ny małżonek i syn małoletni Robert, na wieczny ją odprowadzili spoczynek.
Długo w zamku noszono żałobę, długo pamiętano o dobrej i miłosiernej pani, która była matką dla całej okolicy...
Pan zamku nie zapominał ani na chwilę o swem nieszczęściu i gdyby nie konieczność wychowywania jedynaka, usunąłby się zupełnie od świata.
Młodociany Robert od dni swych zarania odznaczał się odziedziczoną po ojcu odwagą, zapuszczając się w najdziksze knieje i ścigając straszliwe dziki i inne zwierzęta drapieżne.
Prócz tego odznaczał się wielką tkliwością serca i jak zmarła matka był litościwym i miłosiernym dla wszystkich.
Razu pewnego pojechał jak zwykle do boru, aby szukać robiących duże szkody w polu, dzików i choć jednego na pieczyste do ojca przywieźć.
Strona:Ślicznotka.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —