Sprawa Clemenceau/Tom I/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Sprawa Clemenceau
Podtytuł Pamiętnik obwinionego. Romans
Wydawca Drukarnia E.M.K.A.
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia „Oświata“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. L’Affaire Clémenceau
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Nazajutrz o siódmej rano, byłem w gabinecie zawiadowcy zakładu, którego opiece matka polecała mię poraz setny może; „Nie odstępowała mię nigdy; potrzebowałem największej względności; łagodnością wszystko ze mną zrobić było można; gdybym zachorował, w tejże chwili należało posłać po nią; zresztą, nie mieszkała daleko, będzie więc przychodzić z początku codziennie, w godzinach rekreacyi, i t. d, i t, d.“ Dzwonek się ozwał, uściskała mię poraz ostatni i zostałem sam.
Jak prawie każdy mężczyzna, i pan również musiałeś mieć taką chwilę w dzieciństwie swojem. Wiesz co ona mieści.
P. Fremin rzekł do mnie tonem pełnym ojcowskiej czułości, nawykły łagodzić to pierwsze cierpienie, którego tak często był świadkiem.
— Pójdź mój przyjacielu.
I zaprowadził mię do grona nowych towarzyszy.
Oddając mię na pensyę nie zaś do szkoły, co byłoby nie równie łatwiejszem i mniej kosztownem matka użyła tu jednego z tych półśrodków, do których się serce pomyślne ucieka by złagodzić cios którego uniknąć nie podobna. Zresztą zakład ten położony w najzdrowszej części miasta, w sąsiedztwie ogrodów Tiwoli przedstawiał wszelkie możliwe korzyści, pod względem wychowawczym i higienicznym. Był to w samej rzeczy aczkolwiek niesłusznie, jeden z najbardziej renomowanych zakładów Paryża. Mieścił też około trzystu wychowańców, należących przeważnie do najwyższych sfer finansowych, handlowych, albo arystokracyi świeżo kreowanej.
Matka moja jak wszyscy doznający sami braku wykształcenia pragnęła bym ja je posiadł w całej rozciągłości możliwej. Sądziła więc że dobrze postąpi udając się do jednej z najbogatszych swych klientek, mającej syna w równym ze mną wieku, i zapytała ją, tłómacząc się dla czego to czyni, w jakim zakładzie ta umieściła swojego syna. Ta prosta na pozór okoliczność miała sprowadzić pierwsze bolesne ciosy mego życia. Wielka pani uczuła się dotkniętą tem, że jedna z jej liwerentek śmiała chcieć uczynić swego syna, a do tego dziecko nieprawe, towarzyszem i kolegą jej syna, hrabiątka z czasów Restauracyi.
Matka nie domyślała się niczego. Wyłuszczając swe zamiary pani d’Anglepierre, z całą naiwnością dodała:
— Byłabym niezmiernie szczęśliwą, gdyby mój syn kolegował z synem pani. Byłaś pani zawsze tak dla mnie życzliwą, iż nie wątpię że p. Ferdynand również się dobrm dla Piotra okaże. Biedne drogie dziecko; nie oddalało się nigdy odemnie, potrzebuje więc bardzo życzliwości i przyjaźni.
Matka moja nie miała w sobie ani zbytniej dumy, ani tej uniżoności. Powyższe słowa wypowiedziała poprostu do swojej kundmanki, pokazując jej hafty żądane i tuląc mą głowę do swych kolana.
Zresztą każda matka rozmawiająca o dzieciach, z drugą matką uważa się za równą jej zupełnie. Miłość macierzyńska powinna zdaje się, chwilowo przynajmniej równać wszystkie kobiece stany, gdy nie ma przecież, odpowiednio do różnych stopni społecznych, różnych rodzajów poczęcia i ukochania dziecka. Tu to przedewszystkiem niezbłagane prawa przyrody wyraźnie obalają hierarchie społeczne, czyniąc wszystkie rodzicielki podległemi tym samym przyczynom, tym samym obawom, i obowiązkom tym samym.
Pani owa wszakże inaczej myślała. Wróciwszy do domu, opowiedziała zapewne w obecności syna wszystko czego się przed chwilą dowiedziała, z dodaniem własnych wniosków i uwag, które niebawem ciężko na mnie odbić się miały.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: anonimowy.