Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/396: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 08:52, 21 sty 2021

Ta strona została przepisana.
—   394   —

określony smętek wiał od całej Polski na ten Jej zakątek, który mógłby być szczęśliwy.
Fabryka, unieruchomiona przez pobór robotników do wojska, celowo dezorganizowana przez Niemców, zrabowana przez Rosjan, — wszystko w imieniu „wyższych“ racyj wojennych — pracowała dziś znowu, dzięki niezłomnej energji dyrektora, który warsztat naprawił i w ruch puścił. Ale nie szła już tak wartko i nadziejnie, jak przed wojną. Zmienił się zwłaszcza stosunek dyrektora do robotników. Dominik Gimbut, ten przyjaciel i obrońca roboczego ludu, sprawiedliwy regulator interesów kapitału i pracy, wzięty został w podejrzenie przez robociarzy pod wpływem długiej i bezczelnej propagandy agitatorów. Rządy socjalistyczne znieprawiły robotnika przynajmniej na jedno pokolenie, zabijając w nim zarodki uczuć obywatela polskiego, musztrując go na żołdaka międzynarodowej bojówki proletarjackiej. Tłum, płacony za strajki, i bezrobocie, pijany i oślepły, zapędzano podstępnie do szeregów wielkiej armji żydowsko-masońskiej, następującej na Polskę. Gimbut robił, co mógł, aby otworzyć oczy swoim robotnikom i przytrzymać ich przynajmniej przy ich interesach realnych, jeżeli już nie przy abstrakcyjnej idei odbudowy Polski, ale ten wysiłek męczył go i gniewał. Ukrywał nawet przed przyjaciółmi tarcia i nieporozumienia w fabryce, bo wstydził się za swych robotników i nie chciał przyznawać się do częściowych kapitulacyj. Pomimo naprężonej pracy dziennej, bądź co bądź owocnej, nie mógł się pozbyć ciężkiej zadumy nad dziwnie opacznym procesem dźwigania się Polski.