Baśń o trzech braciach i królewnie: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Niki K (dyskusja | edycje)
Nie podano opisu zmian
html -> wiki
Linia 8:
|}
 
:Mrok wieczorny, - babcia siwa<br>
:przy kominku głową kiwa.<br>
:Nos jak haczyk, - okulary,<br>
:Coś tam mruczy babsztyl stary.<br>
:Snuje bajdy niestworzone,<br>
:O królewnie Pizdolonie,<br>
:O trzech braciach jak niewielu,<br>
:O matuli ich z burdelu,<br>
:Opowiada stare dzieje...<br>
:A na dworze wicher wieje.<br>
 
Siądźcie społem panny, smyki,<br>
Młodojebce, stare pryki<br>
I nadstawcie dobrze uszy!<br>
Choć na polu śnieżek prószy.<br>
W domu ciepło i wygodnie...<br>
Zostaw pan w spokoju spodnie!<br>
Bo zawołam zaraz Mamy!...<br>
Sza! Uwaga! Zaczynamy!<br>
 
:Siądźcie społem panny, smyki,
Za morzami, za rzekami,<br>
:Młodojebce, stare pryki
Za lasami, za górami,<br>
:I nadstawcie dobrze uszy!
Żył przed bardzo wielu laty,<br>
:Choć na polu śnieżek prószy.
Król potężny i bogaty,<br>
:W domu ciepło i wygodnie...
Dobrotliwy, szczodrobliwy,<br>
:Zostaw pan w spokoju spodnie!
Ale bardzo nieszczęśliwy,<br>
:Bo zawołam zaraz Mamy!...
Ciągle smutny i zmartwiony<br>
:Sza! Uwaga! Zaczynamy!
Z winy córki Pizdolony,<br>
Co choć bardzo piękna, miła,<br>
Lecz... nadmiernie się kurwiła.<br>
 
A dawała bez wyboru<br>
I rycerzom, panom dworu,<br>
I kucharzom, i kuchcikom,<br>
Giermkom, ciurom, pisarczykom,<br>
Na leżąco, na stojaka,<br>
W dupę, w cycki i na raka.<br>
Czy na dworze, czy w salonie,<br>
Czy w klozecie, czy na tronie,<br>
W każdej chwili, w każdym czasie<br>
Wciąż myślała o kutasie.<br>
 
:Za morzami, za rzekami,
Próżno mówił jej król stary,<br>
:Za lasami, za górami,
Że we wszystkim trzeba miary,<br>
:Żył przed bardzo wielu laty,
Nie wypada bowiem pannie<br>
:Król potężny i bogaty,
Dawać dupy bezustannie.<br>
:Dobrotliwy, szczodrobliwy,
:Ale bardzo nieszczęśliwy,
:Ciągle smutny i zmartwiony
:Z winy córki Pizdolony,
:Co choć bardzo piękna, miła,
:Lecz... nadmiernie się kurwiła.
 
Na nic się to wszystko zdało,<br>
Wciąż jej chuja było mało<br>
I na całym króla dworze<br>
Nikt chędożyć już nie może.<br>
Wszyscy byli rozjebani.<br>
Nawet księżą kapelani.<br>
Raz ją tak swędziała dupa.<br>
Że zgwałciła aż biskupa,<br>
A gdy ten ją zdupczył marnie<br>
- Poszła dawać pod latarnię.<br>
 
:A dawała bez wyboru
Aż do tego doszło wreszcie,<br>
:I rycerzom, panom dworu,
że z burdelów wszystkich w mieście<br>
:I kucharzom, i kuchcikom,
Od kurewskiej całej nacji<br>
:Giermkom, ciurom, pisarczykom,
Przyszły kurwy w delegacji.<br>
:Na leżąco, na stojaka,
Ta najbardziej rozjebana,<br>
:W dupę, w cycki i na raka.
Padłszy przed nim na kolana,<br>
:Czy na dworze, czy w salonie,
Z trudem tłumiąc rzewne łkanie<br>
:Czy w klozecie, czy na tronie,
Rzekła: "Królu nasz i Panie!<br>
:W każdej chwili, w każdym czasie
Ty panując od lat wielu<br>
:Wciąż myślała o kutasie.
Ojcem byłeś dla burdelu.<br>
Burdelowy cech upada<br>
Kurwom grozi dziś zagłada!<br>
Upadają obyczaje!<br>
Twoja córka dupy daje!<br>
Na ulicy bez pieniędzy,<br>
Przez co wpycha nas do nędzy.<br>
Nikt nas dziś już nie pierdoli,<br>
Bo darmochę każdy woli!<br>
A więc najjaśniejszy panie,<br>
Sprawiedliwość niech się stanie!"<br>
 
Król na łzy kurewskie czuły,<br>
Kazał dać ze swej szkatuły<br>
Każdej kurwie po dukacie...<br>
Po czym zamknął się w komnacie<br>
W nocy zaś przywołał swego<br>
Astrologa nadwornego,<br>
By ten patrząc w gwiezdne szlaki<br>
Znalazł wreszcie sposób jaki,<br>
By królewnę można było<br>
Dobrowolnie, czy też siłą<br>
Wrócić znów do cnoty granic,<br>
A gdy to się nie zda na nic,<br>
Niech przynajmniej w swojej sferze<br>
Obłapników sobie bierze...<br>
 
:Próżno mówił jej król stary,
Więc astrolog wziąwszy lupę,<br>
:Że we wszystkim trzeba miary,
Zajrzał raz królewnie w dupę,<br>
:Nie wypada bowiem pannie
Dwakroć cyrklem pizdę zmierzył,<br>
:Dawać dupy bezustannie.
Po czym zamknął się w swej wieży.<br>
Tak był w pracy pogrążony,<br>
Taki przy tym roztargniony,<br>
że szukając prawdy na niebie<br>
W roztargnieniu srał pod siebie.<br>
Kręcił, wiercił teleskopem,<br>
Wreszcie wrócił z horoskopem<br>
I rzekł: "Smutną wieść, niestety<br>
objawiły mi planety,<br>
Że królewny nic nie wstrzyma.<br>
Na jej szał lekarstwa ni ma!<br>
Chyba, że się znajdzie jaki,<br>
Tęgi jebak nad jebaki,<br>
Który ją tak zerżnie pięknie,<br>
Że królewnie picza pęknie!<br>
Żywym ogniem się zapali,<br>
Na kawałki się rozwali.<br>
Wtedy będzie pizdolona<br>
Z czaru swego wyzwolona!<br>
I znów stanie się prawiczką<br>
Z malusieńską, ciasną piczką."<br>
 
Król, choć płakał ze zmartwienia,<br>
Zamknął córkę do więzienia,<br>
By się więcej nie puszczała.<br>
Tam codziennie dostawała,<br>
Prócz świetnego utrzymania,<br>
Tysiąc świec do brandzlowania,<br>
Wazeliny beczkę całą...<br>
Lecz jej tego było mało.<br>
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:<br>
To za mało dla mej piczy!<br>
 
:Na nic się to wszystko zdało,
Wszystkim było ogłoszone<br>
:Wciąż jej chuja było mało
Że kto zbawi Pizdolonę<br>
:I na całym króla dworze
Ten dostanie ją za żonę<br>
:Nikt chędożyć już nie może.
I podzieli się królestwem<br>
:Wszyscy byli rozjebani.
by raz skończyć z tym kurestwem...<br>
:Nawet księżą kapelani.
:Raz ją tak swędziała dupa.
:Że zgwałciła aż biskupa,
:A gdy ten ją zdupczył marnie
:- Poszła dawać pod latarnię.
 
Więc zjeżdżają się jebacze,<br>
Czarodzieje, zaklinacze,<br>
I rycerze, królewicze,<br>
By królewnie zerżnąć piczę!<br>
Każdy swoich sił próbuje,<br>
Lecz choć tęgie mieli chuje<br>
Na nic się to wszystko zdało,<br>
Bo królewnie wciąż za mało.<br>
 
:Aż do tego doszło wreszcie,
Król gdy widział co się dzieje<br>
:że z burdelów wszystkich w mieście
Stracił całkiem już nadzieję,<br>
:Od kurewskiej całej nacji
Płakał, martwił się dzień cały<br>
:Przyszły kurwy w delegacji.
Aż mu jaja posiwiały<br>
:Ta najbardziej rozjebana,
Bo już siwy był na głowie.<br>
:Padłszy przed nim na kolana,
:Z trudem tłumiąc rzewne łkanie
:Rzekła: "Królu nasz i Panie!
:Ty panując od lat wielu
:Ojcem byłeś dla burdelu.
:Burdelowy cech upada
:Kurwom grozi dziś zagłada!
:Upadają obyczaje!
:Twoja córka dupy daje!
:Na ulicy bez pieniędzy,
:Przez co wpycha nas do nędzy.
:Nikt nas dziś już nie pierdoli,
:Bo darmochę każdy woli!
:A więc najjaśniejszy panie,
:Sprawiedliwość niech się stanie!"
 
...A tymczasem heroldowie<br>
Wieści dziwne rozgłaszali<br>
Coraz dalej, dalej, dalej...<br>
Aż dotarły hen daleko,<br>
Gdzie za siódmą górą, rzeką,<br>
Stała sobie mała chatka,<br>
W niej mieszkała stara matka<br>
Wraz z synami swymi trzema,<br>
Którym równych w świecie nie ma.<br>
 
:Król na łzy kurewskie czuły,
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,<br>
:Kazał dać ze swej szkatuły
ale każdy z nich był inny<br>
:Każdej kurwie po dukacie...
I w tym nie ma nic dziwnego:<br>
:Po czym zamknął się w komnacie
Każdy z ojca był innego,<br>
:W nocy zaś przywołał swego
Bo w młodości swojej czasie<br>
:Astrologa nadwornego,
Matka strasznie puszczała się.<br>
:By ten patrząc w gwiezdne szlaki
Była stróżką przy burdelu<br>
:Znalazł wreszcie sposób jaki,
I kochanków miała wielu.<br>
:By królewnę można było
:Dobrowolnie, czy też siłą
:Wrócić znów do cnoty granic,
:A gdy to się nie zda na nic,
:Niech przynajmniej w swojej sferze
:Obłapników sobie bierze...
 
Syn najstarszy miał chuj długi<br>
I gruby na kształt maczugi,<br>
A po bokach jego były<br>
jak postronki - grube żyły,<br>
Jakieś sęki, jakieś guzy -<br>
Jaja miał jak dwa arbuzy!<br>
A że ciągle mu bez mała<br>
ta ogromna pyta stała,<br>
Chujogromem go nazwano.<br>
 
:Więc astrolog wziąwszy lupę,
Pizdoliza nosił miano<br>
:Zajrzał raz królewnie w dupę,
Syn następny, bo lizanie<br>
:Dwakroć cyrklem pizdę zmierzył,
Stawiał wyżej nad jebanie,<br>
:Po czym zamknął się w swej wieży.
I nie było mistrza w świecie,<br>
:Tak był w pracy pogrążony,
Co by sprostał mu w minecie.<br>
:Taki przy tym roztargniony,
:że szukając prawdy na niebie
:W roztargnieniu srał pod siebie.
:Kręcił, wiercił teleskopem,
:Wreszcie wrócił z horoskopem
:I rzekł: "Smutną wieść, niestety
:objawiły mi planety,
:Że królewny nic nie wstrzyma.
:Na jej szał lekarstwa ni ma!
:Chyba, że się znajdzie jaki,
:Tęgi jebak nad jebaki,
:Który ją tak zerżnie pięknie,
:Że królewnie picza pęknie!
:Żywym ogniem się zapali,
:Na kawałki się rozwali.
:Wtedy będzie pizdolona
:Z czaru swego wyzwolona!
:I znów stanie się prawiczką
:Z malusieńską, ciasną piczką."
 
Cieszą matkę takie dzieci,<br>
Lecz niestety - smuci trzeci,<br>
Który rodu był zakałą,<br>
Bo miał kuśkę całkiem małą,<br>
A cieniutką na kształt glizdy<br>
I nie palił się do pizdy.<br>
Dobrze, gdy z matczynej woli<br>
Raz na miesiąc popierdoli.<br>
A że mało tak obłapia,<br>
Bracia mieli go za gapia.<br>
No i matka nawet czasem<br>
Nazywała go Głuptasem.<br>
 
:Król, choć płakał ze zmartwienia,
Tak im słodko życie idzie,<br>
:Zamknął córkę do więzienia,
Ani w zbytku, ani w biedzie.<br>
:By się więcej nie puszczała.
Starsze bowiem dwa chłopaki<br>
:Tam codziennie dostawała,
Zarabiali w sposób taki,<br>
:Prócz świetnego utrzymania,
że pobożne, starsze panie<br>
:Tysiąc świec do brandzlowania,
Brały ich na utrzymanie.<br>
:Wazeliny beczkę całą...
A i matka, chociaż stara,<br>
:Lecz jej tego było mało.
Też dawała za talara.<br>
:Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
Tylko trzeci syn - wyskrobek<br>
:To za mało dla mej piczy!
Wypinał się na zarobek.<br>
Że nie udał się niewiastom,<br>
Dawał dupy pederastom<br>
I ku wielkiej matki złości<br>
Nie brał nic od swoich gości...<br>
 
Tak im się więc dobrze żyło,<br>
I wygodnie, dobrze, miło.<br>
Aż dotarła i w ich strony<br>
Wieść o losie Pizdolony.<br>
Na zarobek więc łakoma<br>
woła matka Chujogroma<br>
I tak rzecze: "Ty, mój synu<br>
Idź! Dokonaj tego czynu!<br>
Gdy spierdolisz Pizdolonę<br>
To dostaniesz ją za żonę.<br>
Pół królestwa twoim będzie!<br>
Tak królewskie brzmi orędzie."<br>
 
:Wszystkim było ogłoszone
Syn usłuchał rady matki.<br>
:Że kto zbawi Pizdolonę
Zaraz włożył czyste gatki.<br>
:Ten dostanie ją za żonę
Wymył chuja - i bez zwłoki<br>
:I podzieli się królestwem
Raźno ruszył w świat szeroki...<br>
:by raz skończyć z tym kurestwem...
A gdy przybył do stolicy,<br>
Zaraz poszedł do ciemnicy<br>
Gdzie się świecą, rozkraczona,<br>
brandzlowała Pizdolona.<br>
 
Pyta dębem mu stanęła,<br>
Więc się ostro wziął do dzieła<br>
I za pierwszym sztosem leci<br>
Błyskawicznie drugi, trzeci,<br>
Czwarty, piąty - aż nareszcie<br>
Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście<br>
I utracił siłę całą -<br>
Lecz królewnie wciąż za mało!<br>
Tak był potem osłabiony,<br>
Że zleźć nie mógł z Pizdolony,<br>
Aż musiały dworskie ciury<br>
Ściągnąć go za dupę z dziury,<br>
I zanieśli omdlałego,<br>
Do szpitala zamkowego.<br>
 
:Więc zjeżdżają się jebacze,
A królewna ciągle krzyczy,<br>
:Czarodzieje, zaklinacze,
Że to mało dla jej piczy!<br>
:I rycerze, królewicze,
:By królewnie zerżnąć piczę!
:Każdy swoich sił próbuje,
:Lecz choć tęgie mieli chuje
:Na nic się to wszystko zdało,
:Bo królewnie wciąż za mało.
 
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
Nie tak prędko kutas staje,<br>
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
Chujogroma matka czeka,<br>
W końcu martwić się zaczyna -<br>
Że nie widać skurwysyna...<br>
 
:Król gdy widział co się dzieje
Aż ją doszły straszne wieści...<br>
:Stracił całkiem już nadzieję,
Powstrzymując łzy boleści,<br>
:Płakał, martwił się dzień cały
Pizdoliza do się wzywa<br>
:Aż mu jaja posiwiały
I w te słowa się odzywa:<br>
:Bo już siwy był na głowie.
- "Bratu, rzecz to nie do wiary,<br>
Nie powiodły się zamiary.<br>
Kutas zmarniał mu, niestety -<br>
Idź więc ty, spróbuj minety!"<br>
 
I Pizdoliz wnet bez zwłoki,<br>
Ruszył prędko w świat szeroki.<br>
W końcu zaszedł do stolicy.<br>
Tam się udał do ciemnicy,<br>
Gdzie się świecą, rozkraczona,<br>
Brandzlowała Pizdolona.<br>
 
:...A tymczasem heroldowie
Zaraz ją za piczę łapie<br>
:Wieści dziwne rozgłaszali
I minetę tęgo chlapie<br>
:Coraz dalej, dalej, dalej...
Język jego na kształt węża<br>
:Aż dotarły hen daleko,
To się spręża, to rozpręża,<br>
:Gdzie za siódmą górą, rzeką,
To się wije jak sprężyna,<br>
:Stała sobie mała chatka,
W pizdę wwiercać się zaczyna,<br>
:W niej mieszkała stara matka
To po wierzchu, to od środka.<br>
:Wraz z synami swymi trzema,
Kręci na kształt kołowrotka,<br>
:Którym równych w świecie nie ma.
To się zwija znów jak fryga,<br>
że gdy patrzeć - w oczach miga.<br>
Doba tak za dobą mija,<br>
On jęzorem wciąż wywija.<br>
Lecz z nim także to się stało<br>
Że utracił siłę całą.<br>
Więc i jego dworskie ciury<br>
ściągnęły za dupę z dziury,<br>
I wyniosły omdlałego,<br>
Do szpitala zamkowego.<br>
A królewna ciągle krzyczy,<br>
Że to mało dla jej piczy!<br>
 
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
Nie tak prędko kutas staje,<br>
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
Pizdoliza matka czeka,<br>
I już martwić się zaczyna -<br>
Bo nie widać skurwysyna...<br>
 
:Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
W końcu widząc, że nie wraca<br>
:ale każdy z nich był inny
Myśli: "Na nic moja praca...<br>
:I w tym nie ma nic dziwnego:
Biedna dola jest matczyna.<br>
:Każdy z ojca był innego,
Oto już drugiego syna<br>
:Bo w młodości swojej czasie
Losy wzięły mi zdradziecko!<br>
:Matka strasznie puszczała się.
Jedno mi zostało dziecko,<br>
:Była stróżką przy burdelu
I do tego całkiem głupie".<br>
:I kochanków miała wielu.
 
...Głuptas miał to wszystko w dupie.<br>
Raz spokojnie po jedzeniu<br>
Chciał pochrapać sobie w cieniu.<br>
Coś mu jednak spać nie daje,<br>
Coś go ciągle gryzie w jaje.<br>
Więc się prędko zrywa z trawy,<br>
W portki patrzy się ciekawy<br>
A tu się po jajach szwenda<br>
Niby chrabąszcz - wielka menda!<br>
 
:Syn najstarszy miał chuj długi
Głuptas już rozpinał gacie,<br>
:I gruby na kształt maczugi,
By ją zgubić w sublimacie,<br>
:A po bokach jego były
Gdy wtem menda nieszczęśliwa<br>
:jak postronki - grube żyły,
Ludzkim głosem się odzywa:<br>
:Jakieś sęki, jakieś guzy -
"Nie zabijaj chłopcze luby!<br>
:Jaja miał jak dwa arbuzy!
Czemu pragniesz mojej zguby?<br>
:A że ciągle mu bez mała
Menda też stworzenie boże,<br>
:ta ogromna pyta stała,
Że inaczej żyć nie może<br>
:Chujogromem go nazwano.
I że czasem w jajo utnie -<br>
Nie gubże jej tak okrutnie!"<br>
Głuptas to serca bierze,<br>
Myśli sobie: "Biedne zwierzę,<br>
Że mnie utniesz, cóż to złego?<br>
Przecież nie zjesz mnie całego...<br>
A pocierpieć czasem mogę<br>
Idź więc dalej w swoją drogę!"<br>
 
A tu nagle menda znika<br>
I zmienia się w czarownika,<br>
Czarownika - czarodzieja,<br>
I do swego dobrodzieja,<br>
Co się w strachu z miejsca zrywa,<br>
W takie słowa się odzywa:<br>
- "Że litości miałeś względy<br>
Dla bezbronnej, słabej mendy<br>
I żeś jej darował życie -<br>
Wynagrodzę cię sowicie.<br>
Dam ja ci wskazówki pewne<br>
jak spierdolić masz królewnę.<br>
Sił twych mało tu potrzeba<br>
Jest kondona - samojeba,<br>
Który ma tę dziwną siłę,<br>
Że gdy włożysz na swą żyłę<br>
I rozkażesz - on za ciebie<br>
sztos za sztosem ciągle jebie<br>
Czarodziejską mocą cudną!<br>
Ale zdobyć go jest trudno...<br>
Dupa strzeże go zaklęta,<br>
Na przechodniów wciąż wypięta,<br>
Z której mocą złego ducha<br>
Ustawicznie ogień bucha.<br>
I czy z bliska, czy z daleka,<br>
Żarem swoim wszystko spieka.<br>
I w tym mocnym, wielkim żarze<br>
Dupa się całować każe,<br>
Lecz gdy powiesz do niej słowa:<br>
- "Niech się ogień w dupie schowa!<br>
Sama się pocałuj właśnie!"<br>
- Wtedy ogień w dupie zgaśnie.<br>
I powoli, z dobrej woli,<br>
Kondon zabrać ci pozwoli.<br>
Za twą dobroć ja ci mogę<br>
Do tej dupy wskazać drogę.<br>
Weź ten kłębek z sobą razem,<br>
On ci będzie drogowskazem!<br>
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,<br>
Gdzie się kłębek toczyć będzie.<br>
Lecz pamiętaj zawsze święcie<br>
Czarodziejskie to zaklęcie!"<br>
<br>
Tu czarownik, niby mara,<br>
Zniknł i rozwiał się jak para.<br>
Głuptas wstaje ucieszony,<br>
Bierze kłębek, rozbawiony,<br>
I nie mówiąc nic nikomu<br>
Po kryjomu znika z domu.<br>
 
:Pizdoliza nosił miano
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
:Syn następny, bo lizanie
Nie tak prędko kutas staje.<br>
:Stawiał wyżej nad jebanie,
Głuptas idzie, nie ustaje,<br>
:I nie było mistrza w świecie,
Coraz nowe mija kraje.<br>
:Co by sprostał mu w minecie.
Gdy stu granic minął słupy<br>
Zaszedł wreszcie aż do dupy,<br>
Z której ogień wieczny tryska.<br>
A podszedłszy do niej z bliska,<br>
Rozżarzonej nad pojęcie,<br>
Czarodziejskie swe zaklęcie<br>
Głuptas z całej siły wrzaśnie:<br>
"Sama się pocałuj właśnie!..."<br>
Wtedy dupa zawstydzona,<br>
Puściła go do kondona.<br>
 
Więc z kondonem, ucieszony,<br>
Pędzi wnet do Pizdolony.<br>
A gdy przybył do stolicy,<br>
Zaraz poszedł do ciemnicy,<br>
Gdzie się świecą, rozkraczona,<br>
Brandzlowała Pizdolona.<br>
 
:Cieszą matkę takie dzieci,
Wkłada kondon na kutasa<br>
:Lecz niestety - smuci trzeci,
I... O dziwo! U głuptasa<br>
:Który rodu był zakałą,
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,<br>
:Bo miał kuśkę całkiem małą,
Na olbrzyma się rozrasta!<br>
:A cieniutką na kształt glizdy
Na sto chujów się rozdziela<br>
:I nie palił się do pizdy.
Każdy gruby, jak ta bela,<br>
:Dobrze, gdy z matczynej woli
Każdy twardy, jak ze stali,<br>
:Raz na miesiąc popierdoli.
Każdy długi na sto cali!<br>
:A że mało tak obłapia,
Wszystkie chuje z całej siły<br>
:Bracia mieli go za gapia.
Na królewnę się rzuciły,<br>
:No i matka nawet czasem
Każdy się jej w piczę wwierca,<br>
:Nazywała go Głuptasem.
Każdy końcem sięga serca,<br>
Każdy jej się w piczy grzebie,<br>
Każdy jebie, jebie, jebie...<br>
Głuptas leży bez wysiłku,<br>
Czasem klepnie ją po tyłku<br>
Czasem w cycki pocałuje,<br>
A samojeb piczę pruje.<br>
Aż królewna Pizdolona<br>
Zchędożona, spierdolona,<br>
Ze zmęczenia ledwo żywa,<br>
Krzyczy: - Cipa się rozrywa!<br>
 
Takie przy tym tarcie było,<br>
Aż się w piczy zapaliło.<br>
By ugasić pożar ciała,<br>
Straż zamkowa przyjechała<br>
Z toporami, z bosakami,<br>
Sikawkami i kubłami,<br>
Słowem - z całym inwentarzem<br>
Używanym przy pożarze.<br>
I po długiej, ciężkiej pracy<br>
Ugasili ją strażacy.<br>
 
:Tak im słodko życie idzie,
Tak została Pizdolona<br>
:Ani w zbytku, ani w biedzie.
Z czaru swego wybawiona,<br>
:Starsze bowiem dwa chłopaki
I znów stała się prawiczką<br>
:Zarabiali w sposób taki,
Z malusieńką, ciasną piczką.<br>
:że pobożne, starsze panie
Głuptas dostał zaś w podziękę<br>
:Brały ich na utrzymanie.
Pół królestwa i jej rękę.<br>
:A i matka, chociaż stara,
:Też dawała za talara.
:Tylko trzeci syn - wyskrobek
:Wypinał się na zarobek.
:Że nie udał się niewiastom,
:Dawał dupy pederastom
:I ku wielkiej matki złości
:Nie brał nic od swoich gości...
 
Król był taki ucieszony,<br>
Ze zbawienia Pizdolony,<br>
Że pomimo swej starości<br>
Kapucyna rżnął z radości,<br>
Tak się znowu poczuł młody<br>
Potem zaś wyprawił gody<br>
Głuptasowi z Pizdoloną -<br>
Mnie na gody zaproszono.<br>
Więc jak mówię, też tam byłam.<br>
Jadłam, piłam, pierdoliłam,<br>
Bawiłam się z nimi społem,<br>
Aż zasnęłam gdzieś pod stołem...<br>
 
:Tak im się więc dobrze żyło,
Tu bajka dobiega końca<br>
:I wygodnie, dobrze, miło.
Już za oknem patrzeć słońca<br>
:Aż dotarła i w ich strony
Przy kominku babcia siwa<br>
:Wieść o losie Pizdolony.
Coś mamrocze, głową kiwa<br>
:Na zarobek więc łakoma
Dając dziatwie pouczenia<br>
:woła matka Chujogroma
O rozkoszach chędożenia.<br>
:I tak rzecze: "Ty, mój synu
:Idź! Dokonaj tego czynu!
:Gdy spierdolisz Pizdolonę
:To dostaniesz ją za żonę.
:Pół królestwa twoim będzie!
:Tak królewskie brzmi orędzie."
 
 
:Syn usłuchał rady matki.
:Zaraz włożył czyste gatki.
:Wymył chuja - i bez zwłoki
:Raźno ruszył w świat szeroki...
:A gdy przybył do stolicy,
:Zaraz poszedł do ciemnicy
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Pyta dębem mu stanęła,
:Więc się ostro wziął do dzieła
:I za pierwszym sztosem leci
:Błyskawicznie drugi, trzeci,
:Czwarty, piąty - aż nareszcie
:Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
:I utracił siłę całą -
:Lecz królewnie wciąż za mało!
:Tak był potem osłabiony,
:Że zleźć nie mógł z Pizdolony,
:Aż musiały dworskie ciury
:Ściągnąć go za dupę z dziury,
:I zanieśli omdlałego,
:Do szpitala zamkowego.
 
 
:A królewna ciągle krzyczy,
:Że to mało dla jej piczy!
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje,
:Baśń się baje, czas ucieka,
:Chujogroma matka czeka,
:W końcu martwić się zaczyna -
:Że nie widać skurwysyna...
 
 
:Aż ją doszły straszne wieści...
:Powstrzymując łzy boleści,
:Pizdoliza do się wzywa
:I w te słowa się odzywa:
:- "Bratu, rzecz to nie do wiary,
:Nie powiodły się zamiary.
:Kutas zmarniał mu, niestety -
:Idź więc ty, spróbuj minety!"
 
 
:I Pizdoliz wnet bez zwłoki,
:Ruszył prędko w świat szeroki.
:W końcu zaszedł do stolicy.
:Tam się udał do ciemnicy,
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:Brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Zaraz ją za piczę łapie
:I minetę tęgo chlapie
:Język jego na kształt węża
:To się spręża, to rozpręża,
:To się wije jak sprężyna,
:W pizdę wwiercać się zaczyna,
:To po wierzchu, to od środka.
:Kręci na kształt kołowrotka,
:To się zwija znów jak fryga,
:że gdy patrzeć - w oczach miga.
:Doba tak za dobą mija,
:On jęzorem wciąż wywija.
:Lecz z nim także to się stało
:Że utracił siłę całą.
:Więc i jego dworskie ciury
:ściągnęły za dupę z dziury,
:I wyniosły omdlałego,
:Do szpitala zamkowego.
:A królewna ciągle krzyczy,
:Że to mało dla jej piczy!
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje,
:Baśń się baje, czas ucieka,
:Pizdoliza matka czeka,
:I już martwić się zaczyna -
:Bo nie widać skurwysyna...
 
 
:W końcu widząc, że nie wraca
:Myśli: "Na nic moja praca...
:Biedna dola jest matczyna.
:Oto już drugiego syna
:Losy wzięły mi zdradziecko!
:Jedno mi zostało dziecko,
:I do tego całkiem głupie".
 
 
:...Głuptas miał to wszystko w dupie.
:Raz spokojnie po jedzeniu
:Chciał pochrapać sobie w cieniu.
:Coś mu jednak spać nie daje,
:Coś go ciągle gryzie w jaje.
:Więc się prędko zrywa z trawy,
:W portki patrzy się ciekawy
:A tu się po jajach szwenda
:Niby chrabąszcz - wielka menda!
 
 
:Głuptas już rozpinał gacie,
:By ją zgubić w sublimacie,
:Gdy wtem menda nieszczęśliwa
:Ludzkim głosem się odzywa:
:"Nie zabijaj chłopcze luby!
:Czemu pragniesz mojej zguby?
:Menda też stworzenie boże,
:Że inaczej żyć nie może
:I że czasem w jajo utnie -
:Nie gubże jej tak okrutnie!"
:Głuptas to serca bierze,
:Myśli sobie: "Biedne zwierzę,
:Że mnie utniesz, cóż to złego?
:Przecież nie zjesz mnie całego...
:A pocierpieć czasem mogę
:Idź więc dalej w swoją drogę!"
 
:A tu nagle menda znika
:I zmienia się w czarownika,
:Czarownika - czarodzieja,
:I do swego dobrodzieja,
:Co się w strachu z miejsca zrywa,
:W takie słowa się odzywa:
:- "Że litości miałeś względy
:Dla bezbronnej, słabej mendy
:I żeś jej darował życie -
:Wynagrodzę cię sowicie.
:Dam ja ci wskazówki pewne
:jak spierdolić masz królewnę.
:Sił twych mało tu potrzeba
:Jest kondona - samojeba,
:Który ma tę dziwną siłę,
:Że gdy włożysz na swą żyłę
:I rozkażesz - on za ciebie
:sztos za sztosem ciągle jebie
:Czarodziejską mocą cudną!
:Ale zdobyć go jest trudno...
:Dupa strzeże go zaklęta,
:Na przechodniów wciąż wypięta,
:Z której mocą złego ducha
:Ustawicznie ogień bucha.
:I czy z bliska, czy z daleka,
:Żarem swoim wszystko spieka.
:I w tym mocnym, wielkim żarze
:Dupa się całować każe,
:Lecz gdy powiesz do niej słowa:
:- "Niech się ogień w dupie schowa!
:Sama się pocałuj właśnie!"
:- Wtedy ogień w dupie zgaśnie.
:I powoli, z dobrej woli,
:Kondon zabrać ci pozwoli.
:Za twą dobroć ja ci mogę
:Do tej dupy wskazać drogę.
:Weź ten kłębek z sobą razem,
:On ci będzie drogowskazem!
:Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
:Gdzie się kłębek toczyć będzie.
:Lecz pamiętaj zawsze święcie
:Czarodziejskie to zaklęcie!"
 
 
:Tu czarownik, niby mara,
:Zniknł i rozwiał się jak para.
:Głuptas wstaje ucieszony,
:Bierze kłębek, rozbawiony,
:I nie mówiąc nic nikomu
:Po kryjomu znika z domu.
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje.
:Głuptas idzie, nie ustaje,
:Coraz nowe mija kraje.
:Gdy stu granic minął słupy
:Zaszedł wreszcie aż do dupy,
:Z której ogień wieczny tryska.
:A podszedłszy do niej z bliska,
:Rozżarzonej nad pojęcie,
:Czarodziejskie swe zaklęcie
:Głuptas z całej siły wrzaśnie:
:"Sama się pocałuj właśnie!..."
:Wtedy dupa zawstydzona,
:Puściła go do kondona.
 
 
:Więc z kondonem, ucieszony,
:Pędzi wnet do Pizdolony.
:A gdy przybył do stolicy,
:Zaraz poszedł do ciemnicy,
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:Brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Wkłada kondon na kutasa
:I... O dziwo! U głuptasa
:Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
:Na olbrzyma się rozrasta!
:Na sto chujów się rozdziela
:Każdy gruby, jak ta bela,
:Każdy twardy, jak ze stali,
:Każdy długi na sto cali!
:Wszystkie chuje z całej siły
:Na królewnę się rzuciły,
:Każdy się jej w piczę wwierca,
:Każdy końcem sięga serca,
:Każdy jej się w piczy grzebie,
:Każdy jebie, jebie, jebie...
:Głuptas leży bez wysiłku,
:Czasem klepnie ją po tyłku
:Czasem w cycki pocałuje,
:A samojeb piczę pruje.
:Aż królewna Pizdolona
:Zchędożona, spierdolona,
:Ze zmęczenia ledwo żywa,
:Krzyczy: - Cipa się rozrywa!
 
 
:Takie przy tym tarcie było,
:Aż się w piczy zapaliło.
:By ugasić pożar ciała,
:Straż zamkowa przyjechała
:Z toporami, z bosakami,
:Sikawkami i kubłami,
:Słowem - z całym inwentarzem
:Używanym przy pożarze.
:I po długiej, ciężkiej pracy
:Ugasili ją strażacy.
 
 
:Tak została Pizdolona
:Z czaru swego wybawiona,
:I znów stała się prawiczką
:Z malusieńką, ciasną piczką.
:Głuptas dostał zaś w podziękę
:Pół królestwa i jej rękę.
 
 
:Król był taki ucieszony,
:Ze zbawienia Pizdolony,
:Że pomimo swej starości
:Kapucyna rżnął z radości,
:Tak się znowu poczuł młody
:Potem zaś wyprawił gody
:Głuptasowi z Pizdoloną -
:Mnie na gody zaproszono.
:Więc jak mówię, też tam byłam.
:Jadłam, piłam, pierdoliłam,
:Bawiłam się z nimi społem,
:Aż zasnęłam gdzieś pod stołem...
 
 
:Tu bajka dobiega końca
:Już za oknem patrzeć słońca
:Przy kominku babcia siwa
:Coś mamrocze, głową kiwa
:Dając dziatwie pouczenia
:O rozkoszach chędożenia.
 
 
:Których i Wam czytelnicy
:Autor tej powiastki życzy!
 
Których i Wam czytelnicy<br>
Autor tej powiastki życzy!
 
[[kategoria:poezja]]