<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Leśmian
Tytuł Strój
Pochodzenie Łąka
Wydawca J. Mortkowicz Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


STRÓJ.


Miała w sadzie strój bogaty,
Malowany w różne światy,
Że, gdy w nim się zapodziała,
Nie wędrując — wędrowała.
Strój koloru murawego,
A odcienia złocistego, —
Murawego — dla murawy,
Złocistego — dla zabawy.

Zbiegło się na te dziwy aż stu płanetników,
Otoczyli ją kołem, nie szczędząc okrzyków.

Podawali ją sobie z rąk do rąk, jak czarę:
— „Pójmy duszę tym miodem, co ma oczy kare!”

Podawali ją sobie z ust do ust na zmiany:
— „Słodko wargą potłoczyć taki krzew różany!”

Porywali ją naraz w stu pieszczot zawieję:
— „Dziej się w tobie to samo, co i w nas się dzieje!”

Dwojgiem piersi ust głodnych karmiła secinę:
— „Nikt tak słodko nie ginął, jak ja teraz ginę!”


Szła pieszczota koleją, dreszcz z dreszczem się mijał.
Nim jeden wypił do dna, — już drugi nadpijał.

Kto oddawał — dech chwytał, a kto brał — dech tracił,
A kto czekał za długo — rozumem przypłacił!

Sad oszalał i stał się nieznany nikomu,
Gdy ona, jeszcze mdlejąc, wróciła do domu.

Miała w oczach ich zamęt, w piersi — ich oddechy,
I płonęła na twarzy od cudzej uciechy!

— „Jakiż wicher warkocze w świat ci rozwieruszył?”
— „Ach, to strzelec — postrzelec w polu mnie ogłuszył!”

— „Co za dreszcz twojem ciałem tak żarliwie miota?”
— „Śniła mi się w śródlesiu burza i pieszczota!”

Mać ją, płacząc, wyklęła, — ojciec precz wyrzucił,
Siostra łokciem skarciła, a brat się odwrócił.

A kochanek za progiem z pierścieni ograbił,
I nie było nikogo, ktoby jej nie zabił.

I nie było nikogo, ktoby nie był dumny,
Że ją przeżył, gdy poszła wraz z hańbą do trumny.

Tylko Bóg jej nie zdradził i ślepo w nią wierzył
I przez łzy się uśmiechał, że ją w niebie przeżył.

— „Ty musisz dla mnie poledz na śmierci wezgłowiu,
„A ja muszę dla ciebie trwać na pogotowiu!


„Ty pójdziesz tą doliną, gdzie ustaje łkanie,
„A ja pójdę tą górą na twoje spotkanie.

„Ty opatrzysz me rany, ja twych pieszczot ciernie,
„I będziem odtąd w siebie wierzyli bezmiernie!”

Miała w trumnie strój bogaty,
Malowany w różne światy,
Że, gdy w nim się zapodziała,
Nie wędrując — wędrowała.
Strój koloru murawego,
A odcienia złocistego,
Murawego — dla murawy,
Złocistego — dla zabawy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Leśmian.