Strona:Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego.djvu/096

Ta strona została przepisana.

niem, którym odwoził kiedyś (żydowskiego) trupa, to chociażby pole było najurodzajniejsze, nie wyda żadnego plonu albo bardzo lichy“.
Słomę, na której spoczywał umarły, porzucają Mazurzy w Prusiech na drodze do cmentarza albo na granicy wsi, w której nieboszczyk umarł, słoma ta służyć ma jemu albo innym nieboszczykom, gdy o północy do swoich pól ojczystych wracają, za miejsce odpoczynku. Dlatego przechodnie nie ruszają takiej słomy, a żaden wieśniak, choćby bardzo był strudzony, nie usiędzie na niej, omijają ją z trwogą. Nadrabianie wiozą nieboszczyka na cmentarz powoli, jakby się obawiali, żeby go sobie szybką jazdą nie narazić. W powrocie z pogrzebu zaraz wywracają wóz, podając jako powód, że w przeciwnym razie, gdyby tego zaniechano, „byłoby ciężko takim wozem jechać”. Zatarła się już w pamięci ludu istotna przyczyna, że pierwotnie obawiano się ducha umarłego, żeby nie wrócił straszyć pozostałych. Dlatego wywracano go razem z wozem, w przestąpieniu nakazu jednak, że „byłoby ciężko takim wozem jechać“ został ślad tego pierwotnego wyobrażenia, umarły bowiem zostałby na wozie i tak zaciężył koniom, że uczyniłby jazdę uciążliwą.
„Gdy umarłego wiozą na cmentarz, woźnica nie po-winien się oglądać, bo w takim razie umarłby ktoś z rodziny zmarłego albo nawet wszyscy jej członkowie” (Z Jordanowa i Wysokiej p. myślenicki). „Kiedy koń zaprzężony do wozu z trumną ogląda się poza siebie, wtedy wkrótce zdarzy się śmierć we wsi“. Gdy ktoś z Mazurów pruskich jadąc spotka kondukt pogrzebowy, to jeden z siedzących na wozie umrze w następnym roku, gdy ktoś na koniu przejeżdża koło pogrzebu, to zabiera śmierć do najbliższej miejscowości i tam musi zajść wypadek śmierci. Gdy Mazurzy w Prusiech na stypie — pogrzebowej zaścielą stół płótnem, którem był umarły przykryty, żaden z uczestników tej uczty nie może potrawy skosztować, choćby był bardzo głodny. Aby zaproszeni na ucztę pogrzebową mniej jedli, oszczędni gospodarze tamtejsi dotykają potraw szmatą, którą umarłego myto. Aby umarły nie straszył po śmierci jako duch, najbliższy z krewnych ma obejść grób, a gdy znajdzie w nim otwór albo tylko szparę, „należy je zasypać makiem, a tym sposobem położy się koniec wszelakim strachom; duch bowiem, aby się wydostał przez otworek, zmuszony będzie pozbierać ziarnka maku, praca tego rodzaju zabawi go do północy, o której kury pieją, a duchy tracą swą wolność“.
W Wulce konińskiej nie wolno nawet patrzeć do grobu, ktoby doń zaglądał, umrze napewne. „Chcąc rozerwać miłość dwojga młodych, trzeba tylko przejść pomiędzy nich, gdy razem idą i sypać przytem popiołem z kości umarłego, a niezawodnie kochać się przestaną”. Martwiec czyli umarły to — w mnie-