Strona:Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego.djvu/095

Ta strona została przepisana.

powinien na niego nikt przez okno wyglądać, boby sam był zawsze blady jak trup“. Lud sławkowski przestrzega, by „oknem nie wyglądać na pogrzeb, gdyż od tego boli głowa“, w Lubelskiem umarły może wtedy człowieka „wypatrzyć“ tj. uśmiercić. Kto w Lubajnach przygląda się nieboszczykowi, dostaje żółtaczki. „Temu w Andrychowie rośnie na ciele (np. ręce nodze) kość zwana martwicą“. Umarły do tego stopnia jest groźny, że w Lubelskiem uważają za nieszczęście spotkanie w drodze zwłok, nie należy też oglądać się za niemi, „ażeby większego na siebie nie sprowadzić nieszczęścia“. Uczestnicy pogrzebu unikają spoglądania na zmarłego, z obawy zepsucia sobie oczu. Kto przypadkiem spojrzy na trupa, mówi: „Nie wieź ze sobą moich oczu, a wieź wronie“. Rozchodnik zbierany do wianków nie jest skuteczny, jeżeli „widział nieboszczyka“, dlatego zrywają go na miejscach niedostępnych. „Jeżeli się nie chce sprowadzić śmierci do domu, nie należy zbierać do wianków na Matkę Boską rozchodnika z nad drogi, którą przewożą umarłych na cmentarz“. (Jaksice).
Gdy umarłego wiozą przez wieś, (w okolicy Kielc) żadna spotkana kobieta nie będzie czerpać wody ze studni, boby się woda od wpływu ducha zmarłego zepsuła, dopiero gdy kondukt żałobny minie, czerpią wodę. W okolicy Krzywej utrzymują, że „przewożąc nieboszczyka za drugie dzwony“ (tj. przez drugą wieś) ściąga się na tę wieś (i inne, przez którą ciało przewożą) przez siedm lat gradobicie. Przesąd, żeby za spotkanym w drodze pogrzebem rzucić szpilkę lub się cofnąć, ma swe źródło w wierze z czasów pierwotnych, że umarły jest dla człowieka niebezpiecznym, i dlatego używa się przeciw niemu broni w postaci ostrego narzędzia. Gdy Kurp, puszczak „jadąc wozem pustym (próżnym), spotka lub ujrzy trumnę z nieboszczykiem, choćby w znacznej nawet odległości, przekonany jest, że wkrótce umrze ktoś z jego własnej wsi, bo śmierć przeniosła się na jego wóz i szukać teraz będzie ofiary z pośród jego współmieszkańców“. Zwłaszcza przy wywożeniu zwłok i w powrocie z cmentarza przestrzega lud pewnych ostrożności ze względu na szkody, któreby umarły mógł wyrządzić otoczeniu. Do wozu wiozącego umarłego „nie trzeba zaprzęgać kobył, lecz konie, boby kobyły nie miały źrebiąt“ (Czarnuchowice). Wóz pogrzebowy, „zładowany w gnojówki“, wiezie w Bzianej koń — klaczą, zwłaszcza źrebną, wieźć trupa nie wolno, „gdyż urodziłoby się źrebie nieżywe“ albo „po przyjściu na świat w Borowej zdechłoby natychmiast, a gdyby się uchowało, byłoby zawsze smutne“. Zwyczaj ten tkwi jeszcze w wyobrażeniach najpierwotniejszych, że umarły szkodzi otoczeniu, ludziom i zwierzętom, zatem i owej klaczy, a przez nią źrebięciu. Wypływa z tego w konsekwencji nakaz oparty o analogję, żeby „zaprzęgać klacz do wozu z weselem, bo wtenczas takie źrebie będzie zawsze wesołe“. „Kto w Sopotni małej — powiadają tamtejsi ludzie — orze rolę ko-