Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/79: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 20:49, 26 paź 2021

Ta strona została przepisana.

wódz mołodców, otoczony swoimi i patrzy z pogardą na jeńca, który stoi przed nim wśród strażników z głową schyloną, ze spuszczonemi ramionami, bo je ciężar kajdan ciągnie ku ziemi.
Grek to, co się urodził żebrakiem na Archipelagu wyspie, a spanoszył się na dworze Carów i wczora jeszcze panował nad Astrachanem, jak trzytulny basza. W oczach tleje ostatek piękności naddziadów, ale na twarzy wśród pryszczów od wina i zmarszczków lubieżności, lata bojaźń śmierci. Dotąd suknia wojewody na nim połyska, wprawdzie jej hafty rozerwane, podziurawione rękawy; pas osunął się na piersiach zgruchotanę klamrą turkusową, czarne włosy kręcą się nad czołem, skąd zeszła pycha: ona do tego czoła już nigdy nie wróci.
Zarucki namyśla się w milczeniu, rysy z początku surowe wypogodniały, znać, że litość, czy wzgarda, przemogły nad prawem zdobywcy, nad zwyczajem owych wieków. Już usta się jego roztwierają, wnet wyrzeknie, by jeńca wypuścić. Wtem spojrzał przypadkiem na poduszkę przy krześle, na niej leży jego bułat, karacena i kołpak się wznosi, czarny, stalowemi obszyty pierścieniami, sobolowym rąbkiem obwiedzion, nad którym świeci topaz w złoto oprawny, i u owej klamry dziwnie wygląda zatknięty kędzior jakowyś, spiekłą krwią i brudem zmazany.
Wyrwał go syn stepów i skoczył z siedzenia, w pochmurności czoła zagasł już wschodzący nań brzask miłosierdzia; pomiędzy łupami przechadza się żywym krokiem deptając zawoje, szaty, klingi, mnie w dłoni sierść ową i ciągle milczy wśród towarzyszy, którzy zadziwieni i przelękli usuwają się przed nim.
— Widzieliście — wreszcie zawoła — widzieliście sami jako rącze były na suchym i na mokrym polu, w trzęsawiskach nie grzęzły, ale z kępy sadzały na kępę w nurtach rzek pływać umiały, gdyby dzikie wydry. Iwanie, bryleś ze mną, kiedy Istambuł uniósł