Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/512: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Himiltruda (dyskusja | edycje) |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 3: | Linia 3: | ||
{{tab}}— Przygotujże się pani na stare panieństwo — szepnąłem — ja! nie mogę!<br /> |
{{tab}}— Przygotujże się pani na stare panieństwo — szepnąłem — ja! nie mogę!<br /> |
||
{{tab}}Była to może pierwsza nasza trochę większego znaczenia rozmowa, która późniéj się przy różnych zręcznościach odzywała i powtarzała z odmianami i dalszemi ciągami.<br /> |
{{tab}}Była to może pierwsza nasza trochę większego znaczenia rozmowa, która późniéj się przy różnych zręcznościach odzywała i powtarzała z odmianami i dalszemi ciągami.<br /> |
||
{{tab}}W tym roku choć się na pozór w zdrowiu starościny nie zmieniło nic, wszyscyśmy dostrzegli, że słabła i zapominała się. Nie była chorą, ale jakby znużoną życiem, |
{{tab}}W tym roku choć się na pozór w zdrowiu starościny nie zmieniło nic, wszyscyśmy dostrzegli, że słabła i zapominała się. Nie była chorą, ale jakby znużoną życiem, więcéj czasu poświęcała modlitwie, mniéj towarzystwu, mówiła o śmierci, jako o spoczynku, którego potrzebowała. Staraliśmy się ją rozerwać, chwilami się to udawało, potém wpadała w zamyślenie jakieś milczące, jakąś pół-senność i godzinami siadywała wśród nas na krześle, nie mówiąc słowa. Zachowała całą swą przytomność, ale myślami zdawała się być gdzieś indziéj, na drugim świecie. Zmiana w jéj stanie była nieznaczna, powolna, stopniowa, tak, że myśmy ją mniéj widzieli niż obcy. Pierwszy uwagę moję i pani Sawickiéj zwrócił na to kanonik. Zaprzeczaliśmy zrazu, potém i nas to uderzyło.<br /> |
||
{{tab}}Starościna niepokoiła się teraz rozporządzeniem majętnościami. Był wprawdzie testament dawny, ale ten, po kilkakroć powtarzała, chciała przerobić koniecznie i odmienić. Unikałem o tém mowy, jak się łatwo dorozumiéć.<br /> |
{{tab}}Starościna niepokoiła się teraz rozporządzeniem majętnościami. Był wprawdzie testament dawny, ale ten, po kilkakroć powtarzała, chciała przerobić koniecznie i odmienić. Unikałem o tém mowy, jak się łatwo dorozumiéć.<br /> |
||
{{tab}}Jednego ranka przyszła do mnie pani Sawicka, zastukała w okno i kazała iść do starościny. Że to się codziennie prawie trafiało, nie zdziwiłem się wcale i poszedłem.<br /> |
{{tab}}Jednego ranka przyszła do mnie pani Sawicka, zastukała w okno i kazała iść do starościny. Że to się codziennie prawie trafiało, nie zdziwiłem się wcale i poszedłem.<br /> |