<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Spowiedź
Data wyd. 1929
Druk „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Исповедь
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania życiowe doznawałem zupełnie tegoż uczucia, którego doznaje człowiek błądzący po lesie.
Wyszedł na polankę, wszedł na drzewo i zobaczył wyraźnie bezgraniczną przestrzeń, ale zobaczył że domu tam niema i być nie może; poszedł w gęstwinę w zmrok i ujrzał zmrok, a domu jak niema, tak niema.
Tak i ja błądziłem w tym lesie nauk ludzkich między przebłyskami nauk matematycznych i doświadczalnych, odkrywających mi jasne horyzonty, ale w tym kierunku nie mogło być domu, i w mroku nauk teoretycznych, wśród których, im dalej się posuwałem, tembardziej zapadałem w ciemnię i nareszcie przekonałem się, że wyjścia niema i być nie może.
Oddając się jasnej stronie nauk, rozumiałem, że tylko sam siebie odprowadzam od zapytania. Jakkolwiek jasne i ponętne były horyzonty, otwierające się przedemną, jakkolwiek nęciło mnie pogrążanie się w nieskończoność tych nauk, rozumiałem już, że te nauki, tembardziej są jasne, im mniej są mi potrzebne, im mniej odpowiadają na moje pytanie.
Wiem już — mówiłem sobie — wszystko, co tak uporczywie pragnie widzieć nauka, a odpowiedzi na pytanie o celu mego życia nie znalazłem na tej drodze. W sferze nauk teoretycznych rozumiałem, że bez względu na to, a może właśnie dlatego, iż cel nauki był wprost skierowany na moje pytanie, odpowiedzi niema innej, jak ta, którą sam sobie dałem: jaki cel mego życia? — Żaden. Albo: co będzie z mego życia? — Nic. Albo: poco istnieje wszystko to, co istnieje, i poco ja sam istnieję? — Poto że istnieje.
Badając jedną część ludzkich nauk, otrzymywałem nieskończoną ilość dokładnych odpowiedzi na to, o co się nie pytałem: o chemicznym składzie gwiazd, o ruchach słońca ku konstelacji Herkulesa, o pochodzeniu gatunków i człowieka, o formach nieskończenie małych, niezmierzonych cząsteczek eteru: ale odpowiedź w tej sferze nauk na moje pytanie: jaki sens ma moje życie, — była jedna: ty sam jesteś tem, co nazywasz swojem życiem; ty jesteś — czasowem, przypadkowem złączeniem cząsteczek. Wzajemne oddziaływanie, przemiana tych cząsteczek powoduje to, co nazywasz swem życiem. Złączenie to potrwa czas jakiś; potem wzajemne oddziaływanie cząsteczek ustanie — i skończy się to, co nazywasz życiem, skończą się twoje pytania. Jesteś przypadkowo zlepioną bryłką. Bryłka gnije. Gnicie to bryłka nazywa swem życiem. Bryłka rozleci się — skończy się gnicie i wszystkie pytania.
Tak odpowiada jasna strona wiedzy i nie może nic innego odpowiedzieć, jeśli chce ściśle się trzymać swych podstaw. Taka odpowiedź nie odpowiada wprost na pytanie. Chcę poznać cel mojego życia, a to, że ono jest cząsteczką nieskończoności, nietylko że nie oddaje mu sensu, ale odejmuje jakikolwiek sens.
Te zaś niejasne ustępstwa, które robi nauka doświadczalna na korzyść nauki teoretycznej i przy których się mówi, że sens życia polega na rozwoju i współdziałaniu rozwojowi, tak są nieścisłe, że nie można ich uważać za odpowiedzi.
Druga dziedzina wiedzy, teoretyczna, jeżeli wiernie się trzema swych zasad, wprost odpowiadając na pytanie, zawsze po wsze czasy odpowiadała i odpowiada jedno i to samo: świat jest bezmierny i niepojęty. Życie ludzkie jestto niezrozumiała część niezrozumiałej całości. Wykluczam tu znowu wszystkie ustępstwa pomiędzy teoretycznemi, a ścisłemi naukami, które stanowią cały balast półnauk, tak nazywanych prawnych, historycznych, politycznych. Do tych nauk także niewłaściwie wprowadza się pojęcia rozwoju, doskonalenia, z tą tylko różnicą, że tam — rozwój wszystkiego — a tu — życie ludzi. Niewłaściwość taż sama: rozwój doskonalenie w nieskończoności nie może mieć ani celu, ani kierunku, a w stosunku do mego pytania, nic nie odpowiada.
Tam zaś gdzie teoretyczna wiedza jest ścisłą, mianowicie w prawdziwej filozofji, nie w tej, którą Szopenhauer nazywa filozofją profesorską, służącą tylko do tego, aby rozdzielić wszystkie istniejące zjawiska według nowych filozoficznych rubryk i nazwać je nowemi imionami, — tam, gdzie filozof nie spuszcza z oka głównego pytania, odpowiedź jest zawsze jedna i ta sama, — odpowiedź, którą dał Sokrates, Szopenhauer, Salomon, Budda.
„Zbliżymy się do prawdy o tyle tylko, o ile oddalimy się od życia”, — mówi Sokrates, gotując się na śmierć. — „Dlaczego my, miłujący prawdę, dążymy do śmierci? — Dla tego, żeby wyswobodzić się z więzów cielesnych i wszystkiego złego, wynikającego z cielesnego życia. Jakże więc się nie cieszyć, gdy śmierć się ku nam zbliża?”
„Mędrzec całe życie szuka śmierci, a więc dlatego jej się nie lęka”.
A oto co mówi Szopenhauer:
„Poznawszy wewnętrzną istotę świata jako wolę i we wszystkich zjawiskach od nieświadomego dążenia ślepych sił natury do zupełnie uświadomionej działalności człowieka, uznawszy jedynie przedmiotowość tej woli, dojdziemy do tego wniosku, że wraz ze swobodnem odrzuceniem, unicestwieniem woli znikną i wszystkie te zjawiska, to ciągłe dążenie bez celu i odpoczynku na wszystkich stopniach przedmiotowości, w którem i przez które istnieje świat; zniknie różnorodność następczych form, znikną razem z formą wszystkie jej przejawy ze swymi wspólnymi, formami, przestrzenią i czasem, a nareszcie ostatnia podstawowa jej forma — subjekt i objekt. Niema woli, niema wyobrażenia, niema i świata. Przed nami, rozumie się pozostanie tylko nicość. Ale to, co sprzeciwia się temu przejściu do nicości, jest to przecież tylko ta sama wola istnienia (Wille zum Leben.), stanowiąca tak nas samych, jak i nasz świat. Nasza obawa wobec nicości, czyli to, że tak chcemy żyć — oznacza tylko, że my sami nie jesteśmy niczem innem, jak tylko tą chęcią życia, i nic nie znamy po za niem. Dlatego też to co zostanie po zupełnem unicestwieniu woli dla nas, którzy jesteśmy jeszcze pełni woli, jest rozumie się nicość; ale i naodwrót dla tych, w których się wola odwróciła i wyrzekła się samej siebie, dla tych, ten nasz tak realny świat, ze wszystkimi swymi słońcami i mlecznemi drogami, jest nicością.”
„Marność marności,” — mówi Salomon, — „marność marności — wszystko marność”. Cóż za korzyść dla człowieka z całej jego pracy, która się mozoli pod słońcem? Pokolenie przechodzi i pokolenie mija, a ziemia trwa wiecznie. Co było to i będzie; i co się działo to się będzie dziać; i niema nic nowego pod słońcem. Bywa coś o czem mówią: „patrz oto nowe”, ale to było już przed wiekami, przed nami. Niema pamięci dla tego co minęło ale i o tem co będzie, nie będzie pamięci u tych, którzy będą później. Ja, Ekklezjasta, byłem królem nad Izraelem w Jerozolimie. I duszą całą starałem się zbadać i doświadczyć rozumem wszystko, co się dzieje pod niebem, tę ciężką robotę dał Bóg synom człowieka, aby się w niej wprawiali. Widziałem wszystko co zachodzi pod słońcem i oto wszystko marność i duchowa tęsknota... Mówiłem sobie w duszy tak: oto wyniosłem się, nabyłem mądrości więcej od tych, którzy panowali przedemną nad Jerozolimą i dusza moja poznała wiele mądrości i wiedzy. I duszą mą poświęciłem, aby poznać mądrość i poznać głupotę; poznałem, że i to — tęsknota duszy. Dlatego, że w wielkiej mądrości wiele smutku; i kto pomnaża wiedzę pomnaża boleść.
„Powiedziałem sobie w duszy: niech doświadczę radości i nacieszę się dobrem; ale i to — marność. O śmiechu powiedziałem: głupstwo, — a o radości: cóż ona działa? Umyśliłem upajać winem ciało moje i podczas gdy sercem mojem rządził rozum, trzymać się i głupstwa, dopóki nie zobaczę, co jest dobrem dla synów człowieka, co powinni by robić pod niebem w nieliczne dni swego życia. Przedsiębrałem ważne prace, pobudowałem sobie domy, nasadziłem winnice. Urządziłem sobie ogrody i gaje, nasadziłem w nich wszelkich drzew owocowych; pokopałem cysterny, aby zraszać gaje, puszczające drzewa; nabyłem sług i służących, i domowników miałem; bydła miałem więcej, aniżeli wszyscy będący przedemną w Jerozolimie i mądrość moja przebywała zemną. Czegoby oczy moje zapragnęły, nie odmawiałem, nie broniłem sercu memu żadnego wesela. Oglądnąłem się na wszystkie dzieła rąk moich, i na mozoły, które poniosłem przy ich wykonaniu, i oto wszystko — marność i tęsknota ducha i niema z nich korzyści pod słońcem. I oglądnąłem się, żeby spojrzeć na mądrość i głupotę. Ale pojąłem, że jeden los czeka wszystko. I pomyślałem w duszy: i mnie spotka ten sam los co i głupca, — pocóż więc stałem się bardzo mądrym? I powiedziałem sobie w duszy, że i to — marność. Dlatego, że i mądrego nie będą pamiętać wiecznie, jak i głupiego; w następne dni wszystko będzie zapomniane i niestety, mądry, umiera narówni z głupcem! I znienawidziłem życie dlatego, że wstrętem napełniły mnie prace, które się robi pod słońcem, gdyż wszystko — marność i tęsknota duszy. I znienawidziłem całą mą pracę, nad którą się mozoliłem pod słońcem, dlatego, że muszę ją zostawić człowiekowi, który przyjdzie po mnie. Albowiem cóż będzie miał człowiek z całej swej pracy i troski serca swego, że pracuje pod słońcem? Dlatego, że wszystkie dni jego — smutek, a jego prace — niepokój; nawet i nocą serce jego nie zna spokoju. I to marność. Nie w mocy ludzkiej i to szczęście, żeby jeść i pić i duszę swą osładzać po pracy.
„Wszem i wszemu jedno: jeden los sprawiedliwemu i nieuczciwemu, dobremu i złemu, czystemu i nieczystemu, składającemu ofiarę i nieskładającemu ofiary, jak cnotliwemu tak i grzesznikowi, przysięgającemu i obawiającemu się przysięgi. To właśnie jest złe we wszystkiem co się dzieje pod słońcem, że jeden los spotyka wszystkich, i serce synów ludzkich przepełnione złem i nierozumem w sercu ich, w życiu ich, a potem umierają. Kto jest między żywymi, ten ma jeszcze nadzieję gdyż i psu żywemu lepiej, aniżeli martwemu lwu. Żywi wiedzą że umrą, a umarli nie wiedzą i już nie mają wdzięczności, dlatego, że pamięć ich oddana zapomnieniu; i miłość ich i nienawiść ich i zazdrość już zniknęły i nic pod słońcem niema już dla nich szacunku.”
Tak mówi Salomon, albo ten, który pisał te słowa.
A oto co mówi indyjska mądrość:
Sakia-Muni, młody szczęśliwy królewicz, przed którym ukrywano choroby, starość, śmierć, jedzie na spacer i spotyka bezzębnego, śliniącego się staruszka. Królewicz, przed którym dotąd ukrywano starość, dziwi się i wypytuje woźnicę, co to takiego i dlaczego ten człowiek popadł w tak nędzny, wstrętny i obrzydliwy stan. I kiedy się dowiaduje, że to los wspólny wszystkich ludzi, że i on, młody królewicz, nie uniknie tegoż samego, nie może już dalej jechać na spacer, i każe zawrócić aby się zastanowić. I zamyka się sam i myśli, i widać, wymyślił sobie jakąś pociechę, dlatego, że znowu wesoły i szczęśliwy jedzie na spacer. Ale tym razem spotyka chorego. Widzi wyczerpanego, zsiniałego człowieka, z zamglonemi oczami. Królewicz, przed którym ukrywano choroby, zatrzymuje się i pyta, co to takiego. I kiedy się dowiaduje, że to choroba, której podlegają wszyscy ludzie, i że on sam wesoły i szczęśliwy królewicz, jutro może także zachorować, znowu nie może się cieszyć, każe zawrócić, i znowu szuka uspokojenia i prawdopodobnie znajduje je, dlatego, że poraz trzeci wyjeżdża na spacer; ale za trzecim razem spotyka jeszcze nowy widok: widzi, że coś niosą. „Co to?” — „Umarły.” „Co znaczy umarły?” — pyta królewicz. Mówią mu, że umrzeć, to znaczy stać się tem, czem stał się ten człowiek. — Królewicz podchodzi do umarłego, odkrywa i patrzy na niego. — „Cóż będzie z nim dalej? pyta królewicz. Mówią mu, że go zakopią w ziemi. — „Po co?” — Dlatego, że on już napewno nie będzie nigdy żywym, a tylko będzie z niego smród i robaki. — „I to los wszystkich ludzi? I zemną toż samo będzie? Mnie zakopią i odemnie będzie smród i mnie zjedzą robaki?” — Tak. — „Wracać! Nie jadę na spacer i nigdy już nie wyjadę.” I Sakia-Muni nie mógł znaleźć pociechy w życiu i doszedł do wniosku, że życie — to największe zło, i wszystkich sił duszy użył na to, żeby się od niego oswobodzić i oswobodzić innych. I oswobodzić tak, żeby i po śmierci życie nie wznawiało się w jakikolwiek sposób, żeby życie zniszczyć aż do korzenia. To mówi cała indyjska mądrość.
Oto proste odpowiedzi, które daje mądrość ludzka, kiedy odpowiada wprost na pytania życiowe.
„Życie ciała jest złem i kłamstwem i dlatego unicestwienie tego życia jest szczęściem i dlatego powinniśmy go pragnąć”, mówi Sokrates.
Życie jest tem, czego być nie powinno — złem, i przejście w nicość jest jedynem szczęściem życia”, mówi Szopenhauer.
„Wszystko na świecie — i głupota i mądrość i bogactwo i nędza i wesele i smutek — wszystko marność i głupstwo. Człowiek umrze i nic nie pozostanie. I oto jest głupie”, mówi Salomon.
„Żyć ze świadomością nieuniknionych cierpień osłabienia, starości i śmierci nie można, — trzeba się oswobodzić od życia od wszelkiej możliwości życia”, mówi Budda.
I oto co wypowiedziały te silne umysły, mówiły, myślały i czuły miljony miljonów ludzi podobnych do nich. I myślę i czuję i ja.
Tak, że błąkanie moje śród nauk nietylko nie wyprowadziło mnie z rozpaczy, ale tylko ją spotęgowało. Jedna nauka nie odpowiedziała na życiowe pytania, druga nauka odpowiedziała wprost, potwierdzając mą rozpacz i wykazując, że to do czego ja doszedłem, nie jest owocem mego błędu, chorobliwego stanu umysłu, przeciwnie, utwierdziło mnie w tem, że to com myślał jest prawdą i że się zeszedłem z wywodami najsilniejszych ludzkich umysłów.
Oszukiwać siebie niema co. Wszystko marność. Szczęśliwy kto się nie urodził, śmierć lepsza od życia; trzeba wybawić się od niego.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.