Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/52: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Cafemoloko (dyskusja | edycje) |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Uwierzytelniona | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 7: | Linia 7: | ||
{{tab}}— Niespodzianka...?<br> |
{{tab}}— Niespodzianka...?<br> |
||
{{tab}}Janek wstał powoli i podszedł zgarbiony do fortepianu, dziwnie miękko, jak wtedy, przed trzema laty. Usiadł.<br> |
{{tab}}Janek wstał powoli i podszedł zgarbiony do fortepianu, dziwnie miękko, jak wtedy, przed trzema laty. Usiadł.<br> |
||
{{tab}}Była to pieśń Schuberta ''Gretchen |
{{tab}}Była to pieśń Schuberta ''Gretchen am Spinnrade''<ref>{{Przypiswiki|do słów Goethego, patrz [[w:Małgorzata przy kołowrotku|artykuł na Wikipedii]]}}</ref>. Zaczynała się niespokojnym akompaniamentem, niepodobnym do żadnego kołowrotka świata, naśladującym jednak kołowrotek. Między jego tony wkradła się sama pieśń, oddalona od akompaniamentu w sam raz, ani za dużo, ani za mało, chwiejąca się na nieskończenie wąskiej linii, która była idealnym oddaleniem, piano, płynęła wolno, jak struga gęstego płynu o barwie fioletowej, raz jaśniejącej na chwilę niebiesko, raz przechodzącej w granat, prawie czarny, śpiewająca o tym, skąd nie ma powrotu — to się wiedziało na pewno — śpiewająca, że „już nigdy” i „na zawsze”, słowa, od których się cierpnie.<br> |
||
{{tab}}Była to pieśń niesamowita, zawarta jedynie między piano a forte, zostawiająca po sobie smugę nienasycenia, niesamowita, ale nie wprost, lecz jakąś drogą okólną trafiającą w samo jądro niepokoju. I nigdy nie została zepsuta żadną tercją czy kwartą, nigdy nie próbowano wzmocnić tonu przez oktawę. Ciągnęła się samotna i naga. Gdy zakończyła się tym, co było jej początkiem, został jeszcze kołowrotek, jednostajny, aż zahaczył się o coś i on. I stanął nagle, tak, jak musi stawać serce.<br> |
{{tab}}Była to pieśń niesamowita, zawarta jedynie między piano a forte, zostawiająca po sobie smugę nienasycenia, niesamowita, ale nie wprost, lecz jakąś drogą okólną trafiającą w samo jądro niepokoju. I nigdy nie została zepsuta żadną tercją czy kwartą, nigdy nie próbowano wzmocnić tonu przez oktawę. Ciągnęła się samotna i naga. Gdy zakończyła się tym, co było jej początkiem, został jeszcze kołowrotek, jednostajny, aż zahaczył się o coś i on. I stanął nagle, tak, jak musi stawać serce.<br> |
||
{{tab}}Skończył i pokój był przesycony zapachem kasztana. Milczeli. Trzeba było rozbić ciszę, tak stężała. Potem:<br> |
{{tab}}Skończył i pokój był przesycony zapachem kasztana. Milczeli. Trzeba było rozbić ciszę, tak stężała. Potem:<br> |