Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 180.jpeg: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Pywikibot touch edit
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{Centruj|XIV.|po=1em}}
{{c|XIV.|po=1em}}
{{tab}}Była godzina południowa, kiedy samolot Jacka, wracającego od lorda Tedwena, opadł na platformę dachową domu jego w Warszawie. Jacek wyskoczył szybko z siedzenia i zadzwoniwszy na mechanika, aby się zajął maszyną, zbiegł po schodach na dół. Ogarniał go dziwny niepokój, którego sobie nie umiał wytłumaczyć: pilno mu było do pracowni, — miał wrażenie, jakby się tam stało coś pod jego nieobecność...<br />
{{tab}}Była godzina południowa, kiedy samolot Jacka, wracającego od lorda Tedwena, opadł na platformę dachową domu jego w Warszawie. Jacek wyskoczył szybko z siedzenia i zadzwoniwszy na mechanika, aby się zajął maszyną, zbiegł po schodach na dół. Ogarniał go dziwny niepokój, którego sobie nie umiał wytłumaczyć: pilno mu było do pracowni, — miał wrażenie, jakby się tam stało coś pod jego nieobecność...<br>
{{tab}}Myśl ta dręcząca naszła go w pewnym momencie podczas drogi, gdy wysoko po nad ziemią na powietrzu zawieszony napróźno jeszcze śledził okiem we wschodnich krańcach widnokręgu miasta rodzinnego. — Od tej chwili pędził też z zawrotną szybkością, największą, na jaki stać było lotny jego pojazd. Warczenie śruby, rozdzierającej oszalałemi śmigami powietrze, łączyło się ze świstem wichru nieustannym; Jacek musiał założyć maskę na usta, aby umożliwić sobie w tym pędzie niesłychanym oddychanie... Krew biła mu w skroniach, pulsa bolały poprostu od tętna przyspieszonego.<br />
{{tab}}Myśl ta dręcząca naszła go w pewnym momencie podczas drogi, gdy wysoko po nad ziemią na powietrzu zawieszony napróźno jeszcze śledził okiem we wschodnich krańcach widnokręgu miasta rodzinnego. — Od tej chwili pędził też z zawrotną szybkością, największą, na jaki stać było lotny jego pojazd. Warczenie śruby, rozdzierającej oszalałemi śmigami powietrze, łączyło się ze świstem wichru nieustannym; Jacek musiał założyć maskę na usta, aby umożliwić sobie w tym pędzie niesłychanym oddychanie... Krew biła mu w skroniach, pulsa bolały poprostu od tętna przyspieszonego.<br>
{{tab}}Doznał pewnej ulgi, gdy zobaczył, że dom jego stoi na dawnem miejscu niewzruszony.<br />
{{tab}}Doznał pewnej ulgi, gdy zobaczył, że dom jego stoi na dawnem miejscu niewzruszony.<br>
{{tab}}W wielkim, asbestowemi dywanami o świetnych barwach zasłanym przedsionku tuż u drzwi pracowni spotkał służącego, który na łoskot opadającego samolotu z dalszych wybiegł pokoi.<br />
{{tab}}W wielkim, asbestowemi dywanami o świetnych barwach zasłanym przedsionku tuż u drzwi pracowni spotkał służącego, który na łoskot opadającego samolotu z dalszych wybiegł pokoi.<br>