Słownik etymologiczny języka polskiego/Zwyczaje ludowe
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słownik etymologiczny języka polskiego |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1927 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Zwyczaje ludowe, obrzędy, towarzyszące chwilom »krytycznym« w życiu (narodziny; niegdyś postrzyżyny, gdy chłopiec w opiekę męską, przechodził od kobiecej; wesele; śmierć) i w przyrodzie (żniwa; zjawiska atmosferyczne, itp.) zachowały niejedno prastare z czasów jeszcze pogańskich, gdyż zmiana religji najmniej na tych sprawach codziennych zaciężyła; lecz właśnie nasz lud zatracił pod wpływem kościelnym najwięcej z tych przeżytków; nierównie więcej zachował ich lud ruski, choćby w granicach dawnej Rzeczypospolitej, na Białej (litewskiej) Rusi, lub w górach, szczególniej między Hucułami. O tej różnicy między Polską a Rusią świadczą najwymowniej owe Dziady »litewskie«, t.j. białoruskie, z kowieńskich czasów Mickiewicza. Podania i przesądy polskie ustępują nawet czeskim, liczniejszym i starożytniejszym. Natomiast przejmuje nasz lud z nadzwyczajną łatwością wszystko obce, rzecz i nazwy: dyngus, śmigus, topienie (czy wynoszenie) Marzany na wiosnę, pieśni kupalne, strzygi, upiory, skrzaty wymownie o tem świadczą; rusałki tylko do literatury należą. Kalendarz ludowy jest wyłącznie chrześcijański, nie zachował ani jednej nazwy pierwotnej: stado dla ‘świąt pogańskich’ zmyślił Długosz; sobótki, kolęda, wilja, świątki (zielone), gody (jedyna nazwa pierwotna), to obcy przybysze, jak i rozróżnianie dni feralnych (np. piątku); Słowianin baczył tylko na pełnię i wiotech księżyca, a wróżył o dniu feralnym z tego, co go na drodze i i. spotykało. Zmyślone są wszelkie mniemane nazwy bóstw polskich: jesza, ileli (lelum polelum), dzidzilela, są wykrzykniki piosenne, jak i nija czy tyja; łada z pieśni weselnych poszła; poświst, pogoda (?), równie wiarogodne. Jedyna dawna, to kpiąca nazwa uboże, dla »gospodarza« (ducha domostwa), co za piecem żywiono wieczorem, szczególniej we czwartki, resztkami wieczerzy; miejsce uboża zajął od 16. wieku skrzat. We czci zmarłych ocalała prastara strawa, od 16. wieku przez stypę zastąpiona; pusty wieczór (‘czuwanie u zwłok’); palenie grumadek (‘stosów drzewa, słomy’) dla ich ogrzania w Wielki Czwartek (w ten sam dzień cała Ruś to samo sprawiała) wspomina kaznodzieja w końcu 15. wieku. Weselne obrzędy uboższe w przeżytki, jak i żniwiarskie: pieśni (prócz odśpiewu: »plon niesiemy, plon«) wszystkie nowe; przy chrzcinach niema już żadnej wzmianki o »rodzie« i »rodzanicach« (‘fejach losu’). Przesądy są ogólno-europejskie, jak i postaci »mityczne«, krążące po polach i lasach, przeważnie lub wyłącznie żeńskie: boginki czyli mamumy, siwilija (nazwy biblijne), południce; zmora; latawiec z skrzatem się plącze. Obszerna dziedzina czarów, z czarownicami-wiedźmami, nic oryginalnego nie zawiera, wymysły to późne i obce, głównie z 16. i 17. wieku. I w zaklęciach nic dawnego: porwan djabłu, wciórnascy, pierony, walanty, korfanty, itd – wszystko nowomodne, najwyżej 16. wieku sięga. Jednem słowem, folklore polski w całej Słowiańszczyźnie najuboższy, nic nie zachował dawnego, pierwotnego. Bliższe szczegóły p. pod wszelakiemi nazwami, tu przytoczonemi, upiór itp.