Konrad Wallenrod: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Pwjb (dyskusja | edycje)
mNie podano opisu zmian
Pwjb (dyskusja | edycje)
Zastąpienie treści strony tekstem: '<div id="toc" style="margin: auto; text-align: center; clear: both; margin-top: 0em; padding: 1em; padding-bottom: 2em"> {{Tytuł|nazwa=Konrad Wallenrod|autor=...'
Linia 1:
<div id="toc" style="margin: auto; text-align: center; clear: both; margin-top: 0em; padding: 1em; padding-bottom: 2em">
:'''Konrad Wallenrod'''
::''[[{{Tytuł|nazwa=Konrad Wallenrod|autor=Adam Mickiewicz]]''|inne= }}
<poem>
WSTĘP
 
:[[Konrad Wallenrod: Wstęp|Wstęp]]
Sto lat mijalo, jak Zakon krzyzowy
We krwi poganstwa pólnocnego brodzil;
juz Prusak szyje uchylil w okowy
Lub ziemie oddal, a z dusza uchodzil;
Niemiec za zbiegiem rozpuscil gonitwy,
Wiezil, mordowal, az do granic Litwy.
 
:[[Konrad Wallenrod: I|Rozdział I]]
Niemen rozdziela Litwinów od wrogów:
Po jednej stronie blyszcza swiatyn szczyty
10 I szumia lasy, pomieszkania bogów;
po drugiej stronie, na pagórku wbity
Krzyz, godlo Niemców, czolo kryje w niebie,
Grozne ku Litwie wyciaga ramiona,
Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona
Chcial z góry objac i garnac pod siebie.
 
:[[Konrad Wallenrod: II|Rozdział II]]
Z tej strony tlumy litewskiej mlodziezy,
W kolpakach rysich, w niedzwiedziej odziezy,
Z lukiem na plecach, z dlonia pelna grotów,
Snuja sie, sledzac niemieckich obrotów.
20 po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,
Niemiec na koniu nieruchomy stoi;
Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciól szaniec,
Nabija strzelbe i liczy rózaniec.
 
:[[Konrad Wallenrod: III|Rozdział III]]
I ci, i owi pilnuja przeprawy.
Tak Niemen, dawniej slawny z goscinnosci,
Laczacy bratnich narodów dzierzawy,
 
:[[Konrad Wallenrod: IV|Rozdział IV]]
 
:[[Konrad Wallenrod: V|Rozdział V]]
Juz teraz dla nich byl progiem wiecznosci;
I nikt, bez straty zycia lub swobody,
Nie mógl przestapic zakazanej wody.
30 Tylko galazka litewskiego chmielu,
Wdziekami pruskiej topoli necona,
Pnac sie po wierzbach i po wodnym zielu,
Smiale, jak dawniej, wyciaga ramiona
I rzeke krasnym przeskakujac wiankiem,
Na obcym brzegu laczy sie z kochankiem.
Tylko slowiki kowienskiej dabrowy .
Z bracia swoimi zapuszczanskiej góry
Wioda, jak dawniej, litewskie rozmowy
Lub, swobodnymi wymknawszy sie pióry,
40 Lataja w gosci na spólne ostrowy.
 
:[[Konrad Wallenrod: VI|Rozdział VI]]
A ludzie? - ludzi rozdzielily boje !
Dawna Prusaków i Litwy zazylosc
Poszla w niepamiec; tylko czasem milosc
I ludzi zbliza. - Znalem ludzi dwoje.
 
</div>
O Niemnie i wkrótce runa do twych brodów
[[Kategoria:Adam Mickiewicz]]
Smierc i pozoga niosace szeregi,
I twoje dotad szanowane brzegi
Topór z zielonych ogoloci wianków,
Huk dzial wystraszy slowiki z ogrodów.
50 Co przyrodzenia zwiazal lancuch zloty,
Wszystko rozerwie nienawisc narodów;
Wszystko rozerwie; - lecz serca kochanków
Zlacza sie znowu w piesniach wajdeloty.
 
 
[I]
OBIÓR
 
Z Maryjenburskiej wiezy zadzwoniono,
Dziala zagrzmialy, w bebny uderzono;
Dzien uroczysty w krzyzowym Zakonie;
Zewszad komtury do stolicy spiesza,
60 Kedy, zebrani w kapituly gronie,
Wezwawszy Ducha Swietego uradza,
Na czyich piersiach wielki krzyz zawiesza
I w czyje rece wielki miecz oddadza.
Na radach splynal dzien jeden i drugi,
Bo wielu mezów staje do zawodu,
A wszyscy równie wysokiego rodu
I wszystkich równe w Zakonie zaslugi;
Dotad powszechna miedzy bracia zgoda
Nad wszystkich wyzej stawi Wallenroda.
 
70 On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,
Slawa napelnil zagraniczne domy;
Czy Maurów scigal na kastylskich górach,
Czy Otomana przez morskie odmety,
W bitwach na czele, pierwszy byl na murach,
Pierwszy zahaczal pohanców okrety;
I na turniejach, skoro wstapil w szranki,
Jezeli raczyl przylbice odslonic,
Nikt sie nie wazyl na ostre z nim gonic,
Pierwsze mu zgodnie ustepujac wianki.
80 Nie tylko miedzy krzyzowymi roty
Wslawil orezem mlodociane lata,
Zdobia go wielkie chrzescijanskie cnoty:
Ubóstwo, skromnosc i pogarda swiata.
 
Konrad nie slynal w przydwornym nacisku
Gladkoscia mowy, skladnoscia uklonów;
Ani swej broni dla podlego zysku
Nie przedal w sluzbe niezgodnych baronów.
Klasztornym murom wiek poswiecil mlody,
Wzgardzil oklaski i górne urzedy;
90 Nawet zacniejsze i slodsze nagrody:
Minstrelów hymny i pieknosci wzgledy,
Nie przemawialy do zimnego ducha.
Wallenrod pochwal obojetnie slucha,
Na krasne lica poglada z daleka,
Od czarujacej rozmowy ucieka.
 
Czy byl nieczulym, dumnym z przyrodzenia,
Czy stal sie z wiekiem - bo choc jeszcze mlody,
Juz wlos mial siwy i zwiedle jagody,
Napietnowane staroscia cierpienia -
100 Trudno odgadnac: zdarzaly sie chwile,
W których zabawy mlodziezy podzielal,
Nawet niewiescich gwarów sluchal mile,
Na zarty dworzan zartami odstrzelal
I sypal damom grzecznych slówek krocie,
Z zimnym usmiechem, jak dzieciom lakocie.
Byly to rzadkie chwile zapomnienia;
I wkrótce, lada slówko obojetne,
Które dla drugich nie mialo znaczenia,
W nim obudzalo wzruszenia namietne;
110 Slowa: ojczyzna, powinnosc, kochanka,
O krucyjatach i o Litwie wzmianka,
Nagle wesolosc Wallenroda truly;
Slyszac je, znowu odwracal oblicze,
Znowu na wszystko stawal sie nieczuly
I pograzal sie w dumy tajemnicze.
Moze, wspomniawszy swietosc powolania,
Sam sobie ziemskich slodyczy zabrania.
Jedne znal tylko przyjazni slodycze,
Jednego tylko wybral przyjaciela,
120 Swietego cnota i poboznym stanem:
Byl to mnich siwy, zwano go Halbanem.
On Wallenroda samotnosc podziela;
On byl i duszy jego spowiednikiem,
On byl i serca jego powiernikiem.
Szczesliwa przyjazn swietym jest na ziemi,
Kto umial przyjazn zabrac ze swietemi.
 
Tak naczelnicy zakonnej obrady
Rozpamietuja Konrada przymioty;
Ale mial wade - bo któz jest bez wady?
130 Konrad swiatowej nie lubil pustoty,
Konrad pijanej nie dzielil biesiady.
Wszakze zamkniety w samotnym pokoju,
Gdy go dreczyly nudy lub zgryzoty,
Szukal pociechy w goracym napoju;
I wtenczas zdal sie wdziewac postac nowa,
Wtenczas twarz jego, blada i surowa,
Jakis rumieniec chorowity krasil;
I wielkie, niegdys blekitne zrenice,
Które czas nieco skazil i przygasil,
140 Ciskaly dawnych ogniów blyskawice;
Z piersi zalosnie westchnienie ucieka
I lza perlowa nabrzmiewa powieka,
Dlon lutni szuka, usta piesni leja,
Piesni nucone cudzoziemska mowa,
Lecz je sluchaczów serca rozumieja.
Dosyc uslyszec muzyke grobowa,
Dosyc uwazac na spiewaka postac:
W licach pamieci widac natezenie,
Brwi podniesione, pochyle wejrzenie,
150 Chcace z glebiny ziemnej cós wydostac;
Jakiz byc moze piesni jego watek?-
Zapewne mysla, w oblednych pogoniach,
Sciga swa mlodosc na przeszlosci toniach.-
Gdziez dusza jego? - W krainie pamiatek.
 
Lecz nigdy reka, w muzycznym zapedzie,
Z lutni weselszych tonów nie dobedzie;
I lica jego niewinnych usmiechów
Zdaja sie lekac, jak smiertelnych grzechów.
Wszystkie uderza struny po kolei,
160 Prócz jednej struny - prócz struny wesela.
Wszystkie uczucia sluchacz z nim podziela,
Oprócz jednego uczucia - nadziei.
 
Nieraz go bracia zeszli niespodzianie
I nadzwyczajnej dziwili sie zmianie.
Konrad zbudzony zzymal sie i gniewal,
Porzucal lutnie i piesni nie spiewal;
Wymawial glosno bezbozne wyrazy,
Cós Halbanowi szeptal po kryjomu,
Krzyczal na wojska, wydawal rozkazy,
170 Straszliwie grozil, nie wiadomo komu.
Trwoza sie bracia - stary Halban siada
I wzrok zatapia w oblicze Konrada,
Wzrok przenikliwy, chlodny i surowy,
Pelen jakowejs tajemnej wymowy.
Czy cós wspomina, czyli cós doradza,
Czy trwoge w sercu Wallenroda budzi,
 
Zaraz mu chmurne czolo wypogadza,
Oczy przygasza i oblicze studzi.
Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca,
180 Sprosiwszy panny, damy i rycerze,
Rozlamie krate zelaznego dworca,
Da haslo traba; wtem królewskie zwierze
Grzmi z glebi piersi, strach na widzów pada;
Jeden dozorca kroku nie poruszy,
Spokojnie rece na piersiach zaklada
I lwa poteznie uderzy - oczyma,
Tym niesmiertelnej talizmanem duszy
Moc bezrozumna na uwiezi trzyma.
 
 
 
II
 
190 Z Maryjenburskiej wiezy zadzwoniono,
Z obradnej sali ida do kaplicy,
Najpierwszy komtur, wielcy urzednicy,
Kaplani, bracia i rycerzy grono.
Nieszpornych modlów kapitula slucha
I spiewa hymny do Swietego Ducha.
 
 
HYMN
 
Duchu, swiatlo boze!
Golabko Syjonu!
Dzis chrzescijanski swiat, ziemne podnoze
200 Twojego tronu,
Widoma oswiec postacia
I roztocz skrzydla nad syjonska bracia!
Spod Twych skrzydel niech wystrzeli
Slonecznymi promien blaski,
I kto najswietszej godniejszy laski
Temu niech zlotym wiencem skronie rozweseli;
A padniem na twarz, syny czlowieka,
Temu, nad kim spoczywa Twych skrzydel opieka.
Synu Zbawicielu!
210 Skinieniem wszechmocnej reki
Naznacz, kto z wielu
Najgodniejszy slynac
Swietym znakiem Twojej meki,
Piotra mieczem hetmanic zolnierstwu Twej wiary
I przed oczyma poganstwa rozwinac
Królestwa Twego sztandary;
A syn ziemi niech czolo i serce uniza
Przed tym, na czyich piersiach blysnie gwiazda krzyza.
 
 
 
* * *
 
220 Po modlach wyszli. Arcykomtur zlecil,
Spoczawszy nieco powracac do choru
I znowu blagac, aby Bóg oswiecil
Kaplanów, braci i mezów obioru.
 
Wyszli nocnymi orzezwic sie chlody:
Jedni zasiedli zamkowy kruzganek,
Drudzy przechodza gaje i ogrody.
Noc byla cicha, majowej pogody;
Z dala niepewny wygladal poranek;
Ksiezyc obieglszy blonie safirowe
230 Z odmiennym licem, z róznym blaskiem w oku,
Drzemiac to w ciemnym, to w srebrnym obloku,
Znizal swa cicha i samotna glowe;
Jak dumajacy w pustyni kochanek,
Obieglszy mysla cale zycia kolo,
Wszystkie nadzieje, slodycze, cierpienia,
To lzy wylewa, to spójrzy wesolo,
Wrescie ku piersiom zmordowane czolo Sklania - i wpada w letarg zamyslenia.
 
Przechadzka inni bawia sie rycerze.
240 Lecz Arcykomtur chwil darmo nie traci,
Zaraz Halbana i celniejszych braci
Wzywa do siebie i na strone bierze,
Aby z daleka od ciekawej rzeszy
Zasiegnac rady, udzielic przestrogi.
Wychodzi z zamku, na równina spieszy;
Tak rozmawiajac, nie pilnujac drogi,
Bladzili kilka godzin w okolicy,
Blisko spokojnych jeziora wybrzezy.
Juz ranek, pora wracac do stolicy.
250 Staja - glos jakis - skad? - z naroznej wiezy:
 
Sluchaja pilnie - to glos pustelnicy.
W tej wiezy dawno, przed laty dziesieciu,
Jakas nieznana, pobozna niewiasta,
Z dala przybywszy do Maryi-miasta-
Czy ja natchnelo niebo w przedsiewzieciu,
Czy skazonego sumienia wyrzuty
Pragnac ukoic balsamem pokuty,
Pustelniczego szukala ukrycia
I tu znalazla grobowiec za zycia.
 
260 Dlugo nie chcieli zezwalac kaplani,
Wreszcie staloscia prosby przelamani
Dali jej w wiezy samotne schronienie.
I.edwie stanela za swieconym progiem,
Na próg zwalono cegly i kamienie,
Zostala sama z myslami i Bogiem;
I brame, co ja od zyjacych dzieli,
Chyba w dzien sadny odemkna anieli.
 
U góry male okienko i krata,
Kedy pobozny lud slal pozywienie,
270 A niebo - wietrzyk i dzienne promienie.
Biedna grzesznico, czyz nienawisc swiata
Do tyla umysl skolatala mlody,
Ze sie obawiasz slonca i pogody?-
Zaledwie w swoim zamknela sie grobie,
Nikt jej nie widzial przy okienku wiezy
Przyjmowac w usta wiatru oddech swiezy,
Ogladac niebo w pogodnej ozdobie
I mile kwiaty na ziemnym obszarze,
I stokroc milsze swoich bliznich twarze.
 
280 Wiedziano tylko, ze jest dotad w zyciu;
Bo nieraz jeszcze swietego pielgrzyma,
Gdy noca przy jej blaka sie ukryciu,
Jakis dzwiek mily na chwile zatrzyma;
Dzwiek to zapewne poboznej piosenki.
I z pruskich wiosek gdy zebrane dzieci
Igraja w wieczór u bliskiej dabrowy,
Natenczas z okna cós bialego swieci,
Jak gdyby promyk wschodzacej jutrzenki:
Czy to jej wlosa pukiel bursztynowy,
290 Czyli to polysk drobnej, snieznej reki,
Blogoslawiacej niewiniatek glowy?
Komtur, tamtedy obróciwszy kroki,
Slyszy, gdy wieze narozna pomijal:
"Tys Konrad, przebóg! spelnione wyroki,
Ty masz byc mistrzem, abys ich zabijal!
Czyz nie poznaja? - ukrywasz daremnie,
Chociazbys, jak waz, inne przybral cialo,
Jeszcze by w twojej duszy pozostalo
Wiele dawnego - wszak zostalo we mnie!
300 Chociazbys wrócil, po twoim pogrzebie
Jeszcze Krzyzacy poznaliby ciebie".
Slucha rycerstwo - to glos pustelnicy,
Spojrza na krate, zda sie pochylona,
Zda sie ku ziemi wyciagac ramiona,
Do kogoz? - Pusto w calej okolicy.
Z daleka tylko jakis blask uderza,
Na ksztalt plomyka stalowej przylbicy,
I cien na ziemi - czy to plaszcz rycerza?
Juz zniklo - pewnie zludzenie zrenicy,
310 Pewnie jutrzenki blysnal wzrok rumiany,
Po ziemi ranne przemknely tumany.
 
"Bracia!- rzekl Halban - dziekujmy niebiosom,
Pewnie wyroki niebios nas przywiodly,
Ufajmy wieszczym pustelnicy glosom.
Czy slyszeliscie? - Wieszczba o Konradzie,
Konrad dzielnego imie Wallenroda.
Stójmy, brat bratu niechaj reke poda,
Slowo rycerskie: na jutrzejszej radzie
On mistrzem naszym! " - "Zgoda - krzykna - zgoda!"
 
320 I poszli krzyczac; dlugo po dolinie
Odglos tryumfu i radosci bije:
"Konrad niech zyje, Wielki Mistrz niech zyje!
Niech zyje Zakon! niech poganstwo zginie!"
 
Halban pozostal mocno zamyslony,
Na wolajacych okiem wzgardy rzucil,
Spójrzal ku wiezy i cichymi tony
Taka piosenke odchodzac zanucil:
 
 
[PIESN]
 
Wilija, naszych strumieni rodzica,
330 Dno ma zlociste i niebieskie lica;
Piekna Litwinka, co jej czerpa wody,
Czystsze ma serce, sliczniejsze jagody.
 
Wilija w milej kowienskiej dolinie
Sród tulipanów i narcyzów plynie;
U nóg Litwinki kwiat naszych mlodzianów,
Od róz krasniejszy i od tulipanów.
Wilija gardzi doliny kwiatami,
Bo szuka Niemna, swego oblubienca;
Litwince nudno miedzy Litwinami,
340 Bo ukochala cudzego mlodzienca.
 
Niemen w gwaltowne pochwyci ramiona,
Niesie na skaly i dzikie przestworza,
Tuli kochanke do zimnego lona,
I gina razem w glebokosciach morza.
 
I ciebie równie przychodzien oddali
Z ojczystych dolin, o Litwinko biedna!
I ty utoniesz w zapomnienia fali,
Ale smutniejsza, ale sama jedna.
 
Serce i potok ostrzegac daremnie,
350 Dziewica kocha i Wilija biezy;
Wilija znikla w ukochanym Niemnie,
Dziewica placze w pustelniczej wiezy.
 
III
 
Gdy Mistrz praw swietych ucalowal ksiegi,
Skonczyl modlitwe i wzial od komtura
Miecz i krzyz wielki, znamiona potegi,
Wzniósl dumnie czolo, chociaz troski chmura
Ciazyla nad nim; wkolo okiem strzelil,
W którym sie radosc na pól z gniewem zarzy,
360 I niewidziany gosc na jego twarzy,
Usmiech przelecial, slaby i znikomy:
Jak blask, co chmure poranna rozdzielil,
Zwiastujac razem wschód slonca i gromy.
 
Ten zapal Mistrza, to grozne oblicze,
Napelnia serca otucha, nadzieja;
Widza przed soba bitwy i zdobycze
I hojnie w mysli krew poganska leja.
Takiemu wladcy któz dostoi kroku?
Któz sie nie zleknie jego szabli, wzroku?-
370 Drzyjcie Litwini! juz sie chwila zbliza,
Gdy z murów Wilna blysnie znamie krzyza.
 
Nadzieje prózne. - Cieka dni, tygodnie,
Uplynal caly dlugi rok w pokoju;
Litwa zagraza, Wallenrod niegodnie
Ani sam walczy, ani sle do boju;
A gdy sie zbudzi i cós dzialac zacznie,
Stary porzadek wywraca opacznie.
Wola, ze Zakon z swietych wyszedl karbów,
Ze bracia gwalca przysiezone sluby;
380 "Módlmy sie - wola - wyrzeczmy sie skarbów,
Szukajmy m cnotach i pokoju chluby!"
Narzuca posty, pokuty ciezary,
Uciech, wygody niewinnej zaprzecza;
Lada grzech sciga najsrozszymi kary
Podziemnych lochów, wygnania i miecza.
 
Tymczasem Litwin, co przed laty z dala
Omijal bramy zakonnej stolicy,
Teraz dokola wsi co noc podpala
I lud bezbronny chwyta z okolicy;
390 Pod samym zamkiem dumnie sie przechwala,
Ze idzie na msze do mistrza kaplicy;
Pierwszy raz dzieci z rodziców swych progu
Drzaly na straszny dzwiek zmudzkiego rogu.
 
Kiedyz byc moze czas lepszy do wojny?-
Litwa szarpana wewnetrzna niezgoda;
Stad dzielny Rusin, stad Lach niespokojny,
Stad krymskie chany lud potezny wioda.
Witold, zepchniety od Jagielly z tronu,
Przyjechal szukac opieki Zakonu;
400 W nagrode skarby i ziemie przyrzeka
I wsparcia dotad nadaremnie czeka.
 
Szemraja bracia, gromadzi sie rada,
Mistrza nie widac; Halban stary biezy,
W zamku, w kaplicy nie znalazl Konrada:
Gdziez on? - zapewne u naroznej wiezy.
Sledzili bracia nocne jego kroki;
Wszystkim wiadomo: kazdego wieczora,
Gdy ziemie grubsze oslaniaja mroki,
On idzie bladzic po brzegach jeziora;
 
 
410 Albo kleczacy, przyparty do muru,
Okryty plaszczem, az do bialej zorzy
Swieci z daleka, jak posag z marmuru,
I przez noc cala sennosc go nie zmorzy.
Czesta na cichy odglos pustelnicy
Wstaje i ciche daje odpowiedzi;
Brzmienia ich z dala ucho nie dosledzi,
Lecz widac z blasku wstrzasnionej przylbicy,
Rak niespokojnych, podniesionej glowy,
Ze jakies wazne tocza sie rozmowy.
 
 
420 PIESN Z WIEZY
 
Któz me westchnienia, kto me lzy policzy?
Czy juz tak dlugie przeplakalam lata,
Czy tyle w piersiach i oczach goryczy,
Ze od mych westchnien pordzawiala krata?-
Gdzie lza upadnie, w zimny glaz przecieka,
Jak gdyby w serce dobrego czlowieka.
 
Jest wieczny ogien w zamku 5wentoroga,
Ten ogien zywia pobozne kaplany;
Jest wieczne zródlo na górze Mendoga,
430 To zródlo zywia sniegi i tumany;
Nikt moich westchnien i lez nie podsyca,
A dotad boli serce i zrenica.
 
Pieszczoty ojca, matki uscisnienia,
Zamek bogaty, kraina wesola,
Dni bez tesknoty, nocy bez marzenia;
Spokojnosc na ksztalt cichego aniola,
We dnie i w nocy, na polu i w domie
Strzegla mig z bliska, chociaz niewidomie.
 
 
Trzy piekne córki bylo nas u matki,
440 A mnie najpierwej zadano w zamescie;
Szczesliwa mlodosc, szczesliwe dostatki,
Któz mi powiedzial, ze jest inne szczescie?
Piekny mlodziencze! na cos mi powiedzial
To, o czym w Litwie nikt pierwej nie wiedzial?
 
O Bogu wielkim, o jasnych aniolach,
Kamiennych miastach, kedy wiara swieta,
Gdzie lud w bogatych modli sie kosciolach
I kedy dziewic sluchaja ksiazeta,
Waleczni w boju, jak nasi rycerze,
450 Czuli w milosci, jak nasi pasterze;
 
Gdzie czlowiek, ziemne zlozywszy pokrycie,
Z dusza ulata po rozkosznym niebie.
Ach, ja wierzylam, bo niebieskie zycie
Juz przeczuwalam, gdym sluchala ciebie!
Ach, odtad marze, w dobrych i zlych losach,
Tylko o tobie, tylko o niebiosach.
 
Krzyz na twych piersiach oczy me weselil,
W nim ogladalam przyszle szczescia haslo,
Niestety! z krzyza gdy piorun wystrzelil,
460 Wszystko dokola ucichlo, zagaslo!
Nic nie zaluje, choc gorzkie lzy leje,
Bos wszystko odjal, zostawil nadzieje.
 
 
 
"Nadzieje!" - cichym powtórzyly echem
Brzegi jeziora, doliny i knieje.
Zbudzil sie Konrad i z dzikim usmiechem:
"Gdziez jestem - wolal - tu slychac nadzieje?
Na co te piesni? - Pomne twoje szczescie;
Trzy piekne córki bylo was u matki,
Ciebie najpierwej zadano w zamescie...
470 Biada, o biada wam, nadobne kwiatki!
Straszliwa zmija wkradla sie do sadu,
A kedy piersia przesliznie sie bledna,
Usechna trawy i róze uwiedna,
I beda zólte jako piersi gadu!
Uciekaj mysla i dni przypominaj,
Które bys dotad pedzila wesolo,
Gdyby... ty milczysz? - spiewaj i przeklinaj;
Niechaj lza straszna, co glazy przecieka,
Nie ginie darmo; zdejme szyszak z glowy,
480 Tu niechaj spadnie, niech mi pali czolo,
Tu niechaj spadnie, jam cierpiec gotowy:
Chceg znac zawczasu, co mig w piekle czeka!"
 
 
Glos z wiezy
"Daruj, mój mily, daruj mi, jam winna.
Przyszedles pózno, teskno bylo czekac,
I mimowolnie jakas piesn dziecinna...
Precz mi z ta piesnia! - mialazbym narzekac?-
Z toba, mój luby, z tobasmy przezyli
Znikoma chwile, lecz tej jednej chwili
490 Nie bede mieniac z cala ziemian zgraja
Na ciche zycie, przepedzone w nudzie.
Ty sam mówiles, ze zwyczajni ludzie
Sa jako konchy, co sie w bagnie taja;
Ledwie raz na rok fala niepogody
Wypchniete z metnej pokaza sie wody,
Otworza usta, raz westchna ku niebu
I znowu wróca do swego pogrzebu.
Nie, jam na takie szczescie nie stworzona!
Jeszcze w ojczyznie, ciche pedzac zycie,
500 Nieraz w posrodku towarzyszek grona
Za czyms tesknilam i wzdychalam skrycie,
I czulam serca niespokojne bicie.
Nieraz z poziomej uciekalam laki
I na najwyzszym stanawszy pagórku,
Myslilam sobie: gdyby te skowronki
Ze skrzydel swoich daly mi po piórku,
Poszlabym z nimi i tylko z tej góry
Chcialabym jeden maly kwiat uszczyknac,
Kwiat niezabudki, a potem za chmury
510 Leciec wysoko! wysoko! i - zniknac.
Tys mie wysluchal, ty skrzydly orlemi,
Monarcho ptaków, wzniosles mie do siebie!
Teraz, skowronki, o nic was nie prosze,
Bo gdziez ma leciec, po jakie rozkosze,
Kto poznal Boga wielkiego na niebie
I kochal meza wielkiego na ziemi?"
 
 
Konrad
"Wielkosc! i znowu wielkosc, mój aniele!
Wielkosc, dla której jeczymy w niedoli.
520 Kilka dni jeszcze, niech serce przeboli,
Kilka dni tylko, juz ich tak niewiele.
Stalo sie! prózno po czasie zalowac!
Placzmy - lecz niechaj drza nieprzyjaciele,
Bo Konrad plakal, azeby mordowac.
Po cos tu przyszla, po co, moja droga!
Z klasztornych murów, z swiatyni pokoju?-
Jam cie poswiecil na uslugi Boga;
Nie lepiejz bylo w swietych jego murach,
Z dala ode mnie plakac i umierac,
530 Niz tu, w krainie klamstwa i rozboju,
W grobowej wiezy, w powolnych torturach,
Konac i oczy samotne otwierac,
I przez niezlomne tej kraty okucia
Pomocy zebrac? - A ja sluchac musze,
Patrzec na dluga skonania katusze,
Stojac z daleka, i klac moje dusze,
Ze w niej sa jeszcze ostatki uczucia!"
 
Glos z wiezy
"Jesli narzekasz, nie przychodz tu wiecej;
540 Chociazbys przyszedl, blagal najgorecej,
Juz nie uslyszysz! juz okno zamykam,
Spuszcze sie znowu w moje wieze ciemna,
Niechaj w milczeniu gorzkie lzy polykam.
Badz zdrów na wieki, badz zdrów, mój jedyny!
I niech zaginie pamiec tej godziny,
W której nie miales litosci nade mna".
 
Konrad
"Wiec ty miej litosc, ty jestes aniolem,
Stój, a jezeli prosba cie nie wstrzyma,
550 O ten róg wiezy uderze sie czolem,
Bede cie blagal skonaniem Kaima".
 
 
Glos z wiezy
"0, miejmy litosc nad soba samemi,
Pomnij, mój luby, ze jak ten swiat wielki,
Dwoje nas tylko na ogromnej ziemi
Na morzach piasku dwie rosy kropelki;
Ze, lada wietrzyk, z ziemnego padolu
Znikniem na zawsze, ach! ginmyz pospolu!
Nie na to przyszlam, azeby cie dreczyc;
560 Nie chcialam przyjac swiecenia kaplanek,
Bo niebu serca nie smialam zareczyc,
Póki w nim ziemski panowal kochanek;
Pragnelam zostac w klasztorze i skromnie
Oddac dni moje zakonnic usludze,
Lecz tam bez ciebie wszystko wokolo mnie
Bylo tak nowe, tak dzikie, tak cudze.
Wspomnialam sobie, ze po latach wielu
Miales powrócic do Maryi-grodu,
Szukajac zemste na nieprzyjacielu
570 I broniac sprawe biednego narodu.
Kto czeka, lata myslami ukraca;
Mówilam sobie: on juz moze wraca,
Moze juz wrócil; czyz nie wolno zadac,
Gdy mam zyjaca zakopac sie w grobie,
Abym cie mogla raz jeszcze ogladac,
Abym przynajmniej umarla przy tobie!
Pójde wiec - rzeklam - w pustelniczym domku,
Okolo drogi, na skaly ulomku,
Zamkne sie sama: moze rycerz jaki,
580 Kolo mej chatki przechodzacy blisko,
Wymówi czasem kochanka nazwisko,
Moze pomiedzy obcymi szyszaki
Ujrze znak jego: niech odmieni zbroje,
Niechaj na tarcze obce godla kladnie,
Niech twarz odmieni, jeszcze serce moje,
Z daleka nawet, kochanka odgadnie.
I gdy go ciezka powinnosc przymusza
Wszystko dokola wyniszczac i krwawic,
Wszyscy go przeklna, bedzie jedna dusza,
590 Co mu z daleka smie poblogoslawic!
Tu mój obralam domek i grobowiec,
W cichej ustroni, kedy swietokradzki
Mych jeków nie smie podsluchac wedrowiec.
Ty, wiem, iz lubisz samotne przechadzki;
Myslilam sobie: on moze z wieczora
Wybiezy z dala od swych towarzyszy,
Pomówic z wiatrem i z fala jeziora,
Pomysli o mnie i glos mój uslyszy.
Niebo spelnilo niewinne zyczenia;
600 Przyszedles, moje zrozumiales pienia.
Dawniej prosilam, by mig twym obrazem
Pocieszaly, choc obraz byl niemy;
Dzis ile szczescia I dzis mozemy razem-
Razem zaplakac..."
 
Konrad
"I cóz wyplaczemy?-
Plakalem, pomnisz, kiedy sie wydarlem
Na wieki wieków z twojego objecia,
Gdy dobrowolnie dla szczescia umarlem,
610 Azeby krwawe spelnic przedsiewziecia.
Juz uwienczone zbyt dlugie meczenstwo,
Teraz stanalem u zyczen mych celu,
Moge sie zemscic na nieprzyjacielu;
A ty mi przyszlas wydzierac zwyciestwo.
Odtad jak znowu z okna twej wiezycy
Spójrzalas na mnie, w calym kregu swiata
Znowu nic nie ma dla mojej zrenicy,
Tylko jezioro i wieza, i krata.
Wkolo mnie wszystko wre wojny rozruchem;
620 Sród trab odglosu, sród oreza szczeku
Ja niecierpliwym, wytezonym uchem
Szukam ust twoich anielskiego dzwieku,
I dzien mój caly jest oczekiwaniem,
A gdy wieczornej doczekam sie pory,
Chce ja przedluzyc rozpamietywaniem;
Ja zycie moje licze na wieczory.
Tymczasem Zakon spoczynkowi laje,
O wojne prosi, wlasnej zada zguby,
I msciwy Halban wytchnac mi nie daje:
630 Albo dawniejsze przypomina sluby,
Wyrzniete siola i zniszczone kraje,
Albo gdy nie chce skargi jego sluchac,
Jednym westchnieniem, skinieniem, oczyma,
Umie przygasla chec zemsty rozdmuchac.
Wyrok mój zda sie przyblizac do konca,
Nic juz Krzyzaków od wojny nie wstrzyma.
Wczorasmy z Rzymu odebrali gonca,
Z róznych stron swiata niezliczone chmury,
Pobozny zapal w pole nagromadzil,
640 Wszyscy wolaja, abym ich prowadzil
Z mieczem i krzyzem na wilenskie mury.
A przeciez - wyznam ze wstydem! w tej chwili,
Kiedy sie waza narodów wyroki,
Mysle o tobie, wynajduje zwloki,
Zebysmy jeszcze dzien jeden przezyli.
Mlodosci! jakze wielkie twe ofiary!
Jam milosc, szczescie, jam niebo za mlodu
Umial poswiecic dla sprawy narodu,
Z zalem, lecz z mestwem! a dzisiaj ja stary,
650 Dzisiaj powinnosc, rozpacz, wola boza
Pedza mie w pole! a ja siwej glowy
Nie smiem oderwac od tych scian podnoza,
Azeby twojej nie stracic - rozmowy!"
 
Umilknal; z wiezy slychac tylko jeki;
W milczeniu dlugie przeciekly godziny,
Noc rozrzedniala i promyk jutrzenki
Juz zarumienil lica cichej wody;
Pomiedzy lisciem drzemiacej krzewiny
Ze szmerem ranne przewiewaly chlody,
660 Ptaszeta cichym ozwaly sie pieniem,
Umilkly znowu - i dlugim milczeniem
Znac daja, ze sie zbudzily za wczesnie.
Konrad powstaje, wzniosl ku wiezy czolo,
Dlugo na krate pogladal bolesnie;
Slowik zanucil, Konrad naokolo
Spojrzal: juz ranek; - opuscil przylbicy,
W szerokie zwoje plaszcza twarz obwinal,
Skinieniem reki zegna pustelnicy
I w krzakach zginal.
670 Tak duch piekielny od wrót pustelnika
Na odglos dzwonu porannego znika.
 
 
IV
 
 
UCZTA
 
Byl dzien patrona, uroczyste swieto,
Komtury z bracmi do stolicy jada,
Biale choragwie na wiezach zatknieto.
Konrad rycerzy ma uczcic biesiada.
 
Sto bialych plaszczów powiewa za stolem,
Na kazdym plaszczu czerni sie krzyz dlugi:
680 To byli bracia, a za nimi kolem
Mlodzi giermkowie stoja dla poslugi.
 
Konrad na czele, po lewicy tronu
Wzial miejsce Witold ze swymi hetmany;
Dawniej byl wrogiem, dzis gosciem Zakonu,
Przeciwko Litwie sojuszem zwiazany.
 
Juz Mistrz powstawszy daje uczty haslo:
"Cieszmy sie w Panu!" - wnet puchary blysly.
"Cieszmy sie w Panu!" - tysiac glosów wrzaslo,
Srebra zabrzmialy, strugi mina trysly.
 
690 Wallenrod usiadl i na lokciu wsparty
Sluchal z pogarda nieprzystojnych gwarów;
Umilkla wrzawa, ledwie ciche zarty
Gdzieniegdzie przerwa lekki dzwiek pucharów.
 
"Cieszmy sie - rzecze - cóz to, bracia moi,
Tak-ze rycerzom cieszyc sie przystoi?-
Zrazu wrzask pijany, a teraz szmer cichy;
Mamyz ucztowac jak zbójce lub mnichy? -
 
"Inne zwyczaje byly za mych czasów,
Kiedy na pelnym trupów bojowisku,
700 Sród gór kastylskich lub finlandzkich lasów,
Przy obozowym pilismy ognisku.
 
"Tam byly piesni! Miedzy waszym gminem
Czyz nie ma barda albo menestrela?-
Serce czlowieka wino rozwesela,
Ale piosenka jest dla mysli winem".
 
Zarazem rózni spiewacy powstali:
Tam Wloch otyly slowiczymi tony
Konrada mestwo i poboznosc chwali;
Ówdzie trubadur od brzegów Garony
710 Opiewa dzieje milosnych pasterzy,
Zakletych dziewic i blednych rycerzy.
 
Wallenrod drzemal, piosenki ustaly;
Nagle zbudzony przerwanym loskotem,
Cisnal Wlochowi trzos ladowny zlotem:
"Mnie - rzekl - jednemu spiewales pochwaly,
Jeden nie moze dac innej nagrody.
Wez i pójdz z oczu! Ów trubadur mlody,
Który pieknosci i milosci sluzy,
Niechaj daruje, ze w rycerskim gronie
720 Dziewicy nie masz, co by mu na lonie
Wdzieczna przypiela marny kwiatek rózy.
 
"Tu róze zwiedly, innego chce barda,
Zakonnik-rycerz, innej chce piosenki,
Niechaj mi bedzie tak dzika i twarda
Jak halas rogów i oreza szczeki,
I tak ponura jak klasztorne sciany,
I tak ognista jak samotnik pjany.
 
"Dla nas, co swiecim i mordujem ludzi,
Mordercza piosnka niech swietosc oglasza,
730 Niechaj rozczula i gniewa, i nudzi,
I znowu niechaj znudzonych przestrasza.
Takie jest zycie - taka piosnka nasza.
Kto ja zaspiewa? kto? " -" Ja" - odpowiedzial
Sedziwy starzec, który u podwojów
Miedzy giermkami i paziami siedzial,
Prusak czy Litwin, jak widac ze strojów;
Brode mial gesta, wiekiem ubielona,
Glowe obwiewa ostatek siwizny,
Czolo i oczy zakryte zaslona,
740 W twarzy wyryte lat i cierpien blizny.
 
W prawicy stara lutnie pruska nosil,
A lewa reke wyciagnal do stola
I tym skinieniem posluchania prosil.
Ucichli wszyscy. - "Ja spiewam - zawola.-
Dawniej Prusakom i Litwie spiewalem;
Dzis jedni legli w ojczyzny obronie,
Drudzy, zyc nie chcac po ojczyzny zgonie,
Dobic sie wola nad jej martwym cialem,
Jak slugi wierne w dobrym i zlym losie
750 Gina na swego dobroczyncy stosie;
Inni sromotnie po lasach sie kryja,
Inni, jak Witold, miedzy wami zyja.
 
"Ale po smierci, Niemcy, wy to wiecie,
Sami spytajcie niecnych zdrajców kraju,
Co oni poczna gdy na tamtym swiecie,
Wskazani wiecznym ogniom na pozarcie,
Zechca swych przodków wywolywac z raju,
Jakim jezykiem poprosza o wsparcie?
Czy w ich niemieckiej barbarzynskiej mowie
760 Glos dzieci swoich uznaja przodkowie?
 
"O dzieci, jaka Litwinom sromota!
Zaden mi, zaden nie przyniosl obrony,
Gdy od oltarza, stary wajdelota,
Bylem w niemieckich kajdanach wleczony.
Samotny w obcej ziemi zestarzalem,
Spiewak, niestety! spiewac nie mam komu;
Na Litwe patrzac oczy wyplakalem
Dzisiaj jezeli chce westchnac do domu,
Nie wiem, gdzie lezy mój dóm ulubiony,
770 Czy tam, czy owdzie, czyli z tamtej strony.
 
"Tu tylko, w sercu, tu sie ochronilo,
Co w mej ojczyznie najlepszego bylo,
I te ubogie dawnych skarbów szczatki
Wezcie mi, Niemcy, wezcie mi pamiatki!
 
"Jak zwyciezony rycerz na igrzysku
Zachowa zycie, ale czesc utraca;
I dni wzgardzone wlekac w posmiewisku,
Znowu do swego zwyciezy powraca;
I raz ostatni wytezajac ramie,
780 Bron swa pod jego stopami rozlamie:
 
"Tak mie ostatnia natchnela ochota,
Jeszcze do lutni osmielilem reke,
Niech wam ostatni w Litwie wajdelota
Nuci ostatnia litewska piosenke".
 
Skonczyl i czekal Mistrza odpowiedzi,
Czekaja wszyscy w milczeniu glebokiem,
Konrad badawczym i szyderczym okiem
Witolda liców i poruszen sledzi.
 
Postrzegli wszyscy, kiedy wajdelota
790 Mówil o zdrajcach, jak. sie Witold mienil,
Zsinial, pobladnal, znowu sie czerwienil,
Dreczy go równie i gniew, i sromota,
Na koniec, szable sciskajac u boku,
Idzie, zdziwiona gromade roztraca,
Spójrzal na starca, zahamowal kroku,
I chmura gniewu, nad czolem wiszaca,
Opadla nagle w bystrym lez potoku;
Powrócil, usiadl, plaszczem twarz zaslania
I w tajemnicze utonal dumania.
 
800 A Niemcy z cicha: "Czyliz do biesiady
Przypuszczac mamy zebrajace dziady?
Kto slucha piesni i kto je rozumie?" -
Takie odglosy w biesiadniczym tlumie
Coraz zywszymi przerywano smiechy;
Paziowie krzycza swistajac w orzechy:
"Oto jest nuta Litewskiego spiewu".
 
Wtem Konrad powstal: "Waleczni rycerze!
Dzis Zakon, wedle starego zwyczaju,
Od miast i ksiazat podarunki bierze;
810 Jak winne holdy z podleglego kraju,
Zebrak wam piosnke przynosi w ofierze;
Zlozenia holdu nie bronmy starcowi,
Wezmijmy piosnke, bedzie to grosz wdowi.
 
"Posród nas widzim ksiazecia Litwinów,
Goscmi Zakonu sa jego wodzowie,
Milo im bedzie pamiec dawnych czynów
Slyszec, w ojczystej odswiezona mowie.
Kto nie rozumie, niechaj sie oddali;
Ja czasem lubie te posepne jeki
820 Niezrozumialej litewskiej piosenki,
Jak lubie loskot rozhukanej fali
Albo szmer cichy wiosennego deszczu;
Przy nich spac milo. - Spiewaj, stary wieszczu!"
 
 
PIESN WAJDELOTY
 
Kiedy zaraza Litwe ma uderzyc,
Jej przyjscie wieszcza odgadnie zrenica;
Bo jesli sluszna wajdelotom mierzyc,
Nieraz na pustych smetarzach i bloniach
Staje widomie morowa dziewica,
 
830 W bieliznie, z wiankiem ognistym na skroniach,
Czolem przenosi bialowieskie drzewa,
A w reku chustka skrwawiona powiewa.
 
Straznicy zamków oczy pod helm kryja,
A psy wiesniaków, zarywszy pysk w ziemi,
Kopia, smierc wietrza i okropnie wyja.
Dziewica stapa kroki zlowieszczemi
Na siola, zamki i bogate miasta;
A ile razy krwawa chustka skinie,
Tyle palaców zmienia sie w pustynie,
840 Gdzie noga stapi, swiezy grób wyrasta.
 
Zgubne zjawisko! - Ale wiecej zguby
Wrózyl Litwinom od niemieckiej strony
Szyszak blyszczacy ze strusimi czuby
I plaszcz szeroki, krzyzem naczerniony.
 
Gdzie przeszly stopy takiego widziadla,
Niczym jest kleska wiosek albo grodów:
Cala kraina, w mogile zapadla.
Ach! kto litewska dusze mógl ochronic,
Pójdz do mnie, siadziem na grobie narodów,
850 Bedziemy dumac, spiewac i lzy ronic.
 
O wiesci gminna! ty arko przymierza
Miedzy dawnymi i mlodszymi laty:
W tobie lud sklada bron swego rycerza,
Swych mysli przedze i swych uczuc kwiaty.
 
Arko! tys zadnym niezlamana ciosem,
Póki cie wlasny twój lud nie zniewazy;
O piesni gminna, ty stoisz na strazy
Narodowego pamiatek kosciola,
Z archanielskimi skrzydlami i glosem -
860 Ty czasem dzierzysz i miecz archaniola.
 
Plomien rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustosza zlodzieje,
Piesn ujdzie calo, tlum ludzi obiega;
A jesli podle dusze nie umieja
Karmic ja zalem i poic nadzieja,
Ucieka w góry, do gruzów przylega
I stamtad dawne opowiada czasy.
Tak slowik z ogniem zajetego gmachu
Wyleci, chwile przysiadzie na dachu:
870 Gdy dachy runa, on ucieka w lasy
I brzmiaca piersia nad zgliszcza i groby
Nuci podróznym piosenke zaloby
 
Sluchalem piosnek - nieraz kmiec stoletni,
Tracajac kosci zelazem oraczem,
Stanal i zagral na wierzbowej fletni
Pacierz umarlych; lub rymownym placzem
Was glosil, wielcy ojcowie - bezdzietni.
Echa mu wtórza, ja sluchalem z dala,
Tym mocniej widok i piosnka rozzala, 880 Zem byl jedynym widzem i sluchaczem.
 
Jako w dzien sadny z grobowca wywola
Umarla przeszlosc traba archaniola,
Tak na dzwiek piesni kosci spod mej stopy
W olbrzymie ksztalty zbiegly sie i zrosly.
Z gruzów powstaja kolumny i stropy,
Jeziora puste brzmia licznymi wiosly
I widac zamków otwarte podwoje,
Korony ksiazat, wojowników zbroje,
Spiewaja wieszcze, tanczy dziewic grono -
890 Marzylem cudnie, srodze mig zbudzono!
 
Zniknely lasy i ojczyste góry.
Mysl znuzonymi ulatujac pióry
Spada, w domowa tuli sie zacisze;
Lutnia umilkla w otretwialym reku,
Sród zalosnego spólrodaków jeku
Czesto przeszlosci glosu nie doslysze!
Lecz dotad iskry mlodego zapalu
Tla w glebi piersi, nieraz ogien wznieca,
Dusze ozywia i pamiec oswieca.
900 Pamiec naówczas, jak lampa z krysztalu
Ubrana pedzlem w malowne obrazy,
Chociaz ja zacmi pyl i liczne skazy,
Jezeli swiecznik postawisz w jej serce,
Jeszcze swiezoscia barwy zneci oczy,
Jeszcze na scianach palacu roztoczy
Krasne, acz nieco przycmione kobierce
 
Gdybym byl zdolny wlasne ognie przelac
W piersi sluchaczów i wskrzesic postaci
Zmarlej przeszlosci; gdybym umial strzelac
910 Brzmiacymi slowy do serca spólbraci:
Moze by jeszcze w tej jedynej chwili,
Kiedy ich piosnka ojczysta poruszy,
Uczuli w sobie dawne serca bicie,
Uczuli w sobie dawna wielkosc duszy
I chwile jedne tak górnie przezyli,
Jak ich przodkowie niegdys cale zycie.
 
Lecz po co zbiegle wywolywac wieki? -
I swoich czasów spiewak nie obwini,
Bo jest maz wielki, zywy, niedaleki,
920 O nim zaspiewam, uczcie sie, Litwini!
 
* * *
 
Umilknal starzec i dokola slucha,
Czy Niemcy dalej pozwola mu spiewac;
W sali dokola byla cichosc glucha,
Ta zwykla wieszczów na nowo zagrzewac.
Zaczal wiec piosnke, ale innej tresci,
Bo glos na spadki wolniejsze rozmierzal,
Po strunach slabiej i nadziej uderzal
I z hymnu zstapil do prostej powiesci.
 
 
930 POWIESC WAJDELOTY
 
Skad Litwini wracali? - Z nocnej wracali wycieczki,
Wiezli lupy bogate, w zamkach i cerkwiach zdobyte.
Tlumy branców niemieckich z powiazanymi rekami,
Ze stryczkami na szyjach, biegna przy koniach zwyciezców;
Pogladaja ku Prusom i zalewaja sie lzami,
Pogladaja na Kowno - i polecaja sie Bogu.
W miescie Kownie posrodku ciagnie sie blonie Peruna,
Tam ksiazeta litewscy, gdy po zwyciestwie wracaja,
Zwykli rycerzy niemieckich palic na stosie ofiarnym.
940 Dwaj rycerze pojmani jada bez trwogi do Kowna,
Jeden mlody i piekny, drugi latami schylony.
Oni sami sród bitwy hufce niemieckie rzuciwszy
Miedzy Litwinów uciekli; ksiaze Kiejstut ich przyjal,
Ale straza otoczyl, w zamek za soba prowadzil.
Pyta, z jakiej krainy, w jakich zamiarach przybyli.
 
"Nie wiem - rzecze mlodzieniec - jaki mój ród
i nazwisko,
Bo dziecieciem od Niemców bylem w niewola schwytany.
Pomne tylko, ze kedys w Litwie sród miasta wielkiego
950 Stal dóm moich rodziców; bylo to miasto drewniane,
Na pagórkach wynioslych, dóm byl z cegly czerwonej.
Wkolo pagórków na bloniach puszcza szumiala jodlowa.
Srodkiem lasów daleko biale blyszczalo jezioro.
Razu jednego w nocy wrzask nas ze snu przebudzil,
Dzien ognisty zaswital w okna, trzaskaly sie szyby,
Kleby dymu buchnely po gmachu, wybieglismy w brame,
Plomien wial po ulicach, iskry sypaly sie gradem,
Krzyk okropny "Do broni f Niemcy sa w miescie, do broni !"
Ojciec wypadl z orezem, wypadl i wiecej nie wrócil.
960 Niemcy wpadli do domu, jeden wypuscil sie za mna,
Zgonil, pozwal mie na. kon; nie wiem, co stalo sie dalej,
Tylko krzyk mojej matki dlugo, dlugo slyszalem.
Posród szczeku oreza, domów runacych loskotu,
Krzyk ten scigal mnie dlugo, krzyk ten pozostal w mym uchu.
Teraz jeszcze gdy widze pozar i slysze wolania,
Krzyk ten budzi sie w duszy, jako echo w jaskini
Za odglosem piorunu; oto jest wszystko, co z Litwy,
Co od rodziców wywiozlem. W sennych niekiedy marzeniach
Widze postac szanowna matki i ojca, i braci,
970 Ale coraz to dalej jakas mgla tajemnicza
Coraz grubsza i coraz ciemniej zaslania ich rysy.
Lata dziecinstwa plynely, zylem sród Niemców jak Niemiec,
Mialem imie Waltera, Alfa nazwisko przydano;
Imie bylo niemieckie, dusza litewska zostala,
Zostal zal po rodzinie, ku cudzoziemcom nienawisc,
Winrych, mistrz krzyzacki, chowal mig w swoim palacu,
On sam do chrztu mie trzymal, kochal i piescil jak syna.
Jam sie nudzil w palacach, z kolan Winrycha uciekal
Do wajdeloty starego. Wówczas pomiedzy Niemcami
980 Byl wajdelota litewski, wziety w niewola przed laty,
Sluzyl tlumaczem wojsku. Ten, gdy sie o mnie dowiedzial,
Zem sierota i Litwin, czesto mie wabil do siebie,
Rozpowiadal o Litwie, dusze steskniona otrzezwial
Pieszczotami i dzwiekiem mowy ojczystej, i piesnia.
On mie czesto ku brzegom Niemna sinego prowadzil,
Stamtad lubilem na mile góry ojczyste pogladac.
Gdysmy do zamku wracali, starzec lzy mi ocieral,
Aby nie wzbudzic podejrzen; lzy mi ocieral, a zemste
Przeciw Niemcom podniecal. Pomne jak w zamek wróciwszy
990 Nóz ostrzylem tajemnie; z jaka zemsty rozkosza
Rznalem kobierce Winrycha lub kaleczylem zwierciadla,
Na tarcz jego blyszczaca piasek miotalem i plwalem.
Potem w latach mlodzienczych czestosmy z portu Klejpedy
W lódke ze starcem siadali brzegi litewskie odwiedzac.
Rwalem kwiaty ojczyste, a czarodziejska ich wonia
Tchnela w dusze jakowes dawne i ciemne wspomnienia.
Upojony ta wonia, zdalo sie, ze dziecinialem,
Ze w ogrodzie rodziców z bracmi igralem malymi.
Starzec pomagal pamieci; on piekniejszymi slowami
1000 Nizli ziola i kwiaty przeszlosc szczesliwa malowal:
Jak by milo w ojczyznie, posród przyjaciól i krewnych,
Pedzic chwile mlodosci; ilez to dzieci litewskich
Szczescia takiego nie znaja placzac w kajdanach Zakonu.
To slyszalem na bloniach; lecz na wybrzezach Polagi,
Gdzie grzmiacymi piersiami biale roztraca sie morze
I z pienistej gardzieli piasku strumienie wylewa:
"Widzisz - mawial mi starzec - laki nadbrzeznej kobierce,
Juz je piasek oblecial; widzisz te ziola pachnace,
Czolem sila sie jeszcze przebic smiertelne pokrycie,
1010 Ach! daremnie, bo nowa zwiru nasuwa sie hydra,
Biale pletwy roztacza, lady zyjace podbija
I rozciaga dokola dzikiej królestwo pustyni.
Synu, plony wiosenne, zywo do grobu wtracone,
To sa ludy podbite, bracia to nasi Litwini;
Synu, piaski z zamorza burza pedzone - to Zakon".
Serce bolalo sluchajac; chcialem mordowac Krzyzaków
Albo do Litwy uciekac; starzec hamowal zapedy.
"Wolnym rycerzom - powiadal - wolno wybierac oreze
I na polu otwartym bic sie równymi silami;
1020 Tys niewolnik, jedyna bron niewolników - podstepy.
Zostan jeszcze i przejmij sztuki wojenne od Niemców,
Staraj sie zyskac ich ufnosc, dalej obaczym, co poczac".
Bylem posluszny starcowi, szedlem z wojskami Teutonów;
Ale w pierwszej potyczce ledwiem obaczyl choragwie,
Ledwiem narodu mojego piesni wojenne uslyszal,
Poskoczylem ku naszym, starca za soba przywodze,
Jako sokól wydarty z gniazda i w klatce zywiony,
Choc srogimi mekami lowcy odbiora mu rozum
I puszczaja, azeby braci sokolów wojowal,
1030 Skoro wzniesie sie w chmury, skoro pociagnie oczyma
Po niezmiernych obszarach swojej blekitnej ojczyzny,
Wolnym odetchnie powietrzem, szelest swych skrzydel
uslyszy:
Pójdz, mysliwcze, do domu, z klatka nie czekaj sokola".
 
Skonczyl mlodzieniec; a Kiejstut sluchal ciekawie, sluchala
Córa Kiejstuta, Aldona, mloda i piekna jak bóstwo.
Jesien plynie, z jesienia ciagna sie dlugie wieczory;
Kiejstutówna, jak zwykle, w sióstr i rówiennic orszaku
Za krosnami usiada albo sie bawi przedziwem;
1040 A gdy igly migoca, tocza sie chybkie wrzeciona,
Walter stoi i prawi cuda o krajach niemieckich
I o swojej mlodosci. Wszystko, co Walter powiadal,
Lowi uchem dziewica, mysla lakoma polyka;
Wszystko umie na pamiec, nieraz i we snie powtarza.
Walter mówil, jak wielkie zamki i miasta za Niemnem,
Jakie bogate ubiory, jakie wspaniale zabawy,
Jak na gonitwach waleczni kopije krusza rycerze,
A dziewice z kruzganków patrza i wience przyznaja.
Walter mówil o wielkim Bogu, co wlada za Niemnem,
1050 I o niepokalanej Syna Bozego Rodzicy,
Której postac anielska w cudnym pokazal obrazku.
Ten obrazek mlodzieniec nosil poboznie na piersiach:
Dzis Litwince darowal, gdy ja do wiary nawracal,
Gdy pacierze z nia mówil; chcial wszystkiego nauczyc,
Co sam umial; niestety, on ja i tego nauczyl,
Czego dotad nie umial: on nauczyl ja kochac.
I sam uczyl sie wiele; z jakim rozkosznym wzruszeniem
Slyszal z ust jej litewskie juz zapomniane wyrazy.
Z kazdym wskrzeszonym wyrazem budzi sie nowe uczucie
1060 Jako iskra z popiolu; byly to slodkie imiona
Pokrewienstwa, przyjazni, slodkiej przyjazni, i jeszcze
Slodszy wyraz nad wszystko, wyraz milosci, któremu
Nie masz równego na ziemi, oprócz wyrazu - ojczyzna.
 
"Skadze - pomyslal Kiejstut - nagla w mej córce
odmiana ?
Gdzie jej dawna wesolosc, gdzie jej dziecinne rozrywki? -
W swieto wszystkie dziewice ida zabawiac sie tancem,
Ona siedzi samotna, albo z Walterem rozmawia.
W dzien powszedni dziewice trudnia sie igla lub krosna,
1070 Jej z rak igla wypada, nici plataja sie w krosnach,
Sama nie widzi, co robi, wszyscy mi to powiadaja.
Wczora postrzeglem, ze rózy kwiatek wyszyla zielono,
A listeczki czerwonym umalowala jedwabiem.
Jakze moglaby widziec, kiedy jej oczy i mysli
Tylko oczu Waltera, rozmów Waltera szukaja.
Ile razy zapytam, gdzie ona poszla? - w doline;
Skad powraca? - z doliny; cóz w tej dolinie? - mlodzieniec
Ogród dla niej zasadzil. Jestze ten ogród piekniejszy
Nizli me sady zamkowe? - (Pyszne Kiejstut mial sady,
1080 Pelne jablek i gruszek, dziewic kowienskich poneta).
Nie ogródek to wabi; zima widzialem jej okna,
Cala szyba tych okien, co obrócone do Niemna,
Czysta jakby sród maja, lód nie zaciemnil krysztalu;
Walter chodzi tamtedy, pewnie siedziala u okna
I goracym westchnieniem lody na szybach stopila.
Ja myslalem, ze on ja czytac i pisac nauczy,
Slyszac, ze wszyscy ksiazeta dzieci swe uczyc zaczeli;
Chlopiec dobry, waleczny, jak ksiadz w pismach cwiczony,
Mamze go z domu wypedzic? on tak potrzebny dla Litwy:
1090 Hufce najlepiej szykuje, sypie najlepiej okopy,
Bron piorunowa urzadza, jeden mi staje za wojsko.
Pójdz, Walterze, badz zieciem moim i bij sie za Litwe!"
 
Walter pojal Aldone. - Niemcy, wy pewnie myslicie,
Ze tu koniec powiesci; w waszych milosnych romansach
Gdy sie rycerze pozenia, konczy trubadur piosenke,
Tylko dodaje, ze zyli dlugo i byli szczesliwi.
Walter kochal swa zone, lecz mial dusze slachetna;
Szczescia w domu nie znalazl, bo go nie bylo w ojczyznie.
 
Ledwie sniegi ponikly, pierwszy zanucil skowronek,
1100 Innym krajom skowronek milosc i rozkosz obwieszcza,
Biednej Litwie co roku wrózy pozary i rzezie;
Ciagna szeregi krzyzowe niezliczonymi tlumami,
Juz od gór zaniemenskich echo do Kowna zanosi
Wojska mnogiego halasy, chrzest zbrój, rzenia rumaków.
Jak mgla spuszcza sie obóz, blonia szeroko zalega,
Tu i ówdzie migoca strazy naczelnych proporce
Jak lyskania przed burza. Niemcy staneli na brzegu,
Mosty po Niemnie rzucili, Kowno dokola oblegli.
Dzien w dzien od taranów wala sie mury i baszty,
1110 Noc w noc miny burzace kopia sie w ziemi jak krety,
Pod niebiosami ognistym unosi sie bomba polotem
I jak sokol na ptaki z góry na dachy uderza.
Kowno w gruzy runelo - Litwa do Kiejdan uchodzi;
W gruzach runely Kiejdany - Litwa po górach i lasach
Broni sie; Niemcy dalej ciagna pladrujac i palac.
 
Kiejstut z Walterem pierwsi w bitwach, ostatni w odwrocie.
Kiejstut zawsze spokojny; od dziecinstwa przywyknal
Bic sie z nieprzyjacielem, wpadac, zwyciezac, uciekac.
Wiedzial, ze jego przodkowie zawsze z Niemcami walczyli,
1120 Idac w slady swych przodków bil sie i nie dbal o przyszlosc.
Inne byly Waltera mysli; schowany sród Niemców,
Znal potege Zakonu; wiedzial, ze mistrza wezwanie
Z calej Europy wyciaga skarby, oreze i wojska.
Prusy bronily sie niegdys, starly Prusaków Teutony,
Litwa pierwej czy pózniej równej ulegnie kolei;
Widzial niedole Prusaków, drzal nad przyszloscia Litwinów.
"Synu - Kiejstut zawola - zgubnym ty jestes prorokiem;
Z oczu mi zdarles zaslone, aby otchlanie pokazac.
Kiedy ciebie sluchalem, zda sie, ze rece oslably,
1130 I z nadzieja zwyciestwa z piersi uciekla odwaga.
Cóz poczniemy z Niemcami?" - "Ojcze - Walter powiadal -
Wiem ja sposób jedyny, straszny, skuteczny, niestety!
Moze kiedys objawie". - Tak rozmawiali po bitwie,
Nim ich traba ku nowym bitwom i kleskom wezwala.
 
Kiejstut coraz smutniejszy, Walter jak mocno zmienionv!
Dawniej, chociaz nie bywal nigdy zbytecznie wesoly,
W chwilach nawet szczesliwych lekki mrok zamyslenia
Lice jego przyslanial, ale w objeciach Aldony,
Dawniej miewal pogodne czolo i lice spokojne,
1140 Zawsze ja wital usmiechem, czulym pozegnal wejrzeniem.
Teraz, zda sie, ze jakas skryta dreczyla go bolesc!
Caly ranek przed domem, z zalozonymi rekami,
Patrzy na dymy plonacych z dala miasteczek i wiosek,
Patrzy dzikimi oczyma; w nocy porywa sie ze snu
I przez okno krwawa lune pozarów uwaza.
 
"Mezu drogi, co tobie?" - pyta ze lzami Aldona.-
"Co mnie? bedez spokojnie drzemal, az Niemcy napadna
I sennego zwiazawszy, w rece katowskie oddadza?" -
"Boze uchowaj, mezu! straze pilnuja okopów". -
1150 "Prawda, straze pilnuja, czuwam i szable mam w reku,
Ale kiedy wygina straze, wyszczerbi sie szabla...
Sluchaj, jesli starosci, nedznej starosci dozyje..." -
"Bóg nam zdarzy pocieche z dziatek". - "Wtem Niemcy
napadna,
Zone zabija, dzieci wydra, uwioza daleko
I naucza wypuszczac strzale na ojca wlasnego.
Ja sam moze bym ojca, moze bym braci mordowal,
Gdyby nie wajdelota". - "Drogi Walterze, ujedzmy
Dalej w Litwe, skryjmy sie w lasy i góry od Niemców". -
1160 "My odjedziem, a inne matki i dzieci zostawim? -
Tak uciekali Prusacy, Niemiec ich w Litwie dogonil.
Jesli nas w górach wysledzi?" - "Znowu dalej ujedziem". -
"Dalej? dalej, nieszczesna? dalej ujedziem, za Litwe?
W rece Tatarów lub Rusi?" - Na ta odpowiedz Aldona
Pomieszana milczala; jej zdawalo sie dotad,
Ze ojczyzna jak swiat jest dluga, szeroka bez konca;
Pierwszy raz slyszy, ze w Litwie calej nie bylo schronienia.
Zalamawszy rece pyta Waltera, co poczac? -
"Jeden sposób, Aldono, jeden pozostal Litwinom
1170 Skruszyc potege Zakonu; mnie ten sposób wiadomy.
Lecz nie pytaj, dla Boga! stokroc przekleta godzina,
W której od wrogów zmuszony chwyce sie tego sposobu". -
Wiecej nie chcial powiadac, prósb Aldony nie sluchal,
Litwy tylko nieszczescia slyszal i widzial przed soba,
Az na koniec plomien zemsty, w milczeniu karmiony
Klesk i cierpien widokiem, wzdal sie i serce ogarnal;
Wszystkie wytrawil uczucia, nawet jedyne uczucie
Dotad mu zywot slodzace, nawet uczucie milosci.
Tak u bialowieskiego debu jezeli mysliwi,
1180 Ogien tajemny wznieciwszy, rdzen gleboko wypala,
Wkrótce lasów monarcha straci swe liscie powiewne,
Z wiatrem poleca galezie, nawet jedyna zielonosc
Dotad mu czolo zdobiaca, uschnie korona jemioly.
 
Dlugo Litwini po zamkach, górach i lasach bladzili,
Napadajac na Niemców lub napadani wzajemnie.
Az stoczyla sie straszna bitwa na bloniach Rudawy,
Gdzie kilkadziesiat tysiecy mlodzi litewskiej poleglo,
Obok tyluz tysiecy wodzów i braci krzyzowych.
Niemcom wkrótce posilki swieze ciagnely zza morza;
1190 Kiejstut i Walter z garstka mezów przebili sie w góry,
Z wyszczerbionymi szablami, z porabanymi tarczami,
Kurzem, posoka okryci, weszli posepni. do domu.
Walter nie spójrzal na zone, slowa do niej nic wyrzekl,
Po niemiecku z Kiejstutem i wajdelota rozmawial.
Nie rozumiala Aldona, serce tylko wrózylo
Jakies okropne wypadki; gdy zakonczyli obrade,
Wszyscy trzej ku Aldonie smutne zwrócili wejrzenie.
Walter patrzal najdluzej z niemej wyrazem rozpaczy;
Wtem gestymi kroplami lzy mu rzucily sie z oczu.
1200 Upadl do nóg Aldony, rece jej cisnal do serca
I przepraszal za wszystko, co ucierpiala dla niego.
"Biada - mówil - niewiastom, jesli kochaja szalenców,
Których oko wybiegac lubi za wioski granice,
Których mysli jak dymy wiecznie nad dach ulatuja;
Których sercu nie moze szczescie domowe wystarczyc.
Wielkie serca, Aldono, sa jak ule zbyt wielkie,
Miód ich zapelnic nie moze, staja sie gniazdem jaszczurek.
Daruj, luba Aldono! dzisiaj chce w domu pozostac,
Dzisiaj o wszystkim zapomne, dzisiaj bedziemy dla siebie,
1210 Czym bywalismy dawniej; jutro..." - i nie smial dokonczyc.
Jaka radosc Aldonie! zrazu mysli nieboga,
Ze sie Walter odmieni, bedzie spokojny, wesoly,
Widzi go mniej zamyslonym, w oczach wiecej zywosci,
W licach dostrzega rumieniec. Walter u nóg Aldony
Caly wieczór przepedzil; Litwe, Krzyzaków i wojne
Rzucil na chwile w niepamiec, mówil o czasach szczesliwych
Swego do Litwy przybycia, pierwszej z Aldona rozmowy,
Pierwszej w doline przechadzki, i o wszystkich dziecinnych,
Ale sercu pamietnych, pierwszej milosci zdarzeniach.
1220 Za cóz tak lube rozmowy slowem "jutro" przerywa? -
I zamysla sie znowu, dlugo na zone poglada,
Lzy mu kreca sie w oczach, chcialby cos wyrzec i nie smie.
Czyliz dawne uczucia, szczescia dawnego pamiatki
Na to tylko wywolal, aby sie z nimi pozegnac?
Wszystkie rozmowy, wszystkie tego wieczora pieszczoty
Czyliz beda ostatnim blaskiem swiecznika milosci?...
Darmo sie pytac, Aldona patrzy, czeka niepewna
I wyszedlszy z komnaty jeszcze przez szpary poglada.
Walter wino nalewal, mnogie wychylal puchary
1230 wajdelote starego na noc u siebie zatrzymal.
 
Slonce ledwo wschodzilo, tetnia po bruku kopyta,
Dwaj rycerze z tumanem rannym spiesza sie w góry.
Wszystkie by straze zmylili, jednej nie mogli omylic.
Czujne sa oczy kochanki, zgadla ucieczke Aldona!
Droge w dolinie zabiegla; smutne to bylo spotkanie.
"Wróc sie, o luba, do domu; wróc sie, ty bedziesz szczesliwa,
Moze bedziesz szczesliwa, w lubej rodziny objeciach;
Jestes mloda i piekna, znajdziesz pocieche, zapomnisz!
Wielu ksiazat dawniej o twa staralo sie reke;
1240 Jestes wolna, jestes wdowa po wielkim czlowieku,
Który dla dobra ojczyzny wyrzekl sie - nawet i ciebie!
Bywaj zdrowa, zapomnij; zaplacz niekiedy nade mna:
Walter wszystko utracil, Walter sam jeden pozostal
Jako wiatr na pustyni; blakac sie musi po swiecie,
Zdradzac, mordowac i potem ginac smiercia haniebna.
Ale po latach ubieglych imie Alfa na nowo
Zabrzmi w Litwie i kiedys z ust wajdelotów poslyszysz
Czyny jego; natenczas, luba, natenczas pomyslisz,
Ze ów rycerz straszliwy, chmura tajemnic okryty,
1250 Jednej tobie znajomy, twoim byl kiedys malzonkiem,
I niech dumy uczucie bedzie pociecha sieroctwa".
Slucha w milczeniu Aldona, chociaz nie slyszy ni slowa.
"Jedziesz, jedziesz !" - krzyknela i zatrwozyla sie sama
Slowem "jedziesz", to jedno slowo brzmialo w jej uchu;
Nic nie myslila, o niczym pomniec nie mogla: jej mysli,
Jej pamiatki, jej przyszlosc, wszystko splatalo sie tlumnie.
Ale sercem odgadla, ze niepodobna powracac,
Ze niepodobna zapomniec; oczy zblakane toczyla,
Kilka razy Waltera dzikie spotkala wejrzenie;
1260 W tym wejrzeniu juz dawnej nie znajdowala pociechy
I zdawala sie szukac czegos nowego, i wkolo
Ogladala sie znowu, wkolo pustynie i lasy;
W srodku lasu samotna blyszczy za Niemnem wiezyca,
Byl to klasztor zakonnic, chrzescijan smutna budowa.
Na tej wiezycy spoczely oczy i mysli Aldony,
Jak golabek, porwany wiatrem sród morskiej topieli,
Pada na maszty samotne nieznajomego okretu.
Walter zrozumial Aldone, udal sie za nia w milczeniu,
Opowiedzial swój zamiar, taic przed swiatem nakazal
1270 I u bramy - niestety! straszne to bylo rozstanie...
Alf z wajdelota pojechal, dotad nic o nich nie slychac.
Biada, biada, jezeli dotad nie spelnil przysiegi;
Jesli zrzeklszy sie szczescia, szczescie Aldony zatruwszy...
Jesli tyle poswiecil i dla niczego poswiecil...
Przyszlosc reszte pokaze. Niemcy, skonczylem piosenke.
 
* * *
 
"Koniec juz, koniec" - wielki szmer na sali -
"I cóz ów Walter? jakie jego czyny?
Gdzie? nad kim zemsta" - sluchacze wolali;
1280 Mistrz tylko jeden sród szurmnej druzyny
Siedzial milczacy z pochylona glowa,
Mocno wzruszony, porywa co chwila
Puchary z winem i do dna wychyla.
W jego postaci zmiane widac nowa,
Rózne uczucia w naglych blyskawicach
Po rozpalonych krzyzuja sie licach.
Coraz to grozniej czolo mu sie chmurzy,
Usta drza sine, oblakane oczy
Lataja niby jaskólki sród burzy,
1290 Wreszcie plaszcz zrzuca i na srodek skoczy:
Gdzie koniec piesni? - wraz mi koniec spiewaj. Albo daj lutnie; czego drzacy stoisz? -
Podaj mi lutnie, puchary nalewaj,
Zaspiewam koniec, jesli ty sie boisz.
 
"Znam ja was, kazda piosnka wajdeloty
Nieszczescie wrózy jak nocnych psów wycie;
Mordy, pozogi wy spiewac lubicie,
Nam zostawiacie chwale i zgryzoty.
Jeszcze w kolebce wasza piesn zdradziecka
1300 Na ksztalt gadziny obwija piers dziecka
I wlewa w dusze najsrozsze trucizny,
Glupia chec slawy i milosc ojczyzny.
 
 
"Ona to idzie za mlodziencem w slady,
Jak zabitego cien nieprzyjaciela
Zjawia sie nieraz w posrodku biesiady,
Aby krew mieszac w puchary wesela.
Sluchalem piesni, zanadto, niestety!...
Stalo sie, stalo; znam cie, zdrajco stary;
Wygrales! wojna, tryumf dla poety!
1310 Dajcie mi wina, spelnia sie zamiary.
 
"Wiem koniec piesni, nie... zaspiewam inna;
Kiedy walczylem na górach Kastyli,
Tam mnie Maurowie ballady uczyli.
Starcze, graj nute, te nute dziecinna,
Która w dolinie... o! byl to czas blogi -
Na te muzyke zwyklem zawsze nucic.
Wracajze, starcze, bo przez wszystkie bogi
Niemieckie, pruskie..." - Starzec musial wrócic,
Uderzyl lutnie i glosem niepewnym
1320 Szedl za dzikimi tonami Konrada,
Jako niewolnik za swym panem gniewnym.
 
Tymczasem swiatla gasnely na stole,
Rycerzy dluga uspila biesiada;
Lecz Konrad spiewa, budza sie na nowo,
Staja i w szczuplym scisnawszy sie kole,
Pilnie zwazaja kazde piesni slowo.
 
 
BALLADA
 
 
ALPUHARA
 
 
Juz w gruzach leza Maurów posady,
1330 Naród ich dzwiga zelaza,
Bronia sie jeszcze twierdze Grenady,
Ale w Grenadzie zaraza.
 
 
Broni sie jeszcze z wiez Alpuhary
Almanzor z garstka rycerzy,
Hiszpan pod miastem zatknal sztandary,
Jutro do szturmu uderzy.
 
O wschodzie slonca ryknely spize,
Ruta sie okopy, mur wali,
Juz z minaretów blysnely krzyze,
1340 Hiszpanie zamku dostali.
 
Jeden Almanzor, widzac swe roty
Zbite w upornej obronie,
Przerznal sie miedzy szable i groty,
Uciekl i zmylil pogonie.
 
Hiszpan na swiezej zamku ruinie,
Pomiedzy gruzy i trupy,
Zastawia uczte, kapie sie w winie,
Rozdziela brance i lupy.
 
Wtem straz oddzwierna wodzom donosi,
1350 Ze rycerz z obcej krainy
O posluchanie co rychlej prosi,
Wazne przywozac nowiny.
 
Byl to Almanzor, król muzulmanów,
Rzucil bezpieczne ukrycie,
Sam sie oddaje w rece Hiszpanów
I tylko blaga o zycie.
 
"Hiszpanie - wola - na waszym progu
Przychodze czolem uderzyc,
Przychodze sluzyc waszemu Bogu,
1360 Waszym prorokom uwierzyc.
 
"Niechaj rozglosi slawa przed swiatem,
Ze Arab, ze król zwalczony,
Swoich zwyciezców chce zostac bratem,
Wasalem obcej korony".
 
Hiszpanie mestwo cenic umieja;
Gdy Almanzora poznali,
Wódz go uscisnal, inni koleja
Jak towarzysza witali.
 
Almanzor wszystkich wzajemnie wital,
1370 Wodza najczulej uscisnal,
Objal za szyje, za rece chwytal,
Na ustach jego zawisnal.
 
A wtem oslabnal, padl na kolana,
Ale rekami drzacemi
Wiazac swój zawój do nóg Hiszpana,
Ciagnal sie za nim po ziemi.
 
Spójrzal dokola, wszystkich zadziwil,
Zbladle, zsiniale mial lice,
Smiechem okropnym usta wykrzywil,
1380 Krwia mu nabiegly zrenice.
 
"Patrzcie, o giaury! jam siny, blady,
Zgadnijcie, czyim ja poslem? -
Jam was oszukal, wracam z Grenady,
Ja wam zaraze przynioslem.
 
"Pocalowaniem wszczepilem w dusze
Jad, co was bedzie pozerac,
Pójdzcie i patrzcie na me katusze:
Wy tak musicie umierac!"
 
Rzuca sie, krzyczy, sciaga ramiona,
1390 Chcialby uscisnieniem wiecznym
Wszystkich Hiszpanów przykuc do lona;
Smieje sie - smiechem serdecznym.
 
Smial sie - juz skonal - jeszcze powieki,
Jeszcze sie usta nie zwarly,
I smiech piekielny zostal na wieki
Do zimnych liców przymarly.
 
Hiszpanie trwozni z miasta uciekli,
Dzuma za nimi w slad biegla;
Z gór Alpuhary nim sie wywlekli,
1400 Reszta ich wojska polegla.
 
* * *
 
"Tak to przed laty mscili sie Maurowie,
Wy chcecie wiedziec o zemscie Litwina.?
Cóz? jesli kiedy uisci sie w slowie
I przyjdzie mieszac zaraze do wina?...
Ale nie - o nie! - dzis inne zwyczaje;
Ksiaze Witoldzie, dzis litewskie pany
Przychodza wlasne oddawac nam kraje
I zemsty szukac na swój lud znekany!
 
 
1410 "Przeciez nie wszyscy - o! nie, na Peruna!
Jeszcze sa w Litwie - jeszcze wam zaspiewam...
Precz mi z ta lutnia - zerwala sie struna,
Nie bedzie piesni - ale sie spodziewam,
Ze kiedys beda... dzis - zbytnie puchary...
Zanadto pilem - cieszcie sie - i bawcie.
A ty Almanzor, - precz mi z oczu, stary -
Precz mi z Albanem - samego zostawcie!"
 
Rzekl i niepewna powracajac droga
Znalazl swe miejsce, na krzeslo sie rzucil,
1420 Jeszcze cós grozil; uderzywszy noga
Stól z pucharami i winem wywrócil.
Na koniec oslabl, glowa sie schylila
Na porecz krzesla; wzrok po chwili gasnal
I drzace usta piana mu okryla,
I zasnal.
 
Rycerze chwile w zadumieniu stali,
Wiedza o smutnym nalogu Konrada,
Ze gdy sie winem zbytecznie zapali,
W dzikie zapaly, w bezprzytomnosc wpada.
1430 Ale na uczcie! publiczna sromota!
Przy obcych ludziach, w bezprzykladnym gniewie!
Kto go podniecil? Gdzie ów wajdelota? -
Wymknal sie z cizby i nikt o nim nie wie.
 
Byly powiesci, ze Halban przebrany
Litewska piosnke Konradowi spiewal,
Ze tym sposobem znowu chrzescijany
Przeciw poganstwu do wojny zagrzewal.
Ale skad w Mistrzu tak nagle odmiany?
Za co sie Witold tak srodze rozgniewal?
1440 Co znaczy Mistrza dziwaczna ballada? -
Kazdy w domyslach nadaremnie bada.
 
 
V
 
WOJNA
 
Wojna - juz Konrad hamowac nie zdola
Zapedów ludu i nalegan rady;
Dawno juz caly kraj o pomste wola
Za Litwy napasc i Witolda zdrady.
 
Witold, co wsparcia u Zakonu zebral
Dla odzyskania wilenskiej stolicy,
1450 Teraz po uczcie, gdy wiesci odebral,
Ze wkrótce rusza w pole Krzyzownicy,
Zmienil zamiary, nowa przyjazn zdradzil
I swych rycerzy tajnie uprowadzil.
 
W zamki Teutonów, lezace po drodze,
Wszedl z wymyslonym od Mistrza rozkazem,
A potem, orez wydarlszy zalodze,
Wszystko wyniszczyl ogniem i zelazem.
Zakon i wstydem, i gniewem zagrzany,
Krzyzowa wojne podniosl na pogany.
1460 Wychodzi bulla; morzem, ladem plyna
Nieprzeliczone wojowników roje,
Mozni. ksiazeta, z wasalów druzyna,
Czerwonym krzyzem ozdabiaja zbroje;
A kazdy na to swe zycie poslubil,
Aby poganstwo ochrzcil - lub wygubil.
 
Poszli ku Litwie; i cóz tam sprawili? -
Jeslis ciekawy, wynidz na okopy,
Spójrzyj ku Litwie, gdy sie dzien nachyli;
Zobaczysz lune, co niebieskie stropy
1470 Krwawym plomieni ruczajem obleje -
Oto sa wojen napasniczych dzieje;
Lacno je skresIic: rzez, grabiez, pozoga
I blask, co glupie rozwesela zgraje,
A w którym medrzec z bojaznia uznaje
Glos wolajacy o pomsty do Boga.
 
Wiatry pozoge coraz dalej niosly,
Rycerze dalej w glab Litwy zabiegli,
Slychac, ze Kowno, ze Wilno oblegli;
W koncu ustaly i wiesci, i posly.
1480 Juz w okolicy nie widac plomieni
I niebo coraz dalej sie czerwieni.
Darmo Prusacy z podbitej krainy
Branców i mnogich lupów wygladaja;
Darmo sla czestych gonców po nowiny,
Spiesza sie gonce i - nie powracaja.
Sroga niepewnosc gdy kazdy tlumaczy,
Rad by doczekac chociazby rozpaczy.
 
Minela jesien, zimowe zamieci
Hucza po górach, zawalaja drogi,
1490 I znowu z dala na niebiosach swieci -
Pólnocne zorze? czy wojny pozogi? -
Coraz widoczniej razi blask plomieni
I niebo coraz blizej sie czerwieni..
 
Z Maryjenburga lud patrzy ku drodze,
Juz widac z dala: - kopie sie przez sniegi
Kilku podróznych; - Konrad? nasi wodze?
Jakze ich witac? zwyciezce? czy zbiegi?
Gdzie reszta pulków? - Konrad wzniosl prawice,
Pokazal dalej cizbe rozproszona;
1500 Ach! sam ich widok zdradzil tajemnice.
Biega bezladnie, w zaspach sniegu tona,
Wala sie, depca, jak podle owady
W ciasnym naczyniu ginace pospolu;
Pna sie po trupach, nim nowe gromady
Dzwignionych znowu potraca do dolu.
Ci jeszcze wleka otretwiale nogi,
Ci w biegu nagle przystygli do drogi;
Lecz rece wznosza i stojace trupy
Wskazuja w miasto jak podrózne slupy.
 
1510 Lud wybiegl z miasta strwozony, ciekawy,
Lekal sie zgadnac i o nic nie pytal,
Bo cale dzieje nieszczesnej wyprawy
W oczach i twarzach rycerzy wyczytal.
Nad ich oczyma mrozna smierc wisiala,
Harpija glodu ich lica wyssala.
Tu slychac traby litewskiej pogoni,
'I'am wicher toczy klab sniegu po bloni,
Opodal wyje chuda psów gromada,
A nad glowami kraza kruków stada.
 
1520 Wszystko zginelo, Konrad wszystkich zgubil;
On, co z oreza takiej nabyl chwaly,
On, co sie dawniej roztropnoscia chlubil:
W ostatniej wojnie lekliwy, niedbaly,
Witolda chytrych sidel nie dostrzegal,
A oszukany, checia zemsty slepy,
Zagnawszy wojsko na litewskie stepy,
Wilno tak dlugo, tak gnusnie oblegal.
 
Kiedy strawiono dobytki i piony,
Gdy glód niemieckie nawiedzal obozy,
1530 A nieprzyjaciel wkolo rozproszony
Niszczyl posilki, przecinal dowozy,
Codziennie z nedzy marly Niemców krocie:
Czas bylo szturmem polozyc kres wojny
Albo o rychlym zamyslac odwrocie;
Wtenczas Wallenrod ufny i spokojny
Jezdzil na lowy, albo w swym namiocie
Zamkniety knowal tajemne uklady
I wodzów nie chcial przypuszczac do rady.
 
I tak w zapale wojennym ostygnal,
1540 Ze ludu swego nie wzruszony lzami,
Miecza na jego obrone nie dzwignal;
Z zalozonymi na piersiach rekami
Caly dzien dumal lub z Halbanem gadal.
Tymczasem zima nawalila sniegi
I Witold swieze zebrawszy szeregi
Oblegal wojsko, na obóz napadal;
O hanbo w dziejach meznego Zakonu!
Wielki Mistrz pierwszy uciekl z pola bitwy.
Zamiast wawrzynów i sutego plonu
1550 Przywiózl wiadomosc o zwyciestwach Litwy.
Czyscie widzieli, gdy z tego pogromu
Wojsko upiorów prowadzil do domu? -
Ponury smutek czolo jego mroczy,
Robak bolesci wywijal sie z lica;
I Konrad cierpial - ale spójrzyj w oczy:
Ta wielka, na pól otwarta zrenica
Jasne z ukosa miotala pociski,
Niby kometa grozacy wojnami,
Co chwila, zmienna, jak nocne polyski,
1560 Którymi szatan podróznego mami;
Wscieklosc i radosc polaczajac razem,
Blyszczala jakims szatanskim wyrazem.
 
Drzal lud i szemral, Konrad nie dbal o to;
Zwolal na rade niechetnych rycerzy,
Spójrzal, przemówil, skinal - o sromoto!
Sluchaja pilnie i kazdy mu wierzy;
W bledach czlowieka widza sady Boga,
Bo kogoz z ludzi nie przekona - trwoga?
 
Stój, dumny wladco! jest sad i na ciebie.
1570 W Maryjenburgu wiem ja loch podziemny;
Tam, gdy noc miasto w ciemnosciach zagrzebie,
Schodzi na rade trybunal tajemny.
 
Tam jedna lampa na podniebiu sali
I w dzien, i w nocy sie pali;
Dwanascie krzesel kolo tronu stoi,
Na tronie ustaw ksiega tajemnicza;
Dwunastu sedziów, kazdy w czarnej zbroi,
Wszystkich maskami zamkniete oblicza,
W lochach od gminnej ukryli sie zgrai,
1580 A larwa jeden przed drugim sie tai.
 
Wszyscy przysiegli dobrowolnie, zgodnie,
Karac poteznych swoich wladców zbrodnie,
Nazbyt gorszace lub ukryte swiatu.
Skoro ostatnia uchwala zapadnie,
I rodzonemu nie przepuszcza bratu;
Kazdy powinien, gwaltownie lub zdradnie,
Na potepionym dopelnic wyroku:
Sztylety w reku, rapiery u boku.
Jeden z maskowych zblizyl sie do tronu
1590 I stojac z mieczem przed ksiega zakonu,
Rzekl: "Straszliwi sedziowie!
Juz nasze podejrzenie stwierdzone dowodem:
Czlowiek, co sie Konradem Wallenrodem zowie,
Nie jest Wallenrodem.
Kto on jest? - nie wiadomo; przed dwunastu laty
Nie wiedziec skad przyjechal w nadrenskie krainy.
Kiedy hrabia Wallenrod szedl do Palestyny,
Byl w orszaku hrabiego, nosil giermka szaty.
Wkrótce rycerz Wallenrod gdzies bez wiesci zginal;
1600 Ów giermek, podejrzany o jego zabicie,
Z Palestyny uszedl skrycie
I ku hiszpanskim brzegom zawinal.
Tam w potyczkach z Maurami dal mestwa dowody
I na turniejach mnogie pozyskal nagrody,
A wszedzie pod imieniem Wallenroda slynal.
Przyjal na koniec zakonnika sluby
I zostal mistrzem dla Zakonu zguby.
Jak rzadzil, wszyscy wiecie; tej ostatniej zimy,
Kiedy z mrozem i glodem, i z Litwa walczymy,
1610 Konrad jezdzil samotny w lasy i dabrowy
I tam miewal z Witoldem tajemne rozmowy.
Szpiegowie moi dawno sledza jego czynów;
Wieczorem pod narozna skryli sie wiezyca,
Nie pojeli, co Konrad mówil z pustelnica;
Lecz, sedziowie! on mówil jezykiem Litwinów.
Zwazywszy, co nam tajnych sadów posly
Niedawno o tym czlowieku doniosly
I o czym swiezo mój szpieg donosi,
I wiesc juz ledwie nie publiczna glosi:
1620 Sedziowie! ja na. Mistrza zaskarzenie klade
O falsz, zabójstwo, herezyja, zdrade". -
Tu oskarzyciel przed zakonu ksiega
Uklakl i wsparlszy na krucyfiks reke,
Prawde doniesien zatwierdzil przysiega
Na Boga i na Zbawiciela meke.
 
Umilkl, Sedziowie sprawe roztrzasaja;
Lecz nie ma glosów ni cichej rozmowy,
Ledwie rzut oka lub skinienie glowy
Jakas gleboka, grozna mysl wydaja.
1630 Kazdy z kolei zblizal sie do tronu,
Ostrzem sztyletu na ksiedze zakonu
Karty przerzucal, prawa cicho czytal,
O zdanie tylko sumienia zapytal,
Osadzil, reke do serca przyklada,
I wszyscy zgodnie zawolali : - "Biada!"
I trzykroc echem powtórzyly mury:
"Biada!" - W tym jednym, jednym tylko slowie
Jest caly wyrok; - pojeli sedziowie,
Dwanascie mieczów podniesli do góry,
1640 Wszystkie zmierzone - w jedne piers Konrada.
Wyszli w milczeniu - a jeszcze raz mury
Echem za nimi powtórzyly : - "Biada!"
 
 
[VI]
 
POZEGNANIE
 
Zimowy ranek - wichrzy sie i sniezy;
Wallenrod leci sród wichrów i sniegów,
Zaledwie stanal u jeziora brzegów,
Wola i mieczem bije w sciany wiezy.
"Aldono - wola - zyjemy, Aldono!
1650 Twój mily wraca, wypelnione sluby,
Oni zgineli, wszystko wypelniono".
 
Pustelnica
"Alf? to glos jego? - Mój Alfie, mój luby,
Jakze? juz pokój? ty powracasz zdrowo?
Juz nie pojedziesz?" -
 
Konrad
"O! na milosc Boga,
O nic nie pytaj; sluchaj, moja droga,
Sluchaj i pilnie zwazaj kazde slowo.
1660 Oni zgineli - widzisz te pozary?
Widzisz? - to Litwa w kraju Niemców broi;
Przez lat sto Zakon ran swych nie wygoi.
Trafilem w serce stuglowej poczwary;
Strawione skarby, zródla ich potegi,
Zgorzaly miasta, morze krwi wycieklo;
Jam to uczynil, dopelnil przysiegi,
Straszniejszej zemsty nie wymysli pieklo.
Ja wiecej nie chce, wszak jestem czlowiekiem!
Spedzilem mlodosc w bezecnej obludzie,
1670 W krwawych rozbojach - dzis schylony wiekiem,
Zdrady mig nudza, niezdolny do bitwy,
Juz dosyc zemsty - i Niemcy sa ludzie.
Bóg mig oswiecil, ja powracam z Litwy,
Ja owe miejsca, twój zamek widzialem,
Kowienski zamek - juz tylko ruiny;
Odwracam oczy, przelatuje czwalem,
Biege do owej, do naszej doliny.
Wszystko jak dawniej! tez laski, te kwiaty;
Wszystko, jak bylo owego wieczora,
1680 Gdysmy doline zegnali przed laty.
Ach! mnie sie zdalo, ze to bylo wczora!
Kamien, pamietasz ów kamien wyniosly,
Co niegdys naszych przechadzek byl celem? -
Stoi dotychczas, tylko mchem zarosly,
Ledwiem go dostrzegl, osloniony zielem.
Wyrwalem zielska, obmylem go lzami;
Siedzenie z darni, gdzie po letnim znoju
Lubilas spoczac miedzy jaworami;
Zródlo, gdziem szukal dla ciebie napoju;
1690 Jam wszystko znalazl, obejrzal, obchodzil.
Nawet twój maly chlodnik zostawiono,
Com go suchymi wierzbami ogrodzil.
Te suche wierzby, jaki cud, Aldono!
Dawniej ma reka wbite w piasek suchy,
Dzis ich nie poznasz, dzisiaj piekne drzewa
I liscie na nich wiosenne powiewa,
I mlodych kwiatków unosza sie puchy.
Ach! na ten widok pociecha nieznana,
Przeczucie szczescia serce ozywilo;
1700 Calujac wierzby padlem na kolana,
Boze mój - rzeklem - oby sie spelnilo!
Obysmy, w strony ojczyste wróceni,
Kiedy litewska zamieszkamy role,
Odzyli znowu! niech i nasza dole
Znowu nadziei listek zazieleni!
 
"Tak, wrócmy, pozwol! mam w Zakonie wladze,
Kaze otworzyc - lecz po co rozkazy? -
Gdyby ta brama byla tysiac razy
Twardsza od stali, wybije, wysadze;
1710 Tam cie, o luba! ku naszej dolinie,
Tam poprowadze, poniose na reku
Lub dalej pójdziem; sa w Litwie pustynie,
Sa gluche cienie bialowieskich lasów,
Kedy nie slychac obcej broni szczeku
Ani dumnego zwyciezcy halasów,
Ni zwyciezonych braci naszych jeku.
Tam w srodku cichej, pasterskiej zagrody,
Na twoim reku, u twojego lona
Zapomne, ze sa na swiecie narody,
1720 Ze jest swiat jakis - bedziem zyc dla siebie.
Wróc, powiedz, pozwól!" - Milczala Aldona,
Konrad umilknal, czekal odpowiedzi.
Wtem krwawa jutrznia blysnela na niebie:
"Aldono, przebóg! ranek nas uprzedzi,
Zbudza sie ludzie i straz nas zatrzyma;
Aldono!" - wolal, drzal z niecierpliwosci,
Glosu nie stalo, blagal ja oczyma
I zalamane rece wzniosl do góry,
Padl na kolana i zebrzac litosci,
1730 Objal, calowal zimnej wiezy mury.
 
"Nie, juz po czasie - rzekla smutnym glosem,
Ale spokojnym - Bóg mi doda sily,
On mig zasloni przed ostatnim ciosem.
Kiedym tu weszla, przysieglam na progu
Nie zstapic z wiezy, chyba do mogily.
Walczylam z soba; dzis i ty, mój mily,
I ty mi dajesz pomoc przeciw Bogu.
Chcesz wrócic na swiat, kogo? - nedzna mare
Pomysl, ach, pomysl! jezeli szalona
1740 Dam sie namówic, rzuce te pieczare
I z uniesieniem padne w twe ramiona,
A ty nie poznasz, ty mie nie powitasz,
Odwrócisz oczy i z trwoga zapytasz:
"Ten straszny upior jestze to Aldona?"
I bedziesz szukal w zagaslej zrenicy
I w twarzy, która... ach! mysl sama razi...
Nie, niechaj nigdy nedza pustelnicy
Pieknej Aldonie oblicza nie kazi.
 
"Ja sama - wyznam - daruj, mój kochany,
1750 Ilekroc ksiezyc zywszym swiatlem blyska,
Gdy slysze glos twój, kryje sie za sciany,
Ja cie, mój drogi, nie chce widziec z bliska.
Ty moze dzisiaj juz nie jestes taki,
Jakim bywales, pamietasz, przed laty,
Gdys wjechal w zamek z naszymi orszaki;
Lecz dotad w moim zachowales lonie
Tez same oczy, twarz, postawe, szaty.
Tak motyl piekny, gdy w bursztyn utonie,
Na wieki cala zachowuje postac.
1760 Alfie, nam lepiej takimi pozostac,
Jakiemi dawniej bylismy, jakiemi
Zlaczym sie znowu - ale nie na ziemi.
 
"Doliny piekne zostawmy szczesliwym; Ja lubie moje kamienna zacisze,
Mnie dosyc szczescia, gdy cie widze zywym,
Gdy mily glos twój co wieczora slysze.
I w tej zaciszy mozna, Alfie drogi,
Mozna by wszystkie cierpienia oslodzic;
Porzuc juz zdrady, mordy i pozogi,
1770 Staraj sie czesciej i raniej przychodzic.
 
"Gdybys - posluchaj - wokolo równiny
Chlodnik podobny owemu zasadzil
I twoje wierzby kochane sprowadzil,
I kwiaty, nawet ów kamien z doliny;
Niech czasem dziatki z pobliskiego siola
Bawia sie miedzy ojczystymi drzewy,
Ojczyste w wianek uplataja ziola;
Niechaj litewskie powtarzaja spiewy.
Piosnka ojczysta pomaga dumaniu
1780 I sny sprowadza o Litwie i tobie;
A potem, potem, po moim skonaniu,
Niech, przyspiewuja i na Alfa grobie".
 
Alf juz nie slyszal, on po dzikim brzegu
Bladzil bez celu, bez mysli, bez checi.
Tam góra lodu, tam puszcza go neci
W dzikich widokach i w naglonym biegu
Znajdowal jakas ulge - utrudzenie.
Ciezko mu, duszno sród zimowej sloty;
Zerwal plaszcz, pancerz, roztargal odzienie
1790 I z piersi zrzucil wszystko - prócz zgryzoty.
 
Juz rankiem trafil na miejskie okopy,
Ujrzal cien jakis, zatrzymal sie, bada...
Cien krazy dalej i cichymi stopy
Wional po sniegu, w okopach przepada,
Glos tylko slychac: - "Biada, biada, biada!"
 
Alf na ten odglos zbudzil sie i zdumial,
Pomyslil chwile - i wszystko zrozumial.
Dobywa miecza i na rózne strony
Zwraca sie, sledzi niespokojnym okiem;
1800 Pusto dokola, tylko przez zagony
Snieg lecial klebem, wiatr pólnocny szumial;
Spójrzy ku brzegom, staje rozrzewniony,
Na koniec wolnym, chwiejacym sie krokiem
Wraca sie znowu pod wieze Aldony.
 
Dostrzegl ja z dala, jeszcze w oknie byla.
"Dzien dobry! - krzyknal - przez tyle lat z soba
Tylkosmy nocna widzieli sie doba;
Teraz dzien dobry - jaka wrózba mila!
Pierwszy dzien dobry - po latach tak wielu.
1810 Zgadnij, dlaczego przychodze tak rano?"
 
 
Aldona
"Nie chce zgadywac, badz zdrów, przyjacielu,
Juz nazbyt swiatlo, gdyby cie poznano...
Przestan namawiac - badz zdrów, do wieczora,
Wynisc nie moge, nie chce".
 
Alf
"Juz nie pora!
Wiesz, o co prosze? - zruc jaka galazke -
Nie, kwiatów nie masz, wiec nitke z odziezy
1820 Albo z twojego warkocza zawiazke,
Albo kamyczek ze scian twojej wiezy.
Chce dzisiaj - jutra nie kazdemu dozyc -
Chce na pamiatke miec jaki dar swiezy,
Który dzis jeszcze byl na twoim lonie,
Na którym jeszcze swieza lezka plonie.
Chce go przed smiercia na mym sercu zlozyc,
Chce go ostatnim pozegnac wyrazem;
Mam zginac wkrótce, nagle; zginmy razem.
Widzisz te bliska, przedmiejska strzelnice,
1830 Tam bede mieszkal; dla znaku, co ranek
Wywiesze czarna chustke na kruzganek,
Co wieczor lampe u kraty zaswiece;
Tam wiecznie patrzaj : jesli chustke zruce,
Jezeli lampa przed wieczorem skona,
Zamknij twe okno - moze juz nie wróce.
 
"Badz zdrowa!" - Odszedl i zniknal. Aldona
Jeszcze poglada, zwieszona u kraty;
Ranek przeminal, slonce zachodzilo,
A dlugo jeszcze w oknie widac bylo
1840 Jej biale, z wiatrem igrajace szaty
I wyciagniete ku ziemi ramiona.
 
* * *
"Zaszlo na koniec" - rzekl Alf do Halbana,
Wskazujac slonce z okna swej strzelnicy,
W której zamkniety od samego rana
Siedzial patrzajac w okno pustelnicy. -
"Daj mi plaszcz, szable, badz zdrów, wierny slugo,
Pójde ku wiezy - bywaj zdrów na dlugo,
Moze na wieki! Posluchaj, Halbanie,
1850 Jezeli jutro, gdy dzien zacznie swiecic,
Ja nie powróce, opusc to mieszkanie. -
Chce, chcialbym jeszcze cós tobie polecic -
Jakzem samotny! pod niebem i w niebie
Nie mam nikomu, nigdzie, nic powiedziec
W godzine skonu - prócz jej i prócz ciebie.
Badz zdrów, Halbanie, ona bedzie wiedziec
Ty zrucisz chustke, jesli jutro rano...
Lecz cóz to? slyszysz? - w brame kolatano".
 
"Kto idzie?" - trzykroc odzwierny zawolal.
1860 "Biada!" - krzyknelo kilka dzikich glosów;
Widac, ze straznik oprzec sie nie zdolal
I brama tegich nie wstrzymala ciosów.
Juz orszak dolne kruzganki przebiega,
Juz przez zelazne pokrecone wschody,
Do Wallenroda wiodace gospody,
Loskot stop zbrojnych raz wraz sie rozlega;
Alf, zawaliwszy wrzeciadzem podwoje,
Dobywa szable, wzial czare ze stola,
Podszedl ku oknu: - "Stalo sie!" - zawola,
1870 Nalal i wypil: - "Starcze! w rece twoje!"
 
Halban pobladnal, chcial skinieniem reki
Wytracic napój, wstrzymuje sie, mysli;
Slychac za drzwiami coraz blizsze dzwieki,
Opuszcza reke: - to oni, - juz przysli.
 
"Starcze! rozumiesz, co ten loskot znaczy?
I czegoz myslisz? - masz nalana czasze,
Moja wypita; starcze! w rece wasze".
Halban pogladal w milczeniu rozpaczy.
 
"Nie, ja przezyje... i ciebie, mój synu!-
1880 Chce jeszcze zostac, zamknac twe powieki,
I zyc - azebym slawe twego czynu
Zachowal swiatu, rozglosil na wieki.
Obiege Litwy wsi, zamki i miasta,
Gdzie nie dobiege, piesn moja doleci,
Bard dla rycerzy w bitwach, a niewiasta
Bedzie ja w domu spiewac dla swych dzieci;
Bedzie ja spiewac, i kiedys w przyszlosci
Z tej piesni wstanie msciciel naszych kosci!"
Na porecz okna Alf ze lzami pada
1890 I dlugo, dlugo ku wiezy pogladal,
Jak gdyby jeszcze napatrzyc sie zadal
Milym widokom, które wnet postrada.
Objal Halbana, westchnienia zmieszali
W ostatnim, dlugim, dlugim uscisnieniu.
Juz u wrzeciadzów slychac loskot stali,
Wchodza, wolaja Alfa po imieniu:
 
"Zdrajco! twa glowa dzisiaj pod miecz padnie,
Zaluj za grzechy, gotuj sie do zgonu,
Oto jest starzec, kapelan Zakonu,
1900 Oczysc twa dusze i umrzyj przykladnie".
 
Z dobytym mieczem Alf czekal spotkania, Lecz coraz blednie, pochyla sie, slania;
Wsparl sie na oknie i toczac wzrok hardy,
Zrywa plaszcz, mistrza znak na ziemie miota,
Depce nogami z usmiechem pogardy:
"Oto sa grzechy mojego zywota!"
 
"Gotow-em umrzec, czegoz chcecie wiecej?
Z urzedu mego chcecie sluchac sprawy? -
Patrzcie na tyle zgubionych tysiecy,
1910 Na miasta w gruzach, w plomieniach dzierzawy.
Slyszycie wicher? - pedzi chmury sniegów,
Tam marzna waszych ostatki szeregów.
Slyszycie? - wyja glodnych psów gromady,
One sie gryza o szczatki biesiady.
 
"Ja to sprawilem; jakem wielki, dumny,
Tyle glów hydry jednym sciac zamachem!
Jak Samson jednym wstrzasnieniem kolumny
Zburzyc gmach caly, i runac pod gmachem!"
 
Rzekl, spójrzal w okno i bez czucia pada,
1920 Ale nim upadl, lampe z okna ciska;
Ta trzykroc, kolem obiegajac, blyska,
Na koniec legla przed czolem Konrada;
W rozlanym plynie tleje rdzen ogniska,
Lecz coraz glebiej topi sie i mroczy,
Wreszcie, jak gdyby dajac skonu haslo,
Ostatni, wielki krag swiatla roztoczy,
I przy tym blasku widac Alfa oczy,
Juz pobielaly - i swiatlo zagaslo.
 
I w tejze chwili przebil wiezy sciany
1930 Krzyk nagly, mocny, przeciagly, urwany -
Z czyjej to piersi? - wy sie domyslicie;
A kto by slyszal, odgadnalby snadnie,
Ze piersi, z których taki jek wypadnie,
Juz nigdy wiecej nie wydadza glosu:
W tym glosie cale ozwalo sie zycie.
 
Tak struny lutni od tegiego ciosu
Zabrzmia i pekna: zmieszanymi dzwieki
Zdaja sie glosic poczatek piosenki,
Ale jej konca nikt sie nie spodziewa.
 
1940 Taka piesn moja o Aldony losach;
Niechaj ja aniol harmonii w niebiosach,
A czuly sluchacz w duszy swej dospiewa.
 
 
K o n i e c
</poem>