Strona:Koran (Buczacki) T. 1.djvu/062: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
errata
Nie podano opisu zmian
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
stopnia, że zmuszony został opuścić miasto, gnany przez zgraję pospólstwa. Odepchnięty od nich prorok, czas jakiś błąkał się w pustyni. Zeid zaś starał się zapewnić dlań przytułek u którego z przyjaciół w Mekce. Wtym właśnie czasie, miał cudowne widzenie. Było to po wieczornéj modlitwie Iszai, w samotnym zakątku doliny Naklah między Mekką a Tayef leżącej. Czytał {{errata|koran|Koran}}, wtém posłyszał przelatający orszak Dżinów, czyli duchów. Są to nadprzyrodzone istoty, jedne dobre, drugie złe, podległe jak śmiertelnicy przyszłej karze lub nagrodzie. „Słuchaj“ zawołał Geniusz jeden do drugiego. Sunęli się i stanęli przysłuchując się, Mahomet czytał daléj. — „Zaprawdę“ ozwał się jeden. „Usłyszeliśmy cudne słowa, kierujące nas na prawą drogę; wierzymy w nie“ Widzenie to, pocieszyło proroka w strapieniu, — i odtąd uważał się zesłanym na nawrócenie równie duchów jak ludzi.
<section begin="z10"/>stopnia, że zmuszony został opuścić miasto, gnany przez zgraję pospólstwa. Odepchnięty od nich prorok, czas jakiś błąkał się w pustyni. Zeid zaś starał się zapewnić dlań przytułek u którego z przyjaciół w Mekce. Wtym właśnie czasie, miał cudowne widzenie. Było to po wieczornéj modlitwie Iszai, w samotnym zakątku doliny Naklah między Mekką a Tayef leżącej. Czytał {{errata|koran|Koran}}, wtém posłyszał przelatający orszak Dżinów, czyli duchów. Są to nadprzyrodzone istoty, jedne dobre, drugie złe, podległe jak śmiertelnicy przyszłej karze lub nagrodzie. „Słuchaj“ zawołał Geniusz jeden do drugiego. Sunęli się i stanęli przysłuchując się, Mahomet czytał daléj. — „Zaprawdę“ ozwał się jeden. „Usłyszeliśmy cudne słowa, kierujące nas na prawą drogę; wierzymy w nie“ Widzenie to, pocieszyło proroka w strapieniu, — i odtąd uważał się zesłanym na nawrócenie równie duchów jak ludzi.




{{---|60px}}
{{---|60px}}
<section end="z10"/><section begin="z11"/>



{{c|w=110%|ROZDZIAŁ XI.}}
{{c|w=110%|ROZDZIAŁ XI.}}
Linia 10: Linia 10:


{{tab}} Znalazłszy przytułek w domu ucznia Mutem-Ibn-Adi, Mahomet odważył się przybyć do Mekki. Po cudownem widzeniu w dolinie Naklah, nastąpiło drugie, stokroć godniéjsze podziwu. Była to podróż do Jeruzalem, a ztamtąd do siódmego nieba.<br>
{{tab}} Znalazłszy przytułek w domu ucznia Mutem-Ibn-Adi, Mahomet odważył się przybyć do Mekki. Po cudownem widzeniu w dolinie Naklah, nastąpiło drugie, stokroć godniéjsze podziwu. Była to podróż do Jeruzalem, a ztamtąd do siódmego nieba.<br>
{{tab}}Noc w którą to nastąpiło, miała być przerażającą. Ciemność gruba i głucha cisza, zaległy ziemię. Nie piały kury, nie szczekały psy, nie słychać było wycia dzikiego zwierza, ni jęku puhacza. Strumienie szemrać przestały, wiatr szeleścić; grobowe milczenie panowało w około. Wśród nocy głos wołający „Zbudź się“ zbudził Mahometa, Anioł Gabrjel stał przed nim. Czoło jego było jasne i łagodne, płeć bielsza od śniegu, kędziory włosów spływały mu na ramiona; skrzydła składały się z piór różnobarwnych, szaty lśniące perłami, i przetykane złotem.<br>
{{tab}}Noc w którą to nastąpiło, miała być przerażającą. Ciemność gruba i głucha cisza, zaległy ziemię. Nie piały kury, nie szczekały psy, nie słychać było wycia dzikiego zwierza, ni jęku puhacza. Strumienie szemrać przestały, wiatr szeleścić; grobowe milczenie panowało w około. Wśród nocy głos wołający „Zbudź się“ zbudził Mahometa, Anioł Gabrjel stał przed nim. Czoło jego było jasne i łagodne, płeć bielsza od śniegu, kędziory włosów spływały mu na ramiona; skrzydła składały się z piór różnobarwnych, szaty lśniące perłami, i przetykane złotem.<br><section end="z11"/>