Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/160: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 14:23, 11 kwi 2021

Ta strona została przepisana.
—   152   —

— I w jak złych jeszcze! Przyznał mi się do dwudziestu tysięcy długów. Czy to wszystko?...
— Gra za grubo i ciągle, to niebezpieczne.
— Podobno partya w tym przeklętym klubie już się kończy? Mówią, że zwykle urywa się przed Wielkąnocą.
— Nie będzie tej, będzie inna. Zresztą jest zawsze Monte Carlo, a to dom najgorszy, bo utrzymywany z regularnego podatku grających.
Terenia była istotnie zakłopotana i porzuciła nawet swą ulubioną dyplomacyę.
— To też w tych dniach musimy koniecznie wyjechać do Rzymu. Mieliśmy zawsze ten zamiar; szkoda, że za późno go wykonamy. Dla ciebie nawet ojciec przepisał tę pielgrzymkę.
— Doprawdy! Toby mi nie było zachętą. Ale najprzód trzeba pieniędzy. Ja nie mam ani grosza, nawet na tych 4.000 już są poważne hypoteki.
— Posłuchaj mnie, Jurku, i przyrzeknij mi sekret absolutny przed Władziem... Dziesięć dni temu, gdy spostrzegłam, jak tu idzie, napisałam do Chojnogóry, prosząc o dodatkową pomoc dla nas wszystkich.
— I dla mnie?
— Dla wszystkich. My tu przyjechaliśmy dla ciebie, więc ojciec pewnie pieniądze, które nam dał, zapisał na conto dobrych uczynków....
— Jak zapisał, mało mnie to obchodzi. Ale nie chcę, żeby sobie wyobrażał, że i ja korzy-