Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —
rowie, uwolnieni więźniowie stali sparaliżowani widokiem tej straszliwej tragedyi. Serca wezbrały im żalem i łzy poczęły im spływać po ogorzałych policzkach łzy, których nawet się nie wstydzili. Przez chwilę panowało głębokie milczenie, aż w końcu dowódca oddziału opanował się i wystąpił naprzód.
— Przykro mi bardzo panie, ale obowiązek przedewszystkiem — rzekł drżącym głosem.
— Muszę go odprowadzić.
— Odprowadzić? dokąd?
— Do — do — do innej części fortecy.
— O! co to, to nie! Moja mama jest chora i muszę papę do domu zabrać. Objęła