Strona:PL Lord Lister -72- Ząb za ząb.pdf/12: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 17:13, 17 gru 2020

Ta strona została przepisana.

Nie zawiódł się na niej. Dziewczyna pamiętała, że zaciągnęła dług wdzięczności wobec nieznajomego, który pomógł jej na ulicy. Nie myśląc o przykrych konsekwencjach, które czyn jej mógłby pociągnąć za sobą, otworzyła drzwi. John Raffles poderwał się zręcznie z podłogi, uderzył silnie głową w brzuch kapitana i gwizdnął.
Charley słyszał odgłosy walki oraz dwa wystrzały... Nie wiedział jednak co to wszystko znaczy. Przypuszczał raczej, że plan Tajemniczego Nieznajomego powiódł się. W tym mniemaniu utwierdziło go ciche otwarcie drzwi wejściowych. Charley sądził, że lada chwila ujrzy w nich postać swego przyjaciela. To też odgłos gwizdka zdziwił go. Jednym skokiem znalazł się w drzwiach. Ponieważ w przedsionku panowały ciemności, Charley zapalił elektryczną latarkę.
— Daj mi szybko nóż! — zawołał Raffles. — Zaalarmowano już policję... Posterunek znajduje się o kilka minut stąd. Jeśli nie wymkniemy się, detektywi będą nam deptać po piętach...
Nie bacząc na zemdlonego kapitana, który leżał bezwładnie na ziemi, Charley wyjął z kieszeni nóż i kilku zręcznymi ruchami przeciął więzy Rafflesa.
Tymczasem pani kapitanowa zajęta była w drugim pokoju telefonowaniem po policję. Pojawienie się drugiego dziwacznego gościa przeraziło ją.
Wszystko to trwało jednak zaledwie kilka sekund. Raffles podniósł się, chwycił przerażoną służącą za rękę i szepnął jej:
— Tylko dla ciebie przyszedłem do tego domu... Nie pozostawię cię dłużej z tymi okropnymi ludźmi!... Pójdź z nami!
— Spiesz się! — naglił Charley. — Lada chwila wtargnie tu policja. Uciekajmy!
Młoda dziewczyna nie wiedziała co ma począć...
— Nie zrobimy ci nic złego — szepnął Raffles — chcemy cię tylko wyrwać z rąk tych łotrów.
Siłą pociągnął ją do drzwi.
— Zobaczymy się jeszcze, droga pani — rzucił ironicznie od progu w stronę przerażonej kapitanowej. — Muszę nauczyć pani męża boksu, którym tak się chełpi!
Z tymi słowy wraz z Charleyem i służącą zniknął w cieniach nocy...
W tej samej chwili rozległy się kroki policjantów. Ciszę nocną rozdarł odgłos wystrzału.
— Co tu się stało? — zapytał sierżant policji, dowodzący patrolem.
— Bandyci, włamywacze... — zawołała kapitanowa. — Uciekli przed chwilą...
Mac Govern ocknął się, jęcząc z cicha.
— Ciszej tam, — syknęła w jego stronę „troskliwa“ małżonka.
Szczegółowo opowiedziała sierżantowi przebieg całego zajścia. Sierżant zamyślił się.
— Czy to ten sam człowiek, który przybył do państwa, rzekomo z polecenia doktora Griffina? — zapytał zwracając się do kapitana.
— Hm... Tak... — rzekł niepewnie Mac Govern. — Spotkałem go również podczas ćwiczeń w Tower...
Ani kapitan, ani jego żona nie czytali, oczywiście, gazet... Sierżant natomiast zorientował się odrazu, kim był ów dziwny włamywacz.
— Gościliście więc u siebie, kapitanie, Johna Rafflesa?
— Co takiego? — odparł Mac Govern, cofając się z przerażeniem. — To nie do wiary. Związaliśmy go... Ja nawet wybiłem mu dwa zęby, — dodał tonem przechwałki.
Policjanci pochylili się po kolei nad tym dziwacznym dowodem rzeczowym.
— Wszystko to jest bardzo piękne — odparł wreszcie sierżant — ale gdzież on teraz może być, u licha! Na nic mi jego zęby! Potrzebny nam jest sam Raffles. Czyżby znowu udało mu się umknąć?
— Tak.. Uciekł i to z waszej winy, — wtrąciła się kapitanowa.
— Bardzo przepraszam... Nie zawiniliśmy, skoro uciekł przed naszym przybyciem... Trzeba go było lepiej pilnować.
— W jaki sposób?... Drzwi otworzyły się nagle i jakiś drab z rewolwerem w ręku wtargnął do naszego mieszkania...
— Miał więc wspólnika?
— Oczywiście — odparła pani Mac Govern. — Rozciął sznur, którym go związałam... A co, najdziwniejsze, ukradł moją służącą...
Policjanci spojrzeli na nią ze zdumieniem.
— Co takiego?
— Służącą — powtórzyła ze złością kapitanowa. — Leniwe, niechlujne dziewczynisko, okradające mnie na prawo i lewo...
— Musi więc być pani zadowolona z pozbycia się tego ciężaru?
— A cóż panów to obchodzi? — odparta z oburzeniem rozgniewana kobieta. — Jestem słaba i nie przywykłam do pracy domowj... Któż rano przyrządzi mi śniadanie? Kto uda się po zakupy?
— Nie będzie nieszczęścia, jeśli pani sama to zrobi. Moja żona spełnia te obowiązki codziennie.
Słowa te podziałały na kapitanową jak piorun.
— Jestem damą, mości panie sierżancie! — zawołała z oburzeniem. Jak pan śmie przyrównywać żonę kapitana gwardii irlandzkiej z żoną lichego sierżanta? Pan się zapomina!...
Sierżant spojrzał z pogardą na wrzeszczącą kobieetę. W tej samej chwili długi sznur aut zatrzymał się przed domem kapitana... Byli to reporterzy.
— Gdzie Raffles? — padały pytania.
— Panowie — odparł sierżant — bardzo żałujemy, ale alarmowaliśmy was niepotrzebnie. Jak wynika ze słów pani kapitanowej Mac Govern, Raffles, jakkolwiek związany, znów umknął w sposób zupełnie niezrozumiały...
— Czy zabrał coś z sobą?
— Służącą...
Słowa te wywołały wśród braci dziennikarskiej prawdziwe zdumienie.
— Niech to panów nie dziwi — ciągnął dalej sierżant — służąca ta musi być znakomitością w swoim rodzaju, gdyż inaczej Raffles nie wyciągnąłby po niej ręki. Pani Mac Govern jest jednak innego zdania. Resztę uzupełni wam kapitan Mac Govern, który w walce z Rafflesem zdobył cenne trofea... Pielęgnuje on pieczołowicie dwa zęby tego nieuchwytnego złoczyńcy.
Dziennikarze obstąpili kołem kapitana, który zadowolony z licznego audytorium począł w fantastycznych barwach odmalowywać przed nimi swe bohaterskie boje z Rafflesem. Gdy skończył, pokazał wszystkim „zdobyte“ zęby.
— Gotów jestem na jednym z panów zademonstrować siłę mojej pięści. — rzekł uprzejmie.
Dziennikarze jednak nie skorzystali z tej oferty.