Spowiedź (Tołstoj)/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spowiedź |
Data wyd. | 1929 |
Druk | „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Исповедь |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I przypomniawszy sobie, jak te same wierzenia odpychały mnie i zdawały mi się bezmyślnemi kiedy je wyznawali ludzie, żyjący w sprzeczności z temi wierzeniami, i jak te same wierzenia pociągnęły mnie i wydały mi się rozumnemi, kiedy zobaczyłem, że ludzie niemi żyją — zrozumiałem dlaczego odrzuciłem te wierzenia i dlaczego uznałem je za bezmyślne wówczas, a teraz przyjąłem je i znalazłem je pełnemi treści. Zrozumiałem, że zbłądziłem i w jaki sposób zbłądziłem. Zbłądziłem nietyle tem, żem nieprawidłowo myślał, ile tem, żem niewłaściwie żył. Zrozumiałem, że prawdę zakrył przedemną nietyle błąd mojej myśli, ile życie spędzane w tych wyjątkowych warunkach epikureizmu i zadawalniania pożądań. Zrozumiałem, że pytanie, czem jest moje życie i odpowiedź: zło, — były zupełnie w porządku. Nie w porządku było tylko to, że odpowiedź odnoszącą się do mnie, zastosowałem do życia wogóle, spytałem siebie, czem jest moje życie i dostałem odpowiedź: złem i nonsensem. I w samej rzeczy, moje życie — życie zepsucia i lubieżności — było bezmyślne i złe i dlatego odpowiedź: „życie jest złe i bezmyślne” — odpowiadała tylko na pytanie co do mego życia, a nie co do życia ludzkiego w ogólności. Zrozumiałem tę prawdę, którą później znalazłem w ewangielji, że ludzie więcej pokochali ciemnotę aniżeli światło dlatego, że ich uczynki były złe. Albowiem każdy, czyniący źle, nienawidzi światła i nie idzie do światła, aby nie wyszły na jaw jego uczynki. Zrozumiałem, że aby pojąć cel życia, trzeba przedewszystkiem, aby życie nie było bezmyślne i złe, a potem — na to jest rozum, aby pojąć. Zrozumiałem dlaczego tak długo krążyłem dokoła tak widocznej prawdy i że jeżeli myśleć i mówić o życiu ludzkości, to trzeba wziąć pod uwagę życie ludzi, a nie życie kilku pasożytów.
Prawda ta była zawsze prawdą, jak 2×2=4, ale ja jej nie uznawałem dlatego, że uznawszy, że 2×2=4, musiałbym przyznać, że nie jestem dobry. A uważać się za dobrego było dla mnie ważniejszem i konieczniejszem aniżeli 2×2=4. Pokochałem ludzi dobrych, znienawidziłem siebie samego i uznałem prawdę. Teraz wszystko zrozumiałem.
A cóż by było jeżeliby kat, który życie całe torturuje i ścina głowy, albo pijanica, albo warjat, zamknięty przez życie całe w ciemnym pokoju, zbrzydziwszy sobie ten ciemny pokój i wyobrażający sobie że zginie jeśli zeń wyjdzie, — zapytał siebie: co to jest życie? — Rozumie się nie mógłby dostać na pytanie, co to jest życie? — innej odpowiedzi jak tę, że życie jest największem złem i odpowiedź warjata byłaby zupełnie właściwa, ale tylko dla niego. A jeżeli ja sam jestem takim warjatem? Jeżeli my wszyscy bogaci, próżniacy, jesteśmy takimi samymi warjatami?...
I zrozumiałem, że my rzeczywiście jesteśmy takimi warjatami. Ja już napewno byłem warjatem. I w samej rzeczy, ptak istnieje w ten sposób, że musi latać zbierać pożywienie, budować gniazdo i kiedy widzę, że ptak to robi, cieszę się jego radością. Koza, zając, wilk, istnieją w ten sposób, że muszą się żywić, mnożyć, żywić swoje rodziny i kiedy to robią, mam silne przekonanie, że są szczęśliwi i że życie ich jest rozumne. Cóż więc powinien robić człowiek? — Powinien tak samo pracować na życie jak i zwierzęta, tylko z tą różnicą, że zginie jeśli będzie pracował sam — powinien pracować nie dla siebie, a dla wszystkich. I kiedy to robi, najmocniej jestem przekonany, że jest szczęśliwy i życie jego jest rozumne. Cóżem ja robił przez czas mego trzydziestoletniego, uświadomionego życia? — Nietylko nie pracowałem na życie dla wszystkich, ale nie pracowałem nawet na życie dla siebie.
Żyłem jak pasożyt i zapytawszy się, poco żyję — dostałem odpowiedź: na nic. Jeżeli sens ludzkiego życia polega na tem, aby pracować na nie, to jakże ja trzydzieści lat nie tylko nie pracujący na życie, ale tępiący to życie w sobie, mogę otrzymać inne pytanie, jak to, że życie jest bezmyślne i złe?... Ono było bezmyślne i złe.
Życiem światła rządzi czyjaś wola. — Któś przez życie świata i przez nasze życie spełnia swoją wolę. Ażeby mieć nadzieję zrozumienia tej woli, trzeba przedewszystkiem spełniać ją, robić to, czego od nas żądają. A jeśli nie będę robić tego, czego chcą odemnie, to nie zrozumiem nigdy tego, czego chcą odemnie, a już najmniej — czego chcą od nas wszystkich i od całego świata.
Jeśli nagiego, głodnego żebraka wziąć z rozstajnych dróg, zaprowadzić do pięknego krytego budynku, nakarmić, napoić i kazać poruszać jakimś kijem, to rozumie się, pierwej zanim zacznie się zastanawiać poco go wzięli, poco mu kazali poruszać kijem, czy rozumnym jest ustrój budynku, — żebrak przedewszystkiem powinien poruszać kijem. Jeżeli będzie poruszać kijem to zrozumie, że kij porusza pompę, że pompa wyciąga wodę, że woda rozchodzi się po grządkach; wtedy go wyprowadzą z zakrytej studni i postawią do innej roboty, i będzie zbierać owoce i podzieli radość pana swego. Przechodząc od niższej pracy do wyższej, coraz bardziej i bardziej będzie pojmował ustrój całej budowli i przyjmując w niej udział, nawet nie pomyśli spytać poco się tu wziął, a zwłaszcza nie będzie robił wyrzutów swemu panu i gospodarzowi.
Nie robią też wyrzutów panu ci, którzy wypełniają jego wolę, ludzie prości, pracujący, nieuczeni, — ci, których myśmy przywykli uważać za bydło; a oto my, mędrcy, jeść, jemy wciąż z pańskiego, a robić nie robimy tego, czego od nas żąda pan, i zamiast robić, usiedliśmy wkoło i rozumujemy: „poco poruszać drągiem? Przecież to głupie”. Ot i wymyśliliśmy. Wymyśliliśmy, że pan głupi, albo że go niema, a myśmy mądrzy, tylko czujemy, że nie jesteśmy przydatni na nic i że trzeba nam się samym od siebie uwolnić.