Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/58: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 19:51, 24 lut 2020

Ta strona została przepisana.
—   48   —

walczyłem z nimi. Gdyby był przy mnie, byłby rozdarł wszystkich trzech.
— Czy nie widziałeś go jeszcze?
— Nie. Wszak wiesz, że nie byłem jeszcze za domem!
— Przykro mi, że cię muszę zasmucić!
— Zasmucić? Czy psu się co stało?
— Tak.
— Co? Powiedz prędko!
— Nie żyje!
Kowal się zerwał.
— Nie żyje? — wybuchnął.
— Tak.
— Był przecież zdrowy i rzeźki! Czy zabili go może ci trzej?
— Roztrzaskali mu czaszkę.
Stał przez chwilę niemy i bez ruchu; potem zapytał z odcieniem strasznej boleści:
— Czy mówisz prawdę?
— Tak, niestety!
— O, tysiąc lęków przedśmiertnych i potępienie na tych psów!
Z temi słowy poskoczył do kuźni, wyleciał z płonącą głownią i pobiegł za dom przekonać się, czy powiedziałem prawdę. Głos jego gniewny dochodził aż do mnie; aby nie słyszeć ponadto dosadności, których się należało spodziewać, zostałem na miejscu, dopóki nie wrócił. Taka go opanowała złość, że obiło się o moje uszy jeszcze dość przekleństw, których bynajmniej nie brak wschodnim językom.
Gdy on wyczerpywał zapas takich okrzyków, ja zwróciłem oczy i uszy w stronę, skąd spodziewałem się jeźdźca. Ale ani nie dostrzegłem, ani nie słyszałem niczego. Albo przepędziłem go zbyt znacznie dzięki szybkości mojego konia, albo zatrzymało go coś po drodze.
Zwolna uspokoił się mój rozgniewany Szimin. Chcąc także o mnie się czegoś dowiedzieć, rozpoczął od pytania: