spłaciwszy temi słowami dług podnioślejszym uczuciom, królowa oddała się cała pospolitej ciekawości. Skąd ten dar wspaniały, a tak w porę, jakby za pomocą czarów, przybywający? Któż jest ów śmiertelnik — pytała znowu z patosem właściwym monarchom — który ośmiela się w swą dozgonną dłużniczkę przemieniać królowę Polski?
Rzecz wyjaśniła się częściowo przy pomocy Anusi. Mocno zmięszana dziewczyna wyznała, że kiedy wracała do domu, natknęła się na jakiegoś Pana pięknie i bogato przybranego, który na próżno usiłował porozumieć się w mieście za pomocą francuzkiego szwargotu. Dopomogła mu w tym kłopocie, on zaś zaprosił ją do swej gospody, aby tam jej swoją wdzięczność wyrazić. Dowiedziawszy się, iż jest w służbie u Jej Królewskiej Wysokości, począł ją wypytywać bardzo szczegółowo a zręcznie o różne sprawy dotyczące królowej, tak iż ani się spostrzegła, kiedy o wszystkich tego dnia przygodach i o kłopocie Jej Królewskiej Mości wygadała. Ten pan (bardzo grzeczny i ludzki) śmiał się do rozpuku i wydawał się bardzo kontent i nikt inny, tylko on musiał to śliczne cacko przysłać...
— Dobrze, moje dziecko, ale tu oznajmiali przecież, że to od Jego Świątobliwości nuncyusza papieskiego. Czy nie powiadał ci ów pan kim jest, może jaki dworzanin Jego Świątobliwości?
— I owszem, pytałam go się, z kim miałam przyjemność, ale tylko śmiał się, poklepał mnie po plecach i powiedział, że każdy jak umie na życie pracuje i że żadna praca nie hańbi...
Tak skończyła się relacya Anusi. Na szczęście królowa była zbyt zaabsorbowaną, aby mogła zwrócić uwagę na pewne, może nie dość jasne szczegóły tego opowiadania.
Ów tajemniczy nieznajomy, z którym Anusia miała przyjemność i który tak dziwnym przypadkiem wszedł w posiadanie sekretu korony polskiej, był to nie kto inny, jak sama Jego Świątobliwość nuncyusz papieski we własnej osobie. Jakoż w godzinę później, wezwany przez umyślnego na szczególną audyencyę przed oblicze królowej, która pała chęcią wyjaśnienia tego niezwykłego zdarzenia, zjawia się na pokojach Jej Królewskiej Mości.
Nuncyusz nosi nazwisko duc’a de Perier-Jouet z przydomkiem Brut i należy poniekąd do królewskiego domu Francyi, będąc jednym z licznych naturalnych wnuków Henryka IV[99]. Książę przechodził w życiu banalnie interesujące koleje powieściowego bohatera. Przeznaczony przez Mazarina[100] do stanu duchownego i prawie przemocą na księdza wyświęcony, uciekł za granicę, bawił przez jakiś czas w Anglii, gdzie od szeregu lat naturalizowała się starsza hugonocka linja książąt Perier-Jouet, przybrawszy przydomek Extra Dry, następnie tułał się po dworach zagranicznych, zarabiając na swoją garderobę wtajemniczaniem niemieckich księżniczek we francuskie kunszta miłosne. Powróciwszy do Francyi wdał się zbyt gorliwie w intrygi dworskie, wskutek czego popadł szybko w ponowną niełaskę i przeszedł do służby papieskiej, przyjęty tam z otwartemi rękami. Obecnie wysłany został do Polski ze specyalną misją. Chodzi o to, aby jako Francuz, człowiek wielkiego rodu, zręczny i światowy, zyskał wpływ na Maryę Kazimierę, która nie cieszy się u Papieża opinją zbyt mocnej głowy i w ten sposób przeciwważył zabiegi dworu wersalskiego w kwestyi polityki austriacko-tureckiej Jana III, a właściwie wszechwładnej Marysieńki. Zrozumiałą jest zatem rzeczą, jak skwapliwie Jego Świątobliwość pochwyciła dziś sposobność oddania królowej tak ważnej przysługi i uzyskania na początek jej względów. Prześliczny mebelek, za cenę którego Jego Świątobliwość już w godzinę po przybyciu do Krakowa zdołała uzyskać szczególną i pod tak pomyślnemi auspicyami zapowiadającą się audyencyę, ma również swoją historyę. Jest to dar, który babka księcia, panna de Barsac czy też de Haut-Sauternes otrzymała od swego królewskiego kochanka przez wdzięczność, iż nie zważając na swój stan panieński obdarzyła go dorodnym synem. Sprzęt ten towarzyszy wszędzie Jego Świątobliwości jako droga pamiątka rodzinna; a zresztą któż zdoła przewidzieć, co i kiedy w podróży przydać się może?
Duc de Perier-Jouet, który wchodzi w tej chwili do komnaty, liczy około 40-stu dobrze zużytkowanych wiosen. Jest co się nazywa pięknym i świetnym mężczyzną; zwłaszcza w półcieniu, jaki tu panuje, a który przysłania jego cokolwiek zmęczoną cerę, przedstawia się doskonale. Ma coś niemile chłodnego w oczach, potrafi jednak być w potrzebie pierwszorzędnym charmeurem[101]. Jest ubrany po świecku, całkiem czarno i bardzo wykwintnie. Książę oryentuje się w ludziach i sytuacyach szybko i bystro, jednak bez żadnego zamiłowania do dociekań psychologicznych i wyłącznie pod kątem widzenia własnych interesów, wskutek czego sąd Jego Świątobliwości wypada zwykle dość brutalnie. I tutaj, po kilku minutach rozmowy, nie dając się oślepić temu subtelnemu wdziękowi, którym owiana jest postać królowej Marysieńki, sklasyfikował ją na swój użytek jako gąskę zmanierowaną i mocno trącącą prowincyą.
Tem bardziej rozwija Jego Świątobliwość swój aparat koncertowych środków wytrawnego zdobywcy kobiet. Przychodzi mu to tem łatwiej, iż ma za sprzymierzeńców całą tęsknotę królowej za krajem, jej radość, iż słyszy dźwięk mowy rodzinnej, przedewszystkiem zaś urok swojego pochodzenia. Autentyczna krew Burbonów, płynąca w żyłach księcia, wywiera nieodparte i fascynujące działanie na panią Janową Sobieską z domu d’Arquien. Pod chłodnem i spokojnem spojrzeniem tego królewskiego bastarda słynna w Polsce z arogancyi Marysieńka czuje się dziwnie malutką i nieśmiałą, a jej własny majestat wydaje się jej czemś bardzo operetkowem. Myśl, że kilka kropel tej krwi szlachetnej mogłoby się w jakikolwiek sposób dostać do jej organizmu, przejmuje królowę emocyą tak silną, iż mimowoli poczyna drżeć pocichutku na całem ciele. Wzruszenie to ogarnia ją z taką gwałtownością, że gdyby Jego Świątobliwość okazała w tej chwili mniej uszanowania a więcej przedsiębiorczości, Marysieńka, zazwyczaj tak ostrożna, byłaby gotowa poddać się choćby natychmiast tej operacyi, chociaż Jaś w każdej chwili może wejść do pokoju. Jeszcze nie zdążyła sobie królowa uświadomić uczuć jakie ją poruszają, a już mała jej główka instynktownie pracuje nad stworzeniem dogodniejszej i bardziej zgodnej z jej stanowiskiem sposobności.
Nie jest to rzeczą łatwą, gdyż król Jan, pozatem tak dobroduszny i pełen ufności, na jednym punkcie jest nieubłagany. Ma on paniczny strach przed zetknięciem się Marysieńki z czemkolwiek, co przypomina jej umiłowaną Francyę. Instynktem zakochanego odczuwa grożące mu z tej strony ciągłe i jedynie prawdziwe niebezpieczeństwo; myśl, że Marysieńka mogłaby go kiedyś porzucić aby wrócić do ojczyzny, jest prawdziwą zmorą tego nigdy nienasyconego kochanka swojej żony. Zresztą poczciwy pogromca Turków nazbyt dobrze pamięta, ile w swym namiocie obozowym przecierpiał przez te chwile, w których ta obawa na długie miesiące stawała się rzeczywistością.
Królowa zna doskonale tę idée fixe[102] swojego męża i wie, że widywanie nuncyusza poza najoficyalniejszymi stosunkami będzie wprost niemożliwością. Jako jedyny sposób poczyna niewyraźnie majaczyć w jej główce: wyprawić Jasia w podróż. Ale gdzie?
W tej chwili książę, jakby odgadując myśli królowej, począł mówić jak o rzeczy najnaturalniejszej, że zapewne król wybierze się w tym czasie do Wiednia, że zapowiada się tam właśnie wielki zjazd monarchów celem obrony chrześcijaństwa, że jest to idealna sposobność do zaopatrzenia się we wszelakie biżuterye, gdyż Wielki Wezyr prowadzi ze sobą 300 żon pokrytych od stóp do głów drogiemi kamieniami. Nuncyusz wspomniał mimochodem, że w razie pomyślnego wyniku całej akcyi, wyniesienie Polski do godności cesarstwa byłoby dla Ojca Świętego drobnostką, że on sam najchętniej pojechałby do Wiednia, ale sprawy kościelne zatrzymują go na dłuższy czas w Polsce itd.
Królowa słuchała księcia bijąc się z myślami. Słowa nuncyusza, szczególniej te, które niewypowiedziane ustami czytała w jego oczach, otwierały przed nią niespodziane a czarowne horyzonty. Z drugiej strony, nakłanianie króla do wyprawy wiedeńskiej byłoby zdradą całej dotychczasowej polityki Marysieńki, której najwyższą nagrodą miało być w jej marzeniach otworzenie niemiłosiernie dotąd przed nią zamkniętych salonów wersalskich. Królowa zamyśliła się głęboko.
Zresztą Jego Świątobliwość nie kładł bynajmniej na punkt ten nacisku, przeciwnie, robił wrażenie człowieka, który, daleki w tej chwili od wszelkich politycznych kombinacyi, oddaje się urokowi sam na sam z piękną kobietą. Rozmowa stawała się coraz bardziej poufną, coraz mniej głośną, aż wreszcie — Marysieńce serce na chwilę prawie ustało bić z dumy i wzruszenia — wnuk wielkiego Henryka znalazł się u jej kształtnych wprawdzie, lecz nie wyposażonych zbyt świetną genealogją kolan.
W tej chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem i okazała postać obrońcy chrześcijaństwa ukazała się na progu. Na widok nieznanego mężczyzny we francuskim ubraniu u kolan królowej, Jan III. osłupiał. Pełna i krwista twarz jego poczerwieniała jeszcze bardziej, oddech stał się szybki i ciężki, a ręka, zupełnie jak u zwykłego sejmowego szlachcica, poczęła macać się bezwiednie po boku szukając karabeli[103].
Królowa zdrętwiała z przerażenia. Przykuta do miejsca, martwym wzrokiem patrzyła przed siebie nie mogąc znaleźć żadnego słowa ani gestu stojącego na wysokości położenia. Natomiast nuncyusz papieski, nie wychodząc ani na chwilę ze zwykłego spokoju, pochylił się jeszcze głębiej do kolan królowej i obejmując jej drobne nóżki nieco wyżej niżby na kornego suplikanta przystało, wzruszonym głosem zawołał:
— Królowo, ratuj Wiedeń!...
Ta chwila wytchnienia wystarczała Marysieńce, aby zapanować nad sytuacją. Majestatycznym ruchem wyciągnęła rękę w kierunku Jana III. wskazując, iż tam prośby skierować należy.
A Jego Świątobliwość w jednej chwili znalazła się u kolan królewskich, wołając z coraz większem wzruszeniem:
— Królu, ratuj Wiedeń!
Tymczasem król Jan uspokoił się nieco, a nawet zawstydził swego uniesienia, widząc wysokiego dostojnika kościelnego u swoich kolan. Słowa nuncyusza poruszyły go do głębi. Wyprawa wiedeńska była jego cichem i głęboko ukrywanem z obawy przed Marysieńką marzeniem. Kolosalne wizye przyszłych zwycięstw i tryumfów przesunęły się nagle jak żywe przed okiem bohatera, podczas gdy drugie spoglądało nieśmiało i pytająco na żonę.
A twarz królowej Marysieńki okryła się jakąś nieziemską powagą i dziwny spokój i majestat brzmiał w jej głosie, kiedy, podniósłszy oczy do góry, rzekła:
Jasiu, ratuj chrześcijaństwo...
..................
I Jaś uratował chrześcijaństwo...
Pisane w r. 1908.
RODZINY POŁANIECKICH.
Noc karnawałowa w zacnym polskim domu. Z przyległego salonu dochodzą dźwięki walca, głos wodzireja ryczący egzotyczne nazwy figur kotylionowych, szelest sukien falujących w tańcu i t. d. Siedziałem, wpół drzemiąc, w wygodnym fotelu; w tem coś mignęło, zaszumiało tuż koło mnie i jakaś zapóźniona para przemknęła jak wicher, wywracając w pędzie, o zgrozo, butelkę doskonałego starego koniaku, którą zarezerwowałem do prywatnego użytku. Szacowny napój począł spływać powoli, oblewając strumieniem wspaniałą Prachtausgabe[104], leżącą jak przystało majestatycznie na stole polskiego domu. Spojrzałem: była to „Rodzina Połanieckich” — Patrzałem z melancholią na grube welinowe karty, ociekające złotawym płynem, gdy nagle zdało mi się, iż słyszę najwyraźniej jakieś szmery, jakgdyby głosów wychodzących z kartek książki:
................
— Panie Stachu!
— Co, panno Maryniu?
— Coś panu chciałam powiedzieć… W jednej chwili tak mi się strasznie w głowie zakręciło…
— Dziwna rzecz, bo mnie także… To pewno z tańca.
— Panie Stachu…
— Co panno Maryniu…
— Kiedy się wstydzę…
— Nie wierzę, żeby panna Marynia mogła coś takiego pomyśleć, czegoby się musiała wstydzić…
— Pan Stach taki dobry, że tak o mnie myśli… ale ja nie jestem taka… tak gdzieś głęboko, głęboko, to ja jestem bardzo zepsuta…
— Moja dziecino droga…
— Panie Stachu… ja chciałabym za mąż iść…
— Pójdzie pani, panno Maryniu…
— Ale ja chcę zaraz…
— Moja złota panno Maryniu, i ja także chciałbym, tak chciałbym, żeby pani znów wróciła ze mną do swego ukochanego Krzemienia…
— E, głupstwo Krzemień… nudna dziura… to nie dla tego… Aj, strach jak mi się w głowie kręci… Panie Stachu —
— Co, panno Maryniu?
— ..............
— ............?
— A bo czemu mnie pan Stach nigdy nie przytuli, nie popieści…
— Moja droga panno Maryniu… moja, bardzo moja… moja głowa najdroższa…
— Ale nie tak, panie Stachu, tak mocno, mocno, nie tak jak porządną kobietę, tak inaczej jakoś… ja sama nie wiem jak…
— Nie można, panno Maryniu… służba boża…
— A, prawda… służba boża…
..............
..............
— Oh, oh, oh, oh, (szlochanie).
— Maryniu, dziecko, co ci jest, dzie-dziecinko mo-moja. (Jakoś mi staremu język się plącze. I w głowie mi się czegoś nagle kręci. Pewnie będzie burza).
— Oh, oh, oh, panie profesorze, panie Waskowski, ja jestem taka nieszczęśliwa (szlochanie).
— Cóż to pannie Maryni jest? Niechże się przytuli do swojego starego profesora. O tak, jeszcze bliżej…
— Oh, oh, oh, panie profesorze, Stach mnie nie kocha…
— Co też Marynia za głupstwa plecie? Stach Maryni nie kocha? On, najmłodszy z Aryów?!
— A nie kocha…
— Co w tej głowie dzisiaj… Kto by nie kochał mojej dzieciny złotej?
— A Stach nie kocha (oh, oh, oh). Zresztą za co by mnie kochał…
— Iii! grzech takie rzeczy mówić! Za co? Oj ty, ty, ty. Za co? A za te oczka śliczne, a za to pysio różowe, a za ten karczek... a za te piersiątka... za te bioderka... za te nóżki małe... a za te łydeczki... ti, ti, ti... ty Aryjko mała, ty szelmutko jedna... a jak się to stroi, jakie to koronki, jakie hafciki... jakie majteczki... Ty, ty, ty kokotko mała...
— Panie profesorze, co pan robi... zobaczy kto... tak mi się strasznie w głowie kręci...
— Będzie burza...
..............
..............
— Panie Stachu!
— Co, Lituś?
— Tak mi jakoś dziwnie w główce...
— Chodź kociaku na kolana...
— A będzie pan Stach pieścił kociaka...
— Będę, Lituś.
— Tak dobrze u pana Stacha! Tak przyjemnie! To podwiązka. Panie Stachu, co pan robi... Nie można... nie można... panie Stachu... Panie Stachu! a jak ja powiem cioci Maryni, to co będzie? ...Ha, ha, ha!... jaką pan Stach ma teraz niemądrą minę! A nieprawda, bo nic nie powiem, bo pana Stacha kocham i panu Stachowi wszystko wolno... I mnie tyż wszystko wolno, bo ja młodo umrę. Tak mi się w głowie kręci, jak wtedy na imieninach, jak piłam szampan... Panie Stachu, tak dziwnie... tak przyjemnie... pan taki strasznie kochany... co pan robi... Panie Stachuuuu...
..............
..............
— Bukacki! słuchajno, co to jest?... co się tu dzieje? czy mnie się kręci w głowie czy co, ale tu tak jakoś dziwnie...
— Nie przeszkadzaj im Pławisiu, chodź na miasto... Pojedziemy... wiesz staruszku... tam...
— Nie, nogi mi się czegoś plączą...
— No to zagrajmy w pikietę.
— Ale z rubikonem.
— Z rubikonem, staruszku, z rubikonem.
..............
..............
Szepty i szmery ucichły. Widocznie Rodzina Połanieckich podeschnąwszy trochę odzyskała równowagę duchową zachwianą na chwilę zetknięciem się z kilkoma kroplami starego koniaku. Podniosłem się z fotela i uczułem, że mnie samemu nogi się cokolwiek plączą...
Pisane w r. 1907.
- ↑ Joseph! arrête! (franc.) — Józefie! przestań!
- ↑ Kambrona — czyli: Pierre Cambronne.
- ↑ spermatozoon (z gr.) — plemnik.
- ↑ phallus (łac., z gr.) — fallus, członek w erekcji.
- ↑ chuć — silny popęd płciowy.
- ↑ wałach — wykastrowany ogier.
- ↑ dilemma (łac., z gr.) — sytuacja wymagająca trudnego wyboru.
- ↑ edredon — gatunek kaczki ceniony ze względu na miękki puch; tutaj: pościel z tego puchu.
- ↑ tabetyk — chory na tabes, czyli wiąd rdzenia nerwowego, postać kiły układu nerwowego.
- ↑ filister — materialista bez wyższych aspiracji, pozbawiony oryginalności lub wrażliwości estetycznej.
- ↑ Abacja — miasto w północno-zachodniej części dzisiejszej Chorwacji.
- ↑ alasz — słodki likier kminkowy z dodatkiem gorzkich migdałów, korzenia dzięgla, anyżu i skórki pomarańczy.
- ↑ fiks (z franc. jour fixe — stały dzień) — dzień przeznaczony na przyjmowanie gości, przyjęcia towarzyskie.
- ↑ dessous (z franc. pod spodem) — bielizna damska.
- ↑ raut — przyjęcie bez tańców.
- ↑ pularda (z franc. poularde) — młoda kura, celowo tuczona dla delikatnego i kruchego mięsa; tutaj: niedojrzała kobieta.
- ↑ Lustmörder (niem.) — zabójca na tle seksualnym.
- ↑ klempa — dawna pisownia słowa: klępa; pogard. kobieta otyła, niechlujna.
- ↑ ampir, empire (z franc.) — późna odmiana klasycyzmu w sztuce; styl cesarstwa.
- ↑ Odpowiedź młodzieńca polskiego na „List otwarty” pióra A. Nowaczyńskiego zamieszczona jest w jego „Figlikach sowizdrzalskich”.
- ↑ pince-sans-rire (fr.) — szyderca.
- ↑ Edmund Cięglewicz (1862-1928) — dziennikarz krakowski, tłumacz autorów starożytnych, turysta i taternik.
- ↑ Dionizos - grecki bóg wina i winnej latorośli
- ↑ Rigweda - jeden ze zbiorów świętych ksiąg hinduizmu
- ↑ chuć — silny popęd płciowy.
- ↑ Dokończenie tego wiersza dla szczególnych przyczyn nie mogło być zamieszczone; życzliwy czytelnik znajdzie je w pośmiertnem wydaniu pism poety, którego terminu nie możemy na razie oznaczyć.
(Przyp. wydawcy). - ↑ chuć — silny popęd płciowy.
- ↑ Gebethner — polski księgarz i wydawca
- ↑ George Gordon Byron — jeden z największych poetów i dramaturgów angielskich.
- ↑ Dante Alighieri — włoski poeta, filozof i polityk.
- ↑ Chram (ros.) — śwątynia.
- ↑ Sokrates, warum treibst du keine Musik? (niem.) — Sokratesie, dlaczego nie uprawiasz muzyki?
- ↑ Nietzsche: Geburt der Tragödie (niem.) — Narodziny Tragedii, tytuł dzieła F. Nietzschego
- ↑ Moi j'aime la femme a la folie... (franc.) — Kocham tę kobietę do szaleństwa...
- ↑ genre (franc.) — gatunek
- ↑ Chat noir (franc.) — „Czarny kot”, francuski kabaret funkcjonujący w latach 1881-1897
- ↑ Radolphe Salis — twórca i właściciel kabaretu Chat noir
- ↑ Paul Julien Delmet — francuski kompozytor i piosenkarz.
- ↑ Marcel Legay — francuski muzyk i piosenkarz.
- ↑ Aristide Bruant — francuski pisarz i piosenkarz.
- ↑ Gabriel Montoya — jeden z artystów kabaretu Chat noir.
- ↑ Jacques Ferny — jeden z artystów piszących i wykonujących piosenki w kabaretach Paryża w końcu XIX wieku.
- ↑ Jehan Rictus właśc. Gabriel Randon — poeta fr., twórca poematów stylizowanych na mowę paryskiej ulicy.
- ↑ chanson d' actualité (franc.) — piosenka na tematy aktualne.
- ↑ chanson rosse (franc.) — piosenka satyryczna, uszczypliwa, złośliwa.
- ↑ Henry Fursi — piosenkarz fr., przejął kabaret Chat noir po śmierci założyciela.
- ↑ Dominique Bonnaud — poeta i piosenkarz fr., jeden z twórców repertuaru kabaretów Montmartre'u.
- ↑ Numa Blès — piosenkarz fr., jeden z twórców repertuaru kabaretów Montmartre'u.
- ↑ Vincent Hyspa — aktor filmowy i piosenkarz francuski.
- ↑ quasi (franc.) — prawie.
- ↑ blague (franc.) — żart, dowcip
- ↑ engueule le gouvernement (franc.) — obrzuca wyzwiskami rząd
- ↑ Un jeune homm’... (franc.) — Pewien młody człowiek właśnie się powiesił w lesie Saint Germain; początek jednej z najbardziej znanych piosenek z kabaretu „Chat noir”, autorstwa Maurice'a Mac-Nab.
- ↑ Szambelan (fr. chambellan) – początkowo wysoko usytuowany urzędnik na dworze francuskim, następnie pozycja ta przyjęła się również na wielu innych dworach europejskich.
- ↑ kruża — rodzaj dzbana, naczynie z szyjką, uchwytem i rozszerzonym wlewem.
- ↑ five-o-clock (ang.) — piąta godzina; przyjęcie popołudniowe.
- ↑ Rachela z Bronowic — postać występująca w dramacie Wesele, której pierwowzorem była Józefa Singer.
- ↑ Franciszek Mączyński — polski architekt tworzący m.in. w stylu secesji, konserwator zabytków.
- ↑ Karol Frycz — polski malarz, scenograf i reżyser teatralny.
- ↑ kamasze – obuwie męskie skórzane, sznurowane z cholewką za kostkę.
- ↑ Stanisław Sierosławski — konferansjer biorący czynny udział w kabarecie Zielony balonik
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. Ostatnia nuta każdego z czterech pierwszych taktów w druku miała tylko jedną kropkę (przez co metrycznie jej długość nie wypełniała całego taktu). Drugą możliwością, prócz zapisanej, jest ta, że układ ostatnich dwóch nut w każdym z tych czterech taktów to ósemka i ćwierćnuta z kropką.
- ↑ W notacji poprawione zostały błędy w druku:
W takcie 1. oryginalnie zamiast pauzy szesnastkowej jest w druku pauza ósemkowa.
W takcie 16. oryginalnie zamiast ćwierćnuty na raz była ćwierćnuta z kropką.
Takty 14. i 18., które zdają się być swoimi odpowiednikami (przy bisie), oba są niepełne metrycznie: pierwszy w oryginale jest na 7/8 (przy metrum 4/4), drugi na 7/16 (przy metrum 2/4), co wskazywać by mogło na zamierzenie autora. Przy próbie dopasowania obu fragmentów do metrum napotyka się przeszkodę związaną z brakiem schematu, w jaki można by potraktować któryś z niepełnych taktów i jego wzorem go uzupełnić. Możliwe wersje uwzględniają układy:
1. ćwierćnuta z kropką i 5 ósemek (odpowiednik ósemki z kropką i 5 szesnastek w metrum 2/4)
2. półnuta i 4 ósemki (dla 2/4: ćwierćnuta i 4 szesnastki).
Tutaj użyto wersji pierwszej. - ↑ Parę strofek o nazbyt zwietrzałej aktualności opuszczono.
- ↑ comme il faut (fr.) — jak trzeba, jak należy.
- ↑ W takcie 9. pierwsza wartość w oryginalne była ćwierćnutą bez kropki; w tej wersji dopełniono ją do ćwierćnuty z kropką dla zachowania metrum.
- ↑ W takcie 8. poprawiono pierwszą wartość na ćwierćnutę zamiast ćwierćnuty z kropką (dla zachowania metrum).
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. Ostatnia nuta każdego z czterech pierwszych taktów w druku miała tylko jedną kropkę (przez co metrycznie jej długość nie wypełniała całego taktu). Drugą możliwością, prócz zapisanej, jest ta, że układ ostatnich dwóch nut w każdym z tych czterech taktów to ósemka i ćwierćnuta z kropką.
- ↑ Nut w skanie tej strony nie ma; dołączone zostały ze str. 112 przez zespół Wikiźródeł.
- ↑ quousque (łac.) — do kiedy, dokąd.
- ↑ Nut w skanie tej strony nie ma; dołączone zostały ze str. 107 przez zespół Wikiźródeł.
- ↑ z zachowaniem uświęconej terminologii.
- ↑ Oryginalnie znajduje się błąd metryczny: 9. takt składa się z ćwierćnuty (z fermatą), pauzy ósemkowej i trzech ósemek, przez co jest na 3/4 (która to zmiana nie jest oznaczona, tak samo jak powrót do metrum 2/4 w następnym takcie), stąd można wnioskować, że miały być to pierwotnie dwa takty. Tak też zostało poprawione przy użyciu schematu widocznego w poprzednich fragmentach.
- ↑ Autor uczuł potrzebę wzbogacenia pisowni polskiej nowym znakiem, który pozwala sobie nazwać terminem perskie oko. Znak ten pisarski, którego brak dawał się dotychczas dotkliwie uczuć, zwłaszcza w poezyi lirycznej, powinien stać się wkrótce równie niezbędnym jak dwukropek, myślnik, wykrzyknik itd.
- ↑ Nut w skanie tej strony nie ma; dołączone zostały ze str. 107 przez zespół Wikiźródeł.
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. W oryginale takt 16. zawierał ósemkę i ćwierćnutę.
- ↑ Błąd w druku; nie odbiła się cyfra 2.
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. W oryginale takt 15. zawierał szesnastkę, szesnastkę z kropką i ćwierćnutę.
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. W oryginale takt 4. zawierał półnutę i pauzę ósemkową.
- ↑ W oryginale znajduje się błąd w druku; ostatni takt oznaczony pour finir podzielony został przez zespół Wikiźródeł na dwa i dodano pauzę dla zachowania metryczności.
- ↑ W notacji poprawiony został błąd w druku, zamieszczono prawdopodobną wersję. Ostatnia nuta każdego z czterech pierwszych taktów w druku miała tylko jedną kropkę (przez co metrycznie jej długość nie wypełniała całego taktu). Drugą możliwością, prócz zapisanej, jest ta, że układ ostatnich dwóch nut w każdym z tych czterech taktów to ósemka i ćwierćnuta z kropką.
- ↑ Nut w skanie tej strony nie ma; dołączone zostały ze str. 112 przez zespół Wikiźródeł.
- ↑ Nut w skanie tej strony nie ma; dołączone zostały ze str. 102 przez zespół Wikiźródeł.
- ↑ Kolumba dwa jajka — Krzysztof Kolumb miał rzekomo rozwiązać zagadkę, jak ustawić jajko w pionie, nad którym to zadaniem zastanawiało się wielu. Kolumb postawił je na sztorc rozbijając lekko skorupkę. Sformułowanie używane jako określenie prostego rozwiązania trudnego z pozoru zadania.
- ↑ kierezyja, kierezja — bogato wyszywana sukmana krakowska.
- ↑ lanszaft, landszaft (z niem. Landschaft) — daw. obraz przedstawiający krajobraz; także: żart., pogard. o obrazie o słabych walorach artystycznych.
- ↑ Tycjany, Rembranty — Tycjan, właśc. Tiziano Vecelli (ok. 1490-1576) — włoski malarz renesansowy; Rembrandt Harmenszoon van Rijn (1606-1669) — holenderski malarz barokowy; uważani za jednych z najwybitniejszych malarzy swoich epok.
- ↑ Melodye zamieszczone w tym zbiorku zaczerpnięte są bądź z naszych popularnych, bądź też z paryskich motywów.
- ↑ elukbracja (od fr. élucubration — wypociny) — utwór literacki ułożony z wysiłkiem, bez inwencji.
- ↑ Pierre Corneille — francuski dramaturg, ojciec klasycystycznej tragedii.
- ↑ Jean-Baptiste Racine — francuski dramaturg, główny przedstawiciel późnobarokowego klasycyzmu.
- ↑ Vies des dames galantes, czyli Żywoty pań swawolnych.
- ↑ Fin de siècle — francuskie określenie „końca wieku“ lub „końca pewnej ery“.
- ↑ porubstwo — rozwiązłość seksualna.
- ↑ Benvenuto Cellini (1500-1571) — wybitny rzeźbiarz florencki, autor m.in. Perseusza z głową Meduzy.
- ↑ Afrodyta — grecka bogini miłości, piękna, kwiatów, pożądania i płodności.
- ↑ Leda — w mitologii greckiej królewna etolska, królowa Sparty. Urodziła Dzeusowi, który obcował z nią pod postacią łabędzia, Polideukesa (Polluksa) i Hellenę.
- ↑ Burbonowie — dynastia królów francuskich i hiszpańskich
- ↑ Henryk IV Burbon — król Nawarry i Francji, pierwszy z dynastii Burbonów, najmłodszej gałęzi Kapetyngów.
- ↑ Jules Mazarin — francuski kardynał, od 1642 pierwszy minister Francji.
- ↑ charmeur (fr.) — uwodziciel.
- ↑ idée fixe (franc.) — obsesja
- ↑ karabela — lekka i często ozdobna szabla szlachty polskiej.
- ↑ Prachtausgabe (niem.) — luksusowe wydanie; książka w pięknej oprawie.