<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Conan Doyle
Tytuł Spiskowcy
Podtytuł Powieść z czasów Napoleona I
Wydawca Wydaw. "Dziennika Polskiego"
Data wyd. 1902
Druk M. Schmitt i S-ka
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Uncle Bernac
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.
Zakończenie.

General Savary powrócił prosto do obozu dla zawiadomienia cesarza o udanej wyprawie. Gérard towarzyszył mi na ulicą des Vents.
Jedliśmy razem kolację, a posiliwszy się, długo jeszcze rozmawialiśmy przy kominku, popijając wino i paląc niezliczoną ilość fajek.
Przyznam się, że przybywszy do siebie, zdziwiłem się trochę, iż nie zastałem Sybilli, nie przysłała nawet wiadomości.
Nie wiedząc, gdzie się znajduje, niepodobna mi było jej zawiadomić ani o śmierci ojca, ani o śmierci Toussac’a.
Nazajutrz rano, przy obudzeniu, ujrzałem w nogach łóżka koniuszego cesarskiego.
— Jego cesarska mość oczekuje pana — rzekł do mnie.
— Gdzie? — zapytałem siadając.
— W Pont-de-Briques.
Wiedziałem, że pośpiech był niezbędną zaletą w służbie Napoleona. W dziesięć minut byłem ubrany i w tej chwili skoczyłem na siodło.
W pół godziny zsiadłem z konia przed pałacem w Pont-de-Briques.
Zaprowadzono mnie na piętro, do pokoju, w którym byli oboje cesarstwo.
Józefina, otulona w zachwycający peniuar różowy ubrany gipiurą, leżała wygodnie na szeslongu.
Napoleon podług swego zwyczaju chodził po pokoju w dziwacznym kostjumie, który nosił zawsze przed włożeniem munduru, a który składał się ze spodni i kurtki białej, z czerwonych tureckich pantofli i fularu jedwabnego, zawiązanego na głowie.
Podobny był do plantatora na Antylach.
Kąpał się przed chwilą i bił od niego silny zapach lawendy i wody kolońskiej; humor miał doskonały.
Nie mogłem pojąć doprawdy, patrząc na te usta uśmiechnięte, niebieskie oczy pogodne, takie spokojne, że to ten sam człowiek, który trzy dni temu, przeszedł jak huragan wśród swoich dworzan, pozostawiając za sobą oczy łez pełne, serca wezbrane goryczą.
Józefina, blade odbicie męża, wydawała się także bardzo wesoła.
A więc dwie twarze życzliwe zwróciły się w moją stronę, kiedy zostałem wprowadzony przed oblicza ich cesarskich mości.
— Winszuję ci panie de Laval — rzekł Napoleon — dobrze zacząłeś... Savary opowiedział mi wszystko. Bardzo zręcznie rzecz cała była przeprowadzona. Ja nie mam czasu zajmować się temi historjami, w dodatku, mówiąc między nami, mają one dla mnie znaczenie drugorzędne... Moja żona tem się troszczy... Spodziewam się, że lepiej będzie spała, wiedząc, iż nie potrzebuje obawiać się Toussac’a.
— Oh! ten Toussac, to potwór! — zawołała cesarzowa drżąc cała. Pomyśl tylko, gdyby mu się udało dostać do ciebie!...
— Ba! a moja gwiazda — odpowiedział Napoleon — ona mnie nie zawiedzie... Nie, nic mi się nie stanie przed czasem z góry napisanym. Jestem fatalistą, jak Arab...
— Więc na co te wszystkie wojny? — zapytała Józefina.
— Dlatego, że takie jest moje przeznaczenie. Przyszedłem na świat z umysłem zdolnym tworzyć olbrzymie projejekty... Lecz buduję ciągle po za rusztowaniem i nikt nie zobaczy przed ukończeniem, gmachu, który wznoszę... Żyję zawsze dwa lata naprzód. Takim sposobem w tej chwili przygotowuję wypadki na rok 1807... Ale, ale, de Laval, twoja piękna kuzynka dobrze działała w sprawie Toussac’a... To jest bardzo dystyngowana młoda panna. Jaka szkoda, że zakochała się w takim Lesage’u... głupcu, tchórzu, który nie przestaje płakać i wołać: „Łaski!“ od rana do wieczoru!... Bardzo źle robi, chcąc wyjść za niego...
Byłem zupełnie zdania cesarza.
— Otóż to są kobiety — zaczął — egzaltowane, powodujące się wyobraźnią... One są jak ci ludzie na Wschodzie, którzy nie mogą przypuścić, aby mężczyzna był dobrym żołnierzem, jeżeli nie jest olbrzymem. To też miałem dużo kłopotu zanim wyperswadowałem Egipcjanom, że jestem lepszym generałem niż Kleber, choć tamten miał postawę tragarza a głowę fryzjera... Otóż wszystkie kobiety zrobią z Lesage’a bohatera, ponieważ ma oczy jak cielę, a płeć jak lalka z masy papierowej... Gdyby panna Bernac zobaczyła go we właściwem świetle, czy sądzisz, że trwałaby w zaślepieniu?
— Nie, najjaśniejszy panie, kuzynka moja, zanadto jest odważna, żeby nie brzydzić się tchórzostwem!
— Hę, hę!... strasznie gorąco bronisz pannę Bernac... Czybyś ją kochał przypadkiem?
— Oh, najjaśniejszy panie, jak możesz podejrzewać?... Czy wasza cesarska mość nie wie o mojej miłości dla panny de Choiseul?
— Tak; lecz panna de Choiseul daleko... Pan jesteś młody... sposobność, zbliżenie. Zobaczymy wreszcie!
W tej chwili wszedł Constant, jak zawsze cichy i dyskretny.
— Co nowego, Constant?
— Najjaśniejszy panie, wezwana osoba jest tam...
— Dobrze! Panie de Laval, proszę, przejdźmy do sąsiedniego pokoju. Józefino, chodź także, ta rzecz obchodzi cię wyjątkowo.
Przeszliśmy do długiej wązkiej sali, oświeconej dwoma oknami, przy których firanki zupełnie zapuszczone, przepuszczały słabe światło.
W końcu sali przy drzwiach stał mameluk Rustan, a obok niego ze spuszczoną głową, opadłemi rękami, Lucjan Lesage.
Zobaczywszy cesarza, młody człowiek wzdrygnął się ze strachu.
Napoleon z rękami w tył założonemi, stanął przed nim i patrzył surowo na wylękłego więźnia.
— No, cóż, chłopcze — rzekł w końcu — przysmaliłeś sobie palce, co?... Kto u djabła popchnął cię do mieszania się w politykę?
— Najjaśniejszy panie, łaski — bełkotał Lesage — przysięgam, będę w przyszłości służył wiernie i uczciwie.
Napoleon wziął w dwa palce tabaki i rozsypał na białą kurtkę.
— Nie takie to głupie, coś powiedział — zauważył, gdyż „kto się na gorącem sparzy, na zimne dmucha.“ Tylko, uprzedzam, że jestem bardzo wymagający.
— Najjaśniejszy panie, rozkazuj, będę posłuszny.
— Otóż, skoro biorę kogo do siebie, bądź jako adjutanta, bądź jako sekretarza, musi się ożenić z kobietą, która mi się podoba. Czy gotów jesteś być posłusznym w tym względzie?
Lesage zbladł.
— Najjaśniejszy panie, pozwól zapytać, kto jest tą kobietą?
— Nie, na nic nie pozwalam!
— Jednak, najjaśniejszy panie...
— Dosyć!... — krzyknął cesarz ostro. — Ja się nie pytam, rozkazuję... Zrozumiałeś?... Szukam męża dla panny Bergerot... Ożeń się z nią, ułaskawię cię... w przeciwnym razie, więzienie.
Lesage otarł grube krople potu, spływające z czoła.
— Nie odpowiadasz?... Wystarcza!... Rustan, przywołaj straż!
— Najjaśniejszy panie, zgadzam się... ożenię się z panną de Bergerot. Tak, ożenię; ale nie chcę więzienia, nie chcę więzienia... Najjaśniejszy panie, błagam!
— Nędznik!... — odezwał się głos kobiecy.
Obróciłem się... Pomiędzy rozsuniętą firanką stała Sybilla, trzęsąc się z gniewu, z oczyma siejącemi błyskawice. Zapomniała o wszystkiem, nawet o obecności najjaśniejszych państwa.
— Dobrze mi powiedziano, że jesteś tylko tchórzem... nie chciałam wierzyć... A ja, dla ocalenia ciebie, pozwoliłam zamordować człowieka, który sto razy więcej był wart... Ah! Toussac pomszczony, gdyż Bóg ciężko mnie karze.
— No, dobrze, dobrze — rzekł cesarz obojętnie. — Constant, odprowadź pannę Bernac!...
Potem zwrócił się do Lesage’a:
— Mój panie, nie mogę skazać młodej panny należącej do mojego dworu, ażeby wyszła za mąż za takiego jak pan człowieka... Wystarcza mi, żem pana zdemaskował i że panna Bernac wyleczona z miłości... Rustan, wyprowadź więźnia.
Skoro zostaliśmy sami, cesarz zatarł ręce z zadowoleniem.
— Zdaje się — rzekł — że dobrze użyliśmy czasu pomiędzy śniadaniem i obiadem... Tobie to Józefino przyszła myśl odegrania tej komedji; bardzo dobrze się udała!... Ah! panie de Laval, teraz z tobą muszę skończyć... należy ci się nagroda nietylko za rolę, jaką odegrałeś tej nocy, lecz i za dobry przykład dany emigrantom.
— Najjaśniejszy panie, ja nic nie żądam! — odpowiedziałem.
Przeczuwałem, co mnie spotka i drżałem z obawy.
— Nic, wiem o tem. Lecz ja postanowiłem wynagrodzić cię, panie de Laval... W przyszłym tygodniu ożenisz się z jedną z dam honorowych cesarzowej.
— Lecz, najjaśniejszy panie, wiesz, że to niepodobieństwo... — jąkałem.
— Dlaczegoż to?... Panna z dobrego domu, ładna... Wreszcie postanowione, ślub odbędzie się od dziś za tydzień.
— Niepodobieństwo, najjaśniejszy panie! — powtarzałem tracąc głowę.
— Niepodobieństwo? Panie de Laval, nie znam tego słowa!
— Najjaśniejszy panie, dałem słowo i nigdy go nie złamię.
— Doprawdy? Zatem, panie de Laval, opuścisz moją służbę.
Niestety! wszystkie marzenia o przyszłości, wszystkie złudzenia pierzchały!... Lecz co zrobić? Uledz? Nigdy!...
Więcej przecierpiałem w tej chwili, niż w najboleśniejszych okolicznościach całego życia.
— Najjaśniejszy panie — odparłem głosem przez łzy zdławionym — jeżeli trzeba przyjmę najtrudniejszą robotę, pójdę żebrać na drogach, lecz żoną moją będzie tylko panna de Choiseul!...
Cesarzowa się podniosła. Zbliżyła się do drugiego okna, ciągle zasłoniętego firanką.
— Panie de Laval — rzekła — zobacz-że przynajmniej tę, którą tak niegrzecznie odpychasz...
Jednocześnie usunęła trochę materję i ujrzałem w zagłębieniu okna rysującą się postać wdzięczną, profil delikatny.
— Pokaż się, kochane dziecko — przemówiła Józefina łagodnie.
Młoda panna wyszła z ukrycia.
— Eugenja! — wykrzyknąłem.
Rzuciła się w moje objęcia. Całowałem kolejno jej usta, włosy, oczy przecudne... to znów przestawałem, żeby na nią patrzeć... Tak to była ona, moja piękna myślą, moja poważna i pełna gracji...
Nie wiedziałem nawet, co mówię: Więc to prawda, że tu jesteś?... Ah! jak ja cię kocham!
I jak przez sen słyszałem, kiedy cesarzowa mówiła:
— Zostawmy ich, Napoleonie; smutek mnie ogarnia, gdy patrzę na szczęśliwych... Pamiętasz domek nasz przy ulicy Chantereine?
Ślub mój z Eugenją odbył się w tydzień potem.
Tak więc stało się zadość woli cesarza. Nic nie było w stanie oprzeć się jego władzy.
Ażeby zapewnić sobie moją wierność, aby ozdobić dwór swój jednem z najpiękniejszych nazwisk starej arystokracji francuskiej, nie wahał się przyzwać z głębi małej wioski angielskiej pannę de Choiseul i nadać jej stanowisko, tak zazdroszczone, pierwszej damy honorowej cesarzowej Józefiny.
Opowiem może kiedyś, jak dzielny porucznik Gérard ożenił się z moją kuzynką Sybillą i jak po świetnej karjerze został mianowany generałem brygady.
Być może opowiem także, w jaki sposób wszedłem w posiadanie Grosbois, lecz na teraz dość już o sobie mówiłem, o swojem życiu i wypadkach.
Co do cesarza, wiecie, że opuścił obóz w Boulogne i że z tą ogromną armją, którą chciał zalać Anglę, zwyciężył Austrję i Prusy.
Wśród zgiełku wojny, wspinał się coraz wyżej na szczyt chwały aż do dnia tragicznego upadku... aż do Waterloo... aż do świętej — Heleny!...
Nie odstąpiłem go ani w dobrej, ani w złej doli... Satelita gwiazdy świetnej, wznosiłem się z nim razem...
Często w nocy nawiedza mnie twarz władcy, ta twarz zagadkowa, z bladem czołem, z oczyma gorejącemi dumą...
Staram się tedy przeniknąć tajemniczą jego duszę... badam go!...
O czem on marzył, ten żołnierz szczęśliwy, ten dorobkiewicz krwi i wojny?...
Dokąd on chciał się wznieść? Jakich szczytów dosięgnąć?...
Jaki to był szał ambicji, któremu poświęcił te miljony ludzi zagrzebanych dziś w palących piaskach Afryki i lodowych stepach Rosji?
Co byłby zrobił, gdyby nie był skręcił karku w strasznym upadku?... To pozostało tajemnicą!...
Czy był mądry?... Czy był wspaniałomyślny?...
— Nie; lecz był Wielki!...
Jaka okrutna nauka dla ludzkości, kiedy się pomyśli, że ten, który kreślił granice Europy nowoczesnej i który kształtował Francję jak miękką glinę, który wywracał trony i przed którym drżały cesarstwa, zmuszony jest z kolei stanąć przed sądem ludów!...
Jednak nie wszystko z nim umarło.
Podczas kiedy on spoczywa pod wspaniałą kopułą inwalidów, duch jego panuje nad światem, imię jego rozbrzmiewa w historji.
Jedni pisali o nim z naganą, drudzy, aby go wychwalać.
Ja próbowałem odmalować go takim, jakim mi się ukazał na najwyższym szczeblu potęgi: jak człowiek potężnego umysłu, zdolny wszystko przedsięwziąć, czynny, niezmęczony podczas pokoju, tak samo jak podczas wojny, nie liczący nigdy na przypadek, zuchwały i czujny; godne podziwu narzędzie Boga, ażeby sprowadzić zbłąkany naród na drogę porządku i zmienić oblicze świata...

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arthur Conan Doyle i tłumacza: Anonimowy.