Uspokojenie (1909): Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Wyciorek (dyskusja | edycje)
Nie podano opisu zmian
formatowanie tekstu, lit.
Linia 1:
[[Juliusz Słowacki]]
 
==Uspokojenie (ujęcie wcześniejsze)==
 
<poem>
Co nam zdrady! - Jest u nas kolumna w Warszawie,<br>
Na której usiadają podróżne żurawie,<br>
Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka;<br>
Taka zda się odludna i taka wysoka!<br>
Za tą kolumną, we mgły tęczowe ubrana,<br>
Stoi trójca świecących wież ŚwietegoŚwiętego Jana;<br>
Dalej ciemna ulica, a zniejz niej jakieś szare<br>
Wygląda w perspektywie sinej Miasto Stare;<br>
A dalej jeszcze we mgle, która tam się mroczy,<br>
Szkła okien - jak zielone Kilińskiego oczy,<br>
Czasami uderzone płomieniem latarni,<br>
Niby oczy cichego upiora spod drani.<br><br>
 
Więc lada dzień, a nędza sprężyny dociśnie:<br>
To naprzód tam na rynku para oczu błyśnie<br>
I spojrzy w Świętojańską na przestrzał ulicę;<br>
A potem siesię poruszą wszytskiewszystkie kamienice,<br>
A za kamienicami przez niebios otchłanie<br>
Przyjdzie zorza północna i nad miastem stanie;<br>
A za zorzą wiatr dziwnie miotający blaski<br>
Porwie te wszystkie zemsty i te wszystkie wrzaski;<br>
Wicher jakiś z aniołów urobiony Pańskich,<br>
Oderwany jak skrzydło z widzeń Świętojańskich,<br>
Przezroczysty jak brylant, a jak ogień złoty,<br>
Który chwyci te zemsty, te światła, te grzmoty.<br>
Zwinie i nimi ciemną uliczkę zalęże,<br>
Jako brąz w niej zakipi, zaświszcze jak węże<br>
I naprze tak, że będzie trzęsąca się cała<br>
Jako wół sycylijski na miasto ryczała.<br>
Usłyszcie wy wtenczas, serc naszych złodzieje,<br>
Jaki wiatr z tej ulicy na miasto powieje;<br>
Przez harmonijkę tonów swój krzyk przeprowadzi,<br>
O kościół katedralny skrzydłami zawadzi,<br>
Porwie królewski zamek, otworzy jak trumnę,<br>
A potem na Zygmunta uderzy kolumnę<br>
I z marmuru wyciągnie jakieś echo skalne,<br>
Jakieś smętne, dalekie muzyki chóralne,<br>
Które ja dziś juzjuż chwytam myślą na pół senną,<br>
Słysząc ten wiatr i strunę pod wiatrem kamienną.<br>
Więc kiedy kościół zadrży od stóp aż do skroni<br>
I płaczącym się głosem na miano rozdzwoni,<br>
Więc kiedy ta kolumna w pomroku miesiąca<br>
Zostanie gdzieś na placach jak harfa grająca...<br>
To wtedy co? - Krzyk jeden jak byrzaburza ponura,<br>
Nie wiem, "Niech żyje Polska!" czyli też krzyk "Hurra!"<br>
Wyleci jak koń śmierci zerwany z wędzidła,<br>
O katedralny kościół otrze głośne skrzydła...<br>
A miasto co? - Słuchając z wyciągniętomwyciągniętą szyją<br>
Powie: że tam się ciemni aniołowie biją,<br>
Że tam szatan ogniste przywoławszy moce<br>
Koń swój brązowy ciska i piorun gruchoce;<br>
Że jako Machabeusz pod zwalonym słoniem,<br>
Tak szewcy pod piorunem padają i koniem<br>
Zgruchotani; że księżyc na niebie odkryty<br>
Pokaż te ulicę pustąmpustą lud wybity,<br>
Piorun zagasły, walkę okropną skończonęskończoną,<br>
Ulicę całą ciemną i krwią zadymioną...<br><br>
 
Więc kiedy miasto całe przestrachem ogłuchnie,<br>
To znowu ta ulica jednym wiatrem buchnie,<br>
Jednym krzykiem . . . . . . . . . . . . . .<br>
A potem co? - Stojący uliczce na strychu<br>
Kościół się katedralny odezwie po cichu,<br>
Walkę i krzyk, różnymi wiejący głosami,<br>
Jak organ rzuci miastu - głucho - akordami -<br>
Coraz głośniej; - i całą tę harmonią senną<br>
Roztrąci o kolumnę, tę strunę kamienną.<br><br>
 
Wtem znów jeden z tych wrzasków, od których natura<br>
Wzdryga się - jeden "Vivat" uliczny i "Hurra!"<br>
Jeden z tych krzyków, które czynią, że skrzydlata<br>
Natura ducha w kościołach tak jak ptaszek lata;<br>
Że duch na ustach staje i już nie jest zdolny<br>
Zatrzymać śmiech serdeczny i płacz mimowolny;<br>
Jeden z tych krzyków, ktoryktóry wnikając w człowieka<br>
Tak śpiewa w nim jak anioł, a jak szatan szczeka;<br>
Jeden z tych krzyków... szumem błyskawic nawalnym<br>
Uderzy, na kościele pęknie katedralnym,<br>
Pójdzie mimo, lecz skrzydłem o kościół otarty,<br>
Kamienie w nim wrzeszczące zostawi jak czarty,<br>
I wiele innych głosów, które zmartwychwstanie<br>
Zapieją, jak anioły związane w organie.<br>
I jesczejeszcze ta harmonia nie zamilkła senna,<br>
A już kolumna placu, ta struna kamienna,<br>
Tym samym wichrem bita, z rozwahanym czołem,<br>
Prym wzięła przed chóralnie jęczącym kościołem.<br>
I dwa te śpiewy odtąd już, bez odpoczynku<br>
Będą miastu ogłaszać lud idący z rynku.<br>
Jeśliż ma ta ulica taką ciasną szyję,<br>
Że z niej - by słowo wyszło, to jak działa bije;<br>
Jeśliż na każdą formę naszego uczynku<br>
Tak srogo ona patrzy oczyma aż z rynku;<br>
Jeśliż lada noc, a z niej wystrzeli powstanie<br>
I w proch tego rozrzuci, kto na rychcie stanie;<br>
Jeśliż jest taka mocna, że przy nocy cieni<br>
Muzykę ciemną strachu wyrzuca z kamieni,<br>
A kolumny na swoje muzykanty stroi:<br>
To człowiek, który zawsze o zdradezdradę siesię boi<br>
I wszędzie widzi tylko postrachu upiory,<br>
Albo dzieckiem być musi, lub na serce chory.
</poem>