Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/143: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
m 1 wersja |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Przepisana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{tab}}Zwierzchnik będzie sobie uważał za punkt honoru udawać, że nic nie pamięta:<br /> |
|||
{{tab}}— Za co pan przeprasza?<br /> |
|||
{{tab}}— Że tak niegrzecznie się odezwałem.<br /> |
|||
{{tab}}— Kto? Ach głupstwo. Może pan być spokojny: użytku z tego nie zrobię.<br /> |
|||
{{tab}}— Ale mnie to spokoju nie daje.<br /> |
|||
{{tab}}— No, na to już ja nie poradzę.<br /> |
|||
{{tab}}Wychodzisz z miną niezmiernie strapioną...<br /> |
|||
{{tab}}Możesz być pewien, że twój «kawał» opowiadany będzie przy kolacji, że naczelnik pamięta już nawet twoje nazwisko.<br /> |
|||
{{tab}}3. Zbliża się godzina obiadowa... Znajdujesz sobie taką pracę, która cię o kwadrans dłużej zatrzymuje w biurze. Ze względów etycznych powinieneś czynić to czasem i wtedy, kiedy niema żadnych danych, by naczelnik mógł cię zauważyć.<br /> |
|||
{{tab}}4. O wypadku swoim powinieneś opowiadać przez cały dzień wszystkim, kogo spotkasz czy na ulicy, czy w ogrodzie, czy w cukierni. Powinieneś wynosić pod niebiosy dobroć i ludzkość swego zwierzchnika. Można nawet posłać do mieszkania jego wiązankę kwiatów z napisem: «od bezimiennego, wdzięcznego i całą duszą oddanego». Może się domyśli, od kogo, a wreszcie: kto nie ryzykuje, ten nic nie ma.<br /> |
|||
{{tab}}Można w biurze samem puścić się na {{pp|sen|tymentalną}} |
|||
Stopka (noinclude): | Stopka (noinclude): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
<references/> |
|||
__NOEDITSECTION__ |