Strona:Łakomy Zbyszek.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —
Zbyszek.

Idź już, idź — co mnie to może obchodzić!..

Małgosia (staje zdumiona).

Czy się nie przesłyszałam? Toć niepodobna!..

Zbyszek.

Czego stoisz z otwartemi ustami? Idź skąd przyszłaś!

Małgosia.

Panicz pewnie nie zrozumiał... lody, lody, prawdziwe lody czekoladowe!..

Zbyszek

A chociażby i śmietankowe — nic mnie to nie obchodzi!..

Małgosia (patrzy zdziwiona).

Pewnie chory... powiem naszej pani... nieboraczek — nawet go już lody nie